Bardzo późno wróciłem do domu. Ostatnio życie dawało mi nieźle w kość i
zastanawiałem się, jak długo może to jeszcze potrwać. Czasami myślałem, że
popadam w depresję – miałem problemy z wykonywaniem prostych czynności,
począwszy od zrobienia sobie śniadania, a kończąc na tym, że wieczorem musiałem iść pod prysznic. Czułem się martwy. Potrafiłem godzinami leżeć w zimnej wodzie
i patrzeć na leniwe krople wody,
spływające z kranu. Na próbach, głosy moich chórzystek doprowadzały mnie do
szału .Wiedziałem, że to nie one spieprzyły, tylko ja. Nie byłem w stanie
zostawić spraw prywatnych w jednej sferze mojego życia – może i nawet świadomie
przerzucałem swoje niepowodzenie w małżeństwie na krąg pracy, znajomych i
zdrowie. Zacząłem siebie nienawidzić. Desperacja, nowa rzeczywistość, która
nieuchronnie się zbliżała, wzburzała we mnie lawinę paniki i niepokoju. Byłem
jak wrak, targany przez groźne i
niebezpieczne fale na otwartym morzu.
Czułem się zrujnowany
i to wszystko dlatego, że sam żyłem jako blagier i jebany hipokryta.
Z trudem wyrwałem się ze szponów lodowatej wody, która
otulała mnie nieprzyjemnie jeszcze kilka chwil temu. Z dreszczem na całym
ciele sięgnąłem po beżowy ręcznik i wytarłem nim twarz. Wtedy moją uwagę
przykuło lustro – a dokładnie moje odbicie. Złote włosy sięgały już łopatek.
Nawet nie zauważyłem kiedy tak szybko urosły. – Przydało by się przejść w końcu
do fryzjera – przeleciało mi przez myśl,
gdy dotykałem pojedynczych kosmyków włosów. Zmrużyłem oczy, przybliżając się do lustra. Oparłem dłonie o
umywalkę i przyjrzałem się swojej twarzy. Byłem przeraźliwie blady, a w
niektórych miejscach mogłem znaleźć popękane naczynka. Sięgnąłem do włącznika,
zapalając światła umiejscowione wokół lusterka. Moje zielone oczy były
podkreślone fioletowym odcieniem, a górna linia warg jakby przygasła. Opuszkami
palców dotknąłem swojego policzka. Kilka nowych zmarszczek przebiegało wzdłuż
kącików oczu, a kolejne kilka na czole i przy ustach.
I pomyśleć, że jeszcze tak niedawno miałem te naście lat.
Zarzuciłem na siebie wygniecioną piżamę i zszedłem do
kuchni. Miriam siedziała przy stole, wpatrzona w ekran telefonu, jak w diament
wart kilkanaście milionów. Za każdym razem, kiedy ją widziałem, doznawałem
jakiejś melancholii. Przypominałem sobie najszczęśliwsze momenty z naszego
życia, a potem wracałem do brutalnej teraźniejszości . – Już nigdy tak nie
będzie i nie miej nadziei na to, że cokolwiek się zmieni – pomyślałem
zdołowany. Nalałem wody do kubka i wypiłem ją jednym tchem.
Kątem oka spojrzałem na -jeszcze- moją żonę. Uśmiechała się
wyraźnie zawstydzona i z prędkością światła odpisywała na SMS-y. Żeby przez to całe ‘’zakochanie’’ nie
straciła głowy i nie zapomniała o dzieciach.
Bałem się o nie. Prawdopodobnie trafią zupełnie gdzie
indziej. Może nawet Miriam zmieni Ninie szkołę i mała będzie musiała od nowa
nawiązywać relację z rówieśnikami. Przecież to trauma dla dziecka. A Dimitr?
Wiem, jak bardzo jest do mnie przywiązany. Wytrzymałby beze mnie? Jest taki
wrażliwy, co on będzie musiał przechodzić, gdy mnie przy nim nie będzie.
- Długo? – wyrwał mnie słodki głos Miriam. Oparła głowę o
ramię i przypatrywała się mi.
- A co, przeszkadzam? Przecież ci nie zaglądam do telefonu,
więc nie wiem, z czym masz problem. Piszcie sobie co chcecie. – prychnąłem
wzruszając ramionami. Nalałem więcej wody i opróżniłem szklankę.
- Czy musisz być od razu taki oschły? – zapytała. Odłożyła
telefon, siadając naprzeciwko mnie. – Ostatnimi czasy nie wyglądasz najlepiej,
Ivo…
- Za to ty promieniejesz, Miri – uśmiechnąłem się słabo, myjąc
po sobie szklankę. Odłożyłem ją na półkę
i wytarłem mokre dłonie ręcznikiem. Pora iść spać – pomyślałem, dopiero teraz
odczuwając ciężar całego dnia.
- Widziałeś się w lustrze? Wyglądasz okropnie… nic nie jesz,
przestałeś dbać o siebie…
- Dziwisz mi się? – zapytałem.- Moja żona znalazła sobie o
15 lat młodszego mężczyznę i z nim chce ułożyć na nowo swoje życie. Zapomniała
o tych wszystkich chwilach, które przeżyła ze swoim mężem i tak po prostu chce
się rozwieść. Więc jak mam według ciebie wyglądać? Mam skakać z radości, że
moje życie wisi na włosku? Błagam cię. – spojrzałem na nią z politowaniem.
Martwi się o mnie? Jaki miły gest z jej strony. – Z resztą… nieważne, wiesz?
Idę spać.
- Ivo…
- Dobranoc. – odparłem twardo i poszedłem do salonu. Czwarta
noc z rzędu na kanapie. Wgramoliłem się pod koc i otuliłem się nim, próbując
zasnąć. Miarowo i spokojnie oddychałem, powoli pogrążając się w śnie – jedynym
świecie, w którym nie miałem żadnych problemów.
Wibracja. Leniwie otworzyłem oczy i w ciemnym pokoju
dostrzegłem świecący się ekran mojej komórki. Rany boskie, jest dwudziesta
druga! Ogarnij się człowieku. – rzuciłem bezmyślnie, narzucając na głowę
pościel. Jednak wibracje ponownie rozniosły się po salonie, zmuszając mnie do
wstania. Na wpół trzeźwy, ujrzałem kontakt Luisa. Ten dzieciak chyba się nudzi.
- Czego chcesz? – zapytałem. W końcu mnie obudził, więc
miałem nadzieje, że to nie jest żadna pierdoła, z która mógł poczekać do rana.
- Pomóż mi, proszę. Nie mam jak wrócić do domu – usłyszałem
szept. Luis wydawał się zdenerwowany. Westchnąłem. Nie miałem ochoty, ani siły
rozmawiać, a tym bardziej jechać po
niego aż do Leeds.
- Co się stało?
-Ten pojeb zamknął mnie w domu i zabrał wszystkie moje
rzeczy.Ledwo zdobyłem komórkę. Nie wiem, co mam zrobić, dziś znowu mnie pobił.
Nie mam do kogo się zwrócić, proszę, jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc…
- Zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina? Jutro
muszę iść do pracy, a ty dzwonisz w środku nocy i…
- Błagam cię, Ivo! –
rozległ się zdezorientowany głos chłopaka. Usłyszałem szmer w telefonie, a po
nim szybki oddech. Ktoś krzyknął w tle, zaczynając w coś uderzać. Momentalnie
się rozbudziłem. Szczerze, nawet zacząłem być przerażony, ponieważ głos w
słuchawce brzmiał strasznie, a co dopiero miał powiedzieć nastolatek, który
właśnie tam jest.
- Luis? Słyszysz mnie?
-…Z nikim..! – słowa wdarły się przez osłonę do rozmowy.
Podszedłem do kontaktu, zapalając światło w całym pokoju.
- Co się tam do diaska dzieje?- Kolejny krzyk. Prowadzili ze
sobą jakąś rozmowę – a przynajmniej tak mi się wydawało. Usłyszałem pisk
chłopaka, i doszło do mnie, że to przestało być zabawą. Luis wplątał się w złe
towarzystwo i teraz ktoś musiał mu pomóc się z niego wydostać.
- Luis, halo? Zbieram się, za 4 godziny powinienem być w
Leeds. Spakuj wszystkie swoje rzeczy i cierpliwie na mnie czekaj. Broń się jak
tylko możesz, rozumiesz? Halo, Luis? Napisz mi jego dokładny adres!
- Niech to szlag. – Luis zakończył rozmowę. Miałem cichą
nadzieję, że usłyszał wszystko, co mu powiedziałem i wytrzyma do czasu mojego
przybycia. Nie miałem chwili do stracenia. Wbiegłem na górę, do łazienki i
wyjąłem z kosza moje dzisiejsze ubrania. Założyłem je na siebie, nie
spostrzegając, że źle dopasowałem guziki. Złapałem za kluczyki od auta i po raz
kolejny pojechałem do Leeds.
Dlaczego tak w ogóle tam jadę? Czy to nie jest bezsensu?
Może za dwie godziny się pogodzą i okaże się, że przyjechałem na marne? Może to
tylko zwykłe zabawy, między znużonymi nastolatkami?
Złapałem się za głowę. Ivo, jesteś debilem, tyle ci powiem.
Luis nie żartowałby z takiej sytuacji. Jeżeli poprosił mnie o pomoc – muszę mu
jej udzielić. Czułem, jak ze strachu serce wali mi w piersiach, a zimny pot
znaczy nieznane ścieżki na moich plecach. W co on się wpakował… Ja też byłem
kiedyś tak głupi?
Nerwowo zerkałem na telefon. Zero wiadomości. Pierwsza myśl
podsunęła mi, abym do niego zadzwonił. Jeśli jednak przysporzę mu tym
problemów… Nie. Będę cierpliwie czekać, aż sam napisze.
W połowie trasy dostałem upragnionego SMS-a. Patrząc na
niezbyt ruchliwą drogę, zacząłem mu odpisywać, że jestem już niedaleko i wierzę
w niego tak mocno, jak wierzyłem przy jego pierwszym występie.
***
Nie znałem dokładnego położenia ulicy napisanej przez
chłopaka, dlatego szybko wpisałem jej nazwę w GPS. Byłem już na obrzeżach
miasta, wystarczyło tylko dwadzieścia minut, aby dotrzeć do celu. Przed oczami
miałem wiele okropnych scen pobicia z udziałem Luisa. Prawdopodobnie tylko ja wiedziałem, jak bardzo
ten człowiek jest kruchy, a myśl o stłuczonej, porcelanowej cerze, umocniła
mnie w przekonaniu, że robię dobrze, jadąc po niego. Niestety, czterogodzinna
droga dała mi się we znaki. Byłem ospały, jednak się nie poddawałem.
Skręciłem w boczną uliczkę o nazwie napisanej przez Luisa.
Były tu stare kamienice zmieszane z luksusowymi budynkami, w którym mieszkał
Ethan. Odkąd zobaczyłem go po raz pierwszy, wiedziałem, że nie wniesie do życia
Lu nic dobrego.
Zaparkowałem samochód w wolnym miejscu, aż naszła mnie jedna
myśl. Mianowicie, co mam zrobić? Zapukać i przeprosić, że nachodzę mieszkańców
tego domu o tak późnej porze, ale robie to tylko dlatego, że jakiś gówniarz
właśnie znęca się nad drugim człowiekiem? Czy wyważyć drzwi i bez skrępowania przywalić w ryj Ethan’owi?
Wiedziałem, że tracę niepotrzebnie czas zastanawiając się nad tym, jednak
dopiero teraz doszło do mnie, jaki jestem bezmyślny.
Wyjąłem klucz ze stacyjki i umiejscowiłem go między swoimi
palcami, na wszelki wypadek. Mężczyzna mógł być agresywny, a nie chciałbym aby
mi się oberwało. Wyszedłem z samochodu, wbiegając do budynku i desperacko
poszukując numeru mieszkania 43. Gdy dobiegłem do lokum, dostałem zadyszki, a
kilka moich kości strzeliło. Uderzyłem
energicznie kilka razy w drzwi, próbując dostać się do środka. Najpierw
usłyszałem szmer, a potem krzyk.
- Ivo! To ty?!
- Tak. Nic ci nie jest? Co się właściwie dzieje?- zapytałem,
wystraszony. Głos Luisa wcale mnie nie uspokoił.
- Ethan gdzieś wyszedł i zamknął mieszkanie. Nie wiem, jak
mam stąd wyjść. Próbowałem otworzyć zamek, jednak nic nie pomogło!
- Dlaczego nie zadzwoniłeś na policję? – zapytałem,
przykładając ucho do drzwi. Mimo dobrego słuchu, ledwo rozpoznawałem słowa
wypowiadane przez chłopaka.
- Nie dzwoń na policję , błagam! Po prostu zabierz mnie
stąd.
- Zabiorę cię. Obiecuję. Spakowałeś wszystkie rzeczy?
- Tak.
Oparłem głowę o chropowatą powierzchnię. Co mam teraz
zrobić? Luis jest zamknięty w środku, nie ma praktycznie żadnej drogi ucieczki.
Zamyśliłem się, próbując na coś wpaść, gdy usłyszałem, że ktoś wchodzi do
budynku.
- Luis…- szepnąłem, czując jak adrenalina zaczyna krążyć w
moich żyłach.- Słyszysz mnie?
- Tak… co się dzieje?
- Ethan wchodzi na górę. Gdy otworzy drzwi, przytrzymam go,
a ty uciekaj do mojego samochodu. Drzwi będą otwarte. Zaczekasz tam na mnie, a
teraz ukryj się gdzieś
- Co zamierzasz?
Nie odpowiedziałem. Wyjrzałem lekko za barierkę – delikwent
był pod wpływem alkoholu. Bardzo głośno wchodził po schodach. Zdawało mi się,
że słyszę nawet dźwięk obijających się o
siebie butelek piwa. Na palcach wspiąłem się na półpiętro, chowając ciało w
całkowitym mroku. Ethan był pijany, więc miał ograniczony czas reakcji. Wystarczyłoby,
że odpowiednio zbiegłbym po schodach, w momencie, gdy drzwi by się otworzyły i unieruchomiłbym go, a wtedy Luis
miałby otwartą drogę ucieczki.
Serce biło mi jak oszalałe. Gość był coraz bliżej, a ja,
czterdziestoletni facet bawiłem się w głupie podchody. Mogłem zadzwonić na
policję i byłoby po problemie, ale nie – posłuchałem się dzieciaka i teraz mogę
oberwać. Był coraz bliżej. Słyszałem jego kroki i brzdęk kluczy. Delikatnie wychyliłem
głowę, chcąc zaatakować go w odpowiednim momencie. Ethan miał problem z
trafieniem do dziurki, jednak po chwili usłyszałem upragniony dźwięk
przekręcającego się zamka. Drzwi otworzyły się, a ja pod wpływem impulsu,
zbiegłem ze schodów i cisnąłem nim w ścianę.
- Luis, uciekaj!
Kropla potu spłynęła mi po czole. Mężczyzna szarpnął się
gwałtownie, a Luis wybiegł z mieszkania.
Chłopak odepchnął mnie od ciebie, a ja znów zaatakowałem. Dopiero,
gdy drzwi do klatki się zamknęły,
uznałem, że Luis jest już bezpieczny. Gorzej, że ja nie byłem.
Choć mężczyzna był pijany, nie mogłem powiedzieć, że był
słaby. Natychmiast wyrwał się z moich ramion i uderzył mnie w żebra. Na moment
zrobiło mi się niedobrze a nawet zadławiłem się własną śliną, jednak następny
atak odparowałem. Kiedy ja ostatni raz się biłem? W liceum?
Zaczęliśmy się szarpać. W akcie obrony, musiałem uderzyć go
w twarz. I choć przez ostatnie wydarzenia, byłem osłabiony i wiotki, ten cios okazał
się strzałem w dziesiątkę. Chłopak upadł na podłogę, w swoim przedpokoju, a ja
korzystając z okazji, zacząłem zbiegać
ze schodów. Szybkim krokiem dorwałem się do samochodu i wsiadłem za kierownicę.
Luis siedział z tyłu, drżąc ze strachu. Odpaliłem wóz i jak najszybciej
odjechałem z tego parszywego miejsca. W lusterku dostrzegłem jedynie ciemną
sylwetkę Ethan’a wybiegającego na jezdnię.
- Dziękuję że przyjechałeś… myślałem, że już po mnie. –
zaśmiał się nerwowo, nie wiedząc zupełnie co zrobić ze swoim ciałem.
Nieświadomie dotykał dłońmi wszystkich rzeczy wokół siebie, a jego noga śmiesznie
podrygiwała.
- To jest ostatni raz, kiedy robię coś takiego. Nigdy o nic
mnie nie proś, nie błagaj, bo ja, kurwa, nie mam zamiaru tracić czas, pieniądze
i swoje zdrowie na nieodpowiedzialnego gówniarza, któremu wydaje się, że jest już
dorosły i sam może za siebie odpowiadać. – warknąłem, czując narastający gniew.
Chłopak nie odpowiedział. Spuścił głowę, najwidoczniej przez
swoją głupotę.
- Masz rację – usłyszałem, gdy szeptał coś pod nosem – Masz całkowitą
rację. – powtórzył tym razem głośniej. Podniósł wzrok na moją skromną osobę –
No, powiedz to jeszcze raz. Zjebałem, to chciałeś usłyszeć? Że mimo wszystko nadal
jestem dzieckiem? I powinienem wpierw skupić się na szkole, a nie na imprezach,
ćpaniu i facetach?
Odwróciłem się do niego, i z chamskim uśmieszkiem
powiedziałem:
- W końcu to zrozumiałeś?
- Nienawidzę cię…
- Jeszcze jedno słowo, a do Londynu będziesz wracał na
piechotę.
- Cofam to.
- Co powiesz matce? Na temat tych siniaków? W ogóle, miałeś
z nią jakiś kontakt?
- Pisała mi tylko SMS-y dotyczące przelewów na konto, nic więcej.
- I tylko tyle? Co z niej za matka…
- Nie widzisz? – uśmiechnął się słabo, już się uspokajając.
Oparł głowę o siedzenie, patrząc gdzieś za okno.
Do końca podróży, o nic więcej go nie pytałem.
Odwiozłem go pod sam dom. Luis nie wydawał się przejmować
opinią matki na temat ran na twarzy. Na jego miejscu, po tak męczących
zdarzeniach, również niewiele by mnie
obchodziło. Zmęczony, zajechałem do domu, z nadzieją, że pośpię chociaż godzinę
ale niestety, szybko się przeliczyłem. W momencie wejścia do salonu, mój budzik
lezący na stole zadzwonił, wyświetlając na ekranie godzinę szóstą rano.
Miałem ochotę się rozpłakać.
Łoo~! Zabiłaś mnie tym rozdziałem! (*^_^*) Nawet jakie szczęście mam wpadając na twojego bloga! Dosłownie! Normalnie siedze sobie taka znudzona i nagle mam pomysł aby poszukać jakiegoś ciekawego yaoi i tak trafiłam tutaj! \(☆o☆)/
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania: Bardzo mi się podoba naprawdę miałaś świetny pomysł co do fabuły, a wykonanie w prost CUDNE! (*^ω^*)
Jako tako uwag nie mam... błędów też nie znalazłam... a postacie cudownie przedstawione! (*^_^*)
Najbardziej chyba polubiłam Luisa (dobrze odmieniłam? ◑ˍ◐) jest bardzo fajną i ogólnie trochę problemów postacią, ale ja takie lubię więc u know (^_^)
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! Naprawdę zbyt mocno mnie zaintrygowałaś przez co cały czas myślę o tym co wymyślisz w następnym rozdziale! (*^_^*)
No nic będę czekać -.-
Ps: w wolnej chwili zapraszam na mojego bloga~
daejae-opowiadania.blogspot.com
Pozdrawiam i życzę weny!
XRianX
Jeju, jaki długi komentarz ;o Nie no, jestem szczerze zdziwiona xD Nie miałam pojęcia, ze komuś to aż tak może się spodobać, a tymczasem mam was coraz więcej! Dziękuję, za tak ciepłe słowa! Obiecuję się starać i dodawać rozdziały co niedzielę hehe :D
UsuńDziękuję za link! Na pewno zajrzę ^w^
Kurczę, miałam wrażenie, że sama jestem na miejscu zdarzenia. Cudownie opisujesz wszystkie akcje! Naprawdę można się wczuć i jest to niesamowite. Rozdział prawdę mówiąc niedługi, ale ucieczka opisana w nim - perfekcyjna. Życzę standardowo chęci do dalszego pisania!
OdpowiedzUsuńNo, nie przesadzajmy z tą cudownością XD Jak zwykle, dziękuję za wiarę i napędzanie mnie do roboty! Mam nadzieję, że w tym tygodniu znajdę czas na pisanie :_; Kocham <3
UsuńCzekam na kolejny rozdział! <3 Ten trochę był krótki,ale jak zawsze wspaniały ^^ Strasznie mnie zaintrygowałaś tym opowiadaniem i zawsze wchodząc tutaj mam nadzieję że jest nowy rozdział! A tak poza tym mam pytanie trochę dziwne XD Opowiadanie które piszesz zakończy się? Czy będziesz pisać długo,długo? :> Wiem że dziwne pytanie i chyba nie ujęłam go tak jak chciałam,ale trudno XD Życzę żebyś miała pomysły na kolejny rozdział^^
OdpowiedzUsuńWiem, przepraszam! Ale wena mnie opuściła na dłuższy czas w ostatnim tygodniu i tyle co naskrobałam, tyle wstawiłam ;< Czy się zakończy? Jasne, że tak. Każda historia kiedyś w końcu się skończy. Na chwilę obecną przewiduje 20 rozdziałów, może ciut wiecej :D Dziękuje za wiarę <3
UsuńI co ja będę czytać jak się zakończy Twoja opowieść XD Serio Twój blog mnie wciągnął na maksa ;-; Ale mam nadzieję że będziesz pisać również inne opowiadania i to YAOI XD Nie ma za co <3
UsuńHahahaha, jest wiele innych blogów, których autorzy piszą o niebo lepsze opowiadania :D Ale dziękuję <3 Jutro postaram się wrzucić kolejny rozdział :D
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńnomi Ivo przyjechał choć chciałabym, aby ich relacje były cieplejsze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńdobrze, że Ivo przyjechał, choć te relacje mogły by być cieplejsze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ach Ivo przyjechał choć mógłby być milszy i te ich relacje mogły by być cieplejsze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza