niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział IX


- Co to jest? – zapytałem, zmywając naczynia po kolacji. Miriam położyła teczkę na stole, krzyżując ręce.
- Pozew  o rozwód – odparła oschle. Miała kamienną  twarz. Patrzyła  na mnie z wyrzutem, jakbym sprawiał jej problemy od początku naszego małżeństwa. Przełknąłem ślinę, ale nic nie powiedziałem. Wziąłem ścierkę i wytarłem swoje mokre dłonie. Podszedłem do teczki – otworzyłem ją, zaczynając przeglądać papierki. Miło było z jej strony, że uzasadniła to obustronną winą, ponieważ byłem przekonany, że zrzuci wszystko na mnie.
- Próbowałam to naprawić.  – szepnęła, odwracając głowę. Dłońmi wskazała swój brzuch. – Ale jak widać bezskutecznie. Poza tym…
- Wiem. Zdążyłem przeczytać. Skąd wiedziałaś?
- Jestem kobietą. Takie rzeczy się czuje, Ivo.
- Rozumiem. Myślałem, że dobrze się z tym kryłem. – uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. -  Z resztą, ty sama…
- Wiem. Znalazłeś jego dowód w naszym domu.
- Często tu bywał?
- Całe dnie, jak byłeś w pracy.
- A dzieci? Widziały to wszystko?
Kobieta westchnęła ciężko. Przetarła twarz dłońmi, zmęczona rozmową.
- Już od dawna je przyzwyczajałam.
- Przyzwyczajałaś je, aby mówiły do niego ‘’Tato’’?
- Coś w tym stylu.
Parsknąłem. Nie kryłem w chwili obecnej rozbawienia. Rzuciłem teczkę na blat, tak, że wszystkie szklanki się zatrzęsły, a jedna nawet wywróciła się i z hukiem spadła na podłogę.
- Ma pracę? Czym się zajmuje? Kim właściwie jest ten człowiek? – zapytałem, patrząc na podłogę. Ściskałem palce na swoim biodrach.
- Pracuje w teatrze… Poznałam go już dawno temu, rok, dwa… A spotykamy się od niespełna 6 miesięcy. Skoro znalazłeś jego dowód, powinieneś wiedzieć, że nazywa się Victor Rochester.
- W teatrze? To jakaś kpina – nie mogłem uwierzyć w jej słowa. Przeczesałem swoje włosy i z niedowierzaniem patrzyłem na żonę.
- Ty sam nie byłeś w lepszej pozycji, w jego wieku…
- Ale ja nie miałem do wychowania dwójki dzieci, kochana. Właśnie, co z dziećmi, co z naszym domem?  On tego  nie udźwignie, zdajesz sobie sprawę? Ty  faktycznie, może znajdziesz pracę, ale dopiero za dwa lata.
- Alimenty…
- Sąd nie odda ci dzieci pod opiekę, Miriam. Nie masz pracy, on zarabia grosze, jako marna aktorzyna. Będziecie mieć trójkę MOICH dzieci i nie sądzę, aby sąd się nad tobą zlitował. Moje alimenty niewiele ci w tym pomogą. I rzeczą logiczną jest to, że nie pozwolę ci ich zabrać.
- Dzieci muszą być przy matce…
- Przy ojcu też.
- Więc, nie załatwimy tego pokojowo?
- Wygląda na to, że nie.
 Miriam zacisnęła usta w wąską linię. Chciała mnie zostawić dla niedojrzałego gówniarza.
- Te 17 lat, nic dla ciebie nie znaczy, prawda?- zapytałem, czując się upokorzony.
- Znaczą tyle samo, co dla ciebie. Nie widzę już sensu dłużej tego ciągnąć.
- Jestem takiego samego zdania. – skłamałem. Moje serce pękło. Nawet odczuwałem śmieszne wrażenie, że krew spływa po moich organach.
- Dom sprzedamy. Ja przeprowadzę się do Victora, a Ty… coś sobie znajdziesz. Jesteś zaradnym facetem.
Nawet nie odpowiedziałem. Wziąłem płaszcz  i bez słowa, wyszedłem z domu.
Zajrzałem do baru o nazwie  Blue Sky. Była to już stara piwiarnia, jeszcze za czasów studenckich, przychodziłem tutaj z kolegami na relaksujące piwo po testach.  Usiadłem przy barku i zamówiłem kolejkę. Miałem wrażenie, że to wszystko było tylko i wyłącznie moją winą. Że sytuacja, która zaistniała, była spowodowana moimi złymi wyborami życiowymi.  Wypiłem zawartość szklanki, czując jak zimna ciecz łagodzi moją złość. Poprosiłem o jeszcze jedną. I o następną. I jeszcze następną. I jeszcze następną następnej, doprowadzając się do pijaństwa. Poczułem wibrację w kieszeni płaszcza. Z nadzieję, że Miriam zlitowała się nad moim losem i zadzwoni. Niestety, był to tylko SMS od Luisa. Odczytałem go i potraktowałem go tak samo, jak on mnie.
Jasne, że nie miałem teraz głowy, aby się nim przejmować. Sam zgotował sobie ten los, podobnie, jak ja swój.
- Nie za dużo pan dzisiaj wypił?  To będzie 14 kolejka jak nic!– zagaił barman. Uśmiechnąłem się tylko kpiąco, sugerując, żeby zignorował mnie i polał. Mężczyzna niechętnie spojrzał na moją skromną osobę, mrucząc tylko pod nosem – Nie wiem, jak pan upora się z drogą powrotną…

Pamiętnik nastolatka

Po tym, co zaszło między mną, a Ethanem, wszystko wróciło do normy. Chłopak opatrzył moje rany, choć protestowałem i wyrywałem się ze strachu. Zrozumiał. W ramach przeprosin, cały dzień skakał wokół mnie. Zamówił pizze, dużo piwa i rozmasował moje obolałe plecy. Zachowywał się jak anioł i widziałem, że mu zależy, a tamta sytuacja była tylko jednorazowa i przebiegła pod wpływem impulsu i moich nieuzasadnionych oskarżeń.

Na początku, z trudem mogłem się do niego przytulić. Jego działania odbiły się na moim zdrowiu psychicznym, więc pocałunek w czoło lub zwykły dotyk z zaskoczenia, powodował u mnie mały atak serca. Jednak on był całkowicie cierpliwy.

Wybaczyłem mu dopiero dwa dni od nieprzyjemnego zdarzenia. Miałem z tym sporo problemów, to normalne. Jednak nic nie zastąpi delikatnego wtulenia się w osobę, którą się kocha.
Pewnego ranka doszło do mnie, że nie było mnie w szkole od dwóch tygodni. Przez SMS dowiedziałem się od matki, że mam powoli zbierać swoją dupę i wracać do domu. Przez chwilę patrzyłem na numer do Ivo, jednak szybko o nim zapomniałem. Tak szybko, jak on zapomniał o mnie.

Postanowiłem, że zostanę na jeszcze kilka dni – dopóki ślady, które miałem jeszcze na twarzy nie znikną  całkowicie.


                                                                  ***

- O której mają przyjść? – zapytałem, układając wielkie poduszki na podłodze. Uwielbialiśmy z Ethan’em je rozkładać i pieprzyć się na nich albo po prostu leżeć i palić fajkę za fajką.
- Zaraz powinni być. Trzeba skoczyć po piwo i zamówić pizze. W lodówce są sałatki, które zrobiłem, weź je i poustawiaj na stole.
Tak jak poprosił, tak zrobiłem. Rozstawiłem mały stolik przy ścianie i w czasie, gdy Ethan kupował alkohol, ja ustawiałem żarcie.
- Witaaamyyy! – odwróciłem się w stronę drzwi. Lidia wbiła z siatkami do pokoju, z uśmiechem demonstrując litry piwa, które przytargała na 4 piętro.- Mamy cały asortyment, więc możemy bawić się do białego rana! – dodała z entuzjazmem i położyła wszystko na blacie w kuchni.  James i Mark spojrzeli na nią z politowaniem, a tuż za nimi, do domu wszedł Ethan. Wybuchłem śmiechem, widząc jego zdziwioną twarz. Najwidoczniej nie spodziewał się, że  jego znajomi zajmą się ekwipunkiem.
- To co, najpierw palimy, no nie? – zapytała, rzucając swoje anorektyczne ciało na poduszki. Wyjąłem paczkę papierosów z kieszeni i podałem jej jedną. Mężczyźni, również usiedli wokół, prowadząc ożywione rozmowy.
- Proszę – odparłem z uśmiechem, jednak dziewczyna delikatnie przekrzywiła głowę.
- Nie to miałam na myśli…
Zacisnąłem wargi. Wszyscy teraz patrzyli na mnie, a ja wpatrywałem się w Ethana.
- Nie zapalisz z nami?
- Nigdy nie paliłem. I nie wiem czy chce – mruknąłem, czując się niezręcznie. Będąc w takim towarzystwie czułem się jak laik. James uśmiechnął się tylko ciepło – Nie masz się czego obawiać. Z nami, nic ci nie grozi. Poza tym, to jest całkowicie nieszkodliwe, a bardzo poprawia humor.
Zamyśliłem się. Mam teraz okazję spróbować czegoś, czego nigdy nie próbowałem, więc po dłuższej chwili, zgodziłem się na ich propozycję. Usiadłem wygodnie na fotelu, widząc jak Ethan z Lidią skręcają blanty, by potem móc puścić je w obieg.
- Przytrzymaj w płucach do 8 sekund – doradził, a ja zaciągnąłem się ziołem. Dym zadrapał mnie w gardło i spowodował , że zabrakło mi tlenu. Odchrząknąłem głośno, skrzywiając się. Coś w mojej głowie zaszumiało. Wszyscy zaczęli się śmiać, zaciągając się coraz nowszymi blantami. Poczułem, jak każdy mój mięsień się rozluźnia, jak obraz zaczyna się wyostrzać i rozmazywać. Byłem taki lekki, dosłownie jak piórko. Wpuściłem do swojego krwioobiegu większa dawkę  i oparłem głowę o siedzenie. Moje ciało powoli się unosiło, miałem wrażenie, że jestem zupełnie w powietrzu – jakbym lewitował. Złapałem się pufy, ze strachu.

Głupio było by wylecieć przez okno, no nie?

Syk otwieranego piwa rozniósł się po mieszkaniu. Zaczęliśmy pić, wygłupiać się i rozpieszczać nawzajem. Lidia siedziała na stoliku, obejmując w pasie James’a.  Muzyka rozbrzmiewała w całym domu, napędzając mnie do tańca. Skakałem jak debil w rytmie piosenek. Euforia kompletnie omiotła mój umysł. Mark uśmiechnął się w moją stronę, otwierając kolejny czteropak piwa. Spojrzałem na Lidię. Dziewczyna złapała mnie za ramiona, ciągnąc w stronę balkonu. Przyglądając się jej dołeczkom na policzkach, dopiero teraz spostrzegłem, jaka jest piękna.
Zimny wiatr rozwiał moje włosy. Oparłem się o barierkę, zapalając papierosa, którego dostałem od blondynki. Przypominała mi kogoś. Już gdzieś widziałem ten piękny, złoty kolor…

Przed oczami mignął mi rozmazany obraz wysokiego mężczyzny, z włosami spiętymi w śmieszną kitkę.

Ivo…

- Żyjesz? – zaśmiała się, oblizując swoje usta. Poprawiła dekolt w swojej bluzce i patrząc tymi błękitnymi, wielkimi oczkami, oczekiwała na moją reakcję.
- Hę? – zawiesiłem się. Cały świat zaczął wyglądać inaczej. Światła latarni zrobiły się szare, gwar na ulicy przycichł, a gwiazdy na niebie kompletnie znikły.
- Nie mieszaj mu w głowie, Lidka – poczułem, jak ciepły oddech mężczyzny, zaczyna pieścić moją skórę na ramieniu. Zerknąłem na postać. Ethan, objął mnie w pasie i złożył kilka pocałunków na mojej szyi.  Blondynka, tylko gestem pokazała, że wychodzi i sami zostaliśmy na balkonie.
- Nie mogę się tobą nacieszyć, wiesz?... – usłyszałem. Dłonie, przeleciały wzdłuż mojego ciała, wywołując przyjemne dreszcze. Wydawało mi się, że pocałunki są gorętsze i bardziej namiętne. Może to wina Mary Jane? Wszystko odczuwałem intensywniej niż zwykle. Przymknąłem oczy z rozkoszy, którą dawał mi mężczyzna. Jego dłoń, była już w moich spodniach, a ja nawet nie zwróciłem uwagi na to, jak mgnie w tamtym kierunku.  Długie włosy, okryły moje ramiona. Czułem ich delikatne łaskotanie na swojej skórze. Zimna noc już całkiem zapadła w niepamięć. Z rozpiętymi spodniami, przytrzymywałem się barierki…

Długie włosy…

Jęknąłem, czując jak Ethan wbija się w moje ciało. Mężczyzna zakrył moje usta, nie chcąc, bym swoim zachowaniem obudził sąsiadów. Wygiąłem się delikatnie w łuk, pozwalając penetrować swoje wnętrze.

Wyciągnąłem dłoń, wplątując palce we włosy. Rozmasowałem subtelnie skórę głowy opuszkami, a potem przeciągnąłem ręką po całej ich długości.

To nie Ethan.

 Jak poparzony, wyrwałem się z uścisku obcego. Zakręciło mi się w głowie, wiec musiałem przytrzymać się barierki. Spojrzałem w stronę mężczyzny i poczułem, jak serce oszalałe wali w mojej piersi.

Przede mną stał Ivo.  Co prawda, obraz był rozmazany, ale podświadomie wiedziałem, że to on. Uchyliłem usta, chcąc cos powiedzieć, ale nie dałem rady. To nie możliwe. On nie mógł tutaj być.
W rozpiętych spodniach wbiegłem do salonu. Mark pił kolejne piwo, James namiętnie całował się z Lidią. Zdezorientowany odwracałem się w każdą stronę. Zacząłem się kręcić, nie potrafiąc uspokoić swojego tętna. Wszystko robiło się niewyraźne, obrazy zaczęły plątać się w moim umyśle.
Lidia, Mark, James, Ivo. Mark, Ivo, Lidia, James. James, Mark, Lidia, Ivo.
Przez to całe zamieszanie zrobiło mi się niedobrze. Widziałem tylko cztery osoby, ich obraz, który zmieniał się coraz szybciej i szybciej. Od  tego zawirowania, zrobiło mi się tak ciężko na żołądku, że cała pizza, którą wcześniej zjadłem, wylądowała na podłodze. Zimne drgawki i pot, spływający po moich plecach oraz liczne skurcze mięśni spowodowały, że następny obraz, który zobaczyłem, był czarny.


                                                                ***


- Coś ty mu zrobił?! – jęknęła, upadając na podłogę, obok wymiocin. Ujęła bladą twarz Luisa, próbując zbadać tętno.
- Zioło i alkohol tak na niego podziałało? – Mark, odłożył piwo, jakby brzydził się , że spotka go do samo, co młodego chłopaka.
- Nie tylko to…- wytrącił Ethan. – Wrzuciłem mu LSD do piwa. Nie było papierków, więc zdecydowałem się kupić kilka pastylek.
- Mają tabletki? – zaskoczony chłopak w koszuli i nieśmiertelniku, szczerze zaintrygowany, spojrzał na czarnowłosego mężczyznę.
- Czy ty zwariowałeś? JAMES! Dzwoń po karetkę!
- Nie oddycha?
- Oddycha, baranie jeden, ale na pewno przyda mu się pomoc lekarza!
- Nigdzie nie dzwoń. Jeżeli przyjedzie tu karetka, to i przyjadą psy, a wtedy nas zamknął – wtrącił Ethan. Stał oparty o barek i patrzył na Luisa. Wydawał się nie poruszony faktem, że jego kochanek leży  nieprzytomny na podłodze wśród wymiocin.
- On ma rację, Lidio. Nie możemy ryzykować… - szepnął James, kładąc rękę na ramieniu blondynki. Kobieta spojrzała na wszystkich, nie dowierzając w to, co słyszy.
- A… a jeżeli umrze? – jęknęła, ale już ciszej. Wszyscy popatrzyli po sobie, wiedząc już, jaka będzie odpowiedź.
- Wtedy zrobimy to samo, co zrobiliśmy z Leo…


                                                                ***


Obudziłem się w łóżku z bólem całego ciała. Byłem strasznie głodny, czułem, że muszę iść też do toalety. Ledwo uniosłem się z materaca i chwiejnie podszedłem do drzwi. Cały salon był zawalony śmieciami – od butelek i puszek po piwie, po zwaloną doniczkę z kwiatami. W środku tego syfu, siedział Mark i Ethan. Obaj grali w gry na Playstation, zaś Lidia zaspana leżała na kanapie. Gdy tylko mnie zobaczyła, zerwała się na równe nogi i podbiegła do mnie.
- Jak się czujesz? – zapytała, uważnie mi się przyglądając.
- Jestem głodny – mruknąłem, marszcząc brwi. Dziewczyna ujęła moją twarz , patrząc mi prosto w oczy.
- Zaraz dam ci coś do jedzenia. – sprawdziła moją temperaturę ciała i uśmiechając się, jakby z ulgą, odeszła w stronę  barku.  Wzruszyłem ramionami i podszedłem do Ethan’a, wtulając się w niego.
- Luis, nie teraz, nie widzisz że gram? – parsknął zdenerwowany. Dobra, przepraszam, skoro gra jest ważniejsza ode mnie. Ze złym humorem poszedłem do Lidii, która odgrzewała mi wczorajszą pizze.
- Nie spałaś całą noc?
- Nie dałam rady. Wszyscy poszli już do łóżek koło 4 rano, a ja siedziałam sama. – wzruszyła ramionami, wiedząc, ze nic nie mogła na to poradzić. Podała mi talerz i usiadła na krześle barowym, ziewając ze zmęczenia.
Spojrzałem na jedzenie. Mimo, że byłem mega głodny, myśl o pizzy przyprawiała mnie o nudności. Zastanawiałem się, co właściwie się działo. Nie mogłem nic sobie przypomnieć, co mnie cholernie frustrowało. Ugryzłem tylko kęs i stwierdziłem, że nie dam rady.  Chciałem zagadać do Lidii, ale dziewczyna już słodko spała, z głową na blacie. Mój własny chłopak nie zdawał się być mną zainteresowany, więc wziąłem komórkę i poszedłem do łazienki. Głowa nadal mnie bolała, uznałem też, że powinienem znaleźć w swojej torbie tabletki.

‘’Dzwoń po pogotowie’’

Stanąłem. Po co ktoś miałby dzwonić po pogotowie? Oparłem się ze zmęczenia o framugę drzwi, próbując sobie przypomnieć dzisiejszą noc. Przecież nikomu nic się nie stało.
Przemyłem twarz zimną wodę i poczułem chwilową ulgę. Miałem odruchy wymiotne za każdym razem, kiedy pomyślałem o kawałku pizzy leżącej w kuchni. Doprowadziłem się do porządku i wróciłem do salonu. Mężczyźni nadal byli zajęci grą, więc usiadłem na jednej z puf i przysnąłem na moment.

‘’ Zrobimy z nim to samo, co z Leo’’.

Co mogliby zrobić? Te myśli nie dawały mi spokoju, nawet nie wiedziałem, skąd wzięły się w moim umyśle. Postanowiłem zapytać o to Ethan’a i Mark’a.
- Kto to Leo?
- Dlaczego pytasz? – obaj spojrzeli po sobie tak, jakby mieli cos do ukrycia. Zdawali się być wystraszeni. Mark momentalnie zbladł, a rysy twarzy Ethan’a się wyostrzyły.
- Nie znamy nikogo takiego – odparł, przeczesując swoje czarne włosy. Odwrócił wzrok w stronę telewizora, wznawiając grę.
- Skoro zapytaliście, dlaczego pytam,  to musicie znać kogoś takiego. – wypaliłem, wstając z pufy. Lidia przebudziła się i wystraszona, patrzyła na mnie błękitnymi oczami.
 - Nie interesuj się. – Ethan wstał gwałtownie z poduszek i podszedł do mnie. Miał rozszerzone źrenice, więc miałem podejrzenie, że rano również zapalili.
-  Zemdlałem wczoraj, prawda? Rozmawialiście o jakimś Leo i o tym, co mu się stało. Później skwitowaliście to jednoznacznie, że zrobilibyście to samo, co jemu. Więc , jeżeli bym się nie obudził, to co byście ze mną zrobili?
- Wyjdźcie. Mark, zabierz Lidię, i to natychmiast.
- Ethan… - dziewczyna spojrzała na chłopaka, odciągana przez Mark’a w stronę wyjścia. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem i wtedy zostałem sam na sam z Ethan’em.
- Czasami mam wrażenie, że jesteś zbyt dociekliwy i nachalny. Nie lubię takiego szczeniackiego zachowania, dlatego chciałbym cię go oduczyć.
- Ukrywasz przede mną wiele rzeczy. Zawsze czepiasz się mnie o wszystko, a ty sam nie jesteś idealny.
Zatrzymałem cios ,skierowany prosto w moją twarz, jednak to nie wystarczyło.  Druga pięść uderzyła mnie w policzek, przez co straciłem równowagę i potknąłem się butelkę, leżącą pod moimi nogami. Upadłem na podłogę, widząc ciemne plamy przed oczami. Poczułem, jak Ethan okrakiem usiadł na moich biodrach okładając mnie gdzie popadnie. Próbowałem się bronić, lecz zważając na mój stan, nie miałem najmniejszych szans. Przypomniałem sobie naszą pierwszą kłótnię, która miała miejsce kilka dni temu.
Kiedy skończył, wkurwiony wyszedł z domu, zamykając mnie na klucz. Leżałem na podłodze, w kałuży krwi, która ciurkiem płynęła z nosa.  Nie mając siły, postanowiłem zostać w tej pozycji na dłuższą chwilę. 
Czy tak ma wyglądać cena mojej wolności?
Czy nie płacę zbyt wiele? Wyobrażałem sobie to zupełnie inaczej…
Wytarłem krew rękawem swojej bluzy i chwiejąc się, wstałem na równe nogi. Nie mogę dłużej tu być. Muszę wrócić do domu. Poszedłem do sypialni i wziąłem swoją torbę. Zacząłem układać w niej wszystkie swoje prywatne rzeczy.  Wziąłem swój portfel, chcąc obliczyć koszta biletu do Londynu i ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że nie miałem przy sobie żadnych pieniędzy, choć pamiętałem, że pobierałem wyciąg z konta. Czy Ethan mógł zabrać moje oszczędności? Zostawiłem portfel na szafce, zaczynając rozglądać się za komórką, której również nie mogłem nigdzie znaleźć. Szukałem w całym domu, przejrzałem wszystkie miejsca, gdzie mogłem ją zostawić. Byłem przekonany, że chłopak przewidział dzisiejszą sytuację i zabrał mi wszystko, co mogło mi pomóc w ucieczce.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak czekać na jego powrót.


                                                                ***


Ethan wrócił zalany w trupa późno wieczorem. Przez cały dzień byłem odcięty od świata. Starałem się go niczym nie denerwować – siedziałem po prostu grzecznie w salonie i obserwowałem go. Najprawdopodobniej moją  komórkę miał w spodniach. Poczekałem kolejną godzinę, aż Ethan zawlecze swoją dupę do łóżka i zaśnie. Na palcach, przemknąłem przez sypialnie. Kształt telefonu widniał w jego prawej kieszeni, więc subtelnie wyjąłem ją z tego miejsca. Udałem się w bezpieczniejsze miejsce, czyli do łazienki.
Nie wiedziałem, co mam zrobić. Miałem teraz szansę, ale nie wiedziałem do kogo mógłbym zwrócić się o pomoc. Matka odpada, Ivo…

Nie miałem czasu na zastanowienie. Wybrałem numer nauczyciela i zadzwoniłem do niego. Odgłos łączenia dłużył się niesamowicie. Bałem się, że Ethan zaraz się obudzi i zrobi kolejną awanturę.  Spojrzałem na godzinę w telefonie. Już dawno było po 22 więc było możliwe, że Ivo po prostu już śpi. Zadzwoniłem jeszcze raz. Po paru sygnałach, usłyszałem lekko zachrypnięty głos profesora.
- Czego chcesz?
- Pomóż mi, proszę. Nie mam jak wrócić do domu.
- Co się stało?
- Ten pojeb zamknął mnie w domu i zabrał wszystkie moje rzeczy. Ledwo zdobyłem komórkę. Nie wiem co mam zrobić, dziś znowu mnie pobił. Nie mam do kogo się zwrócić, proszę, jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina? Jutro musze iść do pracy, a ty dzwonisz w środku nocy i…
- Błagam cię, Ivo! – wrzasnąłem do słuchawki. Zdołałem usłyszeć skrzypienie łóżka. Czyli Ethan usłyszał mój krzyk.
-  Z kim rozmawiasz? – usłyszałem zapity głos zza drzwi. Kropla potu spłynęła mi po czole.
- Luis? – szepnął Ivo.
- Z nikim! – odparłem, nieświadomie oddalając się od drzwi.
- Nie jestem idiotą. Zabrałeś komórkę z mojej kieszeni. Wyłaź z tej zasranej łazienki! – wrzasnął na całym dom i zaczął szarpać za klamkę.
 Ivo coś mówił, ale przez swój stan nic nie usłyszałem. Na dodatek, Ethan ciągle krzyczał, zagłuszając moją rozmowę.  Ledwo trzymałem komórkę w dłoniach. Moje ciało trzęsło się ze strachu. Pojedyncze słowa nauczyciela obiły się między moimi uszami. Po chwili nastąpiło rozłączenie.


Miałem nadzieję, że Ivo już po mnie jedzie.

20 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie! Biedny Luis :< Ivo pozbieraj tyłek i idź mu pomóc!!
    Nie mogłam się doczekać nowego rozdziału, ale teraz chce następny. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co można napisać żeby określić jak Twój blog jest idealny. :) Czytam od początku Twojego opowiadania.Na początku gdy zaczęłaś pisać wszystko fajnie i wgl ale napisałaś że chcesz napisać wszystko od początku i uważam że wyszło o wiele lepiej! Wtedy też było bardzo super ale teraz normalnie miazga.Uważam że z tego co piszesz możesz być bardzo dumna i myślę że masz wielki talent.Gdy zaczynam czytać czuję to wszystko te emocje po prostu jak piszesz to potrafisz czytelnika wprowadzić w ten świat :) Świetne opowiadanie i czekam na następne! Gratulacje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wyraziłaś swoją opinię! Cholernie miło jest czytać takie komentarze. Napędzają mnie, dodają energii i sprawiają, że piszę jeszcze lepiej, niż zwykle. Dziękuję, że doceniłaś mój trud i serducho, które włożyłam w to opowiadanie. A jak wspominałam, jest to mój pierwszy raz, kiedy biorę się za coś poważnego! Jeszcze raz dziękuję i obiecuje starać się mocniej! :)

      Usuń
    2. I przepraszam że 2 razy napisałam ten komentarz ale nie ogarniam tego pisania komentarzy XD Oby Ci tak dalej szło c;

      Usuń
    3. Nie ma problemu, jak widzisz, nie tylko Tobie zdarzały się podwójne lub potrójne komentarze! :D

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiesz ile czekałam na ten rozdział <3 Jak zwykle powala i oszałamia. Mam nadzieję, że Ethan dostanie za swoje bo nie lubiłam go już od początku B| Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział :) Życzę wenyy :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski rozdział! Szkoda mi Luisa, ale Lidia ma u mnie +100 do wspaniałości. Z niecierpliwością czekam na kontynuację

    OdpowiedzUsuń
  7. Heh...
    Pierwsza myśl - kobieta niezdecydowana, czy chce pisać dramat, czy może jednak zwykłą prozę. Nie chcę się od początku wymądrzać, ale dorosły mężczyzna mimo wszytko ma system myślowy rozbudowany bardziej jak statystyczny pies "wziąłem w pysk. Pobiegłem. Zaszekałem", więc może trochę opisów by nie zaszkodziło? Zwłaszcza w dialogach, które bardziej przypominały scenopis.
    Po zmianie narracji zdecydowanie inna sprawa. Jakieś tam małe wpadki widziałam, przyczepiłabym się do tego opisu naćpanego chłopaka (stanowczo tak nie myśli ktoś w stanie psychotycznym), ale czepiam się. Postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości i wypowiem się wtedy typowo o fabule i możesz na mnie liczyć ;P

    Acha, zapraszam do siebie, nigrumcor.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chylę czoło.
      Wiem, że dorosły człowiek ma w ogóle inny system wartości, ale nie zapominajmy - mam dopiero 17 lat, skąd mam wiedzieć, jak może myśleć osoba około 40? Mogę się domyślać, ale uwierz mi, to nie jest proste! Myślę, że większość dziewczyn, które zaczynają pisanie, mają dużo problemów :D Dziękuję, że wspomniałaś o stanie Luisa. Tutaj skorzystałam ze swojego doświadczenia Ale tak, wiem, że spieprzyłam na całej linii, jeśli chodzi o Ivo :_________: Dzięki za komentarz, zwróce na to uwagę i poświęce Ivo więcej czasu! A słowo ''Acha'' piszę się '' Aha'', i nie, to nie jest złośliwe xD Akurat trafiłaś w mój czuły punkt! <jest coś takiego, jak Achać, czyli zachwycać się czymś czy coś w tym stylu. Aha jest na potwierdzenie, nie wiem, zrozumienie XD No, chyba że zachwycasz się tym rozdziałem, to nie ma problemu! Pozdrawiam gorąco, krytykuj ile się da, bo pozytywne komentarze też nie są dobre!

      Usuń
  8. Ło matko bosko!
    A mówiłam! Mówiłam ,że Ethan jest nie tego XD.
    Miałam racje... fuck yeahhh XDD.
    Powiem ci ,że mnie zaskoczyłaś z tym wszystkim. Ale jest mega zajebiście. No lepiej być nie może!
    I w ogóle nie wiem czemu ale cieszę się ,że Ivo się rozwodzi ,on samego początku nie przepadałam za Miriam. No cóż świetny rozdział weny~ <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahhaha, widzisz! Miałaś rację! Dziękuję za wytrwałość <3

      Usuń
  9. No to jedziem. Przeczytałam wczoraj całość i mam wrażenie, że jeszcze tu wrócę, chociaż opowiadanie pozostawia wiele do życzenia.
    Zacznę od kwestii muzyki, bo po 6 latach szkoły muzycznej jestem jakaś przewrażliwiona na tym puncie, z góry przepraszam. Zapamiętałam, że na lekcji pisali noty do gam C i G i wspomniałaś coś o dźwiękach, które zwiększają się co pół tonu (mniej więcej). W gamie C dźwięki idą o cały ton, co pół tonu tylko w gamie chromatycznej. No ale to takie mniej ważne. Naprawdę uśmiałam się na lekcji fortepianu. Po pierwsze: wiesz może ile lat miał Fryderyk Chopin gdy skomponował pierwszy utwór? Podpowiem, że niewiele. W takim razie 17 letni Luis nie może mieć za małych rąk do łapania dźwięków, nie? :D Po drugie, żaden nauczyciel nie będzie wspominał nic na temat min, które można robić w czasie gry. Pamiętam, że miałam takiego kolegę który zawsze śmiesznie się krzywił gdy grał, a był i wciąż jest fenomenalnym pianistą. Na miejscu Ivo przyczepiałabym się do palcowania (wszyscy to psują zawsze xDDDD), ułożeniu łokci i nachyleniu nad klawiaturą. Po trzecie, nie wiem jak to wygląda na prywatnych lekcjach, ale ja wszystkie zajęcia zaczynałam od gam i pasaży na rozgrzewkę, potem dopiero utwory ;D.
    Co do opowiadania to naprawdę zawiodłam się na postaci Miriam. Mam na myśli, że w każdym opowiadaniu jeśli gej ma żonę, to ona musi go zdradzać a on jest biednym pokrzywdzonym. W sensie, tu niby tez on ma coś na sumieniu, ale wszystko brzmi bardziej na jej winę i wredotę, co jest poniekąd przykre. Ktoś już wspomniał o mało realistycznym ujęciu przysłowiowego haju, więc nie będę powtarzać. Rozbudowałabym bardziej charakter postaci, a Luis to taka pizda, że gorszy jest tylko Kordian XD. W sensie domyślam się, że taki ma być, ale wątpię żeby tacy ludzie serio istnieli. Dodałabym nieco głębsze opisy przemyśleń a nawet wyglądu. Ale fabuła jest dość interesująca, choć dzieje się trochę za szybko. Na pewno jeszcze tu wrócę ;3

    Pozdrawiam ciepło <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, to teraz się tłumaczę, jak zawsze XD W opowiadaniu, Luis wspominał, że wcześniej grał już na fortepianie, więc podstawy ma za sobą i może zacząć od utworów, no nie? XD Co do min - czytałam jakiś tam artykuł, jak zaczynałam pisać i z niego zaczerpnęłam wiedzę. Tak samo, jak te ''łapanie dżwięków''. Gamy - Uczyłam się ich. Fakt, może pokręciłam, bo miałam to na lekcjach rok temu, a moja pamięć nie jest trwała. Kolejna sprawa - haj. Pamiętajmy, na każdego to działa inaczej! Luis miał być pizdą, znam takie osoby, uwierz mi XD Opisy - Z Lu idzie mi łatwiej, ale trudno jest się wdrzeć do umysłu 40-latka, i cholera, zdaje sobie sprawę że zjebałam w tym momencie. Ale szczerze, czego oczekiwać od kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z pisaniem? Zdałam sobie sprawę, jaki jest to ciężar i jak topornie to wychodzi w niektórych momentach. Z fabułą nie dogodzisz - Jedni mi mówili, że za wolno, inni zaś że za szybko :D Ale dziękuję za takie uwagi. Tylko teraz nie wiem, skąd mam czerpać wiedzę, skoro internet mnie zawiódł :_; Przepraszam za chaotyczną, nieskładną wypowiedź, ale jestem w trakcie ciężkiego tygodnia i nie jestem w stanie myśleć. Jeszcze raz dziękuję! <3

      Usuń
  10. Trafiłam tu i przeczytałan wszystko od razu. To jest świetne! <3 czekam na dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    o nie... zastanawia mnie czemu dziecinnic nie powiedziały... Luis idioto spieprzaj z stamtąd, mam czarne scenariusze co do tego Leo co się z nim stało, i znów go pobił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    wspaniały rozdział, zastanawia mnie czemu nie powiedziały... a Luis ty idioto spieprzaj z stamtąd, mam czarne scenariusze co do tego Leo co się z nim stało, ech i znów go pobił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    rozdział wspaniały, zastanawia mnie czemu nic nie powiedziały... a Luis ty idioto! spieprzaj z stamtąd, czarno widzę co do tego Leo co się z nim stało, ech i znów go pobił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń