Hebanowy fortepian stał w rogu mojego biura. Pokrywa lśniła
czarnym aksamitem, jakby ktoś dosłownie przed chwilą przejechał po niej
wilgotną szmatką. Podszedłem do instrumentu, opuszkami palców przejeżdżając po
świeżej powierzchni. Mój pokój oświetlał tylko słaby blask księżyca, który
przedzierając się przez obszerne firany, wpadał ciurkiem do środka. Z sali prób
dobiegły mnie głosy żeńskiego chóru. Nachyliłem delikatnie głowę w stronę drzwi
i nasłuchiwałem.
‘’Za jutrem gonisz, przed jutrem uciekasz, a w kasztanach
się trudzisz w ciągu dnia…’’’
- Że choć z góry dopłynąć mozoli się rzeka, brzegi rwie…
‘’ A ty w górę pod prąd, coraz dalej, z marzeniem w
kieszeni, z widokiem na szczyt…’’
Dziewczyna miała przepiękny głos. Uśmiechnąłem się pod
nosem, słuchając cichutkiego refrenu. Okrążyłem instrument, aż w końcu
przysiadłem na pufie z karmazynową, miękką poduszką. Śpiew ucichł całkowicie,
więc mogłem zacząć swoje małe przedstawienie. Przejechałem palcami po
klawiszach z prawdziwej kości słoniowej i nadałem odpowiednie tempo swoim
dźwiękom. Mogłem odetchnąć, wyłączyć myślenie, skupić się na tym pięknie, który
krył w sobie fortepian, oddać się
całkowicie melodii, którą tworzyłem. Świeże dźwięki przepływały przez dłonie,
wywołując u mnie bliżej niezidentyfikowaną
ekstazę.
Odchyliłem delikatnie głowę, zatracając się. Przez chwilę,
dałbym przysiąc że ktoś, objął mnie za szyję i delikatnie pocałował w koniuszek
ucha. Gdy lekko otworzyłem oczy, złudzenie okazało się prawdą. Nade mną stał
Luis. Opuszkami palców gładził moją skórę na szyi i podbródku, trochę tak,
jakby bawił się z małym kotkiem. Nie oponowałem, gdy mężczyzna ustami
przejechał po moim uchu i delikatnie ugryzł jego płatek, ale zrobił to tylko po
to, by potem móc językiem dokładnie je popieścić. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Okrągłe , czułe i pieszczące ruchy na małżowinie podniecały mnie do tego
stopnia, że rozpaliło całkowicie mój organizm.
Nie przeszkadzało mi to, że Luis właśnie wykonywał czynności,
które nie powinny być nigdy dokonane w stosunku do kogoś takiego jak ja. Dłonie
mężczyzny zjechały z mych ramion, powoli, bez pośpiechu rozpinając moją
koszulę. Wiotkie i chłodne palce pogładziły skórę, dodając oliwy do ognia..
Przez zamglone oczy widziałem jego krucze włosy i ten wzrok, gdy kolejne guziki
koszuli, rozpinane po kolei ukazywały mój tors.
Zmusił mnie, abym wstał. Drżąc z podniecenia, opadłem na
młodzieńca. Luis, przytrzymał moje
biodra, subtelnie je masując. W normalnej sytuacji musiałbym się
przeciwstawić, ale teraz czułem, że nie jestem sobą. Ciało beznamiętnie opadło
na biurko. Dopiero teraz zauważyłem, że nie ma już na nim żadnych zapisków,
kalendarzy, notatników… byłem na nim tylko ja.
Mężczyzna pochylił
się nad moim ciałem, uśmiechając się kpiąco. Dreszcz przebiegł mi po plecach, jakby ktoś przejechał po mojej skórze
lodowatymi palcami. Luis wysunął znów swój język i zaczynając od podbródka, a
kończąc na linii podbrzusza, przesunął językiem po całym moim torsie. Czułem
gorąco, które kumulowało się na dole. Od początku byłem już twardy i gotowy do
każdego działania, jednak, dodatkowo czułem wstyd… Luis rozpiął moje spodnie i
wyciągnął go spod moich bokserek. Kropelka spermy leniwie wypłynęła z czubka,
znacząc drogę aż po same jądra. Patrzyłem ciągle na Luisa, który do tej pory
nic nie powiedział, tylko uśmiechał się
bardzo pewny siebie. Przybliżył swoją twarz do moich bioder, pruderyjnie
przejeżdżając językiem po całym trzonie. Ciepło rozbiło się jak drobne
cząsteczki atomów po moim ciele, a gdy Luis otworzył usta, i zanurzył mój czubek
w swoim wnętrzu, ktoś na korytarzu
wrzasnął. Moje serce zamarło, a Luis przestał cokolwiek robić. Krzyk ponownie
rozniósł się po akademii, i nagle wszystko zaczęło się rozmazywać. Nie
wiedziałem, czy to przez załzawione oczy, czy nie, ale nagle zobaczyłem sufit w
mojej sypialni. Odetchnąłem ciężko, patrząc na tańczące światełka wpadające
przez okno. Nie mogłem nic z tego zrozumieć… Na dodatek byłem sztywny, a lepka ciecz kleiła
się do mojej bielizny. To był pierwszy raz od kilkunastu lat, gdy doznałem
ejakulacji przez sen. Krzyk ponownie rozbrzmiał w domu i w końcu się ocknąłem.
Miriam ledwo obudzona zerwała się z łóżka ,tak samo, jak ja. Naciągnąłem bluzkę
na biodra i razem z żoną pobiegliśmy do pokoju Dimitra i Niny. Mój syn płakał , schowany pod kołdrą, zaś
córka, zakrywała twarz dłońmi i wrzeszczała. Na ekranie telewizora leciał jakiś
film – z pewnością nie dla dzieci. Mężczyzna z piłą mechaniczną właśnie
ćwiartował zwłoki kobiety. Wyłączyłem urządzenie i podszedłem do Dimitra.
- Już spokojnie. To tylko film, jestem przy tobie –
szepnąłem, starając się go uspokoić. Pogłaskałem jego plecy przez materiał.
Małe rączki, wysunęły się spod kołdry i natychmiast wtuliły się w moje ciało.
Wziąłem go na ręce i uspokajająco głaskałem po głowie, chodząc po pokoju w te i
z powrotem. Nina zapłakana spokojnie siedziała już na łóżku, ale Dimitr dalej
nie mógł dojść do siebie.
- Kto włączył film? – zapytałem, patrząc na córkę. To już
nie pierwszy raz, gdy coś podobnego odstawiła. Albo straszyła brata, albo
puszczała mu takie filmy. Dziewczyna spuściła głowę, patrząc na swoje dłonie.
Nie skomentowałem tego, tylko poprosiłem, aby Miriam przeprowadziła porządną
rozmowę z córką. Wyszedłem z pokoju, pozapalałem wszędzie światła. Zaspany,
chodziłem po korytarzu, ze swoim skarbem na rękach.
- Boję się… - załgał, ciągnąć nosem.
- Nie masz czego. To tylko film, takich panów nie ma, a ty
jesteś mądry i o tym wiesz, prawda?
- Nina mówiła ze to bajka…
- Bo to jest bajka, ale dla dorosłych, a ty jesteś jeszcze
małym szkrabikiem i nie możesz oglądać takich rzeczy. Więc jak? Zaśniesz? –
zapytałem, lekko się odchylając i patrząc na niego.
- Mogę spać z tobą tatusiu?
- No pewnie, że tak. Chodź, położymy się. – mruknąłem.
Miriam wyszła z pokoju pociech i spojrzała na mnie krytycznie. Czyli to co
zawsze. Obiecanki, że nic nie będzie już robić…
- Kara na telewizor? – uniosłem pytająco brwi. Miriam
poprawiła szlafrok i ziewnęła - Na
wszystko, aż się nauczy.
Skinąłem głową, wchodząc do sypialni, w której położyłem
chłopca do łóżka. Jak najszybciej udałem się do łazienki, chcąc zmyć z siebie
już zaschniętą spermę. Skrzywiłem się z obrzydzenia, doprowadzając się do
porządku. Gdy wróciłem, Dimitr
histerycznie zaciskał piąstki na moim biodrze, czasem powodując u mnie
ból, jednak, nic nie mówiłem. Przytuliłem się do niego, próbując zasnąć.
Zastanawiałem się też, dlaczego nie oponowałem. Nawet,
jeżeli to tylko sen, powinienem przeciwstawić się Luisowi. Miałem dziwne
poczucie winy, bałem się tez, ze ktoś może się o tym dowiedzieć. Gdyby nie
wrzask córki, na pewno doszło by do stosunku… Westchnąłem cicho. Nie umiałem
opisać, jak się z tym czuje. Na pewno
było mi źle. Nie wykorzystałem go, a mimo to czułem się winny.
Sny czasami są serio pojebane.
Pamiętnik zadowolonego
Nastolatka.
Zamiast pójść do szkoły, uciekłem na peron. Tęskniłem za
Ethanem, dlatego niecierpliwie czekałem na pociąg do Leeds. Mój nowy chłopak
nie miał nic przeciwko, gdy zapytałem go czy mogę przyjechać na kilka dni. Jak
uznał, byłby szczęśliwy gdybym został na całe życie. Czy on nie jest
przypadkiem idealnym facetem? Gdy tylko
pociąg nadjechał, wsiadłem do niego jak najszybciej. Dzieliły mnie tylko trzy
godziny od szczęścia.
Mozolnie patrzyłem, jak minuty zmieniają się na telefonie.
Czas jak na złość płynął tak wolno. Oparłem się o fotel, podziwiając uroki
miast i wsi. Jeszcze tylko troszeczkę….
Czekał na peronie. Jak zwykle, ubrany w ten sam, czarny
płaszcz i niezastąpione derby. W dłoni trzymał małe pudełeczko, owinięte
wstążką. Wpadłem w jego ramiona, kurczowo zaciskając dłonie na jego plecach.
- Tęskniłem… -szepnąłem, wtulając głowę w jego ramiona.
- Ja też – odparł nisko, odwzajemniając mój uścisk. – Nie
mogłem się doczekać, aż znów cię zobaczę. Mam coś dla ciebie – wypuścił mnie z
ramion, i podał małe pudełko. Drżącymi dłońmi, wziąłem pakunek i zacząłem
rozdzierać wstążkę, ale mężczyzna położył rękę na prezencie, mówiąc, abym
zaczekał i otworzył go w domu. Uśmiechnąłem się z aprobatą. Lepiej, bym
krzyczał w domu ze szczęścia, niż tutaj na ulicy, ściągając przy okazji
wścibskie spojrzenia ludzi. Z uśmiechem na ustach, złapałem się Ethana pod
ramię, i tak małymi kroczkami poszliśmy do mieszkania.
W domu, od razu rzuciliśmy się na siebie. Seria namiętnych
pocałunków jednak skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Mój chłopak
uśmiechnął się do mnie, ukazując te cudowne dołeczki.
-Otwórz, proszę – mruknął, patrząc na pudełeczko, które
położyłem na szafce, gdy zaczęliśmy się całować.
Skinąłem głową, biorąc w dłonie pakunek. Delikatnie
uchyliłem wieczko, a moim oczom ukazał się... zegarek. Ale nie był to taki
zwykły zegarek. To był zegarek za kilka tysięcy. Pozłacany złotem,bardzo dobrej
firmy. Radość odeszła, a ja nic nie rozumiejąc, otępiały wpatrywałem się w
Ethana.
- I jak? Podoba się? – zapytał, nie kryjąc zadowolenia z
siebie.
- Pewnie, że mi się podoba, ale nie uważasz, że to zbyt
drogi prezent?
- Nie. Dla ciebie oddałbym wszystko – po tych słowach
nachylił się nade mną i oddał delikatny pocałunek w czoło. Odetchnąłem głęboko.
Nigdy nie dostałem nic tak wartościowego, od nikogo. Ethan wyjął z opakowania
zegarek i założył mi go na nadgarstek. Potem odsunął się na metr i skomentował.
- Pasuje ci idealnie.
Przez resztę dnia, siedzieliśmy na podłodze, w salonie, na
masie poduszek. Opowiedziałem mu o zajściu z matką, na co mężczyzna nie krył
rozbawienia i non stop powtarzał mi, jak bardzo jest ze mnie dumny i jak bardzo
nie spodziewał się aż tak ostrej zemsty. Zadowolony, razem ze mną popijał wino
i palił cygaretki. Przysuwałem się do niego i przytulałem tak mocno jak nigdy.
Dziwne to było uczucie. Mieć w rękach cały swój świat.
***
Mimo, że spędziliśmy razem całe popołudnie, nie mogłem
napatrzeć się na swój prezent. Będąc w łazience, cały czas patrzyłem na nadgarstek
i nie mogłem wyjść z podziwu, że ktoś taki jak ja, dostał coś takiego jak to. Jednak,
okazało się, że to nie był koniec niespodzianek ponieważ gdy tylko wyszedłem z
ubikacji, Ethan oświadczył mi, że jedziemy na próbę jego zespołu. Wpadłem w
jego ramiona, jak szalony i ścisnąłem mocno. Czułem się przy nim taki wolny i
beztroski.
Z uwielbieniem patrzyłem, jak pakuje swoją gitarę do
futerału, i jak zbiera teksty piosenek z różnych zakątków pokoju. Jak dziecko,
machałem nogami, nie mogąc się doczekać, kiedy w końcu wsiądziemy do furgonetki
i pojedziemy na próbę. Ethan kilka razy podchodził do mnie i namiętnie całował,
po czym odchodził i zbierał wszystko po kolei do swojej teczki. Gdy poczuł, że
jest już gotowy, obaj wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu, w którym byli
członkowie jego zespołu. Przywitali mnie niezwykle ciepło, nie szydzili z tego
ze jestem inny. I nie dziwiłem im się. W końcu tylko tacy ludzie są
tolerancyjni.
Za kierownicą siedział Mark. Miał kolorowego irokeza, kilka
kolczyków w uchu i glany, przepasane łańcuchami. Zawsze o takich marzyłem. Koło
niego, na miejscu pasażera siedział James. Różnił się od Marka, i to
zdecydowanie! Biała koszula, czarne spodnie. Świecił elegancją i wyrafinowaniem. Na dłoni nosił trzy
pierścienie, a na szyi nieśmiertelnik. Dziwne połączenie, aczkolwiek tylko to
łączyło go z Markiem. Wtulony do Ethana, zaobserwowałem jeszcze dziewczynę.
Siedziała za nami. Nie przywitała się ze mną, ale to pewnie dlatego, że
siedziała w stosie książek i papierków. Blondynka, włosy spięte w dwa kucyki.
Żuła gumę, prawdopodobnie balonową, ponieważ cały samochód nią przesiąkł.
Dziewczyna miała zakolanówki i glany oraz masę bransoletek na nadgarstkach.
Przez chwilę pomyślałem, że może jest podobna do mnie. Zrobiło mi się jej jakoś
żal. Wtuliłem się mocniej w Ethana i patrzyłem się na złoty zegarek.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się ciąg
garaży. Mężczyźni wyszli z furgonetki i otworzyli jeden z nich. Garaż był
wystylizowany na pokój. W rogu stała perkusja, obok mikrofon i gitara basowa.
Była też wielka, dość nowa kanapa i mała lodówka. Na ziemi, leżało pełno
kabelków, wzmacniaczy i dodatków. Wchodząc do wnętrza garażu, bałem się że o
coś zahaczę. W końcu, byłem niezdarą.
- Co o tym myślisz? – zapytał, obejmując mnie w talii. Za
sobą usłyszałem syk otwieranej puszki piwa.
- To jest… zajebiste-
szepnąłem, opierając głowę o ramiona mężczyzny. – Czuję się tutaj tak… wolny?
Mam wrażenie, że mogę oddychać i nie martwić się o nic.
Dziewczyna wyskoczyła
z furgonetki i zdjęła słuchawki z głowy. Szczerze zdziwiona spojrzała na mnie i
zapytała swoich przyjaciół.
- Mamy kogoś nowego?
- Hahaha, nie. To tylko mój chłopak. – odparł Ethan,
ściskając mnie – Chciałem zabrać go na naszą próbę.
- Jestem Luis. – wyciągnąłem dłoń do kobiety, jednak ona
zmierzyła mnie wzrokiem.
- Lidia. – odparła beznamiętnie i podeszła do swojej gitary
basowej, zaczynając cos przy niej majstrować. Mark ściął ją wzrokiem i podszedł
do mnie, podając mi piwo.
- Nie przejmuj się nią. Nie lubi widowni i nowych ludzi.
Skinąłem głową i przyjrzałem się jej jeszcze raz.
Zaciekawiła mnie swoim postępowaniem. Ethan zostawił mnie i podszedł do swoich
rzeczy. Wszyscy zaczęli się przygotowywać, więc ja grzecznie usiadłem na
kanapie, podziwiając ich zaangażowanie. Popijałem też piwo. Posmakowało mi,
choć najbardziej ceniłem sobie whisky. Nic nie zastąpi tego gorzkiego smaku.
- Ej, Ethan, masz chę… - przerwała, kiedy James rzucił w nią
kulką ulepioną z kartki. Skarcił ją wzrokiem, a ja rozkojarzony patrzyłem to na
James’a, to na dziewczynę. Blondyna schowała coś za lodówkę i zatarła ręce.
- No dobra chłopcy. Bierzemy się do roboty.
Przez bite 3 godziny leżałem na kanapie pijąc piwo. Będąc w
stanie nietrzeźwym, zdołałem śpiewać wraz z Ethanem, mimo że nie nadawałem się
do tego. Chwilami było tak głośno, że nie wiedziałem, gdzie się znajduję i co
robię. Teraz liczyło się tylko poczucie wolności i swobody, nic więcej. Nieograniczony
przez nikogo, śmiałem się i tańczyłem w rytm muzyki, a między przerwami,
całowałem się z Ethanem.
Upadłem na sofę. Leżałem jak długi na skórzanej kanapie.
Lampa na suficie niezwykle drażniła moje oczy, przez co zasłoniłem twarz ręką.
- Od dawna to sobie robisz? –usłyszałem kobiecy, trochę
niski głos. Leniwie spojrzałem na Lidię, która właśnie nade mną stała. Dopiero
teraz doszło do mnie, co powiedziała i o co jej chodziło. Zabrałem obie dłonie
i usiadłem, czując jak robię się czerwony na twarzy. Dziewczyna usiadła koło mnie i zdjęła
wszystkie swoje bransoletki. Porównując jej szramy do moich, wyglądałem na
ciotę, która jest zbyt miękka by się porządnie okaleczyć. Spuściłem głowę, nie
wiedząc co powiedzieć.
- Gdy miałam 13 lat trafiłam do rodziny zastępczej. Mój
ojciec gwałcił mnie co noc, a żona tego
człowieka nawet nie reagowała. – odparła, wyciągając papierosa z kieszeni
kurtki. Miała rozmazany makijaż i może przez to wyglądała niezdrowo i staro.
Zaciągnęła się papierosem i oddała mi połówkę.
- Matka nie poświęcała mi czasu, ojciec też nie. Zawalali
mnie tylko nauką i dodatkowymi korepetycjami… ciągle siedziałem w książkach… -
szepnąłem, wypuszczając dym z płuc.
- Serio? To… wspaniałe. Nie wiesz, ile bym dała za to by móc
się uczyć. Kocham naukę, kocham poznawać ten świat, nawet, jeśli jest bardzo
okrutny. Nie dano mi szansy poznać jej
smaku. James studiuje psychologię i od czasu do czasu podrzuca mi swoje notatki
– radosna, uniosła swoje ramiona i wyszczerzyła zęby. – Nauka to największy
dar, jaki możesz otrzymać, więc nie rezygnuj z niego.
- Nie masz pojęcia, co przeżywałem… - szepnąłem, jednak
zamilkłem, chcąc dokończyć zdanie. Obok
mnie, siedziała młoda dziewczyna, która nie miała tego co ja, a ja nie miałem
tego co ona. Oboje uciekaliśmy się do różnych rzeczy, by zaspokoić swoje
pragnienia. Powoli dochodziło do mnie, że dziewczyna w pewien sposób miała
rację. Trzeba się cieszyć z tego, co się ma i nie narzekać na to, czego się nie
ma. Życie jest długie i zdąży się jeszcze z niego skorzystać w pełni.
W drodze do domu, mój chłopak kłócił się z pozostałymi o
nową trasę. Nie pamiętałem, o co dokładnie chodziło, jednak wszystko zakończyło
się tylko głośnym śmiechem. Czułem, jak bardzo jest mi nie dobrze, i jak bardzo
chcę wrócić do domu i położyć się do łóżku. Ethan pomógł mi wejść po schodach.
Komentował moje poczynania z rozbawieniem i w pewnym momencie uznał, że nie
umiem pić. Poczułem się trochę urażony, ale szybko to zignorowałem. Rozebrałem
się w przed pokoju i przetarłem twarz dłońmi. Przyjrzałem się zegarkowi. Dalej
nie mogłem uwierzyć w to, że Ethan wydał na mnie tyle pieniędzy. Mężczyzna
poszedł do łazienki, a ja, zmęczony udałem się w stronę sypialni.
Jeszcze przed snem sprawdziłem wszystkie aplikacje
społecznościowe i odczytałem wiadomości.
Matka dzwoniła do mnie 2 razy, a Ivo o 18 napisał mi sms o treści ‘’Gdzie
jesteś?’’. No tak, próba.
- Nie ważne. Nie będzie mnie przez dłuższy czas. Nie wiem
nawet czy nie zrezygnuje J
Po chwili dostałem odpowiedź.
- Twoja sprawa, jednak należy uprzedzić. Czekałem na ciebie
godzinę, a wyobraź sobie, że też mam obowiązki w domu J
-Wal się J
Po tej wiadomości już nie odpisał. Wzruszyłem tylko
ramionami, odkładając telefon. Ethan wlazł mozolnie do łóżka i wtulił się w
moje ciało.
Jeszcze przez kilka minut myślałem o Lidii.
***
Gdy ocknąłem się wczesnym rankiem, byłem sam. Przetarłem
twarz dłonią, próbując się jakoś rozbudzić. W pomieszczeniu było przeraźliwie
zimno, więc zgarnąłem z sofy pierwszą lepszą bluzę.
- Ethan? Jesteś w domu? – zawołałem, otulając się
materiałem. Gdy w przedpokoju spojrzałem na siebie, pomyślałem tylko jedno :
Matko Boska. Podkrążone, sine oczy i rozczochrane czarne włosy w każdą stronę.
- Taak, jestem w łazience. Zaraz kochanie wyjdę! –
usłyszałem. Stanąłem pod ubikacją, opierając się o ścianę.
- Źle się czujesz?
- Nie, wszystko gra. – odparł. Chyba miał katar, ponieważ
ciągle ciągał nosem. Ziewnąłem, czekając na jego wyjście. Po kilku minutach
mężczyzna wyszedł z toalety i wycierając nos poszedł do kuchni.
- Przeziębiłeś się?
- Troszeczkę. – mruknął, uśmiechając się. Wstawił wodę w
czajniku i zaczął szukać czegoś w lodówce.
Trzęsąc się z zimna, usiadłem na krześle barowym. Przechyliłem głowę.
Wydawało mi się, że mężczyzna jest jakiś inny. Według mnie, nie wiedział, co
chce ze sobą zrobić. Szczęśliwy, chodził od kąta do kąta, nie mogąc usiąść na
spokojnie. Machał rękami, brał jakieś przedmioty, a gdy robił mi śniadanie,
wyczuwałem w nim jakiś wstręt.
- Ethan, może usiądziesz? Nie wyglądasz najlepiej… -
szepnąłem. Mężczyzna uniósł wzrok. Miał niezdrowo powiększone źrenice.
Spojrzałem gdzieś w bok. To mi się tylko wydaje.
- Wszystko gra! – odparł radośnie i podszedł do mnie,
przytulając i całując mocno. – Zaraz ci coś ugotuje, a potem…. – szepnął mi nad
uchem i otarł się sugestywnie o moje ciało.
- Pomyślę o tym. – odparłem, uśmiechając się.
***
Minął już pełny tydzień, od kiedy byłem u Ethana. Mama
pisała mi tylko wiadomości, że przelała mi na konto pieniądze i żebym uważał na
siebie, bo nie chce mieć problemów. Ivo w ogóle się nie odzywał. Nic, ani
jednej, pieprzonej wiadomości. I nie wiedzieć dlaczego, czułem się z tym źle.
Jednak, to nie były jedyne moje obawy. Przez ten cały czas,
zastanawiałem się skąd Ethan wziął pieniądze na mój prezent. Zegarek ciągle
przypominał mi o tym problemie, a ja bałem się oto spytać. Przecież on nie
pracował. Jego jedyne utrzymanie, to koncerty, nic więcej. Czasem wspominał, że
dorabiał w jakiś sklepach i że jakoś sobie radził. Ale jakoś nie chciało mi się
wierzyć w to, że zarobił na czymś takim fortunę i jeszcze zdążył ją odłożyć na
konto.
Drugą sprawą było zachowanie Ethana. Żyjąc z nim pod jednym
dachem, zdążyłem poznać trochę jego zwyczajów. Zawsze około 21 znikał na godzinę,
po czym wracał, nie mówiąc gdzie, ani po co był.
Trzecią sprawą było jego zachowanie. Wiem, zalicza się to
pod podpunkt drugi, ale to jest trochę inne. Rano zachowywał się nadzwyczaj dziwnie. Chodził po
całym domu, sprzątał dzień w dzień, układał i rozwalał książki z półek,
zupełnie tak, jakby nie wiedział, co ze sobą zrobić. Zaś po południu
niemiłosiernie się uspokajał i był otępiały. Wieczorem, kiedy wychodził, wracał
szczęśliwy i pełny energii.
Nie ukrywam, że jego zachowanie bardzo mnie irytowało.
Podejrzewałem, że Ethan mógł brać substancje psychoaktywne, jednak nie chciałem
szperać w jego rzeczach. Najłatwiej jest po prostu zapytać, co uczyniłem tuż po
jego powrocie z wieczornego wypadu.
Siedziałem na barowym krześle, rysując palcem na drewnianym
blacie nieznane mi geometryczne wzory. Mężczyzna odwiesił swój płaszcz – jego
dłonie delikatnie drżały, źrenice były rozszerzone. Gdyby nie inne symptomy,
podejrzewałbym że to zwykła reakcja organizmu na brak światła.
- Wróciłem! Cieszysz się?
- Tak – uśmiechnąłem się słabo. Nadal bawiłem się, rysując,
ale w myślach zastanawiałem się, jak mógłbym zacząć. Luis, wprost. Zapytaj
wprost…
- Bierzesz coś? – wypaliłem. Nie chciałem, aby zabrzmiało to
tak bezpośrednio i pruderyjnie. Zasłoniłem twarz grzywką, bojąc się jego
reakcji.
- Słucham? Co to ma znaczyć ‘’ bierzesz coś?’’ –uniósł brwi,
a jego ton głosu stał się wyraźnie ostrzejszy. Przełknąłem ślinę. Moje gardło
stało się strasznie suche.
- Zachowujesz się… bardzo dziwnie. Nie wiesz, co ze sobą
zrobić, czasem nie śpisz w nocy, albo śpisz półsnem. Drżą ci ręce i…
- Nie wierze! Jesteś śmieszny. – krzyknął, odgarniając włosy
do tyłu. Podszedł do mnie, uderzył obiema dłońmi o stół i nachylił się.
Mimowolnie podskoczyłem ze strachu.– To ja dbam o ciebie, robię wszystko, aby
było ci dobrze, a ty oskarżasz mnie o narkomanię? Czy ty siebie słyszysz?
- Wiem, doceniam ale…
- Ale co? Uważasz, że jestem ćpunem, tak? – dodał,
zaciągając rękawy bluzy, którą miał na sobie. – Pokażę ci, jak odnosić się z
szacunkiem do osób, które dbają o twoją zasraną dupę.
- Ethan…? – Szepnąłem i zszedłem z krzesła. Moje serce
podskoczyło ze strachu aż do gardła, a zimny pot ciurkiem przeleciał przez
plecy…
***
Skulony, leżałem w salonie, na zimnej, twardej podłodze.
Krew spływała z rozciętych warg, a opuchnięte oko dawało się we znaki. Brzuch
bolał mnie niemiłosiernie, czasem nawet myślałem, że zwrócę wszystko, co jadłem
na kolację. Patrzyłem na zamknięte drzwi, w ciemnym pokoju. Ethan zablokował
każdą możliwą drogę ucieczki.
Westchnąłem. Delikatne uniosłem swoje ciało, przyprawiając je o
druzgocący ból. Komórka… w kieszeni kurtki mam komórkę…
Po cichu, na palcach, podszedłem do wieszaka. Drzwi od
sypialni były otwarte – Ethan leżał na miękkim łóżku i spał. Na szczęście…
Bezszelestnie jak mogłem, wyciągnąłem komórkę z kieszeni i
sprawdzając czy mężczyzna leży tam, gdzie leżał, po omacku wróciłem pod ścianę,
przy której zostałem porzucony. Rękawem otarłem krew z ust i włączyłem telefon.
Nie wiedzieć dlaczego, napisałem do Ivo. Wiedziałem, że potraktowałem go jak
śmiecia, a jednak był moją jedyną deską ratunku.
- Ivo, pomóż mi…
Skrzywiłem twarz. Wszystko mnie zabolało. Po chwili, na
prawej dłoni poczułem wibracje telefonu. Mimo późnej pory, Ivo odpisał mi na
sms’a.
- Wal się J
Ty zasrany dupku… pomyślałem, próbując się rozpłakać. Co za
kretyn. Spiąłem wszystkie mięśnie, nie chcąc zrobić niepotrzebnego hałasu na
przykład w postaci stłuczonego wazonu. Zebrałem się w sobie, biorąc się za
odpowiedź.
- To nie jest śmieszne… proszę, zrób coś. Przyjedz po mnie,
pomóż mi, błagam. Ethan mnie… pobił.
- Luis, jest 3 w nocy. Sam sobie jesteś winny. Przepraszam,
ale nie mam jak po Ciebie przyjechać. Poza tym, nawet, jeżeli bym mógł, to nie
wiem, czy bym chciał. J A,
i jeszcze jedno, nie jestem dla Ciebie nikim bliskim. Zadzwoń do matki.
- Kiedyś mówiłeś mi, że mogę na ciebie liczyć. Mówiłeś, że
jesteś moim przyjacielem.
- Nigdy nie będę tym przyjacielem, którego byś chciał. Idź
spać, wieczorynka dawno się skończyła.
- Dlaczego mi to robisz?!
- Bo sam sobie na to zasłużyłeś, a ja mówiłem Ci, co myślę o
Ethanie. Nie posłuchałeś mnie. Masz za swoje. Ucz się na własnych błędach, ja Cię przed swoim ostrzegłem.
Zabolało. To wszystko co pisał, wyrywało mi głębokie blizny
w sercu. Byłem kiedyś w nim zauroczony.
Przecież mi pomagał, a teraz.. to wszystko, przez co pomógł mi przejść, hotel,
zajęcia, okazało się niczym. Nic, nie wartościowym gównem, takim, jak ja.
Nawet nie odpisałem na wiadomość. Nie miałem już co odpisać.
Straciłem wszelką nadzieję. Położyłem się jak kundel na podłodze i chowając
komórkę za regał, na wypadek, gdyby Ethan chciałby mi ją zabrać, usnąłem, z
wyczerpania.
***
- Poproszę jeszcze jedną kolejkę.
- Nie za dużo pan już dzisiaj wypił? To będzie z 14 kolejka,
jak nic! – Tęgawy barman zaśmiał się nerwowo za ladą, biorąc z półki kolejną porcję alkoholu. Według niego,
normalny człowiek po tylu kieliszkach, powinien już zataczać się po podłodze. W
końcu, pracował już w tym zawodzie kilkanaście lat i widział to i owo. Jednak
starszy blondyn uśmiechnął się ironicznie pod nosem, chowając komórkę do
kieszeni czarnego płaszcza, a dłonią gestykulował coś w rodzaju ‘’Proszę nie
pierdolić, tylko polewać.’’
- Nie wiem, jak pan upora się z drogą powrotną. –
Widząc barmana, który napełniał już szklankę drogiego alkoholu, można
było się domyślić, że przejął się w jakiś sposób losem swojego klienta, nawet,
jeśli owy klient trzymał się bardzo dobrze.
- Poradzę sobie. Dziękuję za troskę, ale obiecuje panu, że
to nie będzie ostatnia kolejka tej nocy.
Mężczyzna stojący za ladą, uśmiechnął się na słowa blondyna.
Dopiero teraz wyczuł w głosie klienta, że jest obcokrajowcem. Lekko śpiewająca mowa i akcent, uzmysłowiła
mu, że nie ma się o co już martwić.
W końcu, po drugiej stronie barku, na wysokim krześle
siedział Rosjanin z krwi i kości.
WIEDZIAŁAM!!! Ja po prostu wiedziałam ,że Ethan jest nie tego!
OdpowiedzUsuńNo po prostu wiedziałam!W pewnym sensie Luis ma za swoje, ale tak szczerze to mi go żal. Biedaczek.Jezu i ten sen <3
Świetne ^^
Pisz dalej bo się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ^^
Weny~~
No musiało tak być, czyż nie? ;< Okej, siadam i piszę następny! Może do niedzieli mi się uda!!!
UsuńSuper rozdział! Jak ja mam teraz wytrzymać do następnego? :<
OdpowiedzUsuńŚwietne zdanie na końcu o tym, że Ivo nic nie będzie bo to prawdziwy Rosjanin z krwi i kości. :D
W końcu to Rosyjski obywatel! Ich nic nie zabije! xD
UsuńWoooo, tak! Liczyłam, że Ethan okaże się okropny! Polubiłam Lidię, a nawet bardzo. W mojej głowie wygląda naprawdę ślicznie. Moment, w którym Ivo napisał do Luisa "Wal się " niemal przyprawił mnie o łzy. Oczywiście ze śmiechu. Niemniej jednak szkoda mi Luisa, błędy młodości
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Życzę weny i powodzenia!
Hej,
OdpowiedzUsuńto zachowanie Ethana niepokojące... pobił go, jeśli zrobił to raz, zrobi i drugi, Ivo go źle potraktował, w pewien sposób mogę to zrozumieć, ale co się stało, że Ivo siedzi o takiej porze w barze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Eh, oczywiście, że z Ethanem było coś nie tak. Nie ma osób idealnych i byłabym zdziwiona, gdyby czegoś takiego nie oddalił.
OdpowiedzUsuńMogę szczerze powiedzieć, że nie lubię Ivo. Denerwował mnie od dawna, ale w tym rozdziale trochę przesadził. Pomijając fakt, że nie jest zbyt szczery i zachowuje się jak dziecko to jeszcze na humory jak kobieta w ciąży. Serio. On i jego żona są siebie warci.
A Luis, em, nic. Niby jest mi go trochę szkoda, ale kompletnie nie umiem się wczuć w jego sytuację. Jak i jego zachowanie wydaje mi się nierealne.
No nic, czytam dalej!
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, to zachowanie Ethana jest dość niepokojące jeśli pobił raz zrobi i to drugi raz, Ivo bardzo źle go potraktował choć jednak go rozumiem, ale co sie stało, że Ivo jest w barze o takiej porze?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, to zachowanie Ethana jest bardzo niepokojące... pobił Luisa, no i właśnie jeśli zrobił to raz, zrobi i drugi, Ivo bardzo źle go potraktował, w pewien sposób mogę to zrozumieć, ale jednak, a właśnie co się stało, że Ivo siedzi o takiej porze w barze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Ethana i jego zachowanie jest bardzo niepokojące... pobił Luisa, i jeśli zrobił to raz, zrobi i drugi... och Ivo bardzo źle potraktował Luisa... poniekąd to rozumiem, ale jednak... co się stało, że Ivo siedzi o takiej porze w barze?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza