Do Londynu wróciliśmy nad ranem. Luis zasnął w samochodzie i
za nic nie mogłem go dobudzić. Dopiero w momencie przyjścia Lilith chłopak
leniwie otworzył oczy i wysiadł z auta. Dostał w twarz, rozbudzając się
całkowicie. Nigdy nie byłem za tym, aby bić dzieci, ale w tym wypadku skinąłem
głową z aprobatą. Zasłużył na to. A za głupotę się płaci… Poza tym, Lilith jest
w końcu jego matką i nie ważne, jak go traktuje, musi o wszystkim wiedzieć.
Rodziny się przecież nie
wybiera.
Byłem zbyt zmęczony, aby wrócić do domu. Zadzwoniłem do
Miriam. Wytłumaczyłem jej całe zajście i przeprosiłem, że dopiero teraz
dzwonię. Kobieta, mruknęła, że nie jest na mnie zła, że nocuję u Lilith, jednak
wyczułem w jej głosie nutę zazdrości. W myślach, dodałem, że nie dziwię jej się
i też obiecałem sobie, nie dać się omotać Lili.
Jednak jedna rzecz mnie zainteresowała. Miriam nie wydawała
się śpiąca, poza tym, bardzo szybko odebrała. Czyżby nie mogła zasnąć? Ale
kiedy wychodziłem, myślałem, ze jest zmęczona i chce położyć się szybko do łóżka….
Może to ze mną jest coś nie tak. Zaczynam powoli wariować.
- Ivo, nawet nie
wiem, jak ci dziękować – westchnęła Lilith, siadając koło mnie na kanapie.
Byłem zmęczony, śpiący i bez sił.
- Nie masz za co. Wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć –
Odparłem, uśmiechając się lekko. Kobieta przytuliła się do mnie, ściskając
drobnie dłonie na moich plecach – Połóż się spać. Powinnaś odpocząć.
- Śpij ze mną…
- Lilith… przecież mamy to już za sobą.
-Ostatnia noc… o więcej cię nie poproszę.– uśmiechnęła się delikatnie
i łapiąc mnie za dłonie, poprowadziła do swojej sypialni. Nie dałem rady
odmówić. Nawet taka, była bardzo seksowna i ponętna…Tam, przebrałem się w
ubranie jej męża i położyłem się z nią do łóżka. Lilith, oparłszy głowę na moim
ramieniu, szybko zasnęła.
***
Wstałem wcześniej, niż chciałem. O czwartej nad ranem
poszedłem się wykąpać, a potem po cichu, w ręczniku owiniętym wokół pasa,
zszedłem do kuchni. Zaparzyłem sobie kawę i zjadłem drożdżówkę.
- Nie śpisz? – Usłyszałem głos Luisa, po czym spojrzałem w
jego stronę. Chłopak miał podkrążone i ospałe oczy. Poczułem wstyd. Luis dalej był moim uczniem i nie
powinien widzieć mnie półnago.
- Nie. Mam wykład i muszę zaraz pojechać do domu. Poczekaj,
pójdę się przebrać. Nie wypada rozmawiać z tobą w takim stroju – zaśmiałem się
nerwowo. Chłopak stanął mi na drodze.
- Nie przeszkadza mi to – odparł bardzo dziwnym tonem.
- Luis, coś nie tak?
- Spałeś z moją matką, prawda? –Szepnął. Patrzył na mnie z
wyrzutem i rozczarowaniem.
- Przepraszam cię, Luis, ale nie będę się przed tobą
tłumaczyć. To, co robimy z Lilith, jest naszą sprawą. Sprawą dorosłych –
odparłem, lekko odsuwając go z drogi.
Jednak chłopak wyraźnie miał cos do powiedzenia. Popchnął mnie, przez co zderzyłem
się ze ścianą. Wiotkie dłonie Luisa przytrzymywały moje ramiona. Ręcznik
rozluźnił uchwyt i powoli zaczął spadać z mych bioder. Widziałem dezorientację
na twarzy młodzieńca. Najwidoczniej zrobił to pod wpływem jakiegoś impulsu.
- Myślałem, że zależy ci na swojej żonie. Nie wstyd ci? –
zapytał, wykrzywiając usta w bardzo ironiczny sposób. Drgnąłem. Sumienie
specyficznie dało o sobie znać.
- Bo mi zależy. Luis, co z tobą jest? Nie wtrącaj się –
syknąłem, odpychając od siebie dłonie
chłopaka. Poprawiłem ręcznik na pasie i udałem się do sypialni Lilith, gdzie
były moje ubrania.
Usiadłem na łóżku
obok kobiety. Spojrzałem na jej rude, kręcone włosy i na bluzkę – przez to, że
była bez stanika, mogłem ujrzeć zarys jej filigranowych piersi i sterczących
sutków. Oh, Lili…
Nie chcąc dać się ponieść emocjom, wyjechałem z domu Millerów o 6 rano, upewniając się, że mam
wszystko przy sobie. Byłem pewien, że Edgar i tak łyknąłby wszystko, co
powiedziałaby mu Lilith, ale nie chciałem ryzykować. Gdy wychodziłem, Luis zerkał
na mnie tajemniczo z kuchni. Przyznam szczerze, nawet zaczynałem się trochę
bać.
Wróciłem do domu. Położyłem klucze na szafce – tej samej, co
zawsze. Mogłem wreszcie przygotować się do wykładu. W kuchni zaparzyłem sobie
jeszcze jedną kawę. Wyjąłem z teczki wszystkie pliki kart, zaczynając je przeglądać. Upijając łyk mojego
uzależnienia, zmrużyłem oczy. Na blacie kuchennym, naprzeciwko mnie leżał portfel. Nie był mój, ani też Miriam.
Zaciekawiony, wstałem i podszedłem bliżej. Przyjrzałem się mu, a następnie
otworzyłem go. W środku było kilka
funtów i dowód. Na zdjęciu był stosunkowo młody mężczyzna. Krótkie, czarne
włosy idealnie pasowały do jego rysów twarzy, a dołeczki spowodowane delikatnym
uśmiechem były słodkie i seksowne. Spojrzałem na imię mężczyzny i poczułem, jak
ciarki przechodzą mi po plecach.
Victor Rochester
Data urodzenia: 17.03.86
r.
Miejsce urodzenia: Londyn
Victor…
‘’- Z kim rozmawiasz?’’
‘’- Z Victorem….’’
‘’- Wychodzisz gdzieś?’’
‘’- Tak, idę się spotkać z Victorem…’’
‘’- Gdzie byłaś?’’
‘’- W sklepie…’’
‘’- Mamo, wróciłaś!...’’
Nogi momentalnie się
pode mną ugięły. Przypomniałem sobie wszystkie sygnały, które wcześniej
przepuściłem między uszami. Oparłem się o stół, czytając wszystkie informacje
na temat chłopaka. Byłem niemalże przekonany, że mężczyzną, z którym widuje się
Miriam, był Victor Frey, jej stary przyjaciel. A tam… widziałem zupełnie kogoś
innego. Widziałem szczyla, który był tamtej nocy w moim domu.
O 15 lat młodszy ode mnie…
Moja samoocena
gwałtownie spadła, jednak po chwili palnąłem się w czoło. To niemożliwe.
Poślubiłem delikatną, skromną i inteligentną dziewczynę, a nie jakąś pustą
lalkę, która dałaby komuś takiemu jak on. Ale… tamten dowód. Mówił zupełnie coś innego.
Westchnąłem,
zaczynając myśleć. Nie mogłem jej posądzać o coś takiego. Nie wierzyłem w to,
że moja Miri…
Zacisnąłem pięści.
Najlogiczniej byłoby schować ten dowód i zobaczyć, jak zareaguje kobieta. Nie
będę o nic jej pytał, po prostu zobaczę jej reakcję. Czy byłaby zdolna spytać
mnie o ten portfel?
Schowałem przedmiot
do swojej teczki. Byłem cały podenerwowany i niespokojny. Zacząłem chodzić od kuchni do salonu, od
kuchni do salonu, rozmyślając, niedowierzając, wątpiąc i wysnuwając teorie.
Może… może to moja
wina? Nie byłem wystarczająco dużo czasu w domu. Nie starałem się o nią, nic
jej od dawna nie kupiłem. Ale z drugiej strony… sam przecież ją zdradziłem. Co
mną wtedy kierowało? Nuda? Praca? Rutyna? Może faktycznie, nie staraliśmy się o
siebie i to spowodowało, że oboje popełniliśmy pewne błędy.
Nie. Nie powinienem wysuwać pochopnych wniosków. Wszystko wyjdzie w
praniu.
***
Przed moim wyjazdem
na uniwerek, powtarzałem materiał, który praktycznie znałem na pamięć. Miriam
zeszła na dół, więc kątem oka zerkałem na jej sylwetkę. Kobieta rozejrzała się
po pokoju i uśmiechnęła się do mnie. Potem przeszła do kuchni. Poprawiła swoje
włosy i spojrzała na miejsce, w którym leżał portfel. Otworzyła na chwilę usta,
ale potem, jak gdyby nigdy nic, zaczęła robić śniadanie.
- Chcesz kanapkę?
- Nie dziękuję. Już
jadłem.
- Jadłeś? –
spojrzałem teraz na nią otwarcie. Próbowałem zachować dobrą twarz do złej gry.
- Co w tym dziwnego?
Przyjechałem od Lilith, zjadłem, wypiłem kawę a teraz siedzę nad pracą –
wzruszyłem beznamiętnie ramionami. Kobieta ukroiła chleb i zaczęła krzątać się
po kuchni. Zerkała wszędzie, ale robiła to tak subtelnie i tak delikatnie, że
gdybym nie wiedział o tym portfelu, nie zorientowałbym się ze coś jest nie tak.
- Szukasz czegoś? –
zapytałem, poprawiając swoje okulary na nosie. Zżerała mnie ciekawość, co
kobieta może odpowiedzieć.
- Nie, nie,
spokojnie – mruknęła. Wyczułem zdenerwowanie w jej głosie.
Chyba cię przyłapałem, Miri.
***
Pamiętnik Silnego Nastolatka
- Masz rację. Nie mam
siły już znosić tego, jak mnie traktuje i to, co odwaliła mi przy tobie z Ivo.
Jest mi tak wstyd za to. Przepraszam Cię, Ethan…
- Spokojnie. Jestem
wyrozumiały.
- I dlatego cię kocham.
Cały czas zastanawiałem się, co mogłem zrobić w ramach
zemsty swojej matce. Okazja nadarzyła się bardzo szybko, ponieważ nazajutrz
Lilith postanowiła zaprosić znajomych na obiad. Pozapraszała do nas wszystkich
bardziej lub mniej ważnych w kręgu
artystycznym ludzi– w tym samego Ivo.
Jakie to będzie wspaniałe uczucie, móc ją upokorzyć przed wszystkimi.
Przygotowania począłem od razu. Rozmyślałem nad każdym
szczegółem. Nawet doradzałem się u Ethana. Nie mógł we mnie uwierzyć! Był taki
dumny, że w końcu się zamierzałem się przeciwstawić matce! Skompromitować ją za
to wszystko i dać jej nauczkę.
***
- A co z jej synem? Co się wtedy w ogóle stało? – zapytała,
kiedy byliśmy już w samochodzie.
Zmarszczyłem brwi. No tak, przecież nic jej nie mówiłem.
- Jak to dzieciak, uciekł do kolegi do innego miasta.
Dlatego nie miałem jak wrócić. Musiałem po niego pojechać, bo od Lilith w ogóle
nie chciał odebrać.
- Wiesz, nie podoba mi się to trochę. Że musimy w ogóle tam
być…. – jęknęła, opierając głowę o siedzenie.
- Kochanie, wiesz, że tak wypada. Poza tym, spędzimy czas
wśród naszych znajomych. - powiedziałem, chwytając ją za dłoń. Natychmiast ją
odsunęła ode mnie. Oparłem odtrąconą dłoń na drążku zmiany biegów. - Ona nie jest moją znajomą tylko twoją.
- Znowu zaczynasz?
- Nie, tylko to ci uświadamiam. Latałeś za nią z wywieszonym
jęzorem swego czasu. I teraz mam wrażenie, ze znowu to robisz.
- Lecz się kobieto – warknąłem zdenerwowany.
Zaparkowaliśmy pod domem Millerów. Po wyjściu, wziąłem swoją
żonę pod ramię. Niechętnie mi na to pozwoliła. Cóż, muszę próbować wszystkich
sposobów. Czekając pod drzwiami na Lilith, szepnąłem:
- Pamiętasz, jak kiedyś zawsze brałem cię pod ramię? Albo
zanosiłem cię do domu?
- Pamiętam – odparła beznamiętnie. Zwykle jak coś sobie
przypominaliśmy to się uśmiechała. A teraz? Nic. Zero reakcji…
- O, cześć! Tak się cieszę, że jesteście! – Przywitała nas w
progu Lilith, tuląc do siebie i mnie i Miriam. Kobieta z wymuszonym uśmiechem
odwzajemniła entuzjazm gospodyni.
Okazało się, że jako ostatni przyjechaliśmy na obiad. Przywitaliśmy się ze wszystkimi i gdy
usiadłem wraz z Miriam na swoim miejscu, wszyscy zaczęliśmy prowadzić ożywione
rozmowy na temat pracy. Przed obiadem,
popiliśmy trochę czerwonego wina. Na pusty żołądek procenty wbiły mi się do
głowy, ale czułem zbytniej różnicy. Spojrzałem po gościach i zobaczyłem, że
jedno miejsce jest puste.
- Ktoś jeszcze ma przyjść? – Zapytałem, ujmując kielich wina
w dłoń.
- Luis. Zaraz go zawołam. – odparła i podeszła do schodów –
LUIS, OBIAD!
Zaśmiałem się.
Naprzeciwko mnie siedział dyrektor filharmonii. Dość tęgawy facet, ale z
wielkim poczuciem humoru. Bardzo inteligentny z resztą i niestety, z powodu swojego wyglądu – bez
żony. Według mnie, kobiety wiele traciły, odrzucając takiego faceta jak
on. William był przykładem osoby, której
zawsze mogłeś się poradzić i nigdy nie zostawiałeś na lodzie. Jak czegoś
potrzebowałeś – on zawsze ci to załatwiał..
Nagle rozmowy ustały, a i ja ledwo zachowałem zimną krew.
Luis zszedł do jadalni w samych bokserkach. Otępiały wzrok wszystkich
zgromadzonych skierowany był tylko na niego. Chłopak bez żadnych wyrzutów
podszedł do stołu i… zamoczył palec w zupie, po czym go oblizał. Usłyszałem
brzdęk szkła – Lilith, wybita z równowagi opuściła swój kieliszek z winem, zaś
zadowolony chłopak skwitował:
- Okropne. Mogłaś się postarać, a nie dolewać wody. Chyba
nie jestem już głodny.
Luis poprawił swoje włosy i odwrócił się w stronę swojego
pokoju. Miriam wydała z siebie cichy jęk, a pozostałe kobiety odwróciły głowy.
Chłopak miał na bokserkach napis ‘’ Pocałuj mnie w dupę’’. Lilith momentalnie spaliła się ze wstydu – a
może i z rozwścieczenia. Była nadal w szoku, a ja zastanawiałem się, czy nie
padnie zaraz na zawał.
- J..ja.. – wystękała, kiedy
Luisa nie było już między nami. – przepraszam…
Wszyscy zaczęli z grzeczności kiwać głowami, że nic się nie
stało i że to po prostu taki wiek, choć widziałem, że są tym zniesmaczeni, tak
samo, jak ja. Spojrzeliśmy z Miriam po sobie, a ona kiwnęła głową. Wiedziała,
że mam dobry kontakt z Luisem, więc wstałem od stołu i kładąc dłoń na ramieniu
Lilith szepnąłem:
- Porozmawiam z nim.
Kobieta delikatnie skinęła głową. William, chcąc oszczędzić
jej większego wstydu, zaczął zagadywać innych jakimiś śmiesznymi dowcipami.
Mówiłem wam, to równy gość.
Na górze, zapukałem do pokoju Luisa. Chłopak słuchał deathmetalu. Z trudnością usłyszałem
‘’proszę’’ i wszedłem do środka.
Chłopak, siedział w bieliźnie na krześle. Bez skrupułów
rozwarł swoje uda. Jedna noga spoczywała bezwiednie na łóżku druga zaś zgięta w
kolanie opierała się o siedzenie.
Nie wiedziałem jak zacząć. Tym bardziej, że jako rodzić nie
byłem jeszcze na tym etapie wychowawstwa. Wzrok Luisa wydawał się groźny – ale
to tylko pozory. On taki nie jest i ja o tym wiem.
Zapytałem, czy mogę usiąść. Chłopak, co prawda, nie zabrał
nogi, ale ja usiadłem koło niego. Zauważyłem liczne blizny na udach. Nie
oszczędzał się.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałem, nieśmiało, co prawda.
- Bo mogę. – odparł zimno i stanowczo.
- Możesz? Ah… nie no rozumiem, tacy jak ty mogą wszystko,
czyż nie? Łącznie z tym, co zrobiłeś na dole i z tym, jaki wstyd i ból
sprawiłeś swojej matce.
- Nie większy, niż ona mi.
- Luis, nie przesadzaj, serio. Okej, ma nieco zbyt wysokie
ambicje co do ciebie, ale to jest twoja matka. To ona nosiła cię pod serduchem
9 miesięcy, więc okaż jej jakąś wdzięczność.
- Nie prosiłem się na ten świat. Poza tym.. mam ją w dupie.
I tyle. Należało się jej. Z resztą… - mruknął, wstając z fotelu. Stanął
naprzeciwko mnie tak, że na poziomie wzroku miałem jego krocze. – Nie wtrącaj
się w sprawy rodzinne, Ivo.
- Oh… a więc to taka szczeniacka zemsta?- zapytałem, patrząc
na niego z dołu. Uśmiechnąłem się ironicznie.
- Coś jeszcze?
Wstałem z łóżka. Byłem od niego troszkę wyższy, więc role
się zamieniły – Nie pisz już z nim. Robisz z siebie tylko pośmiewisko.
- Odwal się od Ethana. Nawet go
nie znasz…
- Oh, więc to jednak jego sprawka? Widzisz Luis. Znam się na
ludziach, trochę już przeżyłem. I mówię ci to szczerze, z całego serca – dla swojego dobra, zostaw go. Uwierz
mi, wyjdzie ci to na dobre. A teraz przepraszam. Powinienem być na dole, a jak
debil niańczę dziecko. – szepnąłem, zaciskając pięści. Przez chwilę miałem
ochotę go uderzyć, jednak szybko się pohamowałem. Nie był moim synem. Nasza
relacja była ograniczona.
- Ja ci nie jebałem matki, wiesz? – szczeknął. Zaciskał zęby
tak mocno, ze cudem szkliwo mu nie poszło.
- Zostaw ten temat. Nie zrozumiesz tego. - szepnąłem.
Zaczynało mi się robić wstyd za to, co zrobiłem kilka lat temu.
- No tak. Bo najlepiej mnie olać i nie zważać na to, co
czuje, prawda? Ot, jestem tylko
dzieckiem nieprawdaż? Dzieciom się nic nie mówi. Więc idź sobie do nich, idź do
mojej matki, która daje dupy każdemu idź i
patrz na nią! A jak będzie się znowu kurwić z kimś, to zadzwonię do
ciebie. Będziesz mógł przyjechać i słuchać jej jęków. Chociaż nie… już
słyszałeś, bo jesteś taki sam jak tamci. Wszyscy jesteście siebie warci.
- Jak dorośniesz,
zobaczysz jak jest czasem ciężko w życiu. – odparłem, na jego wywód. Zrobiło mi
się go żal. Ja sam również skrzywdziłem swoją rodzinę… Spuściłem głowę. Nie
wiedziałem, co powiedzieć.
Do końca wieczoru czułem się bez sił. Wypiłem więcej niż
chciałem, przez co wkurzona Miriam musiała prowadzić samochód. Czułem ciężar
problemów, które spadały na moje ramiona. Dyrektor, dyrygent, ojciec, mąż, były
kochanek….
Tego było za dużo.
Gdy wróciliśmy, pijany siedziałem w kuchni i rozmyślałem o
tym wszystkim. Żona poszła już dawno spać, a ja dopijałem whisky z barku.
Zerknąłem. Na szafce stała torebka Miri. Coś mnie kusiło, aby wstać i wyjąć z niej
komórkę. Przekonać się, poznać prawdę.
Ta potrzeba była tak silna, że po kilkunastu minutach wewnętrznej walki,
postanowiłem sprawdzić wiadomości. Złamałem hasło – które było nader oczywiste
i zacząłem szperać w wiadomościach.
‘’O której Ivo wychodzi? ;)’’
‘’ Przywieźć ci coś? Masz na coś ochotę?’’
‘’ O której się dziś zobaczymy? Tęsknię…’’
‘’ Jesteś wspaniała. Kocham Cię całym sercem’’
‘’ Nie martw się o nic.
Zrobię wszystko, abyś tylko dobrze się czuła’’
‘’ Kocham Cię, Miri. Dzisiejsza noc była wspaniała… Wkładasz
we wszystko tyle starań’’
‘’ Olej go. Ten facet nie widzi nic poza pracą’’
‘’Kocham cię, Victor’’
Nawet nie zauważyłem
kiedy na szklanym ekranie pojawiły się pierwsze krople moich łez.
O mój Boże! Luis ty idioto!
OdpowiedzUsuńNo wiesz ja rozumiem zemsta i te sprawy bo sama jestem szczeniakiem i w ogóle ale no ,żeby aż tak?
Chociaż nie powiem należało się jej. Nie pasowała mi od początku.
Co do Miriam to ona tez była podejrzana (tworzysz dużo podejrzanych osób ,wiesz? XD).No i w końcu się wszystko wydało ...chyba
ciekawi mnie nadal ten Ethan no bo tak znikąd się pojawia itd.
Biedny Ivo ,strasznie mi go szkoda a zdążyłam go polubić.
Rozdział jak zwykle świetny
czekam na next !
Weny~~
Nie ma to jak napięta atmosfera XD Postaram się zaskoczyć wszystkich w jakiś sposób! Dziękuję! ;*
UsuńAA, Luis błagam!!! Słuchaj Ivo, bo was shipuję :'(
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, życzę weny i dalszych pomysłów. Z każdą częścią robi się coraz ciekawiej
A dziękuje! Dla mnie powoli wychodzi z tego moda na sukces, hahahah!
UsuńDopiero trafiłam na twój blog, zostaje na zawsze i nigdzie się nie ruszam. <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Czekam z cierpliwością na następny. ;)
Dziękuję! Jest mi niezmiernie miło, widząc nowych czytelników! <3
UsuńPsst, wpadłam rozkoszować się wspaniałą muzyką i muszę Ci powiedzieć, że nowy wygląd jest świetny!
OdpowiedzUsuńHahaha, dziękuję! Jestem szczęśliwa, że Ci się podoba!
UsuńA ja dla odmiany popre luiego dobrze zrobił niech ta cała matka pocałuje sie w tyłek tak jak pieknie bylo napisane na bokserkach ����
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno zemsta się udała w pewnym stopniu, ale przez to Ivo ma Luisa za gówniarza... czy Miriam naprawdę go zdradza, tak sobie myślę jeśli Ivo i Lilith byli razem czy jak to nazwać, może Luis jest jego synem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, zemsta się udała w pewnym stopniu, ale, ale właśnie przez to Ivo ma Luisa za gówniarza... czy Miriam naprawdę go zdradza? tak sobie pomyślałam jeśli Ivo i Lilith byli kiedyś razem czy jak to tam nazwać, to może Luis jest jego synem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ta zemsta udała się w pewnym stopniu, no ale cóż przez to Ivo ma Luisa za gówniarza... zastanawia mnie czy Miriam naprawdę zdradza Ivo? wydaje mi się, że tak, wpadła mi do głowy taka myśl, że może Luis jest synem Ivo... bo jak kiedyś on i Lilith byli razem, czy jak to tam nazwać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza