niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział X

Bardzo późno wróciłem do domu.  Ostatnio życie dawało mi nieźle w kość i zastanawiałem się, jak długo może to jeszcze potrwać. Czasami myślałem, że popadam w depresję – miałem problemy z wykonywaniem prostych czynności, począwszy od zrobienia sobie śniadania, a kończąc na tym, że wieczorem musiałem iść pod prysznic. Czułem się martwy. Potrafiłem godzinami leżeć w zimnej wodzie i patrzeć  na leniwe krople wody, spływające z kranu. Na próbach, głosy moich chórzystek doprowadzały mnie do szału .Wiedziałem, że to nie one spieprzyły, tylko ja. Nie byłem w stanie zostawić spraw prywatnych w jednej sferze mojego życia – może i nawet świadomie przerzucałem swoje niepowodzenie w małżeństwie na krąg pracy, znajomych i zdrowie. Zacząłem siebie nienawidzić. Desperacja, nowa rzeczywistość, która nieuchronnie się zbliżała, wzburzała we mnie lawinę paniki i niepokoju. Byłem jak wrak,  targany przez groźne i niebezpieczne fale na otwartym morzu.

 Czułem się zrujnowany i to wszystko dlatego, że sam żyłem jako blagier i jebany hipokryta.

Z trudem wyrwałem się ze szponów lodowatej wody, która otulała mnie nieprzyjemnie jeszcze kilka chwil temu. Z dreszczem na całym ciele sięgnąłem po beżowy ręcznik i wytarłem nim twarz. Wtedy moją uwagę przykuło lustro – a dokładnie moje odbicie. Złote włosy sięgały już łopatek. Nawet nie zauważyłem kiedy tak szybko urosły. – Przydało by się przejść w końcu do fryzjera  – przeleciało mi przez myśl, gdy dotykałem pojedynczych kosmyków włosów. Zmrużyłem oczy,  przybliżając się do lustra. Oparłem dłonie o umywalkę i przyjrzałem się swojej twarzy. Byłem przeraźliwie blady, a w niektórych miejscach mogłem znaleźć popękane naczynka. Sięgnąłem do włącznika, zapalając światła umiejscowione wokół lusterka. Moje zielone oczy były podkreślone fioletowym odcieniem, a górna linia warg jakby przygasła. Opuszkami palców dotknąłem swojego policzka. Kilka nowych zmarszczek przebiegało wzdłuż kącików oczu, a kolejne kilka na czole i przy ustach.

I pomyśleć, że jeszcze tak niedawno miałem te naście lat.

Zarzuciłem na siebie wygniecioną piżamę i zszedłem do kuchni. Miriam siedziała przy stole, wpatrzona w ekran telefonu, jak w diament wart kilkanaście milionów. Za każdym razem, kiedy ją widziałem, doznawałem jakiejś melancholii. Przypominałem sobie najszczęśliwsze momenty z naszego życia, a potem wracałem do brutalnej teraźniejszości . – Już nigdy tak nie będzie i nie miej nadziei na to, że cokolwiek się zmieni – pomyślałem zdołowany. Nalałem wody do kubka i wypiłem ją jednym tchem.

Kątem oka spojrzałem na -jeszcze- moją żonę. Uśmiechała się wyraźnie zawstydzona i z prędkością światła odpisywała na SMS-y.  Żeby przez to całe ‘’zakochanie’’ nie straciła głowy i nie zapomniała o dzieciach.

Bałem się o nie. Prawdopodobnie trafią zupełnie gdzie indziej. Może nawet Miriam zmieni Ninie szkołę i mała będzie musiała od nowa nawiązywać relację z rówieśnikami. Przecież to trauma dla dziecka. A Dimitr? Wiem, jak bardzo jest do mnie przywiązany. Wytrzymałby beze mnie? Jest taki wrażliwy, co on będzie musiał przechodzić, gdy mnie przy nim nie będzie.

- Długo? – wyrwał mnie słodki głos Miriam. Oparła głowę o ramię i przypatrywała się mi.
- A co, przeszkadzam? Przecież ci nie zaglądam do telefonu, więc nie wiem, z czym masz problem. Piszcie sobie co chcecie. – prychnąłem wzruszając ramionami. Nalałem więcej wody i opróżniłem szklankę.
- Czy musisz być od razu taki oschły? – zapytała. Odłożyła telefon, siadając naprzeciwko mnie. – Ostatnimi czasy nie wyglądasz najlepiej, Ivo…
- Za to ty promieniejesz, Miri – uśmiechnąłem się słabo, myjąc po sobie szklankę.  Odłożyłem ją na półkę i wytarłem mokre dłonie ręcznikiem. Pora iść spać – pomyślałem, dopiero teraz odczuwając ciężar całego dnia.
- Widziałeś się w lustrze? Wyglądasz okropnie… nic nie jesz, przestałeś dbać o siebie…
- Dziwisz mi się? – zapytałem.- Moja żona znalazła sobie o 15 lat młodszego mężczyznę i z nim chce ułożyć na nowo swoje życie. Zapomniała o tych wszystkich chwilach, które przeżyła ze swoim mężem i tak po prostu chce się rozwieść. Więc jak mam według ciebie wyglądać? Mam skakać z radości, że moje życie wisi na włosku? Błagam cię. – spojrzałem na nią z politowaniem. Martwi się o mnie? Jaki miły gest z jej strony. – Z resztą… nieważne, wiesz? Idę spać.
- Ivo…
- Dobranoc. – odparłem twardo i poszedłem do salonu. Czwarta noc z rzędu na kanapie. Wgramoliłem się pod koc i otuliłem się nim, próbując zasnąć. Miarowo i spokojnie oddychałem, powoli pogrążając się w śnie – jedynym świecie, w którym nie miałem żadnych problemów.
Wibracja. Leniwie otworzyłem oczy i w ciemnym pokoju dostrzegłem świecący się ekran mojej komórki. Rany boskie, jest dwudziesta druga! Ogarnij się człowieku. – rzuciłem bezmyślnie, narzucając na głowę pościel. Jednak wibracje ponownie rozniosły się po salonie, zmuszając mnie do wstania. Na wpół trzeźwy, ujrzałem kontakt Luisa. Ten dzieciak chyba się nudzi.
- Czego chcesz? – zapytałem. W końcu mnie obudził, więc miałem nadzieje, że to nie jest żadna pierdoła, z która mógł poczekać do rana.
- Pomóż mi, proszę. Nie mam jak wrócić do domu – usłyszałem szept. Luis wydawał się zdenerwowany. Westchnąłem. Nie miałem ochoty, ani siły rozmawiać,  a tym bardziej jechać po niego aż do Leeds.
- Co się stało?
-Ten pojeb zamknął mnie w domu i zabrał wszystkie moje rzeczy.Ledwo zdobyłem komórkę. Nie wiem, co mam zrobić, dziś znowu mnie pobił. Nie mam do kogo się zwrócić, proszę, jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc…
- Zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina? Jutro muszę iść do pracy, a ty dzwonisz w środku nocy i…
 - Błagam cię, Ivo! – rozległ się zdezorientowany głos chłopaka. Usłyszałem szmer w telefonie, a po nim szybki oddech. Ktoś krzyknął w tle, zaczynając w coś uderzać. Momentalnie się rozbudziłem. Szczerze, nawet zacząłem być przerażony, ponieważ głos w słuchawce brzmiał strasznie, a co dopiero miał powiedzieć nastolatek, który właśnie tam jest.
- Luis? Słyszysz mnie?
-…Z nikim..! – słowa wdarły się przez osłonę do rozmowy. Podszedłem do kontaktu, zapalając światło w całym pokoju.
- Co się tam do diaska dzieje?- Kolejny krzyk. Prowadzili ze sobą jakąś rozmowę – a przynajmniej tak mi się wydawało. Usłyszałem pisk chłopaka, i doszło do mnie, że to przestało być zabawą. Luis wplątał się w złe towarzystwo i teraz ktoś musiał mu pomóc się z niego wydostać.
- Luis, halo? Zbieram się, za 4 godziny powinienem być w Leeds. Spakuj wszystkie swoje rzeczy i cierpliwie na mnie czekaj. Broń się jak tylko możesz, rozumiesz? Halo, Luis? Napisz mi jego dokładny adres!
- Niech to szlag. – Luis zakończył rozmowę. Miałem cichą nadzieję, że usłyszał wszystko, co mu powiedziałem i wytrzyma do czasu mojego przybycia. Nie miałem chwili do stracenia. Wbiegłem na górę, do łazienki i wyjąłem z kosza moje dzisiejsze ubrania. Założyłem je na siebie, nie spostrzegając, że źle dopasowałem guziki. Złapałem za kluczyki od auta i po raz kolejny pojechałem do Leeds.

Dlaczego tak w ogóle tam jadę? Czy to nie jest bezsensu? Może za dwie godziny się pogodzą i okaże się, że przyjechałem na marne? Może to tylko zwykłe zabawy, między znużonymi nastolatkami?
Złapałem się za głowę. Ivo, jesteś debilem, tyle ci powiem. Luis nie żartowałby z takiej sytuacji. Jeżeli poprosił mnie o pomoc – muszę mu jej udzielić. Czułem, jak ze strachu serce wali mi w piersiach, a zimny pot znaczy nieznane ścieżki na moich plecach. W co on się wpakował… Ja też byłem kiedyś tak głupi?

Nerwowo zerkałem na telefon. Zero wiadomości. Pierwsza myśl podsunęła mi, abym do niego zadzwonił. Jeśli jednak przysporzę mu tym problemów… Nie. Będę cierpliwie czekać, aż sam napisze.

W połowie trasy  dostałem upragnionego SMS-a. Patrząc na niezbyt ruchliwą drogę, zacząłem mu odpisywać, że jestem już niedaleko i wierzę w niego tak mocno, jak wierzyłem przy jego pierwszym występie.


                                                                     ***


Nie znałem dokładnego położenia ulicy napisanej przez chłopaka, dlatego szybko wpisałem jej nazwę w GPS. Byłem już na obrzeżach miasta, wystarczyło tylko dwadzieścia minut, aby dotrzeć do celu. Przed oczami miałem wiele okropnych scen pobicia z udziałem Luisa.  Prawdopodobnie tylko ja wiedziałem, jak bardzo ten człowiek jest kruchy, a myśl o stłuczonej, porcelanowej cerze, umocniła mnie w przekonaniu, że robię dobrze, jadąc po niego. Niestety, czterogodzinna droga dała mi się we znaki. Byłem ospały, jednak się nie poddawałem.

Skręciłem w boczną uliczkę o nazwie napisanej przez Luisa. Były tu stare kamienice zmieszane z luksusowymi budynkami, w którym mieszkał Ethan. Odkąd zobaczyłem go po raz pierwszy, wiedziałem, że nie wniesie do życia Lu nic dobrego.  

Zaparkowałem samochód w wolnym miejscu, aż naszła mnie jedna myśl. Mianowicie, co mam zrobić? Zapukać i przeprosić, że nachodzę mieszkańców tego domu o tak późnej porze, ale robie to tylko dlatego, że jakiś gówniarz właśnie znęca się nad drugim człowiekiem? Czy wyważyć drzwi  i bez skrępowania przywalić w ryj Ethan’owi? Wiedziałem, że tracę niepotrzebnie czas zastanawiając się nad tym, jednak dopiero teraz doszło do mnie, jaki jestem bezmyślny.

Wyjąłem klucz ze stacyjki i umiejscowiłem go między swoimi palcami, na wszelki wypadek. Mężczyzna mógł być agresywny, a nie chciałbym aby mi się oberwało. Wyszedłem z samochodu, wbiegając do budynku i desperacko poszukując numeru mieszkania 43. Gdy dobiegłem do lokum, dostałem zadyszki, a kilka moich kości strzeliło. Uderzyłem  energicznie kilka razy w drzwi, próbując dostać się do środka. Najpierw usłyszałem szmer, a potem krzyk.
- Ivo! To ty?!
- Tak. Nic ci nie jest? Co się właściwie dzieje?- zapytałem, wystraszony. Głos Luisa wcale mnie nie uspokoił.
- Ethan gdzieś wyszedł i zamknął mieszkanie. Nie wiem, jak mam stąd wyjść. Próbowałem otworzyć zamek, jednak nic nie pomogło!
- Dlaczego nie zadzwoniłeś na policję? – zapytałem, przykładając ucho do drzwi. Mimo dobrego słuchu, ledwo rozpoznawałem słowa wypowiadane przez chłopaka.
- Nie dzwoń na policję , błagam! Po prostu zabierz mnie stąd.
- Zabiorę cię. Obiecuję. Spakowałeś wszystkie rzeczy?
- Tak.
Oparłem głowę o chropowatą powierzchnię. Co mam teraz zrobić? Luis jest zamknięty w środku, nie ma praktycznie żadnej drogi ucieczki. Zamyśliłem się, próbując na coś wpaść, gdy usłyszałem, że ktoś wchodzi do budynku.
- Luis…- szepnąłem, czując jak adrenalina zaczyna krążyć w moich żyłach.- Słyszysz mnie?
- Tak… co się dzieje?
- Ethan wchodzi na górę. Gdy otworzy drzwi, przytrzymam go, a ty uciekaj do mojego samochodu. Drzwi będą otwarte. Zaczekasz tam na mnie, a teraz ukryj się gdzieś
- Co zamierzasz?

Nie odpowiedziałem. Wyjrzałem lekko za barierkę – delikwent był pod wpływem alkoholu. Bardzo głośno wchodził po schodach. Zdawało mi się, że słyszę nawet  dźwięk obijających się o siebie butelek piwa. Na palcach wspiąłem się na półpiętro, chowając ciało w całkowitym mroku. Ethan był pijany, więc miał ograniczony czas reakcji. Wystarczyłoby, że odpowiednio zbiegłbym po schodach, w momencie, gdy drzwi by się  otworzyły i unieruchomiłbym go, a wtedy Luis miałby otwartą drogę ucieczki.

Serce biło mi jak oszalałe. Gość był coraz bliżej, a ja, czterdziestoletni facet bawiłem się w głupie podchody. Mogłem zadzwonić na policję i byłoby po problemie, ale nie – posłuchałem się dzieciaka i teraz mogę oberwać. Był coraz bliżej. Słyszałem jego kroki i brzdęk kluczy. Delikatnie wychyliłem głowę, chcąc zaatakować go w odpowiednim momencie. Ethan miał problem z trafieniem do dziurki, jednak po chwili usłyszałem upragniony dźwięk przekręcającego się zamka. Drzwi otworzyły się, a ja pod wpływem impulsu, zbiegłem ze schodów i cisnąłem nim w ścianę.

- Luis, uciekaj!

Kropla potu spłynęła mi po czole. Mężczyzna szarpnął się gwałtownie, a Luis wybiegł z mieszkania.  Chłopak odepchnął mnie od ciebie, a ja znów zaatakowałem. Dopiero, gdy  drzwi do klatki się zamknęły, uznałem, że Luis jest już bezpieczny. Gorzej, że ja nie byłem.
Choć mężczyzna był pijany, nie mogłem powiedzieć, że był słaby. Natychmiast wyrwał się z moich ramion i uderzył mnie w żebra. Na moment zrobiło mi się niedobrze a nawet zadławiłem się własną śliną, jednak następny atak odparowałem. Kiedy ja ostatni raz się biłem? W liceum?
Zaczęliśmy się szarpać. W akcie obrony, musiałem uderzyć go w twarz. I choć przez ostatnie wydarzenia, byłem osłabiony i wiotki, ten cios okazał się strzałem w dziesiątkę. Chłopak upadł na podłogę, w swoim przedpokoju, a ja korzystając z okazji,  zacząłem zbiegać ze schodów. Szybkim krokiem dorwałem się do samochodu i wsiadłem za kierownicę. Luis siedział z tyłu, drżąc ze strachu. Odpaliłem wóz i jak najszybciej odjechałem z tego parszywego miejsca. W lusterku dostrzegłem jedynie ciemną sylwetkę Ethan’a wybiegającego na jezdnię.

- Dziękuję że przyjechałeś… myślałem, że już po mnie. – zaśmiał się nerwowo, nie wiedząc zupełnie co zrobić ze swoim ciałem. Nieświadomie dotykał dłońmi wszystkich rzeczy wokół siebie, a jego noga śmiesznie podrygiwała.
- To jest ostatni raz, kiedy robię coś takiego. Nigdy o nic mnie nie proś, nie błagaj, bo ja, kurwa, nie mam zamiaru tracić czas, pieniądze i swoje zdrowie na nieodpowiedzialnego gówniarza, któremu wydaje się, że jest już dorosły i sam może za siebie odpowiadać. – warknąłem, czując narastający gniew.
Chłopak nie odpowiedział. Spuścił głowę, najwidoczniej przez swoją głupotę.
- Masz rację – usłyszałem, gdy szeptał coś pod nosem – Masz całkowitą rację. – powtórzył tym razem głośniej. Podniósł wzrok na moją skromną osobę – No, powiedz to jeszcze raz. Zjebałem, to chciałeś usłyszeć? Że mimo wszystko nadal jestem dzieckiem? I powinienem wpierw skupić się na szkole, a nie na imprezach, ćpaniu i facetach?
Odwróciłem się do niego, i z chamskim uśmieszkiem powiedziałem:
- W końcu to zrozumiałeś?
- Nienawidzę cię…
- Jeszcze jedno słowo, a do Londynu będziesz wracał na piechotę.
- Cofam to.
- Co powiesz matce? Na temat tych siniaków? W ogóle, miałeś z nią jakiś kontakt?
- Pisała mi tylko SMS-y  dotyczące przelewów na konto, nic więcej.
- I tylko tyle? Co z niej za matka…
- Nie widzisz? – uśmiechnął się słabo, już się uspokajając. Oparł głowę o siedzenie, patrząc gdzieś za okno. 
Do końca podróży, o nic więcej go nie pytałem.

Odwiozłem go pod sam dom. Luis nie wydawał się przejmować opinią matki na temat ran na twarzy. Na jego miejscu, po tak męczących zdarzeniach, również  niewiele by mnie obchodziło. Zmęczony, zajechałem do domu, z nadzieją, że pośpię chociaż godzinę ale niestety, szybko się przeliczyłem. W momencie wejścia do salonu, mój budzik lezący na stole zadzwonił, wyświetlając na ekranie godzinę szóstą rano.


Miałem ochotę się rozpłakać.

11 komentarzy:

  1. Łoo~! Zabiłaś mnie tym rozdziałem! (*^_^*) Nawet jakie szczęście mam wpadając na twojego bloga! Dosłownie! Normalnie siedze sobie taka znudzona i nagle mam pomysł aby poszukać jakiegoś ciekawego yaoi i tak trafiłam tutaj! \(☆o☆)/

    Co do opowiadania: Bardzo mi się podoba naprawdę miałaś świetny pomysł co do fabuły, a wykonanie w prost CUDNE! (*^ω^*)

    Jako tako uwag nie mam... błędów też nie znalazłam... a postacie cudownie przedstawione! (*^_^*)
    Najbardziej chyba polubiłam Luisa (dobrze odmieniłam? ◑ˍ◐) jest bardzo fajną i ogólnie trochę problemów postacią, ale ja takie lubię więc u know (^_^)

    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! Naprawdę zbyt mocno mnie zaintrygowałaś przez co cały czas myślę o tym co wymyślisz w następnym rozdziale! (*^_^*)

    No nic będę czekać -.-


    Ps: w wolnej chwili zapraszam na mojego bloga~
    daejae-opowiadania.blogspot.com


    Pozdrawiam i życzę weny!
    XRianX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, jaki długi komentarz ;o Nie no, jestem szczerze zdziwiona xD Nie miałam pojęcia, ze komuś to aż tak może się spodobać, a tymczasem mam was coraz więcej! Dziękuję, za tak ciepłe słowa! Obiecuję się starać i dodawać rozdziały co niedzielę hehe :D

      Dziękuję za link! Na pewno zajrzę ^w^

      Usuń
  2. Kurczę, miałam wrażenie, że sama jestem na miejscu zdarzenia. Cudownie opisujesz wszystkie akcje! Naprawdę można się wczuć i jest to niesamowite. Rozdział prawdę mówiąc niedługi, ale ucieczka opisana w nim - perfekcyjna. Życzę standardowo chęci do dalszego pisania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nie przesadzajmy z tą cudownością XD Jak zwykle, dziękuję za wiarę i napędzanie mnie do roboty! Mam nadzieję, że w tym tygodniu znajdę czas na pisanie :_; Kocham <3

      Usuń
  3. Czekam na kolejny rozdział! <3 Ten trochę był krótki,ale jak zawsze wspaniały ^^ Strasznie mnie zaintrygowałaś tym opowiadaniem i zawsze wchodząc tutaj mam nadzieję że jest nowy rozdział! A tak poza tym mam pytanie trochę dziwne XD Opowiadanie które piszesz zakończy się? Czy będziesz pisać długo,długo? :> Wiem że dziwne pytanie i chyba nie ujęłam go tak jak chciałam,ale trudno XD Życzę żebyś miała pomysły na kolejny rozdział^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, przepraszam! Ale wena mnie opuściła na dłuższy czas w ostatnim tygodniu i tyle co naskrobałam, tyle wstawiłam ;< Czy się zakończy? Jasne, że tak. Każda historia kiedyś w końcu się skończy. Na chwilę obecną przewiduje 20 rozdziałów, może ciut wiecej :D Dziękuje za wiarę <3

      Usuń
    2. I co ja będę czytać jak się zakończy Twoja opowieść XD Serio Twój blog mnie wciągnął na maksa ;-; Ale mam nadzieję że będziesz pisać również inne opowiadania i to YAOI XD Nie ma za co <3

      Usuń
    3. Hahahaha, jest wiele innych blogów, których autorzy piszą o niebo lepsze opowiadania :D Ale dziękuję <3 Jutro postaram się wrzucić kolejny rozdział :D

      Usuń
  4. Hej,
    nomi Ivo przyjechał choć chciałabym, aby ich relacje były cieplejsze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    dobrze, że Ivo przyjechał, choć te relacje mogły by być cieplejsze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniale, ach Ivo przyjechał choć mógłby być milszy i te ich relacje mogły by być cieplejsze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń