Pamiętnik znudzonego nastolatka.
Po powrocie z Leeds, zachorowałem. Nie czułem się jakoś
szczególnie źle, ale udawałem przed wszystkimi, że jestem w stanie krytycznym,
i że w każdej chwili mogę umrzeć. Tak więc, wylegiwałem się całymi dniami w
ciepłym łóżku i rysowałem. Zawsze była to postać Ivo. Z pamięci próbowałem
odtworzyć każdy szczegół twarzy mężczyzny. Gdy portret przypominał nauczyciela
, uznawałem, iż mogę spróbować narysować go wraz z całą sylwetką.
Przedstawiałem go w różnych pozycjach – od siedzącej, do opierającej się o coś, aż w końcu, nie
wiem dlaczego, wyobraziłem go sobie w bardzo dwuznacznej sytuacji. Na kartce
papieru, Ivo dotykał swoją męskość i
bardzo ponętnie przygryzał swoją wargę. Moja twórczość sprawiała, iż z każdym
razem, gdy widziałem ten portret, musiałem iść po zapas chusteczek. Wyglądało
na to, że rysunek dopracowałem już do perfekcji, ponieważ strasznie pobudzała
moją wyobraźnię.
Oczywistym jest fakt, że cierpiałem z powodu odwołanych
zajęć. Jednak czułem, że muszę odpocząć, odizolować się, pomyśleć.
Sam Ivo bardzo mnie interesował. Znaliśmy się od dwóch
miesięcy, a już zdążyłem wypłakiwać się w jego ramionach. Samo myślenie o nim powodowało u mnie jakieś
dziwne popędy, nie tylko seksualne. Bardzo dokładnie go zilustrowałem. Gdy
rozmawialiśmy, skupiałem się na gramatyce wypowiadanych zdań, sposobie
mówienia, samym głosie. Zamiast patrzeć na jego pośladki, jak zwykle to robiłem
w stosunku do innych mężczyzn, Ivo patrzyłem prosto w oczy. Zwracałem uwagę na
jego gesty , na przykład na obsesyjne
poprawianie kosmyków włosów .
Intrygowało mnie to, co czułem do niego. Próbowałem
zdefiniować to uczucie, jednak jedyne pojęcie, które wytłumaczyło moje
zachowanie było ‘’zauroczenie’’. Tylko że patrząc z punktu widzenia
psychologicznego , zauroczenie między 17-latkiem a 30 latkiem, czy też o wiele
starszym mężczyzną, w końcu dalej nie wiedziałem, ile Ivo ma lat jest nie do
pomyślenia. Ba, nawet tą starszą osobę można byłoby posądzać o pedofilię. Tak
czy inaczej, na pewno coś do niego czułem. Wiedziałem, że mam co do niego
specyficzne plany. Ten człowiek miał duży wpływ na moją osobowość i poczucie
własnej wartości. Pokładałem w nim jakieś nadzieje.
Ale czy jest warto w ogóle pakować się w takie coś? Czy mam
jakiekolwiek szanse? Przypuśćmy, że uwiodę Ivo. I co wtedy? Ivo będzie prowadzić podwójne życie, a ja?
Będę dla niego tylko ciężarem.
Zaczynam bać się swojego umysłu.
***
Gdy wróciłem do domu, zostałem jak zwykle ucałowany przez
Miriam i oblegany przez dzieci. Mogłem w
końcu zjeść porządny, domowy obiad i położyć się na sofie. Wszędzie dobrze, ale
w domu najlepiej, jak to mawiają.
Przez cały tydzień miałem trochę luzu. Luis odwołał zajęcia,
więc mogłem wcześniej wracać do domu i zajmować się rodziną. A przede wszystkim
dziećmi. Dimitr chodził za mną i naśladował mnie cały czas. Gdy śpiewałem, on
również śpiewał. Gdy grałem, udawał, że też gra. Gdy rozkładałem się przed
telewizorem, Dimitr kładł się tak samo, jak ja.
Pod koniec weekendu, Miriam oznajmiła mi, że chciałaby ze
mną o czymś porozmawiać. Na początku się wystraszyłem, ponieważ kiedy chciała
ze mną o czymś pomówić, zazwyczaj były to bardzo poważne sprawy. Czy coś
wydarzyło się w momencie, gdy byłem w Leeds? Oboje usiedliśmy w kuchni
naprzeciwko siebie. Miriam zadbała o to, by dzieci już spały. Przygotowała nam po
drinku, aż w końcu gotowa do rozmowy westchnęła.
- Kiedy byłeś w Leeds dużo myślałam.
- I? - mruknąłem,
zestresowany. Upiłem łyk alkoholu i odstawiłem go na blat.
- I… i chciałabym cię zapytać o to
czy moglibyśmy sobie pozwolić na trzecie dziecko… - odparła, zaciskając
drobne piąstki. Stres ulotnił się ze mnie momentalnie. Myślałem, że chodzi o
coś gorszego, dużo gorszego.
- Oczywiście, jeśli pozwalają nam na to nasze wydatki. I
twoje zdanie liczy się tutaj najbardziej... – dokończyła, poprawiając swoje kręcone
brązowe włosy.
Zamyśliłem się na moment. W sumie, nic nie stoi na
przeszkodzie. Mamy pieniądze, oboje kochamy dzieci, a przede wszystkim siebie.
- Uważam, że powiększenie rodziny jest dobrym pomysłem.
Jeżeli trzecie dziecko sprawi, że oboje będziemy szczęśliwi. – odparłem,
wstając od stołu. Położyłem dłonie na ramionach żony i delikatnie zacząłem je
rozmasowywać.
- W końcu bardzo mocno się kochamy… jesteśmy dobrymi
rodzicami, oczywiście w moim odczuciu. Chciałbym mieć kolejną pociechę w domu…
tylko wiesz słońce, że samo się nic nie zrobi…
Kobieta zaśmiała się.
Spojrzała na mnie dwuznacznie, przez co podniosła moje libido. Gdy w
końcu wstała, podsadziłem ją na blat i włożyłem biodra miedzy jej uda. Miriam
objęła moją szyję i oboje pochłonęliśmy się w serii gorących i namiętnych
pocałunków. Dłonie same sunęły po jej łopatkach, by potem móc płynnie przejść
na obojczyki, a w końcu na obfite piersi. Ocieraliśmy się o siebie, pieściliśmy
się wzajemnie. Odepchnąłem ją od siebie, przez co subtelnie położyła się na
stole. Jej uda same się rozłożyły, pozwalając mi zdjąć jej bieliznę. Zrobiłem
to zębami, aby dodać trochę pikanterii do gry wstępnej. Zakryła dłonią usta
próbując ukryć swój śmiech. Delikatnie wbiłem się w jej ciało, pochylając się
nad jej sylwetką.
- Mówiłem ci już jak bardzo cię kocham?
- Nie… - mruknęła, pomagając sobie dłońmi
- To właśnie ci to mówię. A wspominałem kiedyś, jak bardzo
jesteś piękna?
- Może… kilkanaście lat temu… - odparła niewinnie.
- A mówiłem ci, jak bardzo uwielbiam cię pieprzyć?
- Tak.
Wpiłem się w jej usta, szybciej ruszając biodrami. Kobieta
pisnęła z rozkoszy i złapała mnie za pośladki próbując ‘’mocniej’’ docisnąć do
siebie. Seks po kilku tygodniach był nieziemski. Przez tę pracę prawie zapomniałem, jak to
jest czuć tę wilgoć i ciepło, które cię otula. Dłoń Miriam wplątała się w moje
włosy, rozwalając kitkę. Po pewnym czasie uznałem, że wolałbym ją w sumie jebać
w innej pozycji. Skończyliśmy na podłodze. Wbijałem się w nią od tyłu, a ona
wiła się pod osłoną rozkoszy, którą jej dawałem. Kręciła biodrami, jęczała i krzyczała, dając
mi jasno do zrozumienia, abym nie przerywał. W końcu nie wytrzymałem i
spuściłem się w niej. W nagrodę zostałem obdarowany siarczystym uderzeniem w
twarz i podrapanym torsem, w momencie, gdy sama dochodziła. Rzekomo drugi raz w
trakcie naszego stosunku. Po wszystkim, poszliśmy do łazienki, gdzie
powtórzyliśmy naszą wspólną zabawę.
A gdy skończyliśmy, nadzy przemknęliśmy po cichu koło pokoju
dzieci i położyliśmy się do łóżka, wtulając
się w siebie nawzajem.
***
- Wychodzisz gdzieś? – zapytałem, gdy rano zszedłem do kuchni.
Dzieci jeszcze spały, zas Miriam była ubrana i najwyraźniej gotowa do wyjścia.
- Tak, ale wrócę na obiad. Idę spotkać się z Victorem i Elizabeth – odparła, a ja spojrzałem na zegarek.
- O ósmej rano? – zmarszczyłem brwi.
- Tak jakoś wyszło – wzruszyła beznamiętnie ramionami i
zrobiła smutną minę.
Cóż, nie miałem
powodów, by jej nie wierzyć.
***
Od początku grudnia latałem za ludźmi i błagałem o to, by
ktoś mi pomógł w zorganizowaniu koncertu bożonarodzeniowego. Jako że sam nie
byłbym w stanie wszystkiego załatwić, postanowiłem zrzucić połowę roboty na
moich ‘’ kolegów profesorów’’ z
Akademii. W końcu, to ja tam byłem szefem, ale wcześniej, oczywiście, o
tym nie pomyślałem. Nawet, jeśli udało mi się zwalić pracę na innych, to i tak
prób chóralnych raczej nie zamierzałem odwołać.
Tak więc mój grafik stał się bardzo napięty. Czasami nawet
odwoływałem zajęcia z Luisem, przez co robiło mi się przykro. Miałem nieodparte
wrażenie, że go zawiodłem jako nauczyciel i jako ‘’przyjaciel’’. Przecież on
przechodził przez piekło, ale wiedziałem też ze się nie rozdwoję, a niestety
praca jest ważniejsza, tym bardziej że postanowiliśmy postarać się z Miriam o trzecie
dziecko.
Grudzień minął bardzo szybko. W zasadzie, nawet nie
zorientowałem się kiedy przez te wszystkie terminy i zajęcia.
***
Krzyknąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę 10 zebranych
chórów z Londynu. Rozmowy ustały i wszystkie głowy zwróciły się w moją stronę.
Podziękowałem im uśmiechem, przystępując do ostatniej przed występem próby.
- No i pięknie. Macie 15 minut przerwy, a następnie
zbieracie się pod drzwiami i czekacie, aż prowadzący, nas zapowie. Zrozumiano?
– zapytałem, a kiedy wszyscy skinęli głowami, rozproszyli się w swoich
garderobach. Odłożyłem mikrofon na półkę i zeskoczyłem ze sceny idąc w stronę
łazienki.
Jakie szczere było moje zdziwienie, kiedy spotkałem Lilith.
Wieki tej kobiety nie widziałem. Jak zwykle, musiała ubrać się w sukienkę, która odsłaniała jej
filigranowy biuścik. Zielone oczy ozdobiła fioletem, a czerwone włosy , spadające na jej ramiona aż
płonęły ogniem i idealnie kontrastowały się z krwistymi ustami. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale jej uroda
zawsze mnie dziwnie hipnotyzowała. Szczególnie te oczy przyciągały uwagę.
Przytuliliśmy się do siebie na przywitanie i porozmawialiśmy chwilę.
- A jak trzyma się Luis?
- zapytałem zaciekawiony.
- Dobrze. Ostatnio trochę chorował, ale nie mogłam go
trzymać długo w domu. Narobił by sobie zaległości w szkole i miałby potem
problemy z nadrobieniem tego – westchnęła i odciągnęła włosy do tyłu. Tym samym
spowodowała, że jej biust był widoczny dla wszystkich zebranych gości.
- Wiesz Lili, chciałbym z tobą o tym porozmawiać… Uważam, że
masz zbyt wielkie ambicje wobec syna. Nie masz takiego odczucia?
- Nie, dlaczego? Przecież świetnie sobie radzi – uśmiechnęła
się pokazując swoje śnieżnobiałe ząbki. Więc najwidoczniej była ślepa na losy
swojego syna… Serce mi się ścisnęło z żalu i współczucia dla chłopaka.
- Po prostu trochę z
nim o tym rozmawiałem i wydaje mi się, że zwolnienie go chociaż z jednego
dodatkowego przedmiotu, odciąży go od problemów.
- Nie słuchaj go. Bredzi – mruknęła niewzruszona – Oh,
wybacz. Musze już iść. Do zobaczenia.. – puściła mi oczko i na pożegnanie
dwuznacznie przejechała dłonią po moim torsie.
- Cześć – westchnąłem.
Zdenerwowałem się jej samolubnym zachowaniem do tego
stopnia, że musiałem iść zapalić. Odebrałem kurtkę z szatni i wyszedłem na tyły
budynku. Nie byłem sam. Luis siedział na barierce w samym garniturze i palił
papierosa. Co za nieodpowiedzialność… przecież dopiero co był chory. Zdjąłem
swój płaszcz, zarzucając go na ciało chłopaka. Luis zmarszczył brwi, a kiedy
mnie poznał uśmiechnął się. Oparłem się o barierkę i zapaliłem fajkę.
- Nie musiałeś.
- Wybacz, nie mogę patrzeć na głupotę innych – odparłem
surowo. Obdarzyłem go bardzo złowrogim spojrzeniem, ale to wszystko było tylko
po to by chłopak uświadomił sobie, że zdrowie jest najważniejsze. Tym bardziej,
że od kilku dni prószy śnieg i zrobiło się bardzo zimno.
- Mhm… a ty? Sam jeszcze zmarzniesz.
- Nic mi nie będzie – odparłem zaciągając się fajką. –
radzisz sobie?
- Jakoś muszę. Zrobiłem sobie ostatnio trochę wolnego, ale
cóż.. matka się w końcu zdenerwowała i wyrzuciła mnie z domu.
- Rozmawiałem z nią o tym przed chwilą. Próbowałem ją
namówić, aby odwołała ci jakieś zajęcia, ale chyba przeleciało jej to miedzy
uszami. – westchnąłem ciężko.
- E tam. Ważne że próbowałeś. Dziękuje – odparł, dziwnie
radośnie.
Skończył palić.
Wyrzucił końcówkę papierosa przed siebie i zdjąwszy płaszcz, narzucił go na
mnie.
- Nagrzałem ci trochę. Muszę już wracać, bo się zdenerwuje…
cóż.. przepraszam, że nie mogę zostać dłużej – odparł. Spojrzałem na niego.
Białe płatki śniegu kontrastowały się z czarnymi włosami. Wyglądał niewinnie,
ale i też delikatnie.
- Zmykaj stąd. – mruknąłem uśmiechając się. Chłopak
odwzajemnij gest i natychmiast zniknął za drzwiami budynku.
***
Pamiętnik zachwyconego nastolatka
Uśmiechnięty przemierzałem przez korytarz do hali głównej.
Ivo jest naprawdę miłym facetem. To co przed sekundą zrobił było takie urocze i
takie słodkie, że nie mogłem powstrzymać uśmiechu. W pewnym momencie wpadłem na
mamę.
- Gdzie się kręcisz? Znajdź swoje miejsce na sali i poczekaj
na mnie – burknęła tym swoim niezadowolonym tonem i poprawiła swój biustonosz,
uprzednio sprawdzając czy nikt na nią nie zerka.
- Już idę – odparłem niemiło, na co skarciła mnie wzrokiem.
Usiadłem na swoim miejscu. Był to pierwszy rząd po prawej stronie. Cóż,
przynajmniej będę lepiej słyszeć i
widzieć. Zastanawiałem się, jaką rolę odgrywał w tym wszystkim Ivo. W
rogu sceny stał wielki, czarny
fortepian, więc może będzie na nim grać?
Zauważyłem, że większość osób już zajęła swoje miejsce. Na
scenę wyszła dość zgrabna blondynka i zaczęła przedstawiać powód dzisiejszego
koncertu. Zbiórka charytatywna? Świąteczne piosenki?
Nuda.
Oparłem głowę o nadgarstek i przymknąłem oczy. Mam nadzieję,
że nikt tego nie zauważy. Wszystko się zmieniło, gdy z wyrywek zdań usłyszałem
nazwisko Ivo. Leniwie otworzyłem oczy i dojrzałem blondyna za kurtyną. W
momencie, gdy po stopniach wchodził na scenę, w hali oklaski stawały się
głośniejsze i silniejsze. Czyżby ludzie aż tak go szanowali? Przecież on będzie
tu tylko grał… Nie , żebym podważał jego kompetencje, broń boże, ale wydaje mi
się, że w tym wszystkim chór jest najważniejszy. Jak szczere było moje
zdziwienie, gdy Ivo ukłonił się i odwrócił do publiczności.
Chwila… czy Ivo właśnie będzie dyrygował?
Zmarszczyłem brwi, ale równocześnie się uśmiechnąłem w
duchu. Pierwszy raz zobaczę, jak radzi sobie z chórem! Mężczyzna, ubrany w samą
koszulę i spodnie od garnitury,
przyłożył do ucha kamerton, a następnie podał czysty dźwięk ‘’A’’
chórzystom. Usiadłem wygodnie w fotelu, by móc podziwiać nie tylko występ, ale
i nauczyciela. Mężczyzna z gracją wskazywał metrum, dynamikę utworu i artykulację
poszczególnych dźwięków. Wydawałoby się,
że z lekkością prowadzi chór, jednak ja wiedziałem ile siły, profesjonalizmu i
starań wkładał w to Ivo. Widziałem po
nim, że nie dyryguje samym ciałem. Robił to również duszą. Ivo był przykładem
człowieka, który w pełni oddawał się swojej pasji i zamiłowaniom. Teraz dopiero
zrozumiałem, że z tego właśnie powodu
Ivo miał tak wielki szacunek i zaufanie wśród zgromadzonych tu ludzi – i nie
tylko.
Wystąpienie Ivo trwało niestety tylko pół godziny. Widząc
to, co stworzył zapierało dech w piersiach. Na sam koniec, zaśpiewali utwór,
którego Ivo uczył się w trakcie drogi do Leeds. Po Sali rozniosły się słowa ‘’
Do życia budzi mnie muzyka’’. Melodia
budziła we mnie specyficzne uczucia, ponieważ utwór ten zawsze będzie mi się
kojarzył z Ivo i z pobytem w Leeds. Na samą myśl o tym, poczułem się szczęśliwszy.
Prawie zapomniałem, jak to jest być szczęśliwym. Taka mała rzecz, a wniosła tak
wiele do mojego samopoczucia.
Oczywiście, wszystko co piękne, kiedyś się kończy. Ivo
ukłoni się na zakończenie, dostając gromkie owacje i krzyki gdzieś z tyłu widowni. Na chwilę,
nasze spojrzenia się skrzyżowały. Posłałem mu delikatny uśmiech, tak jak on
posłał mi go w trakcie konkursu. Czoło nauczyciela świeciło się w blasku
reflektorów. Musiał mocno się stresować…
Po wszystkim, Ivo już nie zobaczyłem.
***
- Jak koncert? – zapytała, rozbierając się w przedpokoju.
Przechyliłem głowę, nie rozumiejąc jednej rzeczy.
- Byłaś gdzieś?
- Tak, w sklepie. Musiałam kupić bułki na kolacje dla dzieci
– odparła. Zerknąłem na stół - nie zauważyłem na nim żadnych zakupów.
- Maamoo, wreszcie wróciłaś! – krzyknęła Nina i podbiegła do
nas. – Dlaczego cię tak długo nie było? – zapytała, wpatrzona na mamę. Ja
również zerknąłem na Miriam. Pogodna twarz kobiety przeobraziła się nagle w
grymas wściekłości. Obdarzyła nim moją córkę, na co Nina spuściła głowę.
Podszedłem do niej i pogłaskałem ją pobujanych włosach, mówiąc, aby poszła do
pokoju,
- Wiesz co? Jest mi zwyczajnie przykro. Wiesz, jak się
starałem, jak mi zależało na tym, abyś tam była wraz z dzieciakami. Chciałem,
potrzebowałem nawet twojego wsparcia. A ty? Po prostu to olałaś. A ja myślałem,
że serio się źle czujesz… - powiedziałem, rzucając na szafkę swój płaszcz. Było
mi bardzo smutno. Zawsze mogłem na niej polegać, a ona, teraz w tej ciągłej
gonitwie terminów, spraw, zostawiła mnie samego.
- Ivo… - szepnęła, łapiąc mnie za rękę.
- Nie chce z tobą rozmawiać… - odparłem, wyrywając dłoń z jej uścisku. Wściekły,
poszedłem na górę, do sypialni i nie przebierając się, usnąłem zaraz po
położeniu się.
***
Jechałem samochodem wraz z jakimś chłopakiem. Nie wiedziałem
po co, ani dokąd. Wiedziałem tylko, że o czymś rozmawialiśmy i, że w pewnym
momencie chłopak obdarzył mnie przecudnym uśmiechem, rodem Marilyn Monroe. Nie
mogłem patrzeć na drogę. Jego ciało, ten
uśmiech… zahipnotyzował mnie do tego stopnia, że nie byłem w stanie myśleć
racjonalnie.. Usłyszałem sygnał klaksonu, który wybudził mnie z tego transu, a
potem światła samochodu, który jechał
prosto na nas.
Ciemność.
Otworzyłem lekko
oczy. Rozmazane światło, rozmazane sylwetki ludzi, rozmazane słowa, wpadające
co jakiś czas do mojego umysłu. Nic nie mogłem zrozumieć z tego bełkotu. Co oni
ze mną robią? Co mówią? Próbowałem się poruszyć w akcie paniki ale
prawdopodobnie byłem unieruchomiony. Spojrzałem w bok i ujrzałem swoje przebite
ramie. To chyba kawałek metalu... nie... to mnóstwo szkła, powbijanego w moje
ciało...
Ciemność.
Przeżywający ból w okolicach skroni i nagle opadające
kosmyki włosów na twarz. Mój ukochany, złocisty kolor pokrył się szkarłatem...a
może to wina światła? Oszołomiony, nie mogłem zorientować się gdzie jestem.
Spojrzałem jeszcze raz na swoje ramie. Tym razem miałem tylko koszulę,
nasączoną krwią. Przede mną, znajdowała się grupa ludzi. Próbowałem dojrzeć co
się dzieje, jednak na samym początku widziałem wszystko jak przez mgłę.
Gdy tylko obraz wyostrzył się choć na trochę, ujrzałem rozstawiony
sprzęt medyczny, defibrylator i czarny
worek, do którego chowano ciało. Moje serce zatrzymało się. Chłopakiem,
który jechał wraz ze mną i
prawdopodobnie z mojej winy zginął był….
Luis.
***
Obudziłem się, cały oblany zimnym potem. Ubranie, które
miałem na sobie, niemiłosiernie kleiło się do moich pleców. Mój oddech był nierównomierny, więc
próbowałem go unormować. Leniwie wstałem
z łózka i zszedłem do kuchni, by móc napić się chociażby szklanki wody.
Przetarłem twarz i biorąc czajnik, nalałem przegotowaną wodę do kubka i wypiłem
ją jednym tchem. Zerknąłem na zegarek
widzący na ścianie. Dochodziła czwarta rano. Pokrzątałem się po całym domu, nie
wiedząc co z sobą zrobić. Nie miałem siły już spać. Nawet nie chciałem
próbować. Na domiar złego, dzisiaj jest wigilia, a to oznaczało tylko jedno –
starcie z teściową.
***
- Nie lubię, gdy milczysz – szepnęła, siedząc w samochodzie.
Była bardzo smutna z powodu wczorajszego dnia, jednak nic nie mogłem na to
poradzić. Ciągle zerkała na dzieciaki, które siedziały na tylnych siedzeniach,
albo wpatrywała się w swoje palce.
- Zawiodłaś mnie - odparłem szczerze.
- Wiem.. ale to tak wszystko dziwnie wyszło…
- Rozumiem. Ktoś jest ważniejszy od twojego własnego męża – zaśmiałem
się ironicznie, próbując skupić się na drodze.
- Ivo, proszę… jest wigilia… nie należy kłócić się w takim
dniu…
- Wigilia srylia…
- Ivo!
- Srylia, srylia! Jedziemy na srylie?! – pisnął Dimitr z
fotelika, a za nim słowo powtórzyła Nina. Oboje z Miriam odwróciliśmy się w
stronę dzieci nie dowierzając, że mogli to powtórzyć.
- No pięknie Ivo!
- Tak, jak całe życie moja kur…- ugryzłem się w wargę widząc
złowrogi wyraz zony.
- Nie ważne – mruknąłem , wymuszając uśmiech.
To samo zrobiłem widząc teściową. Przytuliłem ją – niestety
– i zająłem się synem. Zdjąłem z niego wierzchnie okrycie i za rękę
zaprowadziłem go do wielkiego salonu, gdzie czekali już pozostali goście.
Dimitr zajął się układaniem klocków lego
z kuzynem, a ja przysiadłem do stołu, uprzednio witając się ze
wszystkimi. Tamara – matka Miriam była
niebywałą jędzą i szmatą. Nienawidziła mnie, ponieważ znała się z moją matką,
która rzekomo ‘’odbiła’’ jej mojego ojca.
Podobno po tym fakcie wyjechała z Moskwy do Anglii i poznała Feliksa. Nie
wiem czy to prawda. Nigdy nie dociekałem
i o nic nikogo nie pytałem. A że jakimś cudem los splótł serce moje i
Miriam, musiała pogodzić się z faktem, że jestem skurwysynem. Jej mąż,
czyli Feliks był natomiast bardzo miłym
i sympatycznym teściem. Często rozmawialiśmy o samochodach, sporcie i tym
podobnym. Mieliśmy dużo wspólnych poglądów na temat świata, dlatego najbardziej
skupiłem się na rozmowie z nim.
- Ivo, czytałam twój wywiad który ukazał się w gazecie –
powiedziała oschle Tamara. Oczywiście, w jej głosie można było dostrzec nutę
miłego tonu, ale najwidoczniej jej nie wyszło.
- Ah tak? To bardzo miłe. I co na ten temat sądzisz? –
zapytałem, z czystej ciekawości.
- Nie uważam, aby rozwój kulturowy miał aż tak wielkie
znaczenie dla nastolatków. Moim zdaniem lekko przesadziłeś – odparła, popijając
wino. Widziałem minę Miriam, która z litością patrzyła się na matkę.
- Cóż, moim zdaniem
ma. Uczy ich myślenia, pobudza do różnych refleksji. A to wszystko składa się
na dojrzałość emocjonalną.
Na moją opinię tylko prychnęła pogardliwie. Uśmiechnąłem się
współczując jej toku myślenia. Spojrzałem
na swój talerz. Dobrze byłoby coś zjeść….
***
- Nienawidzę twojej matki – krzyknąłem zza drzwi od toalety
– Jestem pewien że ta szmata dosypała mi czegoś. – jęknąłem. Czułem jak dosłownie rozsadza mi żołądek.
- Oj nie bądź śmieszny. Po prostu za dużo zjadłeś albo coś
ci zaszkodziło… - odparła, stojąc za drzwiami.
- Tak kurwa, pierdolony arszenik.
- Oh, tutaj jesteś córciu. Co z Ivo? – usłyszałem głos
Tamary. Wyobraziłem sobie, jaka musi być z siebie dumna, wiedząc ze teraz
cierpię.
- A jak myślisz? Testament zacznie zaraz pisać – westchnęła
ciężko.
- Ah, bo wiesz, korzystałam z nowego przepisu. Dodałam do
ryby trochę soi i prawda że od razu lepiej smakuje? –
odparła wesoło.
- Mamo! Przecież wiesz, że Ivo jest uczulony na soję! –
pisnęła po chwili Miriam.
- Nie no, to są kurwa jakieś jaja… - szepnąłem, zakrywając twarz dłońmi.
Zmarszczyłem brwi, widząc opuchliznę na palcach – Czy możecie pójść spod drzwi?
Próbuje się skupić do cholery – krzyknąłem, na co obie migiem zeszły na dół.
Zdołałem usłyszeć ich śmiech.
Nienawidzę świąt. Po prostu kurwa nienawidzę.
Łooo... te wszystkie rozmyślenia Luisa przedstawiłaś w tak....hmmm, tak rzeczywisty sposób ,że wydaje się jakby to wszystko mówił do ciebie.
OdpowiedzUsuńNatomiast Ivo .. hmmm tu to ja się w ogóle zastanawiam co będzie dalej. Nie wiem czemu ale nie podoba mi się zachowanie Miriam. A jej matka ..jeju jakiś koszmar ,no po prostu co za suka.
Rozdział jak dla mnie był świetny (jak zawsze w sumie)
Weny~ i już trochę spóźnionych ale szczęśliwych świąt!
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mam kogoś takiego jak Ty ;___;
UsuńDziękuje z całego serduszka za wsparcie :D Postaram się być jescze lepsza w tym co robię! Dodajesz mi skrzydeł, laska XD
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiesamowite! Kiedy czytałam fragment o śnie Ivo, byłam doprawdy zszokowana, a następnie on się obudził i kamień spadł mi z serca.
OdpowiedzUsuńPrzy końcówce nie mogłam powstrzymać śmiechu. Biedny Ivo, oby wyzdrowiał jak najszybciej! Co do Miriam... Hm, wydaje się być kochającą żoną, ale coś mi w niej nie pasuje. Jestem za to ogromną miłośniczką Lilith! Uwielbiam ją, choć jej traktowanie syna jest okropne.
Życzę weny i szczęśliwego nowego roku!!! <3
Hej,
OdpowiedzUsuńmatka to naprawdę nic nie zauważa, coś mi tutaj nie gra, z tym pomysłem o staranie się o trzecie dziecko, może jest już w ciąży, a ojcem jest ktoś inny, nie wiadomo w ogóle gdzie była i ten jego sen...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńjego matka naprawdę nic nie zauważa, ten pomysłem o staranie się o trzecie dziecko jakoś tak mi nie gra..., może jest już w ciąży, a ojcem jest ktoś inny, nie wiadomo w ogóle gdzie była i ten jego sen...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńok, rozdział jest świetny, ta sytuacja i staranie się o trzecie dziecko, coś mo jest podejrzane, może już jest w ciąży z kimś innym i chce go wrobić, ciekawe gdzie była i ten zen Ivo... matka Luisa nic nie zauważa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza