niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział III

Pamiętnik pesymistycznego nastolatka

Patrzyłem beznamiętnie na uciekające minuty, które bezwiednie przepływały przez moje chude, blade dłonie. Wszystko straciło jakikolwiek sens. Moje całe dotychczasowe życie było tylko stekiem kłamstw i urojeń. Szczęście nie istnieje, a bynajmniej, nie tu. Wewnątrz mnie rosła jedna, wielka gula bezradności, bólu i wściekłości, która paliła mój przełyk i  ani na chwilę nie dawała mi spokoju. To przez nią, moje ciało przewracało się niespokojnie z boku na bok, a nogi gorączkowo wierzgały po pościeli, szarpiąc delikatny materiał, który po owinięciu się miedzy moimi kończynami, powodował jeszcze większą złość i dezorientację. Próby zszarpania prześcieradła kończyły się bolesnymi siniakami na kostkach, które obijały się o drewniane oparcie łóżka.

Nie mam siły żyć.

Wykrzywiałem nienaturalnie ciało, chcąc pozbyć się bólu. Czułem jak twarz skrzywiała mi się w  pretensjonalny grymas, i jak sam z siebie wydałem bezgłośny ryk. Dlaczego tak się dzieje? Fizycznie nie czułem nic, poza słabością, jednak to ogniwo umiejscowione blisko serca dawało mi do zrozumienia, że moja dusza przeżywa istne piekło. Łza leniwie popłynęła po policzku, a ja, nie mogąc już więzić jej w środku, poddałem się, pozwalając przejąć inicjatywę swojemu wnętrzu.
Zawyłem tak głośno i tak żałośnie, że za nic nie mogłem jej powstrzymać. Zaczęła się walka między moją psychiką, a ciałem.Ręce machinalnie zakrywały usta, chcąc powstrzymać ten potok bezdźwięcznych słów. Klatka piersiowa w spazmach unosiła się i opadała, próbując przyśpieszyć cały monolog sumienia.
Nie mam nikogo.
W momentach, kiedy myślałem, że wszystko stopniowo się uspokajało, okazywało się, że bardzo mocno się myliłem. Ten ból wracał, niekiedy ze zdwojoną siłą.
Nigdy nie powinno mnie tu być.
 Przez załzawione oczy spojrzałem na zegarek. Była trzecia w nocy. Mimo krzyków, skomleń i jęków, nikt nie zareagował. Nawet własna matka.
Oddałbym wszystko, aby weszła do mojego pokoju, usiadła koło mnie i mocno mnie przytuliła.
Ale to nigdy się nie wydarzy. W myślach powstał jeden wielki mętlik, chaos. Milion neuronów podsuwało przeróżne myśli, pojęcia, manewry.
A w pewnym momencie nawet zdołałem usłyszeć pukanie do drzwi. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to wytłumaczenie sobie, że to tylko złudzenie. Jednak serce mimowolnie zabiło mocniej, napełniane nadzieją. Resztkami sił wstałem z łóżka i stanąłem naprzeciwko wejścia.
Matka weszła do pokoju, spojrzała na mnie i na wpół trzeźwa powiedziała:
- Zamknij ten ryj. Jest trzecia w nocy. W przeciwieństwie do ciebie, ja z ojcem muszę wstać wcześnie rano, a ty się drzesz, jak niedorozwinięty.
I wyszła.
To nic.
To pewnie przez to, że jest noc i w moim pokoju jest bardzo ciemno.
Pewnie dlatego nie zauważyłaś moich podkrążonych oczu.
Ani tych siniaków na kostkach.
Ani ran na nadgarstkach.
Nie zauważyłaś tego, bo jest noc, a nie dlatego, że nie chciałaś tego zauważyć.
Rozumiem cię, mamo.

                                                             ***

- Wszystko w porządku? – zapytałem, stojąc przy otwartym bagażniku. Luis spojrzał na mnie nieprzytomnie i podał mi jeden ze swoich bagaży, ale nic nie odpowiedział. Zignorował mnie i moje pytanie. Podejrzliwie popatrzyłem na niego i spakowałem jego torbę.
- Tylko tyle?
Luis zerknął na mnie i jakby gestem powiedział ‘’Tak’’. Wszedł bez słowa do auta i wtulił się w swoją kurtkę. Wsiadłem za kierownicę odpalając samochód. Przez pierwsze kilka minut siedzieliśmy w ciszy, jednak nie mogłem się powstrzymać.
- Trema?
- Nie…
- Boli cię coś?
Chwila wahania.
- Nie.
- Nie chcesz ze mną rozmawiać?
- Nie…
- Więc co się stało?
- Nic.
Uśmiechnąłem się pod nosem.  Czyżby jakaś burza hormonów?

                                                             ***

Pamiętnik bez właściciela.
Oparłem głowę o szybę i przyglądałem się mijanym ulicom. Z jednej strony miałem ochotę rzucić się w ramiona Ivo i wyżalić się ze wszystkich problemów, ponieważ czułem, że był osobą, której mógłbym zaufać, i która mogłaby mi pomóc, ale z drugiej czułem wewnętrzny opór. Tak, więc postanowiłem zawinąć się w kulkę i wypatrywać czegoś za oknem, bez większych relacji. - Przeszkadzałoby ci, gdybym włączył muzykę? – dobiegł do mnie niewyraźny głos Ivo.
- Nie.
- Przepraszam, ale musze nauczyć się tekstu piosenki na konkurs  chóralny – odparł, odpalając jakąś płytkę w odtwarzaczu.
- Jasne, rozumiem. Praca to praca – mruknąłem pod nosem, nawet nie spoglądając na mężczyznę. Po prostu nic mnie już nie obchodziło. Chciałbym tam pojechać, zagrać i wrócić do domu, napełnionego pustymi emocjami. Nawet nie zdołałem usłyszeć muzyki, która leciała w samochodzie. Wszystko było rozmazane, bez najmniejszego sensu. Przymknąłem oczy, aż nagle usłyszałem coś, co chwyciło mnie za serce.

- … Do życia mnie budzi muzyka…. dotyka mej duszy co dnia… w ramionach muzyka znikam… gdy drogę przysłania mgła… - Dreszcz przeszył moje ciało. Ujrzałem najpierw kościste palce mężczyzny otulające dźwignie samochodu i  żyły ozdabiające jego blade  dłonie. Wręcz oszołomiony jego głosem, odważyłem się spojrzeć na mężczyznę. Ivo wyglądał tak subtelnie. Ten człowiek całkowicie oddał się melodii. Śpiewał z taka płynnością i delikatnością, że nie mogłem go nie słuchać. W głębi duszy błagałem Boga, aby nigdy nie skończył. Siedziałem nieruchomo i patrzyłem na niego jak na święty obrazek.  
-A ty w górę pod prąd coraz dalej… z marzeniem w kieszeni, z widokiem na szczyt, więc czasem nie wzrusza, nie dziwi wcale… 

Uchyliłem delikatnie usta. Dlaczego ten człowiek… dlaczego on mi to robi? Moje serce przyśpieszyło, czułem jak krew szaleje w moich żyłach, jak ciarki przebiegają wzdłuż kręgosłupa i przyjemnie łaskoczą kark. Kiedy śpiewał, wydawał się taki szczęśliwy, beztroski.
Zacząłem się zastanawiać nad tekstem i nad samopoczuciem nauczyciela, w momencie, gdy śpiewał. Jak wspomniałem, wydawał się beztroski. Czy… muzyka jest w stanie uleczyć moją zrozpaczoną duszę? Czy to tylko zwykłe, puste słowa wymyślone przez autorkę tekstu?… Czy byłaby szansa, że bym o tym wszystkim zapomniał? W wykonaniu Ivo, piosenka brzmiała tak obiecująco, ba, nawet na chwilę zapomniałem o wszystkich moich problemach.  W tym ciągu nieskładnych myśli, nie zauważyłem, że mężczyzna wpatruje się we mnie. Uśmiechał się tak pogodnie i ciepło,  że miałem wrażenie, iż mnie nim otula.
- Lepiej ci, co? – zapytał, spoglądając raz na mnie raz na drogę. – piękna piosenka… - westchnął poruszony.
- Tak.. trochę mi lepiej… - odpowiedziałem zawstydzony. Jakaś lampeczka z podpisem ‘’Nadzieja’’ zapaliła się w moim umyśle.  Przez chwilę zastanawiałem się nad pewną sprawą, a kiedy w końcu odważyłem się zapytać o to Ivo, mężczyzna uśmiechnął się skromnie pod nosem.
- Do życia mnie budzi muzyka….

                                                             ***

Po kilkugodzinnej katordze, w końcu znaleźliśmy hotel w którym mieliśmy spędzić weekend. Pomogłem Luisowi z bagażem, a gdy weszliśmy do budynku, otuliło nas przyjemne ciepło. Wnętrze było bogato ozdobione, a pozłacane elementy aż biły po oczach. Zameldowałem się w recepcji a potem wręczyłem klucze Luisowi. Cieszyłem się, że chłopak w  końcu zaczął się uśmiechać.  Na chwilę zrobiło mi się lżej na sercu.
Nasze bagaże zostały zawiezione do naszych pokoi. Szczerze, nie sądziłem, że nasze zakwaterowanie będzie w tak drogim hotelu jak ten. Liczyłem na coś bardziej skromniejszego. Oparłem się o ścianę windy i dopiero teraz doszło do mnie, jak bardzo jestem zmęczony. I do tego dzisiaj jest te całe przesłuchanie… Pożegnałem się z Luisem i skierowałem się do swojego apartamentu. Nie zwracając uwagi na wnętrze, od razu rzuciłem się na wielkie, miękkie łóżko. Nim zdołałem czymkolwiek się zająć, natychmiast usnąłem, otulony aksamitną  tkaniną.

                                                             ***

 Gdy dotarliśmy do miejscowego ośrodka kultury, załatwiłem wszystkie formalności związane z występem. Teraz pozostało nam już tylko czekać. Chłopak usiadł wygodnie na wielkim fotelu w poczekalni i spoglądał na mnie co chwilę. Chodziłem  w kółko po korytarzu, przepełniony negatywnymi uczuciami. Bałem się tak mocno, jakbym to ja miał wyjść na scenę i zagrać.
- To ja powinienem się denerwować – mruknął, opierając podbródek o swoją dłoń.
- Ja się nie denerwuję – odparłem stanowczo. – Po prostu….
- Po prostu się martwisz. Dam z siebie wszystko, więc…. Bądź spokojny.
Uśmiechnąłem się pod nosem.  Nie wątpię, kochanie w to, że nie dasz rady. Ja tak mam, to wszystko.
Nie minęło 15 minut, gdy wywołano nazwisko Luisa. Stojąc za nim, położyłem dłonie na jego ramionach i nachyliłem się nad nim szepcąc:
- Wierzę w ciebie.
Chłopak wyszedł na scenę i zasiadł przy instrumencie. Rozgrzał palce, a ja ściskałem pięści  najmocniej jak mogłem. Gdy Luis spanikowany spojrzał na mnie,  uśmiechnąłem się ciepło zza sceny. Tak, to był nerwowy uśmiech, ale mimo to, chłopak odwzajemnił go, zaczynając występ. Ukradkiem spojrzałem na jury,  zastanawiając się kto będzie oceniał Luisa. Nie myliłem się – w specjalnej loży siedziały same znajome twarze.  Odwróciłem wzrok ponownie na chłopaka.  Skupiony, ale i też spięty wykonywał kolejne takty pozwalając dźwiękom roznieść się po sali. Czułem, jak przepełnia mnie duma. Co prawda, to tylko jedna piosenka, ale przecież każdy uczeń  przerasta kiedyś mistrza.. Był wręcz bezbłędny w tym utworze, co sprawiło, że poczułem się lepiej. Gdy młody skończył, dostał gromkie owację. Szczęśliwy, pobiegł do mnie i od razu zapytał;
- Jak mi poszło?!
- Mogłeś zagrać to lepiej – skłamałem. Możliwe że trochę zrujnowałem mu wizję występu, ale zamiast doznawać samych pochwał, trzeba tez umieć przyjąć krytykę.

 Nie mieliśmy nawet czasu iść do garderoby, bo wyniki miały być ujawnione tuż po występnie młodego, więc grzecznie przysiedliśmy na kanapie w korytarzu. Nagle poczułem znużenie i ospałość, mimo, że jeszcze godzinę temu uciąłem drzemkę. Dudniłem palcami o skórzane obicie mebla i przyglądałem się przechodzącym uczestnikom i ich konsultantom .Pycha przemknęła przeze mnie  na widok samych znajomych profesorów. Modliłem się w duchu, aby to Luis wygrał ten konkurs. Chciałem pokazać wszystkim tu zgromadzonym, że jeszcze nie wyszedłem z wprawy. Oczekiwanie na wyniki było dla mnie katorgą. Z minuty na minutę czułem się jeszcze gorzej. Kiedy w końcu poproszono delegatów o wystąpienie na scenę, ustawiłem się w rządku przeznaczonym dla nauczycieli.Luis nerwowo zaciskał dłonie lub poprawiał swój krawat, zupełnie niepotrzebnie. Jak zwykle, na początku było przemówienie, na którym nie mogłem powstrzymać ziewania. Głos mówiącej kobiety był tak spokojny i tak usypiający, że ledwo się kontrolowałem. Na szczęście, zerkając po bokach, nie jako jedyny miałem taka reakcję. Przewodnicząca zakończyła swoją tyradę i przeszła do rozdania nagród. Tutaj moje uszy stały się wrażliwsze i bardziej dociekliwe.
- 3 miejsce otrzymuje...Avangeline Swifton! Gratulujemy! - rozległy się brawa i młoda pianistka podeszła do piedestału po odbiór nagrody pieniężnej i brązowego medalionu.
- 2 miejsce nalezy do... Henrika Jadon’a! - Ponownie zabrzmiały brawa, zmieszane z okrzykami.
- I długo wyczekiwane... - Błagam, Luis Miller.
- Pierwsze... - Błagam Luis Miller i profesor Ivo Pavlichenko.
 - Miejsce... - Błagam...
 - Otrzymuje... - Luis Miller, Luis Miller....
- Luis Miller! - wrzasnęła, a ja poczułem jak cały stres dosłownie ucieka z mojego ciała. Na jego miejsce wkroczyła duma  i zadowolenie. Spojrzałem na młodzieńca, który oblał się rumieńcami.  Wyszedł z szeregu otępiały, a kiedy odbierał nagrodę ręce drżały mu niemiłosiernie. Nie mogłem powstrzymać śmiechu na ten widok. W tym momencie doszło do mnie, że jest naprawdę uroczy. Wywołano mnie na scenę, po odbiór przeznaczonej dla mnie nagrody i serdecznie pogratulowano uzdolnionego ucznia.  Spojrzałem na Luisa i objąłem go ramieniem. Zacisnąłem palce na materiale, a potem rozmasowałem delikatnie to miejsce. Ukłoniliśmy się w stronę  publiczności. Na Sali znów wybuchły owacje. Poprawiłem wolną ręką uciekające z kitki kosmyki włosów i uśmiechnąłem się.
Kocham odnosić sukcesy.
                                              
                                                          ***
.
Pamiętnik zdziwionego nastolatka

Nie mogę w to kurwa uwierzyć. Wygrałem, kurwa po prostu wygrałem. Właśnie trzymam w dłoniach wielki, złoty puchar z napisem ‘’ 1 Miejsce’’.  Jak to się stało?  Przecież nawet Ivo powiedział mi, że  mogło być lepiej, więc czym sobie zasłużyłem?
Po konkursie obaj wróciliśmy pieszo do hotelu. Ciągle zerkałem w stronę nauczyciela. Uśmiechał się dumnie pod nosem. Cieszyłem się z tego, że go nie zawiodłem.
Ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna zaprosił mnie do swojego apartamentu. Stwierdził, że musimy to jakoś uczcić, dlatego przymknął oko na mój wiek i nalał mi jedną szklankę whisky zamówionego w hotelu. Tak schłodzony alkohol trafił w moje dłonie. Obaj wznieśliśmy toast i upiliśmy kilka łyków trunku.
- Żałuje, że nie zagrałem tego lepiej, tak jak mówiłeś – westchnąłem siedząc na łóżku i podziwiając po raz setny puchar i napis.
- Zagrałeś to lepiej ode mnie – odparł, siadając naprzeciwko mnie.
- Słucham? Przecież mówiłeś, że…
- Kłamałem – zaśmiał się, podpierając głowę o swoje nadgarstki.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Jak mogłeś mi to zrobić?! Odruchowo złapałem za poduszkę i cisnąłem nią w twarz nauczyciela. Rozwaliłem mu całą kitkę, przez co wszystkie kosmyki opadły na jego twarz. Dopiero teraz doszło do mnie, że po raz pierwszy widzę go w rozpuszczonych włosach. Wyglądał o wiele młodziej niż jak wyglądał na co dzień.

 Mężczyzna spojrzał nie mnie dość  surowo. Coś we mnie drgnęło i doszło do mnie, że przesadziłem. Wymamrotałem ciche ‘’przepraszam’’, a Ivo tylko kiwnął głową, wskazując na stolik. Był na nim plik kart, więc zgodziłem się z nim zagrać parę partyjek dla zabicia czasu. Mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie, zakładając nogę na nogę. Nalał nam jeszcze po jednym, a następnie potasował karty, rozdał je, a przy okazji odpalił papierosa.
- Przecież ty nie palisz! – wybałuszyłem oczy na profesora. Ivo tylko zaśmiał się pod nosem, wypuszczając z płuc truciznę.
- Nie palę nałogowo, za to lubię puścić dymka do alkoholu. A poza tym, jestem w bardzo dobrym na stroju, więc nie będę sobie niczego odmawiał. – odparł, opierając się wygodnie o fotel.
Wziąłem swoje karty i przyjrzałem się im. Dwie pary i król.  Wymieniłem króla i zostałem z trójką i parą. Wątpię, aby Ivo miał coś lepszego. Uśmiechnąłem się chytrze patrząc na nauczyciela. Pozostał on nie wzruszony.
- Sprawdzam  - odparł. Wyłożyłem swoje karty na stół i wyciągnąłem się. Ivo spojrzał na mnie  i wyłożył swoje karty. Szczęka mi opadła.
- Kolor – mruknął upijając łyk alkoholu – Jeszcze raz?  - zapytał, znów tasując karty,
Sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie. Albo miał full albo karetę albo kolor. Będąc już wstawionym, Ivo rzucił na stół pokera, a ja rozwaliłem wszystkie karty w przypływie gniewu.
- Ty jebany farciarzu! – zawyłem wściekle nie dowierzając, ze ten facet ma takie pieprzone szczęście w kartach.  Nauczyciel odpalił kolejnego papierosa i z rozbawieniem przyglądał się mojej lekko zaczerwienionej twarzy.
- Po prostu nie umiesz grać.
- Ja nie umiem?! Ile razy miałem trójkę, albo fulla?! Nie wiem jakim  cholernym cudem trafiały ci się lepsze karty ode mnie! – westchnąłem załamany.  Usiadłem jak obrażone, małoletnie dziecko , podwijając nogi na fotelu. Upiłem jeszcze jeden łyk trunku, ale kiedy złapałem za butelkę, okazała się pusta. Spojrzałem błagalnie na Ivo. Mężczyzna wziął słuchawkę i dzwoniąc do recepcji poprosił o jeszcze jedną flaszkę. Przy okazji włączył jakiś program muzyczny w telewizji. Muzyka roznosząca się po pokoju dodała specyficznego charakteru dla tej atmosfery. Uspokoiłem się i poczułem się dziwnie smutny.
- Co jest? – zapytał, widocznie zmartwiony.
- Sam nie wiem. Źle mi. – odparłem, zaczesując wszystkie włosy do tyłu. Poczułem naglę ochotę na wyżalenie się ze wszystkiego dla Ivo. Jednak bałem się , że mógłby powiedzieć o moich sprawach dla matki, a wtedy miałbym przesrane.
- Może się połóż?  I przyniosę ci wody – zaproponował i już miał zamiar wstać, gdy gestem go zatrzymałem.
- Chodziło mi raczej….psychicznie. Fizycznie jest mi zajebiście – uśmiechnąłem się, opierając głowę o dłonie. Kazałem mu też rozdać ponownie karty. Ivo spojrzał na mnie krytycznie. Gdy kolejna butelka whisky wylądowała na stole, bardzo szybko zniknęła. Mnie kręciło się już w głowie, za to nauczyciel dopiero teraz był podpity. Obaj leżeliśmy na podłodze. Ivo leżał w białej bokserce i zaciągał się kolejnym papierosem.  Ja patrzyłem w sufit zastanawiając się nad tym wszystkim.
-  Więc, jesteś homoseksualny tak?
- Co? – zmarszczyłem brwi  i odwróciłem głowę ku niemu. On też na mnie spojrzał. Byliśmy tak blisko siebie, że czułem się niezręcznie. Zagapiłem się w jego zielone oczy. Były tak cholernie piękne. Delikatne a zarazem ostre, chłodne, ale i też ciepłe.
- Przed chwilą powiedziałeś, że lubisz mężczyzn – powtórzył. Wgiął się delikatnie w łuk, śmiejąc się. Zerknął na mnie znów, a ja poczułem, jak płonę. Naprawdę to powiedziałem?
- Co w tym złego?...
- A czy ja powiedziałem, że coś jest w tym złego? – mruknął, zaciągając się ostatkiem tytoniu. – Moim zdaniem płeć nie ma znaczenia. Jeśli kogoś kochasz, to nic się nie liczy poza tą osobą. Ale też trzeba być pewnym. Wiesz, mnie to trochę bawi, ponieważ masz dopiero 17 lat. Nie wiele jeszcze wiesz o życiu. No i dalej dojrzewasz. Wszystko może się jeszcze zmienić – zacisnął usta w wąską linie.
Nie wiem czy miał rację. Odkąd pamiętam, zawsze ciągnęło mnie do mężczyzn. Spoglądając na dziewczyny w zasadzie nic nie czułem. Nie było obrzydzenia, ale nie było też zainteresowania. Z mężczyznami było inaczej. Podniecały mnie dołeczki w policzkach. Czyjeś szczupłe nadgarstki, kostki, jabłko Adama…
- Uprawiałeś już seks z chłopakiem? – zapytał nagle, kładąc się na boku. Najwidoczniej chciał mieć ze mną kontakt wzrokowy, jednak to bardziej mnie rozpraszało, niż pomagało w nawiązaniu nici porozumienia.
- T..tak… - odparłem nieśmiało. Na samą myśl podkurczyłem nogi. Nie było to przyjemne uczucie. Poza tym, najadłem się wtedy wstydu, ponieważ mój były partner chyba nie był do końca przekonany ‘’ w co się pakuje’’’, a przecież to rzecz całkiem naturalna… chyba że ja głupio myślę.
- Zabezpieczasz się chociaż? Nie chce ci prawić o tym, ani nic, ale uważaj też na swoje zdrowie. Wiesz jakie to ma skutki. – mruknął, a ja kiwnąłem głowa, potwierdzając, iż wiem co ma na myśli.
- A te szramy na nadgarstkach?...
-  To właśnie przez moją orientację. Widziałeś, jak traktują mnie w szkole… no i rodzina… - na ostatnie zdanie Ivo zrobił dziwną minę.
- Mogę spytać, o co chodzi z rodziną?
- Nic ich nie obchodzę.  To wszystko. – odparłem, zaciskając mocno wargi. Zabolało. Przypomniałem sobie sytuacje z poprzedniej nocy. Odwróciłem głowę od Ivo, nie chcąc by zobaczył moje łzy. Na chwilkę poczułem przyjemne ciepło. Dłoń mężczyzny spoczywała na moim ramieniu i delikatnie mnie głaskała. Nie uspokoiłem się, lecz zawyłem żałośnie. Dlaczego obca osoba traktuje mnie lepiej od bliskich? Nie chcę brać go na żadną litość!
Zakryłem twarz dłońmi, próbując zahamować potok łez. Mężczyzna usiadł, po czym delikatnie uniósł moje ciało, pozwalając mi wtulić się w siebie.
- Wypłacz się. Przepraszam, że tylko tyle mogę dla ciebie zrobić – szepnął cicho, przytulając mnie do siebie. Opuszkami palców gładził delikatnie i z wyczuciem gładził moją skórę na plecach i szyi. Po dłuższym czasie, stopniowo się uspokajałem, a kiedy byłem zdolny cokolwiek wypowiedzieć, zebrałem w płuca powietrze, mówiąc :
- Zrobiłeś dla mnie więcej, niż ktokolwiek inny.

                                                          ***

Obudził mnie deszcz dudniący w szklane okna i wiatr, który szumiał sto razy mocniej niż zwykle. Przetarłem twarz dłońmi, by się rozbudzić i niechętnie podszedłem do okna, by zasłonić aksamitne firany. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a język przylepiał się do podniebienia , szukając choćby kropelki śliny. Rozejrzałem się po pokoju. Luis spał na moim łóżku – prawdopodobnie po tym, jak się rozpłakał, usnął w moich ramionach , a ja położyłem go na łóżku. Sam zaś spałem na podłodze.
Zrobiło mi się strasznie przykro. Luis leżał w takiej pozycji, że mogłem zobaczyć wszystkie jego szramy na dłoniach. Wiedziałem, że cierpi. I wiedziałem też, ze Lilith ma zbyt duże ambicje co do niego. Na palcach przemknąłem koło chłopaka – nie chciałem go obudzić. Wziąłem szybki prysznic, posprzątałem po wczorajszej nocy i  wypiłem z dwa litry wody.
Usiadłem przy chłopaku i delikatnie pogłaskałem go po włosach.
- Luis.. – szepnąłem mu nad uchem. Wyczułem lawendę pomieszaną z alkoholem. Uśmiechnąłem się ciepło, widząc jak Luis powoli się przebudza – wstawaj, wracamy już do domu.
Chłopak wyciągnął się w łóżku. Jego bluzka podwinęła się delikatnie ukazując jego szczupły brzuch i ścieżkę do tak zwanego raju. Przynajmniej tak mówiły dziewczyny jeszcze za moich czasów. Chłopak przywitał się ze mną i chyba przypomniał sobie o czym rozmawialiśmy w nocy. Strasznie posmutniał i posępniał.
-  Jeszcze będzie dobrze, zobaczysz – westchnąłem. – Idź wziąć kąpiel, spakuj się i będziemy wracać do Londynu. Chłopak skinął głową i wyszedł z mojego pokoju.

Droga do domu była niezwykle smutna. Nie odzywaliśmy się do siebie, nie słuchaliśmy nawet muzyki by zagłuszyć tę nieprzyjemną ciszę. Pogoda również nie dopisywała. Deszcz i ciemne chmury pogłębiały depresję u chłopaka. U mnie również powodowała nieprzyjemne myśli. Poczułem dziwną nostalgię, za czym, a raczej za kimś, kogo już nigdy nie spotkam. Luis obudził we mnie wspomnienia, które żywiłem do pewnej osoby. John Krupp, bo o nim myślę, był moim pierwszym partnerem. I ostatnim zarazem. Poznaliśmy się w szkole średniej. Miałem tyle samo lat, co Luis teraz. Mnie nazywano molem książkowym, a on zaś był koszykarzem i bogiem dla większości tamtych dziewczyn. Jako jedyny facet z całej szkoły przychodziłem na jego treningi i podziwiałem go. Wszyscy myśleli, że jesteśmy wspaniałymi przyjaciółmi, podczas gdy obaj, zamknięci w ciasnej szatni pieprzyliśmy się jak dzikie zwierzęta. Nikt nas o nic nie posądzał. Nikt nic nie wiedział. Przy nim mogłem czuć się sobą. Był wyrozumiały dla mnie. Nie gnębił mnie za to, że chodzę do szkoły muzycznej, wręcz przeciwnie. Zawsze kochał słuchać melodii, które dla niego grywałem. Ten czas był dla mnie  naprawdę wyjątkowy. Żałuje tylko, że tamtego feralnego dnia nie mogłem nic zrobić. Moja pierwsza miłość została pogrzebana wraz z jego ciałem, kilka metrów pod chłodną, brudną i ciemną ziemią.
Po nim, nie było już nikogo, kogo pokochałem tak mocno i tak pięknie.




7 komentarzy:

  1. Zawsze na mojej twarzy pojawia się niewyobrażalna radość, kiedy widzę, że pojawił się nowy rozdział. Jak zwykle świetny. To co przeżywa Luis jest bardzo smutne. Liczę, że uda mu się z tego wyjść, a Ivo będzie miał w tym wkład. Kocham to, co piszesz, wychodzi Ci to genialnie za każdym razem. Życzę weny i standardowo trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. O jejku jejku jej ^^
    To jest świetne. Stało się moją lekturą ,i oderwaniem od nędznego świata i problemow. Czekam na next ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. widze w luisie bratnią dusze jestem bardzo podekscytowana na myśl o kolejnych rozdziałach :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    och pięknie, wiele rozmawiali, udało mu się wygrać konkurs, i wiemy trochę o przeszłości Ivo, co to za matka w ogóle...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    och przepięknie, wiele rozmawiali ze sobą, wygrał konkurs o ta, także poznaliśmy Ivo lepiej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    rozdział jest fantastyczny rozmawiali ze sobą, wiele się dowiedzieli, uch jak cudownie wygrał konkurs... i Ivo poznaliśmy lepiej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń