piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział II

Pamiętnik zauroczonego nastolatka

Jestem taki szczęśliwy, że codziennie mogę go wiedzieć. Siedząc w szkole, myślę tylko o nim, o jego tonie głosu, gestykulacji, uśmiechu, który posyła mi od czasu do czasu. Nie sądziłem, że nowy rok szkolny będzie dla mnie tak wiele znaczył. Dzień w dzień, wyobrażałem go sobie przed snem i szkicowałem na szybko jego postać, a potem gapiłem się na to, dopóki nie usnąłem.
- No cześć śmieciu. Zaraz twój ukochany przyjdzie - zadrwił, robiąc bardzo żałosną minę.
- Może nie będziemy wam przeszkadzać? Będziesz mógł go pieprzyć w klasie, pewnie cię to podnieca co? - mruknął, a ja leniwie podniosłem na niego wzrok. Znowu? Czy w każdy, pieprzony poniedziałek, muszę znosić wyzwiska na temat Ivo i mój?
- Wiesz,Clayton - zacząłem - Ty ciągle w zasadzie gadasz o profesorze. Podejrzewam, że ty masz jakieś skłonności ku niemu. - odparłem, unosząc kąciki ust. Poczułem ból w okolicy ramion. Clayton dyszał przez nos, a a ja z obrzydzeniem patrzyłem się  na jego czerwoną twarz.
- Jeszcze jedno słowo, Miller, a cię zapierdolę - odparł ściskając mnie za koszulę.
- Czyżby? - uśmiechnąłem się i pożałowałem. To wszystko wyszło tak niefortunnie i tak dziecinnie, że o mały włos Ivo nie dostał prawego sierpowego prosto w twarz. Upadłem na podłogę, popchnięty przez Claytona, a na moim miejscu pojawił się nauczyciel - Znów, nie wiadomo skąd. Obłędnie zatrzymał cios chłopaka, skierowany prosto na niego. To była scena jak z filmu akcji.
- No, brawo Clayton. Ładnie to tak? Chyba coś ci już mówiłem, na temat zachowania, ale jak widać, to nie wystarcza - odparł, a ja stanąłem na nogi. Otuliłem bolące ramie dłonią i patrzyłem niewinnie na to wszystko. Ale.. z drugiej strony przecież była to moja wina. Sprowokowałem go, przez co targnąłem się na zdrowie Ivo. Mogłem się domyślić, że blondyn może mieć dyżur...
- Do dyrektora, raz dwa - rozkazał i wskazał ręką gabinet Chiltona. Mimo, że jego twarz była kamienna, to i tak mnie pociągała w pewien dziwny sposób.
- Co z tobą, Luis? Wszystko w porządku?- zapytał, gdy nagle pozostali uczniowie zaczęli krzyczeć, że wszystko jest moją winą, i że to ja powinienem iść tam, gdzie został posłany Clayton.  Mimowolnie poczułem jak zawiodłem Ivo. Oni mają rację. To wszystko przeze mnie.
- Nie... - odparłem, dusząc w sobie krzyk bezradności. Jestem nikim. Nie zasługuję na nic.
- Idź do pielęgniarki, usprawiedliwię ci godzinę - odparł blondyn i mijając mnie, poszedł w stronę gabinetu dyrektora.
- No i co zrobiłeś, lamusie? - odezwała się jedna z dziewczyn.
- Sam prowokuje, a teraz taki niewinny się zrobił.
- Cipa - ktoś po kimś powtórzył, a ja zabrałem swoją torbą z podłogi i poszedłem w stronę łazienki.
Zamknąłem się w kabinie. Dzwonek na lekcje zadzwonił przed sekundą,  zacząłem cholernie żałować, że nie jestem w stanie pójść na lekcje z Ivo. Wyjąłem z torby piórnik, w którym znajdowała się temperówka i mały śrubokręt. Rozkręciłem ją i wyjąłem żyletkę ze środka.

Tak, jestem słaby.

Przez chwilę się wahałem. Zastanawiałem się czy jest jakikolwiek sens robienia kolejnych krech na skórze Ręce drżały mi niemiłosiernie, kiedy przystawiałem ostre narzędzie do nadgarstka.

Jest sens. Ty nie możesz żyć bezkarnie.

Mogę. Poradzę sobie i bez tego.

Nie, nie poradzisz.

Poczułem ulgę. Wszystkie negatywne emocje, które się we mnie kłębiły, nagle zniknęły. Znów poczułem się silny. Posprzątałem wszystkie smugi krwi i wyszedłem z łazienki.
Wszedłem do klasy. Ivo pisał coś na tablicy, a gdy mnie spostrzegł, wskazał głową  wolne miejsce. Usiadłem przeciwko jego biurka. Za mną siedziała dziewczyna, która wcześniej wyzywała mnie od lamusów. Słyszałem, jak obgaduje mnie za plecami.
- Więc tak. Od dziś zaczynami gamy durowe. W gamie C - dur  w zasadzie nie ma nic specjalnego. Ot, mamy sobie pojedyncze dźwięki, które wznoszą się co pół tonu. Zapewne na początku edukacji mieliście już ją na lekcji. '' Do'', ''re'' , ''mi'', ''fa'', ''sol'', ''la'', ''si'', ''do'', kojarzycie? No, jasne że tak - odparł, i narysował kolejną gamę. Tym razem G- dur. Wytłumaczył wszelkie zmiany, które różnią ją od gamy C - dur i kazał wszystkim przepisać to do zeszytu. Blondyn usiadł za biurkiem i grzecznie czekał aż wszyscy to zrobią.
Ciągle zerkałem na niego. W pełnym skupieniu robił jakąś  notatkę, a gdy poczuł, że go obserwuje delikatnie uniósł głowę, krzyżując nasze spojrzenia. Uśmiechnął się do mnie tak, jak uśmiecha się na zajęciach. Ugh... poczułem piekące rozcięcie na nadgarstku i karciłem się w myślach, dlaczego to uczyniłem. Jeśli tylko Ivo się o tym dowie, na pewno....

Na pewno co?

Da mi wykład o tym, że tak nie można. Jak każda dorosła osoba. Nie przejmie się tym. Bo po co, skoro nas nic nie łączy.

A miałeś jakąś nadzieje, że coś was będzie łączyć?

Nie.. wcale nie. Dlaczego coś miałoby połączyć 17 latka z dwa razy starszym facetem?

Więc dlaczego tak ciągle się w niego wpatrujesz?

Bo... bo jest przystojny. No i w końcu jest w pewnym sensie moim autorytetem...

Nie okłamuj się.


                                                          ***
- Nienawidzę tych bachorów. Wyobrażasz to sobie? Jeden z nich próbował uderzyć Luisa, w zasadzie za nic! - powiedziałem oburzony w trakcie, kiedy opowiadałem swój cały dzień dla Miriam.
- No wiesz... to jeszcze dzieci. Mimo wszystko, nie wiedzą jeszcze jak nalezy się zachować w pewnych sytuacjach i że wszystko można załatwić pokojowo.
- Jak ja byłem w ich wieku, to jakoś zachowywałem się porządnie. - odparłem, bawiąc się jedzeniem.
- Widzę właśnie - zaśmiała się pod nosem, widząc, że ciągle ugniatam widelcem ziemniaki.
- No co... twarde są. - burknąłem pod nosem i zobaczyłem, że mój syn, zaczął robić dokładnie to samo co ja.
- Oh, Dimitr... - westchnęła  z politowaniem, kiedy przez przypadek obiad syna kawałek po kawałku zaczął lądować na podłodze.
- Daj spokój.  Jest jeszcze mały. - spojrzałem na niego zaczynając w końcu porządnie jeść. Mały, gdy tylko to zobaczył, zaczął mnie naśladować.
- Mały Ivo i duży Ivo. Z tym że duży Ivo to ten na foteliku. - pokręciła głową roześmiana. Wzięła ze stołu wszystkie nieużywana naczynia i po kolei wkładała je do zmywarki.
- Przepraszam, bardzo. Co masz na myśli mówiąc ''Mały?'' - wtrąciłem, patrząc na nią poważnie. On wcale aż taki mały nie jest… podchodzi pod średnią krajową, więc…
- Ja? Nic. - odwróciła wzrok, dusząc w sobie śmiech. Wredna małpa.
                                                                     
                   
                                                  ***
W między czasie zdążyłem jeszcze zajechać do swojego biura, które mieściło się w Zakładzie Edukacji Artystycznej. Tonąc w stosie papierków i ogłoszeń, poszukiwałem czegoś, co nadałoby się do wzięcia udziału. Ot, zwykłe konkursy chóralnie bądź pianistyczne, skrzypcowe lub orkiestralne.  Mój wzrok przyciągnęła czerwona ulotka z napisem ‘’ XVII Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina’’ , który odbywał się w Polsce. Po zapoznaniu się wstępnie z projektem uznałem, że Luis jest jeszcze za słaby, aby mógł wystartować w tak poważnym wstępie. Odłożyłem kartkę, na przyszłość. Może za kilka lat – o ile dalej będę go nauczał – zastanowię się nad tym.
Kolejną ulotką było również ogłoszenie o takiej samej tematyce. Tylko że było krajowe i wszyscy uczestnicy mieli zjechać się w Leeds. Brzmi zachęcająco. Spojrzałem na datę zapisów i przeżyłem mały szok. Termin upływał dzisiaj, więc złapałem za telefon dzwoniąc do organizatorów. Dopytałem się o każdy szczegół i na szczęście, kandydatura chłopaka została przyjęta. W sumie, myślę ze to fajna sprawa, aby Luis w końcu gdzieś wystąpił i spróbował swoich sił. Mam nadzieję, że ucieszy się z tej wiadomości.


                                                         ***
- Co?! Ivo, dlaczego ! Przecież nie jestem przygotowany, za mało umiem. Nie poradzę sobie za nic! Na dodatek, przecież dalej mam problem z ułożeniem dłoni, albo chociażby tymi trójdźwiękami! -  rzucił rozhisteryzowany. Chodził od kąta do kąta , machając rękoma i tłumacząc mi, jak bardzo się do tego nie nadaje. Ja zaś, kulturalnie oparłem się-  znużony ciągłym jego pierdoleniem-  o fortepian i wzrokiem jechałem raz w lewą stronę, raz w prawą, obserwując go.
- Według mnie po miesiącu czasu postąpiłeś naprawdę duży krok. Nie wiem dlaczego tak się zachowujesz – odparłem od niechcenia. W głębi duszy śmiałem się z niego, gdyż cała ta sytuacja była przepełniona groteską.
Luis sięgnął do torby, wyjmując z niej paczkę papierosów. Oh, aż tak go zdenerwowałem? Młody wyszedł z pokoju na balkon, a ja zostałem w takiej samej pozycji, jak byłem.  Luis schował się za ścianką wbudowaną w poręcz i patrzył na mnie z pogardą i obrażą.
- Nie wiem, mam cię gdzieś zabrać, żebyś w końcu się uspokoił? – rzuciłem bez namysłu.
Nagle szmaragdowe oczka młodzieńca zrobiły się maślane i wielkie, a usta delikatnie wygięły się w zaiste złym i drwiącym uśmieszku.
Aha. Spoko. Fajnie.


                                                               ***
- Gdzie jedziemy?- zapytał zapinając pas w samochodzie i uśmiechając się od ucha do ucha.
- A gdzie chcesz jechać? - spojrzałem na niego, odpalając samochód.
- Zjadłbym coś... Co powiesz na KFC?
- Wiesz.. wolałbym coś bardziej jadalnego - pokręciłem głową z  nieukrywanym obrzydzeniem. Nie wiedziałem, jak ludzie mogą stołować się w takich miejscach, ale z drugiej strony Luis w końcu był nastolatkiem, więc takie jedzenie było dla niego normą.
- No nie gadaj, że nie lubisz! - wybałuszył na mnie oczy, szczerze zaskoczony. Zaśmiałem się tylko i ruszyłem w stronę najbliższego i najpopularniejszego fast food'u.
- Dobrze, że chociaż sałatki mają... - mruknąłem, przyglądając się menu. To była najzdrowsza rzecz, którą mogłem zjeść w tym lokalu. Złożyłem zamówienie wraz z chłopakiem i zajęliśmy jedyne wolne miejsca przy oknie. Zdjąłem płaszcz i oparłem łokcie o stół.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Co się stało? – uniosłem brwi, wyraźnie zaintrygowany.
- Dlaczego akurat to? - spytał Luis, jakby po chwili dłuższego zastanowienia. Chłopak siedział na skórzanym fotelu, kręcąc młynki. W tym świetle wydawał się  dziwnie zagubiony.Światła padające na jego twarz wywierały wrażenie, iż Luis jest posiadaczem przerażająco białej karnacji, niż tej słodkiej, porcelanowej, lekko zaczerwienionej na policzkach.
- A bo ja wiem? - odparłem bez namysłu - Od zawsze czułem jakiś dziwny pociąg do muzyki. Moja matka, jeszcze jak mieszkałem w Moskwie, była wykładowcą na Akademii Muzycznej, tak jak ja teraz. Często musiała zabierać mnie ze sobą, gdy byłem mały. Ojciec pracował, wiec nie miałem wyboru. Przecież sama nie zostawiłaby pięcioletniego chłopca. Pamiętam, jak tułałem się od sali do sali, przeszkadzając innym nauczycielom i ich podopiecznym. Kiedy w końcu trafiałem na coś interesującego, siadałem grzecznie  na drewnianej, zakurzonej od śladów butów podłodze, przed samym profesorem i słuchałem. Mój dziecięcy umysł był w stanie przyswoić więcej, niż nie jeden student. Nie przeszkadzało mi, że czasem mówił o rzeczach, których wtedy nie byłem w stanie pojąć. Jednak z biegiem lat coraz częściej przydawała mi się zdobyta wiedza.  Trzy lata później, matka zapisała mnie do szkoły muzycznej. Skończyłem w klasie fortepianu, jak widać. Potem dołączył do tego jeszcze chór, w którym zacząłem śpiewać. Dostałem się na studia, tu, w Anglii i kształciłem się. Obroniłem doktorat, poznałem Miriam. Ożeniłem się i w ten o to sposób znalazłem się w miejscu, w którym jestem obecnie. Chociaż nie powiem, miałem chwile zwątpienia. Przez pewien okres nie radziłem sobie z tym wszystkim. Chciałem to rzucić w cholerę i żyć normalnie, jak inni. Większość moich rówieśników zaraz po zajęciach wracała do domu i resztę dnia siedziała przed telewizorem, albo wychodziła na podwórko, podczas kiedy ja , zamknięty w czterech ścianach wałkowałem ten sam utwór. Czasami nawet zdarzało mi się uciekać i spotykać się z różnymi ludźmi. Robiłem to i owo, zaniedbałem naukę, a kiedy moja matka się o tym dowiedziała, postanowiła zmienić mi nauczyciela. W ten sposób, w moim życiu pojawił się ktoś, kto pokazał mi, jakie piękno  kryje się w muzyce. Mój nowy wykładowca nauczył mnie, jak czuć dźwięki. Oswajać się z nimi, jak zawładnąć nad melodią. Pokochałem to na nowo . Zostawiłem tamto towarzystwo, no i powróciłem do korzeni. W zasadzie, to dzięki niemu tak dużo osiągnąłem - Uśmiechnąłem się na te wspomnienia. Piękne chwile młodości, jakby wszystko to zdarzyło się zaledwie wczoraj - A dlaczego pytasz?
- Ciekawość, to wszystko - odparł beznamiętnie Luis.- Miriam to twoja żona, tak? – zapytał, wskazując podbródkiem na złotą obrączkę.
- Tak. – uśmiechnąłem się.
- Masz dzieci? – Szczerze, tego pytania się nie spodziewałem.
- Dwójkę. Nina ma osiem lat, a Dimitr cztery. – odparłem. Kelnerka przyniosła nam posiłek i postawiła na stole. Gdy odchodziła, podarowała mi przecudny uśmiech.
- Najesz się tym? - twarz chłopaka wykrzywił grymas zdziwienia
- Nie jadam zbyt dużo. Wystarczy mi to - skłamałem. Widząc, że chłopak zamówił 3 kanapki z kurczakiem, sałatkę, frytki i jakiś deser, nie wypadałoby gdybym czegoś nie kupił. Poza tym.. dobrze czasem zjeść zwykłą, małą sałatkę…
- Masz powodzenie – odparł po chwili – Zawsze marzyłeś o tak dużej rodzinie? – wyczułem w jego głosie jakąś zazdrość, a może i zawód. Nie wiem, jak to określić.
- Nigdy nie chciałem żadnej mieć – odparłem szczerze. Kiedy byłem młody, zakochałem się w kimś i.. nigdy nie myślałem, że stworze  poważny związek z kobietą. – Ale poznałem Miriam i oczywiście mój cały światopogląd uległ zmianie. Dziś jestem szczęśliwy, że mam dwójkę tak wspaniałych pociech –dokończyłem nie do końca zgodnie z prawdą. – A teraz pozwól, że ja cię o coś zapytam.
- Słucham?
- Dlaczego jesteś ofiarą w klasie? Przecież jesteś towarzyski, umiesz się dogadać. Fakt, zdarza ci się być nieśmiały, ale nie widzę jakby bariery, przez którą nie mógłbyś utrzymywać kontaktów szkolnych.
Luis posmutniał na zadane przeze mnie pytanie. Przełknął leniwie jedzenie, jakby chciał uniknąć odpowiedzi.
- Nie wiem. Zawsze tak było. Po prostu najbardziej pasuję na ofiarę…– wzruszył ramionami, udając, że nic go to nie obchodzi. Ale mnie się nie da okłamać. Wiem, że jest jakiś konkretny powód, tym bardziej, że już na pierwszej próbie dostrzegłem białe kreski na linii nadgarstków. Wzdłuż i poprzek żył znajdowała się plątanina smutku, żalów i cierpień, przez jakie przechodził.
- Luis… wiesz, że nie zamaskujesz swoich uczuć? Możesz udawać przed matką, ojcem,  nauczycielami i  innymi ludźmi. Możesz zasłaniać dłonie długimi rękawami albo masą bransoletek. Możesz uśmiechać się, symulować, że jesteś szczęśliwy. Możesz udawać, że jesteś silny, że te wszystkie obelgi kierowane w twoją stronę są dla ciebie niczym. Możesz myśleć, że ukrywając swój smutek, będzie ci łatwiej.. , ale mnie nigdy nie okłamiesz, ani nie oszukasz. Ludzie, których nie obchodzi los innych i są ślepi tego nie zobaczą, ale ja jak najbardziej. I nie, nie mówię o tym dlatego, abyś podał mi ten jeden konkretny powód. Mówię to tylko dlatego, abyś nie obwiniał się za wszystko i nie robił sobie krzywdy, a przede wszystkim, żebyś nie pozwalał innym sobą pomiatać.
Luis wyraźnie udusił w sobie płac na moje słowa. Nerwowo zaciskał dłonie na stole, unikał kontaktu wzrokowego i próbował opanować drgawki oraz grymas na twarzy.
Sam również spuściłem wzrok.. Zrobiło mi się go nadzwyczajnie żal.
-Jeżeli uznasz, że musisz z kimś porozmawiać, to po prostu do mnie przyjdź – dokończyłem. Wzdychając cicho. Chłopakowi poleciała jedna łza i leniwie spłynęła po policzku, ale usilnie walczył z tym, aby nie wybuchnąć płaczem.
- No już. Dokończ to i odwiozę cię do domu – westchnąłem, próbując go jakoś pocieszyć. Chłopak tylko skinął głową i z wyraźnym trudem, zaczął jeść niezbyt zdrowy posiłek. Przesadziłem. Mogłem siedzieć cicho i nie wtrącać swoich trzech groszy.
Mimo cichego sprzeciwu chłopaka, zapłaciłem za posiłek. Wiem, że w ten sposób nie wynagrodzę mu szkody, jaką wyrządziłem swoją durną Gatką, ale też nie chciałem, aby zmarnował sobie życie. Odwiozłem go prosto pod dom. Na pożegnanie, poklepałem go delikatnie po ramieniu i spojrzeniem wyraziłem wszystko to, co chciałem powiedzieć.
Będzie dobrze, zobaczysz.

 Pamiętnik zrozpaczonego nastolatka.

Ma żonę. Dzieci. Wysokie wykształcenie. Wiele sukcesów na swoim koncie. Jest szczęśliwy.
A ja poczułem, jakby moja ostatnia nadzieja umarła. Jakby te światełko w tunelu nagle zgasło i już nigdy miałoby się nie pojawić. Nie umiem wytłumaczyć swojego zachowania. Ivo jest moim autorytetem, jednak podświadomość zaczyna wmawiać mi naprawdę chore i niepojęte rzeczy. Zauważyłem, że przy mężczyźnie zachowuję się inaczej. Mowa ciała, słowa, które wypowiadam, żyją własnym życiem.
Bałem się od początku tego, co się stanie jeżeli Ivo zauważy moje blizny. Jak się zachowa? Co powie? Co z tym zrobi?
Teraz już wiem.
Próbuje mi w jakiś sposób pomóc, jednak ja tego sposobu nie dostrzegam. Jak może mi pomóc zwykła rozmowa, kiedy ja, jedyne czego pragnę, to śmierci? Nie zależy mi już na doczesnym życiu. Nie chcę się martwić, nie chce codziennie patrzeć na obiekt moich westchnień, wiedząc, że nic, nigdy z tego nie będzie. Nie chcę już się męczyć.
Więc co powinienem zrobić? Pójść do niego? Powiedzieć mu o tym, że jestem gejem? Że podniecają mnie mężczyźni? I że to jest jeden z  głównych powodów wszystkich  moich problemów?  Co zrobiłby w takim wypadku? Wyrzucił by mnie z zajęć, bojąc się o własny tyłek, czy zaakceptowałby mnie takim, jakim jestem? Z jednej strony intuicja podpowiada mi, że wyzywałby mnie od pedałów i kazał opuścić jego biuro, zaś z drugiej strony jest już osobą dorosłą. Doświadczoną. Może postąpiłby inaczej?
Sam już nie wiem, co mam zrobić. To wszystko zaciska się we mnie, a kulka moich problemów robi się coraz większa i większa, tak jak śnieżka toczona przez dzieci do ulepienia dupy bałwana.


                                                             ***
Wróciłem do domu, dosyć późno. Miriam, zmęczona usnęła na kanapie, a dzieci biegały po całym domu.
- Dlaczego jeszcze nie w łóżkach?! Już po 21, więc co wy sobie myślicie? – pogroziłem im palcem, na co oboje wybuchli śmiechem. – Zaraz wam się pośmieję, jak jedno z drugim siłą zaciągnę do wanny – oznajmiłem i rzucając płaszcz, w butach pobiegłem za nimi na piętro. Oczywiście, mój jeden krok, to 10 kroków Dimitra i 5 kroków Niny, więc nie musiałem się za dużo starać, aby ich dorwać.
- Tatooo, musimy się kąpać? Nie możemy wykąpać się jutro? – westchnęła ciężko i zrobiła bardzo brzydką minę.
- Nie krzyw się tak, bo ci zostanie. I co, chcesz iść brudna do łóżka, tak? I to jeszcze bez mycia zębów? Jedno z drugim marsz do łazienki, już! – przymrużyłem złowrogo oczy. Nina grzecznie poszła pierwsza się umyć, a Dimitr, jak zwykle czekał na mnie. Mój syn miał to do tego, że wszystko musiał robić ze mną. Zaczynając od jedzenia obiadów w taki sam sposób jak ja, naśladowania mnie podczas golenia <wtedy staje na wielkiej misce i grzebieniem zbiera mydło z twarzy> aż w końcu kończąc na wspólnym myciu zębów. Swoją drogą, ostatnio chciał się ze mną wykąpać. Jako że nie byłem za tym pomysłem ,a Dimitr wyraźnie miał zamiar płakać,  musiałem delikatnie wytłumaczyć mu, że takie rekiny jak on potrzebują dużej powierzchni do kąpania.  Dopóki nie przesadza, pozwalam mu na pewne zachowania. Dlatego też,  razem z nim poczekałem aż Nina wyjdzie z  ubikacji. Przygotowałem mu kąpiel i w trakcie, kiedy się mył, ja zajmowałem się segregowaniem ubrań <reagował płaczem, gdy ktoś zostawiał go samego w pokoju>. Potem razem umyliśmy zęby i w końcu mogłem posłać go do łóżka. Na dobranoc, zaśpiewałem im kołysankę i gdy oboje usnęli, mogłem zająć się sobą. Po szybkim prysznicu zszedłem na doł obudzić Miriam, aby już położyła się do łóżka, jednak usłyszałem jakiś szept z salonu.
- Nie, nie zrobię tego. Nawet mnie nie namawiaj…
- Z kim rozmawiasz? – wtrąciłem, widząc jak Miriam odkłada telefon.
- Z Viktorem. Ale już skończyłam, więc – wzruszyła ramionami i ziewnęła.
- Chodź już spać. Jutro muszę znowu wstać o 8.. – westchnąłem, podejrzliwie na nią patrząc. Oboje położyliśmy się do łóżka, jednak ja odczuwałem jakiś dziwny dyskomfort. Coś nie dawało mi spokoju.

Tylko nie wiedziałem jeszcze, co.

7 komentarzy:

  1. Zapowiada się ciekawie.
    Wiem ,że to dopiero drugi rozdział ale podoba mi się bardziej niż tamte ^^.
    Czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z niecierpliwością na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział stał się moją lekturą w trakcie podróży. Porównywanie starych rozdziałów z nowymi sprawia mi straszną frajdę. To była kolejna znakomita część zachwycającej historii, oby tak dalej! Życzę weny i standardowo trzymam kciuki~

    OdpowiedzUsuń
  4. zaskoczył a jednocześnie spodobał się wątek z cieni ciem się

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    żal mi Luisa tnie się, miałam wrażenie z tej rozmowy, że Ivo kiedyś kochał jakiegoś chłopaka, i to dziwne zachowanie Miriam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    bardzo żal mi jest Luisa tnie się, miałam wrażenie z tej rozmowy, że Ivo kiedyś kochał jakiegoś chłopaka, i to dziwne zachowanie Miriam jest bardzo podejrzane...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    rozdział šwietny, żal mi Luisa tnie się... z tej rozmowy to mam wrażenie, że Ivo kiedyś kochał jakiegoś chłopaka, no i Miriam jej zachowanie jest mocno podejrzane...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń