Pamiętnik
Nastolatka
Nienawidzę
świąt. Wszyscy są tacy radośni, rozdają sobie prezenty, spędzają czas z
najbliższymi, a ja? Odstawiam sztuczny teatrzyk z moimi rodzicami.
Kochająca się rodzina? Litości. Matka, flirciara, podrywa wszystkich mężczyzn
wokół, a ojciec jest wiecznie zajęty pracą. Oboje są zaślepieni i jedyne, o co dbają, to o własne zachcianki i
potrzeby. Doceniam to, że chcą mnie wykształcić, jednak ja też mam prawo do
odpoczynku, chwili wytchnienia, własnego zdania.
To
dlatego, lubię przebywać z Ivo. On pozwala mi odpocząć, wspiera mnie jak tylko
może. Czuję to w głębi serca, że on chce dla mnie jak najlepiej. Jest dla mnie
kimś w rodzaju mistrza.
Siedząc
przy świątecznym stole, zastanawiałem się, jak mijają te święta Ivo.
Wyobrażałem go sobie, jak siedzi wraz ze swoimi dziećmi i żoną przy stole, jak
uśmiecha się do nich i jak podaje im prezenty. Miałem przed sobą obraz
kochającej się rodziny, którą mój umysł podświadomie chciał zniszczyć i wyciąć
– jak z fotografii – Ivo. Odseparować go od wszystkich, bym ja miał szansę się
w nim zadurzyć i zapomnieć.
Ale to
nigdy się nie wydarzy. Nie ważne czy bym próbował, czy nie. Nie mam szans u
heteryka.
***
- Ivo…
- Słucham
cię, kochanie? – zerknąłem na nią
zza gazety. Miriam miała wypieki na twarzy i była dziwnie szczęśliwa. Uniosłem
brew, nie wiedząc, o co jej
dokładnie chodzi. Zza pleców wyjęła test ciążowy.
- Dwie
kreski… - zagryzła dolną wargę podniecona, a ja z trudem przełknąłem ślinę.
Poczułem się tak, jak za pierwszym razem, gdy Miriam powiedziała mi, że jest w ciąży z Niną. Serducho mi
stopniało, przez co momentalnie odłożyłem czasopismo i wstając z fotela,
wtuliłem się w jej ciało.
- Nawet
nie wiesz, jak się cieszę – szepnąłem cicho, ściskając ją jak najmocniej w
swych ramionach. Będę ojcem… po raz trzeci będę mieć malutkiego diabełka w domu.
***
Od
momentu, kiedy Miriam oznajmiła mi, że będę ojcem, latałem szczęśliwy jak
wariat. Dlatego też, w Sylwestra nie mogłem odmówić sobie alkoholu. Musiałem
pochwalić się kolegom z Akademii o swoim dokonaniu, przez co wszyscy mi
gratulowali i polewali kielich, za kielichem, życząc szczęścia.
Tak więc,
pewnego cudownego dnia – a było to 2 stycznia – skacowany i ociężały udałem się
do Akademii Muzycznej na zajęcia z Luisem. Z opowiadań świadków prawdopodobnie
sam wypiłem litr wódki, co jest bardzo niedojrzałe i nieodpowiedzialne. Rzekomo
też, po powrocie do domu, przykleiłem się do Miriam i przez całą noc prawiłem
jej poezję XVII – wiecznej Anglii. Oczywistym jest, że nic nie pamiętam, i że
alkohol trzymał mnie przez cały dzień. Dlatego dzisiaj byłem na takim wielkim i
tak okropnym kacu, że wypiłem już całą butelkę wody i dalej odczuwałem Saharę w
ustach.
- Nie
wyglądasz dziś najlepiej. – mruknął, uśmiechając się. Był w długim, czarnym
płaszczu, glanach, a jego szyję opatulał granatowy szal – całkiem podobny do
mojego. Kiwał się lekko z palców na piętę, z rękoma schowanymi za plecami.
- Aż tak
udany sylwester? – dodał po chwili, nie kryjąc rozbawienia.
- Daj
spokój dzieciaku… nic mi nie mów o sylwestrze, bo automatycznie mi się cofa. –
odparłem, ledwo trafiając kluczem w zamek. Wkroczyłem pierwszy do biura,
zarzucając swój płaszcz na wieszak, a
teczki kładąc na biurku.
-
Skomponowałem melodię podczas przerwy świątecznej. Mógłbyś ją ocenić? – zapytał
po chwili, troszkę niepewnie. Spojrzałem na niego i wskazałem mu dłonią, aby
otworzył fortepian. Chłopak, po uprzednim zaaklimatyzowaniu się, usiadł przy
instrumencie, położył swoje zapiski na pulpicie i wykonał swój pierwszy,
napisany samodzielnie utwór.
Jaki żal
ogarnął moje ciało, gdy usłyszałem pierwsze takty. Melodia była tak smutna, tak
przepełniona bólem, że nigdy dotąd nie przypuszczałem, że jakikolwiek utwór
mógłby być tak bajroniczny jak ten.
- Boże
kochany, Luis… - szepnąłem, kładąc dłonie na rękach chłopaka. – Nie graj już
tego…
-..Aż
takie złe? – zapytał przygaszony. Spojrzał na mnie, wyraźnie zawiedziony moją
reakcją.
- Nie..
nie chodzi mi o to.. chyba.. – zmarszczyłem brwi, dalej trzymając go za dłonie.
Boże, jaki on był zimny… - Chodzi mi o to, że… - przerwałem, nie potrafiąc się
wysłowić.
- Nie wiem, czy tak jest w twoim przypadku. –
odparłem po chwili namysłu. Usiadłem na pufie, naprzeciwko Luisa, tak, by móc
mieć z nim kontakt wzrokowy. – Ludzie podświadomie przenoszą swoje
uczucia na własną twórczość. Czy to muzyka, rysunek, pisanie… zawsze
tworzą coś, co skrywają w głębi serca. A mi wydaję się, że twoje serce… -
oblizałem lekko usta, próbując dobrać odpowiednie słowo. Zacisnąłem swoją dłoń
mocniej, na dłoni chłopaka – Że twoje serce jest przepełnione samym smutkiem.
Wiem, że to śmiesznie brzmi, że w ogóle możesz nie rozumieć mojego bełkotu, ale
ja tak właśnie spostrzegam czyjeś uczucia. Nie poprzez łzy, które właśnie
ciurkiem lecą po policzkach, nie po wyrazie twarzy i postawie ciała. Bo sam
wiesz, że to wszystko można ukryć… Może to śmiesznie brzmi… ale… chyba widzę
sercem. – szepnąłem zakłopotany. Poczułem się mimowolnie winny sytuacji
chłopaka, choć nie miałem z nim nic wspólnego. Jego los dziwnie mnie
interesował, wręcz zmuszał mnie do reakcji i bronienia go. Był taki zagubiony, tak kruchy i
słaby, że musiałem go ochronić. Luis nerwowo zaciskał usta, próbował pohamować
potok łez, a gdy opuszkami palców pogładziłem jego blizny na nadgarstku, jęknął
żałośnie, nie mogąc powstrzymać swoich uczuć. Zamilkłem. Ze spuszczoną
głową słuchałem, jak chłopak horrendalnie wyje z bólu.
- Jestem
taki słaby.. jestem zwykłą ciotą – usłyszałem i poczułem, jak Luis gwałtownie
odpycha moje dłonie. Zrobił to bardzo brutalnie. Nic nie powiedziałem.
Obserwowałem tylko rosnący gniew i nienawiść w oczach chłopaka. Luis miotał się
od kąta do kąta, krzycząc i łapiąc się za głowę. Nerwowo sięgnął do torby,
wywracając ją. Wszystkie książki, przybory wyleciały z hukiem na podłogę.
Zaciekawiony wstałem, i zauważyłem, jak chłopak wyjmuje coś z piórnika. Tym
czymś okazała się żyletka. No tak, jak mogłem się nie domyślić.
-
Nienawidzę siebie, jestem, kurwa,
nikim, na nic nie zasługuję – powtarzał w kółko. Pierwszy raz byłem świadkiem
takiego depresyjnego zachowania. Natychmiast podbiegłem do Luisa, widząc, że
przymierza się do samookaleczenia. Wytrąciłem mu z dłoni ostre narzędzie
i mocno przyparłem do ściany.
- Na
litość boską, uspokój się - wydusiłem, widząc jak Luis miota się z bólu pode
mną. – Krzycz, jeśli tego
potrzebujesz, płacz, jeśli
chcesz. Łzy nie są pieprzoną oznaką słabości. Każdy musi wylać z siebie
wszystko, co ciąży mu na sercu. Słyszysz? Każdy. Nawet ja. – szepnąłem. Czułem
jak klatka piersiowa młodego gwałtownie unosi się i opada w spazmach. Widziałem
gniew pomieszany ze słabością w jego oczach.
Po kilku
minutach wszystko zniknęło. Luis bezwiednie osunął się na podłogę.
Wydawało mi się, że jest w jakimś szoku. Z drugiej strony, przecież to była też
moja wina. To ja zacząłem ten drażliwy temat, ale teraz przynajmniej wiem, że z
Luisem jest bardzo źle.
-
Przepraszam… Nie wiem.. co we mnie wstąpiło… - szepnął.
- Zapal,
jeśli ci to pomoże… - odparłem, próbując wymusić uśmiech, na pocieszenie.
Chłopak wstał i chwiejnym krokiem wyszedł na balkon. Zapalił papierosa i w
samej bluzie patrzył się przed siebie.
Załamałem
ręce. Nie mogę mu pomóc…
- Odwiozę
cię do domu…
- Nie.
Mama się zdenerwuje.
-
Porozmawiam z nią…
- Będzie
wściekła.
- Nie…
nie będzie, zobaczysz.
***
- Ivo,
nie żeby coś, ale wydaje mi się, że bardzo często odwozisz Luisa do domu w
godzinach, kiedy powinniście ćwiczyć. Nie chcę być egoistyczna, ale nie za to
ci płacę.. – odparła , opierając się o blat kuchenny. Miała założone ręce na
piersiach, a to oznaczało, że nie jestem w dobrej sytuacji.
- Lilith,
sytuacja jest bardzo.. ciężka. – szepnąłem. Widząc Luisa w takim stanie, a to
nie był pierwszy raz, czułem się tak samo jak on.
- Co masz
na myśli? – uniosła brwi, a jej ton głosu wyraźnie stał się ostrzejszy.
- Myślę,
że Luis zmaga się z ciężką depresją.
-
Depresją? Zlituj się. Najpierw prosisz mnie, abym zwolniła go z dodatkowych
zajęć, a teraz mówisz mi, że ma depresję? Czy ty nie widzisz, że on tobą
manipuluje, Ivo? – zapytała, podchodząc do mnie.
- On taki
jest – ciągnęła dalej – Bawi się czyimś dobrym sercem. Myślisz, że to był
pierwszy raz, gdy mi coś takiego odwalił? Nie, nie był. Nie docenia tego, co
ma, wymyśla jakieś pierdoły, w nadziei, że
rozczulę się nad nim i pozwolę bezczynnie siedzieć w domu.
- Nie
uważasz, że to coś poważniejszego, skoro to nie jest pierwszy raz?- zapytałem.
- Nie.
To tylko manipulacja, nic więcej. – odparła beznamiętnie. Zacisnąłem pięści.
- Czy w
ogóle obchodzi cię los własnego syna?
-
Słucham? Co ty mi insynuujesz?! – zapytała, oburzona. Wyglądała, jakby chciała
mnie zabić. Rude włosy zapłonęły ogniem, zaś wzrok tajemniczym blaskiem.
Chciałem krzyknąć jej prosto w twarz o ranach na ciele chłopaka, o problemach w
szkole i o orientacji, ale przecież dałem mu słowo.
- Nie..
po prostu… spójrz czasem dalej niż czubek swojego nosa. Trzymaj się - złapałem
za torbę i wyszedłem z kuchni. Luis stał za ścianą – był skulony, najwidoczniej
wszystko podsłuchał. Wiedziałem, że jak tylko wyjdę, to Lilith się na nim
wyżyje, a on będzie płakał, ale nie mogłem go ze sobą zabrać. Posłałem mu tylko
współczujący wyraz twarzy i wyszedłem z domu.
Muszę mu
pomóc.
***
Miałem
wyrzuty sumienia. Siedziałem na kanapie, w domu, rozmyślając, co mógłbym
zrobić, żeby chłopak poczuł się choć odrobinę lepiej. Nawet Miriam zauważyła,
że coś jest nie tak. Resztę wieczoru dopytywała się, w czym tkwi problem.
Odpowiedziałem jej zdawkowo, by nie trajkotała mi nad głową i poszła w końcu
spać.
Pierwszą
myślą był psycholog, bądź
psychiatra. Jednak tam sprawy się komplikowały. Luis nie był jeszcze pełnoletni, więc
musiałby iść z matką, a przecież Lilith miała gdzieś to, co działo się z jej
synem. Chyba to najbardziej odrzucało mnie w ludziach. Obojętność na krzywdę
innych. Upiłem łyk whisky, którą uprzednio sobie nalałem do szklanki i
włożyłem słuchawki. Pierwszą losowo wybraną piosenką było Radiohead –
Paranoid Android.
Czy z
pokolenia na pokolenie robimy się coraz bardziej zawistni i okrutni? Czy tylko
ja odnosiłem takie wrażenie?
Przewróciłem
się na lewy bok. Co mogę zrobić… Ivo, myśl, do cholery , myśl…
Przez
natłok tych wszystkich myśli poczułem się zmęczony. Dimitr zszedł do salonu i
przecierając swoje zaspane oczka stanął naprzeciwko mnie. Oparłem głowę o dłoń,
wyłączając muzykę na komórce.
- Co jest
mały?
- Miałem
zły sen. Boję się tato... – szepnął. Podszedł do mnie i wtulił się w mój
tors. Położyłem dłoń na jego główce, delikatnie ją głaszcząc. Młody zasnął
bardzo szybko, więc wziąłem go w ramiona i zaniosłem na górę, do jego pokoju.
Stojąc
nad łóżkiem Dimitra, zastanawiałem się, co zrobiłbym, gdyby mój syn zachowywał
się tak jak Luis. Psycholog… jedyna myśl, która krążyła wokół. Chociaż… w
końcu był moim oczkiem w głowie, więc poświęcałbym mu więcej czasu i uwagi…
Czy tak
powinienem postąpić z Luisem?
***
Pamiętnik
zwyczajnego nastolatka
Czuję się
jak ostatni kretyn. Mięknę przy Ivo, a powinno być wręcz przeciwnie. Muszę
postawić sobie jakiś cel w życiu, muszę wziąć się w garść i pokazać Ivo, że nie
jestem słaby.
Po
zajęciach dodatkowych pobiegłem pod akademię muzyczną. Biegłem, ile sił miałem
w nogach, tak bardzo stęskniłem się za Ivo. Zdyszany, wszedłem do
gabinetu profesora. Nauczyciel rozmawiał z kimś przez telefon i gestem pokazał
mi, abym był cichutko. Położyłem swoje rzeczy i spojrzałem na blondyna.
Rozmawiał w języku rosyjskim, a nie angielskim. Brzmiało to bardzo dziwnie i..
śmiesznie. Po raz pierwszy słyszałem, jak mężczyzna mówi w tym
specyficznym językiem. Ivo wstał z fotela i z uśmiechem na ustach przeszedł się
po pokoju.
- Cześć,
przepraszam, że rozmawiałem, ale to był ważny telefon – powiedział, zaraz po
rozłączeniu się.
- Jasne,
rozumiem- uśmiechnąłem się ciepło – Dziwnie mi teraz… - zagryzłem dolną wargę.
Nie wiedzieć dlaczego, mój humor poprawił się. Nawet, jeżeli byłem po tak
kompromitującym zdarzeniu z Ivo.
-
Dlaczego? – nauczyciel uniósł lekko swoje brwi i wyjął plik kartek z teczki.
-
Pierwszy raz słyszałem jak mówisz po rosyjsku. Tak, wiem, to śmieszne, ale serio,
dziwnie mi teraz.
- W moim
domu mówimy tylko i wyłącznie po rosyjsku, wiesz? – zaśmiał się, wskazując mi
pufę przy pianinie. Posłusznie usiadłem, a on usiadł naprzeciwko mnie.
- Nie
chcesz uczyć swoich dzieci angielskiego? – zapytałem, zaciekawiony.
- Uczą
się obu. Jednak chcemy z Miriam zachować swoje tradycje i odmienność. –
odparł, podając mi plik kartek. – Na dziś mam przygotowane kształcenie słuchu.
Trochę posłuchamy, trochę pośpiewamy... - wzruszył ramionami i zagwizdał.
Wydawało mi się, że i on ma dziś dobry dzień.
- A..ale
ja nie umiem śpiewać… - szepnąłem, tracąc kompletnie wiarę w siebie. Nie ma
mowy, abym coś wydukał przy Ivo! Zbłaźnię się, co on o mnie pomyśli… Nagle
zaczęła ogarniać mnie panika, tym bardziej, że postanowiłem nie dać przy nim
żadnej plamy.
- To cię
nauczymy. Nie stresuj się, bo widzę jak drżą ci ręce. Wyprostuj plecy i
rozluźnij się. Wsłuchaj się w dźwięk, jaki ci podam i po prostu go powtórz,
dobra?
- Dobra..
– burknąłem i zrobiłem to, co kazał. Ivo podał mi najniższy dźwięk.
Uspokoiłem swoje myśli, zebrałem się w sobie…
I
zafałszowałem tak mocno i tak głośno, że nawet Ivo się skrzywił. Momentalnie
oblałem się rumieńcem i spuściłem głowę. Co za wstyd, co to był za żałosny
dźwięk…
- Nie no…
spróbuj jeszcze raz. Ja kiedyś zapewne… też…fałszowałem – westchnął ciężko. Był
chyba w szoku. Złapałem się za ramiona mając ochotę po prostu zniknąć. – Nie
dam rady…
- Oj
dasz. Fałszuj ile chcesz. W końcu praktyka czyni mistrza.
Tak więc,
Ivo wydobywał ze mnie poszczególnie dźwięki, jednak nie te, które chciałbym,
aby ze mnie wydobywał. Ta lekcja była najstraszniejszą lekcją w moim życiu.
Wróciłem do domu cały zażenowany. Nawet matka dziwnie na mnie spojrzała, ale
ojciec, jak zwykle nie zwrócił na mnie uwagi. Poszedłem do swojej otchłani,
chcąc się pogrążyć w głębokim śnie.
***
Pamiętnik
wyluzowanego nastolatka
Po
miesiącu nauki pozwoliłem sobie odpocząć. Rysowałem, czytałem i siedziałem
przed komputerem, marnując kilka godzin w ciągu dnia. Ot, zwykła
rozrywka, jak każda. Tego dnia położyłem się spać dopiero nad ranem, jednak nie
mogłem zmrużyć oka. Miałem dziwny natłok myśli w zasadzie o niczym. Westchnąłem
pod nosem.
Coś zawibrowało.
Leniwie
przeniosłem się na prawy bok i sięgnąłem po komórkę. Ekran podrażnił moje oczy,
więc przez moment nie potrafiłem odczytać wiadomości.
‘’
…Napisał do ciebie’’
Podniosłem
się z łóżka. Odblokowałem telefon i zaciekawiony odebrałem wiadomość na ICQ.
Kto, do cholery, mógł napisać do mnie o 4 nad ranem?
- Cześć,
jesteś?
- Cześć?
Znamy się? – odpisałem, marszcząc brwi.
- Nie.
Znalazłem Twój numer na Queerid i pomyślałem, że chciałbym Cię poznać. Jeżeli
masz coś przeciwko temu, zrozumiem J
-
Szczerze, zapomniałem o tym… Nie, nie mam nic przeciwko! Wręcz przeciwnie,
chciałbym, aby ktoś dotrzymał mi towarzystwa przez resztę nocy – Zagryzłem
dolną wargę, czując narastające podniecenie. Jakaś iskierka nadziei zapaliła
się w moim sercu. Mężczyzna, z którym pisałem, wydawał się fajny, więc możliwą
opcją jest, że znajdę z nim jakiś kontakt. Opadłem na miękkie poduszki i
czekałem, aż odpisze.
- Hah, z
przyjemnością. Więc… Jak masz na imię?
- Luis. A
Ty?
- Ethan…
Emm nie wiem co mam napisac tak w sumie.
OdpowiedzUsuńKrótko mówiąc ryczałam jak małe dziecko..ugh nienawidze płakać.
Zaciekawił mnie ten Ethan. No ciekawy kolesnie powiem ,że nie ^^.
W ogóle jak tylko zobaczyłam ,że rozdział się pojawił to taki TAKKKKKK XD.
A i no oczywiście jak zwykle był zajebisty.
Czekam na next i wenyyyy duzooo XD.
Dziekuje! Boże serio się cieszę, ze mam taką wspaniałą czytelniczkę jak Ty! Postaram się nie zawieść, obiecuję!
UsuńPrzecież ty nigdy nie zawodzisz XDD
UsuńMam w głowie mnóstwo ciekawych teorii na temat nowej postaci. Ciekawe, czy któraś się sprawdzi. Czekam niecierpliwie na kolejną część!
OdpowiedzUsuńPS. Rozdział jak zwykle genialny, trzymam kciuki dalej.
Dziękuję! Wydaję mi się, że wybrałam najłatwiejszą opcję, ale cóż, zobaczymy! Dziękuję, że jesteś i że mnie wspierasz. Kocham <3
Usuńhm.. martwi mnie to że luis dawno nic nie wspominał o ivo albo po prostu wszędzie widze yaoi albo nie mogę się doczekać rozwoju sytuacji
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńmatko, Luis aż tak to wygląda, może Ivo mu pomoże w jakimś stopniu, a matka zupełnie się nim nie przejmuje, ciekawe czy przejrzałaby na oczy gdyby doszło do tragedii...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńbiedny Luis, może Ivo mu pomoże... ciekawe czy jego matka przejżałaby na oczy gdyby doszło do tragednii... bo teraz to nim się nie interesuje, nic nie zauważa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, ojć biedny Luis, mam nadzieję, że Ivo mu pomoże... zastanawia mnie kwestia tego czy matka Lusisa przejżałaby na oczy gdyby doszło do tragednii... bo teraz to nim się nie interesuje, nic nie zauważa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza