niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział I


Pamiętnik dziwnego nastolatka

Znów rozpoczął się rok szkolny. Od dziś muszę wstawać skrajnie wcześnie rano, tłuc się autobusem do szkoły, męczyć się z tymi debilami w klasie, a potem wracać późno do domu, po kolejnych, dodatkowych zajęciach. Tak bardzo chciałbym już skończyć szkołę i wyprowadzić się z domu rodziców, którzy notabene wymyślają dla mnie jakieś pierdoły.
Głównym powodem mojego napiętego dnia jest to, że pochodzę z arystokratycznej rodziny.
No bo, jak to możliwe, że syn Millerów nie zna się na zasadach savoir vivre, nie umie poprawnie wypowiadać się w ojczystym języku, nie zna podstaw matematyki, fizyki, chemii, nie interesuje się kulturą, sztuką, polityką <sic!> ani nie gra na żadnym instrumencie?
Przecież WSZYSCY z rodu MILLERÓW, powtarzam MILLERÓW muszą to znać. ALE MUSZĄ, bo inaczej zostajesz czarną owcą w rodzinie i w niedalekiej przyszłości czeka cię zagłada.
Tak więc, od nowego roku nie dość, że mam normalne lekcje w szkole, to jeszcze muszę chodzić na przeróżne korepetycje i zapychacze. Wspominając słowa matki: '' Za dużo? Dziecko, to nic w porównaniu z tym co ja miałam! Poza tym MUSISZ się uczyć aby nie przynieść wstydu rodzinie!''
Szczerze? Mam w dupie tę rodzinę.
Spojrzałem na chwilę przez okno. Padało. Krople deszczu stukały w szybę, by potem móc osunąć się na szkle i popłynąć , w swoją stronę. Za to kocham Anglię. Jesienią cały Londyn zamienia się w miasto smutku. Wszyscy chodzą ze spuszczoną głową, zastanawiając się nad sensem swojego życia. Przejmują się najdrobniejszymi pierdołami i płaczą bez powodu . Ubrani na czarno,  z smutnym wyrazem bladych twarzy wyglądają tak, jakby już byli martwi.
Wysiadłem na swoim przystanku, uprzednio zakładając słuchawki. Nie chciałbym od razu, po wejściu do szkoły słuchać monologów na temat mojej osoby, ani docinków ze strony klasowych palantów. Nienawidzicie mnie? Spokojnie. Ja was też nienawidzę.
Rozbierając się, nawet zagłuszony przez muzykę, zdołałem usłyszeć pierwsze komentarze na swój temat.
''Pedał'', '' śmieć'', ''maminsynek''.
- Ej, Luis! - zawołał jeden z nich - Daj mi swoje zdjęcie, bo mój ojciec buduje rower i nie wie, jak wygląda pedał!
Cała szatnia wybuchła śmiechem i rzucała kolejnymi wyzwiskami w moja stronę. Westchnąłem głęboko, czując się już zmęczonym. Czy oni na prawdę nie mają nic lepszego do roboty?
- Nie sądzę, aby potrzebował zdjęcie Luisa. Wystarczy, że ty przed nim staniesz. Będzie miał przed sobą idealny materiał  i dzięki temu perfekcyjnie odwzorowuje najdrobniejszy szczegół - rozległ się niski, stanowczy głos w pokoju.
Z ciekawości odwróciłem się w stronę, z której pochodził  i ujrzałem prawie dwumetrowego faceta. Wszyscy w szatni umilkli i ze strachem w oczach patrzyli się na mężczyznę. Dostrzegłem, jak surowym wzrokiem przejeżdżał po moich prześladowcach i jaką kierował w ich stronę pogardę. Zaintrygowany moim wybawcą, jako jedyny wpatrywałem się w niego, podczas gdy wszyscy inni skulili głowy i się cofnęli. Poczułem przypływ radości, bo w końcu ktoś mi pomógł. Niestety, szybko sie przeliczyłem. Mężczyzna napotkał mnie na swojej drodze i również zostałem obdarowany tym samym, nienawistnym spojrzeniem. Mimo tego, nie spuściłem wzroku i dzielnie patrzyłem się na jego oblicze. Czułem, jak w moim brzuchu powstaje jeden wielki supeł narastającego strachu, a moje ciało przechodzą zimne dreszcze. Kto to do cholery jest? Dlaczego rozbudza we mnie takie dziwne uczucia i rozprowadza wokół siebie taką straszliwą aurę?
Mężczyzna pierwszy odwrócił ode mnie wzrok ,jeszcze raz przyglądając się mojej klasie, a po chwili wyszedł bez słowa.
- Co, Luis? Podoba ci się, co? Taki ostry, pewnie chciałbyś, żeby cię jebał - odezwał się po chwili Clayton, ten sam koleś, który mnie dręczył.
- Oh, zamknij tę swoją mordę - odparłem, łapiąc swoją torbę i wychodząc.
To chyba logiczne, że skończyło się bójką. Bywało gorzej, ale i tak  miałem wrażenie, że zaraz wypluję swoje płuca. Gdy napastnicy się rozeszli, sięgnąłem po plan lekcji.
- Muzyka, sala B15, nauczyciel I.Pavlichenko - szepnąłem sam do siebie. Czyżby to?...
Wstałem jak najszybciej i mimo bólu, pobiegłem pod wskazaną na rozpisce salę. Było już kilka minut po dzwonku i przed wejściem do klasy, mój umysł uświadomił mi, że się boję.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnie.... - urwałem, napotykając znów ten surowy wyraz twarzy. Przełknąłem ślinę i patrząc na niego dłuższą chwilę, zauważyłem, że mężczyzna podnosi brwi.
- Siadaj, Luis - odparł oschle i bez emocji. Cała klasa wybuchła śmiechem, który szybko ucichł po tym, jak mężczyzna krzyknął. Zająłem ostatnią ławkę, płonąc ze wstydu. Dlaczego nie potrafię oderwać od niego wzroku? Rozpakowałem swoje rzeczy i wyjąłem szkicownik. Mężczyzna poczekał, aż w końcu szum, jaki panował w klasie się uciszy i prawdopodobnie zaczął kontynuować to, co mu przerwałem.
- Tak jak wspominałem. Nazywam się Ivo Pavlichenko, jestem dyrygentem, chórmistrzem i pedagogiem. Ukończyłem studia I i II stopnia w klasie fortepianu na Akademii Muzycznej. Prowadzę również działalność naukową i pedagogiczną na Uniwersytecie Muzycznym, a od niespełna dwóch lat jestem kierownikiem Zakładu Edukacji Artystycznej. Chwilowo zastępuję Panią Doris, która niedługo kończy urlop macierzyński - odchrząknął i założył ręce na klatce piersiowej. Oparłem swoją głowę o  ścianę i wpatrywałem się w niego.
- Ivo, mhm... - pomyślałem i zacząłem się zastanawiać.
Blond włosy były upięte w zgrabną kitkę. Pojedyncze kosmyki okalajały jego twarz... Na oko wyglądał na nie więcej, niż 30 lat, ale jestem pewien, że miał dużo więcej. Te charakterystyczne zmarszczki wokół oczu...Niby takie łagodne, a jednak świadczą o tym, że Ivo przeszedł już spory kawałek życia.  Orli nos, choć dla większości populacji brzydki i nieestetyczny, jemu idealnie współgrał z resztą twarzy. Górna warga była mocniej zarysowana od dolnej, i ten kształt  podbródka. Ostre krawędzie żuchwy, wyszczuplały twarz....
- Jestem tutaj tylko dlatego, że wasz Dyrektor, Izzak Chilton poprosił mnie o to. Zwykle nie pracuję z nastolatkami. Jest mi po prostu nieprzyjemnie, kiedy widzę, jak dzisiejsza młodzież się zachowuje. Wzbudza to we mnie takie...obrzydzenie. Nawet dzisiaj, pierwszego dnia mojej pracy, pokazaliście mi to, jak się odnosicie nawzajem do siebie....
Drgnąłem, i spojrzałem na szkicownik. Nieświadomie narysowałem podobiznę profesora. Był... identyczny. Bez skazy, każdy szczegół dopracowany, mimo piętnastu minut roboty.  Mój brzuch dalej szalał, za każdym razem, kiedy na niego zerkałem. Z drugiej strony... to tylko wygląd. Z charakteru wyglądał mi na snoba i egoistę. Kogoś, kto lubi się wywyższać i chwalić się wszystkim swoimi dokonaniami. On jest jak lalka. Piękny na zewnątrz lecz w środku zgniły i zbrukany.
Szkoda mi takich ludzi...
- Ładne, ale schowaj to - rozległ się głos za moimi plecami. Jakim cudem go nie zauważyłem? Poczułem jak moje policzki płoną, sam momentalnie stałem się cały gorący. Cała klasa patrzyła się teraz na mnie i na Ivo, pochylonego nade mną. Perfumy...seraficzny zapach wtarł się w moje nozdrza, miło je pieszcząc. Taki gorzko słodki zapach.
Śmiech wyrwał mnie z zamysłów. Popatrzyłem na blondyna, który z uniesionymi brwiami czekał, aż pochowam to, co jest mi niepotrzebne. W oddali usłyszałem pojedyncze słówka.
''Mówiłem, że się w nim zabujał, pedał '' '' On jest nienormalny'' '' Tacy jak on powinni się zabić''

- Cisza! - wrzasnął mi nad uchem.
Boże, ten głos... To dopiero pierwszy dzień i pierwsza lekcja, a ja już zwariowałem na punkcie jakiegoś lalusia.
Do końca zajęć siedziałem sam. Nawet Anna nie chciała się do mnie przysiąść. Ona była jedyną osobą, z którą mogłem od czasu do czasu porozmawiać i jako jedyna nie śmiała się z żartów na mój temat. Ale jej się nie dziwię... Kto by po takim dniu chciałby odezwać się do kogoś takiego jak ja?
Na szczęście, zajęcia dodatkowe mają rozpocząć się od następnego tygodnia, więc jeszcze przez tydzień mam trochę luzu. Wróciłem do domu, cały zmarnowany dzisiejszym dniem i usiadłem przy stole, czekając na obiad.
- Gdzie jest ojciec? – zapytałem, kiedy mama dała mi jedzenie. Pokręciła trochę głową, uniosła ramiona, i coś szepnęła pod nosem. Usiadła koło mnie, najwidoczniej nie chcąc poruszać tego tematu.
- Jak w szkole? Pewnie tęskniłeś za kolegami, co?
- Tak, mamo… pogadaliśmy trochę i w ogóle… - skłamałem, pochylając się nad talerzem. Ona nie wie, jak to wszystko wygląda. Jest przekonana, że wszyscy w klasie mnie uwielbiają. Kiedyś, podczas zjazdu rodzinnego uznała, że jestem bardzo komunikatywny, gdy rozmawiałem ze swoim kuzynostwem. Fakt, lubię rozmawiać. Lubię przebywać wśród ludzi. Gorzej, że to ludzie nie lubią przebywać ze mną. Na tym polega cały paradoks. Jestem skazany na  samotność do końca moich dni.
- Wziąłeś szkicownik do szkoły? Oh, Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie zajmował się pierdołami, tylko nauką – westchnęła poirytowana, zabierając mi z torby notes.  Chciałem jej go zabrać, jednak nim się odsunąłem od stołu, mama otworzyła szkicownik na rysunku z Ivo. Zrobiła kwaśną minę i spojrzała na mnie.
- Skąd znasz Ivo?
- To mój nowy nauczyciel od muzyki. Dali go nam na zastępstwo – odparłem, zaciskając pięści. Nie lubię, jak ogląda moje rysunki. Wręcz nienawidzę.
- Serio? Ten facet nieźle się urządził. No i przychodzi do nas dzisiaj na kolację – zaśmiała się – Jak na ironię, będzie twoim profesorem od fortepianu, wiesz? Całe wakacje z ojcem myślałam, co jeszcze mogłoby ci się przydać, a że kiedyś ćwiczyłeś już, to pomyśleliśmy, że to byłoby wspaniałe rozwiązanie. Więc zadzwoniłam do Ivo i właśnie dzisiaj mamy uzgodnić szczegóły  – odparła wesoło,  a ja się kompletnie załamałem. 
Jak ja spojrzę mu w oczy po dzisiejszym dniu? I jeszcze ma być u mnie w domu? Poczułem jak robi mi się słabo. Zostawiłem obiad, wziąłem wszystkie swoje rzeczy i pobiegłem do swojego pokoju. Tam otworzyłem szkicownik i spojrzałem jeszcze raz na twarz Ivo. Nie poradzę sobie. Nie z nim.

***
Nienawidzę pracować z dziećmi. Są takie niedojrzałe, nie mają w ogóle szacunku do innych. Studenci chociaż są w miarę ogarnięci i  przynajmniej pozwalają mi  normalnie poprowadzić wykład. I pomyśleć, że będę musiał tu być minimum trzy dni w tygodniu. Na samą myśl brało mnie na wymioty.
- Jak było w pracy, kochanie? – zapytała, próbując uśpić Dimitra. Nina latała gdzieś między jej nogami, ciągle o coś prosząc.
- Daj spokój, Miri. Nie wytrzymam tam do grudnia… - westchnąłem, kładąc swoje rzeczy na szafce – Jeszcze dzisiaj muszę jechać do Lilith na kolację, bo poprosiła mnie, abym poprowadził zajęcia dla jej syna i muszę omówić  z nią wszystkie szczegóły.
Moja  żona, Miriam, zjechała mnie wzrokiem i mocniej wtuliła do siebie nasze dziecko.
- Tylko wracaj szybko. Nie lubię, kiedy musisz się z nią spotykać – burknęła pod nosem niezadowolona. Pokręciłem tylko głową.
- Moja kochana zazdrośnica – mruknąłem, podchodząc do niej i całując ją w policzek. – Zabierz go na górę, a ja zajmę się Niną. Miriam uśmiechnęła się i poszła do pokoju, zaś ja kucnąłem przy dziewczynce.
- No to mów, co się stało.
- Mimi nie oddycha! – szepnęła, pokazując mi rozprutą, szmacianą lalkę. – Upadła w pokoju i już nie oddycha!
- O cholera! Dawaj, trzeba ją reanimować! – powiedziałem, klaskając w dłonie. Wstałem z podłogi i jak najszybciej udałem się do kuchni, razem z Niną, która z przejęciem położyła lalkę na blat kuchenny. Z górnej szafki wyjąłem nicie i igły, a z dolnej dwie maski na twarz, które założyłem sobie i córce. Nina podsunęła sobie krzesło, aby widzieć lepiej przebieg mojej operacji na Mimi. Ciągle mnie poganiała, krzycząc że Mimi zaraz umrze. Uspokajałem ją, że wszystko jest pod kontrolą. Jedyna trudność, jaka mnie spotkała, to nawlekanie nici na igłę. Za Chiny ludowe nie mogłem trafić w dziurkę,  mimo pieprzonych 25 lat doświadczenia. Kiedy w końcu mi się udało, zacząłem zszywać pluszaka. Nina spojrzała na mnie szklanymi oczkami, i przez chwilę się wystraszyłem, że zacznie mi tutaj płakać i szlochać. Zszyłem lalkę i zdjąłem z twarzy maskę.
- Gotowe, Mimi już jest zdrowa – oznajmiłem, udając ze wycieram z czoła pot. Nina przytuliła do siebie pluszaka i zadowolona skakała wokół kuchni ze szczęścia, dziękując mi. W tym momencie do pokoju weszła mama i spojrzała na moje dokonanie. Zakryła usta dłonią, próbując powstrzymać śmiech.
- Jak ty żeś to zszył?...- spojrzała na mnie z politowaniem, a ja wzruszyłem tylko ramionami.
- Wiesz, ze nie umiem szyć. Nawet guzika ci nie przeszyje. No ale, liczy się efekt. Córka jest zadowolona  - mruknąłem, opierając się o blat i patrząc gdzieś w sufit, starałem się unikać wzroku Miriam, który automatycznie doprowadziłby mnie do śmiechu.
- Pakuj się już. Zaraz musisz jechać.
Zerknąłem na zegarek na nadgarstku. Fakt, było już za dwadzieścia siódma. Wypadałoby spakować już swój tyłek do samochodu i pojechać do Millerów.
Na miejscu przywitałem się z Lilith. Dość dwuznacznie, ponieważ  mimo zakończonego romansu, potrafiliśmy czasem przesadzić. Kobieta poprawiła swoje filigranowe piersi i zgarnęła z twarzy rude włosy.
- Wybacz, Ivo. Mimo mi cię znowu widzieć – mruknęła niewinnie, oblizując usta, które jeszcze przed sekundą całowałem. Gestem zaprosiła mnie w stronę kuchni i odwracając się do mnie, poszła, kołysząc ponętnie biodrami.
- Sama? – zapytałem, zawieszając płaszcz na wieszaku.
- Nie, Luis jest w domu – odparła, otwierając wino do kolacji – ale zapewne się uczy, więc – wzruszyła drobnymi ramionami i uśmiechnęła się do mnie. Podszedłem do niej, delikatnie wysuwając spod jej palców butelkę alkoholu. Jej włosy pachniały różami, podobnie jak ciało . Ten zapach zawsze będzie kojarzyć mi się tylko z nią. Odsunąłem krzesło, by Lili mogła usiąść, nalałem do obu kieliszków wina  i usiadłem naprzeciwko niej. Zapalone świece dodawały atmosferze bardzo namiętnego uroku, jednak nie mogliśmy już pozwolić sobie na coś więcej niż delikatne pieszczoty swoich ust.
- Więc, jaki jest plan? – zapytałem w trakcie posiłku. Lilith zamyśliła się na chwilę, aż w końcu odparła.
- Jestem świadoma faktu, że gra na fortepianie wymaga wiele praktyki i poświęcenia. Jeżeli miałbyś czas przynajmniej na 2 razy w tygodniu, po dwie godziny, byłabym niezmiernie szczęśliwa. Wiesz , jak zależy mi na wykształceniu syna.
- To zrozumiałe. Sam mam plany co do moich pociech.  Mógłbym przyjmować Luisa do swojego biura na Akademii Muzycznej od poniedziałku  do piątku, od 18 do 20. Co o tym sądzisz?
- Naprawdę?! To wspaniale, Ivo. Nie wiem, jak mogę ci dziękować. Jasne, że bardzo mi to pasuje. Akurat w poniedziałki, środy i piątki Luis kończy szermierkę o tej porze, a we wtorki i czwartki wraca od korepetytorów. Poradzi sobie – mruknęła rozpromieniona, upijając łyk czerwonego wina.
- Szermierka? Korepetycje? Nie za dużo tego? – pomyślałem przez chwilę, kończąc kolację. No cóż, nie moja sprawa, ale mam wrażenie, że ten chłopak długo nie pociągnie…
- Mogę go poznać?
- Kogo? Luisa? Przecież miałeś z nim dzisiaj zajęcia w szkole, czyż nie? – uniosła zdziwiona brwi, a ja zacząłem sobie przypominać po kolei każdą z lekcji, które dzisiaj prowadziłem. Luis,  Luis… Czy to aby nie ten chłopak, który był szykanowany w klasie? I czy to nie on narysował moją podobiznę w zeszycie?
- Ah, on… no tak, masz rację. A mogę chociaż nim porozmawiać?
- Oczywiście, jest na górze u siebie w pokoju. Idź do niego, a ja posprzątam – odparła, dopijając wino w kieliszku.
Wstałem od stołu, idąc w stronę schodów. Bardzo podobał mi się dom urządzony przez Lilith. Idąc na górę po krętych schodach, ściany były ozdobione współgrającymi ze sobą obrazami. W jej domu panował przepych. Wszędzie można było dopatrzeć się rzeźb, figur, obrazów, licznych wazonów. To wszystko idealnie kontrastowało z ciepłym, karmazynowym kolorem ścian i mimo wszystko było harmonijne. Zapukałem do domniemanego pokoju chłopaka, zastanawiając się, czy to aby na pewno te drzwi. Usłyszałem ciche ‘’proszę’’ więc pociągnąłem za klamkę i wszedłem do pokoju.
Chłopak siedział za biurkiem i rysował coś na wielkiej kartce. Wokół niego walało się pełno ołówków, długopisów, przeróżnych mazaków i farb. Poczułem mimowolnie chłód. Pokój był cały szary. Pojedyncze półki były albo beżowe, albo czarne. Zamiast zasłon – żaluzja na oknie.  Miałem wrażenie, że gdybym położył się w jego łóżku, to bym zamarzł w nim na kość. Zero jakichkolwiek ciepłych akcentów.
- Poszedł już? Mogę w końcu zejść na kolację, mamo? – zapytał, pochylony  dalej nad kartką.
- Zaraz pójdę – odparłem, czując się trochę jak śmieć. Na mój głos, chłopak podskoczył na krześle i natychmiast wstał,  lekko mi się kłaniając.
- Przepraszam. Myślałem że to mama… znaczy, Lilith… - przełknął ślinę. Był strasznie zdenerwowany. Może faktycznie zrobiłem coś, co wzbudzało w nim niechęć do mnie?
- Mogę usiąść? – zapytałem, rozglądając się po pokoju. Dreszcz przebiegł mnie po plecach. Coś w tym pokoju jest nie tak, i nie chodzi tutaj o kolor ścian, czy elewację. Poczułem się strasznie… zdołowany. Smutny. Nostalgia pochłonęła moje ciało,  nie wiedząc z jakiego powodu. Luis wskazał mi swoje łóżko i czekając, aż ja usiądę, sam spoczął na fotelu.
- No więc… - zacząłem, patrząc na chłopaka. Wyglądał prawie jak Lilith. Tak samo drobny i niewinny jak ona. Oczy również duże i szmaragdowe, ozdobione bujnymi rzęsami, cera porcelanowa i usta blade, jak u trupa. Czarne włosy, zapewne po ojcu,  ukazywały skrajność pomiędzy bladą buzią, a kruczoczarną barwą fryzury.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? W sensie, chciałbym cię zapytać o twoje zdanie na twój temat. Masz jakieś prośby skierowane do mnie, może uwagi? Wiesz, chciałbym zrobić plan tego, co mamy ćwiczyć. Z czym masz trudności, co potrafisz? Twoja mama wspominała mi, że już kiedyś grałeś, więc myślę, że bez sensu byłoby zaczynać od nowa.
-  Jeżeli moja mama tak chce, to nie mam wyboru. – wzruszył ramionami – Największa trudność sprawia mi samo granie. Mylę klawisze, czasem nie mogę któregoś dosięgnąć… Teorię w większości znam, poszczególne nuty i w ogóle, ale praktyka…- szepnął ze skuloną głową.
- Patrz na mnie, jak mówisz w moją stronę – poprosiłem go, na co chłopak delikatnie uniósł podbródek. – Będziesz miał zajęcia 5 razy w tygodniu, po 2 godziny. Odpowiada ci to, czy mam ją zmniejszyć? Wiem, że poza tym, masz jeszcze inne zajęcia. – odparłem prostując się i łącząc ze sobą dłonie.
- Nie… pasuje mi. Tak może zostać – westchnął. Coś czułem, że on wcale tego nie chce. Widziałem, jaki jest zmęczony, mimo pierwszego dnia nauki .
- Będzie dobrze – szepnąłem, uśmiechając się w jego stronę. Chłopak wyraźnie się zdziwił moją nagłą reakcją. Wstałem z łóżka, poprawiając wgniecenie które zrobiłem i podszedłem do biurka zerknąć co rysuje.
- Na rysunek też chodzisz?
- Nie. Tata uważa ze to bezowocne, a mama kiwa tylko głową – odparł beznamiętnie. Cholera, muszę przyznać, że jest bardzo dobry. Co prawda, nie widziałem innych rysunków oprócz mojej podobizny i krajobrazu Londynu, ale uważam , że chłopak ma do tego talent.
- Szkoda, jesteś w tym świetny – odparłem, uśmiechając się. – Ćwicz, może pójdziesz na architekturę czy coś – mruknąłem  w jego stronę, na co chłopak się lekko zarumienił. - Dobra, skoro wszystko ustaliliśmy to pójdę tylko ustalić z Lilith drobne szczegóły i już jutro zapraszam cię na zajęcia do Akademii Muzycznej. Pokój 315. Na drzwiach będzie plakietka z moim imieniem.
- Do widzenia..
- Trzymaj się. – Zamknąłem za sobą drzwi i zszedłem na dół. Z Lilą ustaliłem szczegóły dotyczące kwoty zajęć i w zasadzie to było już wszystko. Na pożegnanie, zostałem obdarowany naprawdę gorącym pocałunkiem.
- Wiesz, że to ostatni raz? – zapytałem, chcąc się upewnić.
- Wiem. Dlatego korzystam.
Pokręciłem zrezygnowany głową, dziękując za miły wieczór i wyszedłem, kierując się do samochodu. Deszcz w końcu przestał padać. Teraz, było już tylko wilgotno, przez co moje włosy się pokręciły w śmieszne ślimaczki. Jadąc do domu,  na ulicy dostrzegłem wiele zakochanych par, błądzących od jednej alei do innej. I pomyśleć, że ja i Miriam również tak kiedyś wyglądaliśmy…

***

Zerkałem co raz na zegarek wiszący nad drzwiami. Był kwadrans po szóstej, a młodego ni to widać, ni to słychać. Znużony oczekiwaniem, delikatnie pogłaskałem klawisze fortepianu i wykonałem pierwsze takty Sonetu Księżycowego Ludwiga Van Beethovena. Przymknąłem oczy. Za każdym razem doznawałem jakiejś nostalgii. Tęskniłem tak bardzo za czymś odległym, nieosiągalnym memu sercu. Palce same sunęły po instrumencie, jakby wiedziały, że chcę dowiedzieć się o moich niespełnionych  pragnieniach. Oddałem  się cały tej melodii, nie słysząc nawet otwierających się drzwi i skierowanych do mnie słów.

- Proszę pana?... - zapytał zmieszany, stojąc nade mną.

- Mhm?...
- To ja Luis Miller... ee... przepraszam za spóźnienie, miałem problemy z komunikacją...
- Usiądź - poprosiłem, wskazując ruchem głowy  krzesło nieopodal. Kiedy wykonałem ostatni takt, usiadłem na przeciwko chłopaka.
- Jak będziesz chciał zapalić, to po prostu wyjdziesz tutaj na balkon, dobra? Nie chcę, abyś spóźniał się na zajęcia. Czas jest bardzo cenny, a w ciągu tych piętnastu minut mógłbym z tobą omówić kilka spraw, wiesz?  - powiedziałem, na co Luis wyraźnie się zdziwił. Nie wiem, czy był zszokowany tym, że pozwalam mu palić siebie w biurze, czy tym, że dowiedziałem się, że pali.
- Nie powiem o tym Lilith. Jak coś, to będę cię krył. Najwyżej po zajęciach, jak poczuje od ciebie fajki, to mów że ja paliłem. - Puściłem mu oczko i zaśmiałem się.
- Dziękuje Panu bardzo – odparł. Widziałem, jak wielki kamień spadł mu z serca. Chłopak zdjął z siebie płaszcz, ładnie wszystko powiesił na krześle i stanął naprzeciwko mnie, czekając na moją decyzję.
- Zagraj coś.
Luis usiadł przy fortepianie. Pierwszą melodią, którą zagrał, była melodia ‘’ Do Elizy‘’ Ludwiga Bethoveena. Początek był bardzo ładny, ale z reszta pojawiły się pewne komplikacje. Tym bardziej, że chłopak nie miał zbyt dużych dłoni, co było dużym minusem. Oczywiście, samo przyłożenie dłoni do klawiszy było niepoprawne i aż mnie odrzucało.
- Kto cię wcześniej uczył grać? – zapytałem, krzywiąc się.
- Profesor Hoffman – odparł, a ja udusiłem w sobie śmiech.
- Wszystko jasne. Cóż, po pierwsze, początek wyszedł ci bardzo dobrze. Umiesz czytać z nut, wszystko pięknie ładnie. Problemem natomiast jest cała praktyka. Źle układasz palce. Zobacz – położyłem dłonie na klawiaturze – one powinny być przyklejone. Palce nie mogą sterczeć  w różne strony. Sterczące palce oznaczają bardzo brzydkie dźwięki, a tego nie chcemy  – odparłem i zapisałem na kartce pierwszy punkt.
-  Kolejna rzecz, to wyraz twarzy. Pamiętaj, nie osiągniesz sukcesu, jeżeli będziesz kręcił głową w różne strony, pokazując  ‘’oh, jaka ta muzyka jest piękna’’. To nie przechodzi, zwłaszcza na konkursach czy występach. Pianista powinien mieć kamienną twarz. Nie wyrażać w zasadzie nic. Fortepian jest instrumentem dla stanowczych  i twardych mężczyzn. Nie możesz być jak lalka, bo od razu odpadasz, pamiętaj.
- Teraz budowa fortepianu. Dzisiaj przypomnę ci zwykłe durnoty, które niestety, ale trzeba znać. – Wstałem od pufy i przystanąłem kolo instrumentu.
- Nakrywa górna – pogładziłem palcami pokrywę instrumentu. – Ten pręt to podpórka  nakrywy, tutaj mamy obudowę, co jest chyba logiczne. Pulpit, to to na co kładziesz nuty,  też proste. Za pulpitem są  struny i mechanizm młoteczkowy, oczywiście klawiatura, i pedały – Na ostatnie słowo, chłopak jakby się wzdrygnął. - Coś nie tak?
- Nie, nie. Wszystko dobrze. Przepraszam, zamyśliłem się – odparł,  patrząc na cały instrument.
- Powtórzysz?
- Jasne. Pokrywa górna, podpórka, obudowa, klawiatura, pedały i pulpit. A, i jeszcze struny i mechanizm młoteczkowy – odparł, wskazując wszystkie elementy.
Następną rzeczą, za którą się wzięliśmy, były ćwiczenia paliczków. Siedzieliśmy tak do ósmej, robiąc głupie rzeczy z naszymi palcami. Na koniec Luis jeszcze raz wykonał ‘’Dla Elizy’’ i wtedy puściłem go wolno do domu.

Pamiętnik zauroczonego nastolatka

Nie wierzę w to, co właśnie przeżyłem. Jeszcze wczoraj myślałem, że Ivo jest bardzo zgorzkniałą i ostrą osobą, ale dzisiaj? Nie dość, ze poprowadził mi zajęcia w naprawdę fajny sposób, to jeszcze uśmiechał się do mnie, a na koniec zajęć puścił mi jeszcze oczko. Nie wierzę w to. Po prostu nie wierzę.
Fakt, na początku bardzo się bałem. Niby wczoraj wieczorem, był miły, to jednak odniosłem wrażenie, że robi to na siłę. Nawet przed zajęciami, musiałem wyjść zapalić <swoją drogą, cieszę się, że odniósł się do tego bardzo łagodnie> Kiedy wszedłem do jego biura, moja uwagę przykuł on. Grał, mając zamknięte oczy, a to wszystko było tak idealne i perfekcyjne, że nie mogłem w to uwierzyć. Mama miała rację. On jest w tym arcymistrzem. Spojrzałem na hebanowe biurko, na beżowe ściany pokoju i szafy, również zrobione z hebanowego drewna. Obok biurka stały dwa, duże fotele ze skóry, z prawej strony wielki, czarny fortepian. Za biurkiem Ivo, były wielkie, czarne zasłony, a za nimi wyjście na balkon.
Rozmawiając z nim wstępnie, dostrzegłem też wiele nagród w gablocie powieszonej obok drzwi. Podejrzewałem, że były to tylko najważniejsze trofea, ponieważ na dole, również widziałem ich mnóstwo.



Potem wracałem do domu, czując, że żyję. Co mi się w zasadzie stało? To tylko zwykłe zajęcia, ale ten mężczyzna po prostu wdarł we mnie jakieś powołanie. Jestem tak cholernie podniecony cała tą sytuacją, że tylko marzę o tym, by znów być przy nim.

16 komentarzy:

  1. " Tyle razy ci mówiłam, żeby nie zajmował się pierdołami" zjadłaś literkę :P
    " mruknąłem, opierając się o blat i patrząc gdzieś w sufit starałem się unikać wzroku Miriam, który automatycznie doprowadziłby mnie do śmiechu." nie wiem czy nie powinno być "starając", bo tak jak jest przydałby się przecinek :P
    "uniosła zdziwiona brw,i a ja zacząłem sobie przypominać po kolei każdą z lekcji" taka literówka :P
    "Nie wiem, czy był zszokowany tym, że pozwalam mu palić siebie w biurze, czy tym, że dowiedziałem się, że pali." zjadłaś literkę :P
    " dostrzegłem też wiele nagród w gablocie powieszonym obok drzwi. " tutaj też masz błąd :P

    OdpowiedzUsuń
  2. O, rety!
    Lavi, wyszło świetnie! Oby tak dalej!
    Stokroć razy lepiej, niż przedtem, a długość rozdziału? Idealna.
    Genialnie się spisałaś, jestem strasznie podekscytowana Twoim sukcesem.
    Postacie również niczemu sobie, teraz sytuacja Luisa jest jaśniej przedstawiona.
    Przytoczę także cytat, który strasznie mi się spodobał. Rozśmieszył mnie, a zarazem zdołował, gdyż takie sytuacje naprawdę mają miejsce: "Daj mi swoje zdjęcie, bo mój ojciec buduje rower i nie wie, jak wygląda pedał!".
    Jeszcze raz - bardzo dobra robota! Życzę dalszej chęci do pisania i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci z całego serduszka za tak mile slowa i wsparcie! <3

      Usuń
  3. Lepsze niż poprzednie, czekam na wiecej!

    OdpowiedzUsuń
  4. To wydaje mi się jeszcze ciekawsze niż tamto, które też było ciekawe.
    Przyczepie się tylko do bardzo głupiej rzeczy. Czcionka jak dla mnie jest za mała. W sumie nie wiem czy da się to zmienić bo jestem tempa jeśli o to chodzi ;P.No wiesz wada wzroku ,ślepota itd XD.
    Ale rozdział świetny ,nie mogę się doczekać następnego. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ctrl i + naciśnij, wtedy się strona powiększy

      Usuń
    2. Oj tam. Czcionkę też można powiększyć ^^ Czego się nie robi, żeby zadowolić czytelników ;D

      Usuń
  5. zaczynam dopiero czytać ale już jestem podekscytowana kolejnymi rozdziałami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za tak późny komentarz! Moja wina :_;
      Ciesze się, że Ci się podoba!
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  6. Hej,
    no sam Ivo zauważył, że ma tych zajęć za dużo i to stanowczo, tak pokój bez wyrazu zupełnie, akcja operacji lalki cudna, szofer go nie podsozi do szkoły...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje serdecznie Basiu! Mam nadzieję, że to opko cię nie zawiedzie!
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  7. Hej,
    trafiłam tutaj autorko, i bardzo mi się podoba jak na razie przeczytałam ten rozdział, ale myślę, że szybko nadrobię zaległości... co do drugiego opowiadania, trochę się wahałam, czy czytać teraz czy iść tak jak publikowałaś, jak widać zwyciężyła ta druga opcja, ale powiem jedno, już wiem że mi się podoba, uwielbiam taką tematykę...
    a co do rozdziału... sam Ivo zauważył, że ma tych zajęć stanowczo za dużo, a pokój całkowicie bez wyrazu, a ta akcja operacji lalki cudna, fajnie było zobaczyć Ivo w takiej roli, jak widać bardzo kocha swoje dzieci...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi widzieć nowe twarze ! ^^ Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba! Co do drugiego opowiadania - Nie mam pojęcia, kiedy wstawię następny rozdział... mam dopiero 11 stron, i połowę opisanych zdarzeń, niestety...
      Cóż, życzę miłego czytania!
      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  8. ok, ok, droga autorko, przyznam się bez bicia od dawna już tutaj w miarę zaglądam, ale dopiero teraz komentuję (brak czasu), mam nadzieję, że w miarę będę regularnie tutaj czytała i komentowała...
    a co do samego rozdziału... Ivo zauważył, że Lucas ma tych zajęć stanowczo za dużo, a pokój jego jest całkowicie bez wyrazu, ta akcja Ivo operacji lalki cudna, fajnie było zobaczyć go w takiej roli, jak widać bardzo kocha swoje dzieci...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń