Pamiętnik dziwnego nastolatka
Znów rozpoczął się rok
szkolny. Od dziś muszę wstawać skrajnie wcześnie rano, tłuc się autobusem do
szkoły, męczyć się z tymi debilami w klasie, a potem wracać późno do domu, po
kolejnych, dodatkowych zajęciach. Tak bardzo chciałbym już skończyć szkołę i wyprowadzić
się z domu rodziców, którzy notabene wymyślają dla mnie jakieś pierdoły.
Głównym powodem mojego napiętego dnia jest to, że pochodzę z
arystokratycznej rodziny.
No bo, jak to możliwe, że syn Millerów nie zna się na zasadach savoir
vivre, nie umie poprawnie wypowiadać się w ojczystym języku, nie zna podstaw
matematyki, fizyki, chemii, nie interesuje się kulturą, sztuką, polityką
<sic!> ani nie gra na żadnym instrumencie?
Przecież WSZYSCY z rodu MILLERÓW, powtarzam MILLERÓW muszą to znać.
ALE MUSZĄ, bo inaczej zostajesz czarną owcą w rodzinie i w niedalekiej
przyszłości czeka cię zagłada.
Tak więc, od nowego roku nie dość, że mam normalne lekcje w szkole, to
jeszcze muszę chodzić na przeróżne korepetycje i zapychacze. Wspominając słowa
matki: '' Za dużo? Dziecko, to nic w porównaniu z tym co ja miałam! Poza tym
MUSISZ się uczyć aby nie przynieść wstydu rodzinie!''
Szczerze? Mam w dupie tę rodzinę.
Spojrzałem na chwilę przez okno. Padało.
Krople deszczu stukały w szybę, by potem móc osunąć się na szkle i popłynąć , w
swoją stronę. Za to kocham Anglię. Jesienią cały Londyn zamienia się w miasto
smutku. Wszyscy chodzą ze spuszczoną głową, zastanawiając się nad sensem
swojego życia. Przejmują się najdrobniejszymi pierdołami i płaczą bez powodu .
Ubrani na czarno, z smutnym wyrazem
bladych twarzy wyglądają tak, jakby już byli
martwi.
Wysiadłem na swoim przystanku, uprzednio zakładając słuchawki. Nie
chciałbym od razu, po wejściu do szkoły słuchać monologów na temat mojej osoby,
ani docinków ze strony klasowych palantów. Nienawidzicie mnie? Spokojnie. Ja
was też nienawidzę.
Rozbierając się, nawet zagłuszony przez muzykę, zdołałem usłyszeć pierwsze komentarze na swój temat.
''Pedał'', '' śmieć'', ''maminsynek''.
- Ej, Luis! - zawołał jeden z nich -
Daj mi swoje zdjęcie, bo mój ojciec buduje rower i nie wie, jak wygląda pedał!
Cała szatnia wybuchła śmiechem i rzucała
kolejnymi wyzwiskami w moja stronę. Westchnąłem głęboko, czując się już
zmęczonym. Czy oni na prawdę nie mają nic lepszego do roboty?
- Nie sądzę, aby potrzebował zdjęcie
Luisa. Wystarczy, że ty przed nim staniesz. Będzie miał przed sobą idealny
materiał i dzięki temu perfekcyjnie odwzorowuje
najdrobniejszy szczegół - rozległ się niski, stanowczy głos w pokoju.
Z ciekawości odwróciłem się w stronę, z której
pochodził i ujrzałem prawie dwumetrowego
faceta. Wszyscy w szatni umilkli i ze strachem w oczach patrzyli się na mężczyznę. Dostrzegłem, jak surowym wzrokiem przejeżdżał
po moich prześladowcach i jaką kierował w ich stronę pogardę. Zaintrygowany
moim wybawcą, jako jedyny wpatrywałem się w niego,
podczas gdy wszyscy inni skulili głowy i się cofnęli. Poczułem przypływ radości,
bo w końcu ktoś mi pomógł. Niestety, szybko sie przeliczyłem. Mężczyzna
napotkał mnie na swojej drodze i również zostałem obdarowany tym samym,
nienawistnym spojrzeniem. Mimo tego, nie spuściłem wzroku i dzielnie patrzyłem
się na jego oblicze. Czułem, jak w moim brzuchu powstaje jeden wielki supeł
narastającego strachu, a moje ciało przechodzą zimne dreszcze. Kto to do cholery
jest? Dlaczego rozbudza we mnie takie dziwne uczucia i rozprowadza wokół siebie
taką straszliwą aurę?
Mężczyzna pierwszy odwrócił ode mnie wzrok ,jeszcze raz przyglądając
się mojej klasie, a po chwili wyszedł bez słowa.
- Co, Luis? Podoba ci się, co? Taki ostry, pewnie chciałbyś, żeby cię jebał - odezwał się po chwili
Clayton, ten sam koleś, który mnie dręczył.
- Oh, zamknij tę swoją mordę - odparłem, łapiąc swoją torbę i
wychodząc.
To chyba logiczne, że skończyło się bójką. Bywało gorzej, ale i
tak miałem wrażenie, że zaraz wypluję swoje płuca. Gdy napastnicy się rozeszli, sięgnąłem
po plan lekcji.
- Muzyka, sala B15, nauczyciel I.Pavlichenko - szepnąłem sam do siebie. Czyżby to?...
Wstałem jak najszybciej i mimo bólu, pobiegłem pod wskazaną na
rozpisce salę. Było już kilka minut po dzwonku i
przed wejściem do klasy, mój umysł uświadomił mi, że się boję.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnie.... - urwałem, napotykając znów ten surowy wyraz twarzy. Przełknąłem
ślinę i patrząc na niego dłuższą chwilę, zauważyłem, że mężczyzna podnosi brwi.
- Siadaj, Luis - odparł oschle i bez emocji. Cała klasa wybuchła
śmiechem, który szybko ucichł po tym, jak mężczyzna krzyknął. Zająłem ostatnią
ławkę, płonąc ze wstydu. Dlaczego nie potrafię oderwać od niego wzroku?
Rozpakowałem swoje rzeczy i wyjąłem szkicownik. Mężczyzna poczekał, aż w końcu
szum, jaki panował w klasie się uciszy i prawdopodobnie zaczął kontynuować to,
co mu przerwałem.
- Tak jak wspominałem. Nazywam się Ivo Pavlichenko, jestem dyrygentem,
chórmistrzem i pedagogiem. Ukończyłem studia I i II stopnia w klasie fortepianu
na Akademii Muzycznej. Prowadzę również działalność naukową i pedagogiczną na
Uniwersytecie Muzycznym, a od niespełna dwóch lat jestem kierownikiem Zakładu
Edukacji Artystycznej. Chwilowo zastępuję Panią Doris, która niedługo kończy
urlop macierzyński - odchrząknął i założył ręce na klatce piersiowej. Oparłem
swoją głowę o ścianę i wpatrywałem się w
niego.
- Ivo, mhm... - pomyślałem i zacząłem się zastanawiać.
Blond włosy były upięte w zgrabną kitkę.
Pojedyncze kosmyki okalajały jego twarz... Na oko wyglądał na nie więcej, niż
30 lat, ale jestem pewien, że miał dużo więcej. Te charakterystyczne zmarszczki
wokół oczu...Niby takie łagodne, a jednak świadczą o tym, że Ivo przeszedł już
spory kawałek życia. Orli nos, choć dla
większości populacji brzydki i nieestetyczny, jemu idealnie współgrał z resztą
twarzy. Górna warga była mocniej zarysowana od dolnej, i ten kształt podbródka. Ostre krawędzie żuchwy,
wyszczuplały twarz....
- Jestem tutaj tylko dlatego, że wasz Dyrektor, Izzak Chilton poprosił
mnie o to. Zwykle nie pracuję z nastolatkami. Jest mi po prostu nieprzyjemnie,
kiedy widzę, jak dzisiejsza młodzież się zachowuje. Wzbudza to we mnie
takie...obrzydzenie. Nawet dzisiaj, pierwszego dnia mojej pracy, pokazaliście
mi to, jak się odnosicie nawzajem do siebie....
Drgnąłem, i spojrzałem na szkicownik. Nieświadomie narysowałem
podobiznę profesora. Był... identyczny. Bez skazy, każdy szczegół dopracowany,
mimo piętnastu minut roboty. Mój brzuch dalej
szalał, za każdym razem, kiedy na niego zerkałem. Z drugiej strony... to tylko
wygląd. Z charakteru wyglądał mi na snoba i egoistę. Kogoś, kto lubi się
wywyższać i chwalić się wszystkim swoimi dokonaniami. On jest jak lalka. Piękny
na zewnątrz lecz w środku zgniły i zbrukany.
Szkoda mi takich ludzi...
- Ładne, ale schowaj to - rozległ się głos za moimi plecami. Jakim
cudem go nie zauważyłem? Poczułem jak moje policzki płoną, sam momentalnie
stałem się cały gorący. Cała klasa patrzyła się teraz na mnie i na Ivo,
pochylonego nade mną. Perfumy...seraficzny zapach wtarł się w moje nozdrza,
miło je pieszcząc. Taki gorzko słodki zapach.
Śmiech wyrwał mnie z zamysłów. Popatrzyłem na blondyna, który z
uniesionymi brwiami czekał, aż pochowam to, co jest mi niepotrzebne. W oddali
usłyszałem pojedyncze słówka.
''Mówiłem, że się w nim zabujał, pedał '' '' On jest nienormalny'' ''
Tacy jak on powinni się zabić''
- Cisza! - wrzasnął mi nad uchem.
Boże, ten głos... To dopiero pierwszy dzień i pierwsza lekcja, a ja już
zwariowałem na punkcie jakiegoś lalusia.
Do końca zajęć siedziałem sam. Nawet Anna
nie chciała się do mnie przysiąść. Ona była jedyną osobą, z którą mogłem od
czasu do czasu porozmawiać i jako jedyna nie śmiała się z żartów na mój temat.
Ale jej się nie dziwię... Kto by po takim dniu chciałby odezwać się do kogoś
takiego jak ja?
Na szczęście, zajęcia dodatkowe mają
rozpocząć się od następnego tygodnia, więc jeszcze przez tydzień mam trochę
luzu. Wróciłem do domu, cały zmarnowany dzisiejszym dniem i usiadłem przy
stole, czekając na obiad.
- Gdzie jest ojciec? – zapytałem, kiedy
mama dała mi jedzenie. Pokręciła trochę głową, uniosła ramiona, i coś szepnęła
pod nosem. Usiadła koło mnie, najwidoczniej nie chcąc poruszać tego tematu.
- Jak w szkole? Pewnie tęskniłeś za
kolegami, co?
- Tak, mamo… pogadaliśmy trochę i w
ogóle… - skłamałem, pochylając się nad talerzem. Ona nie wie, jak to wszystko
wygląda. Jest przekonana, że wszyscy w klasie mnie uwielbiają. Kiedyś, podczas
zjazdu rodzinnego uznała, że jestem bardzo komunikatywny, gdy rozmawiałem ze
swoim kuzynostwem. Fakt, lubię rozmawiać. Lubię przebywać wśród ludzi. Gorzej,
że to ludzie nie lubią przebywać ze mną. Na tym polega cały paradoks. Jestem
skazany na samotność do końca moich dni.
- Wziąłeś szkicownik do szkoły? Oh, Tyle
razy ci mówiłam, żebyś nie zajmował się pierdołami, tylko nauką – westchnęła
poirytowana, zabierając mi z torby notes.
Chciałem jej go zabrać, jednak nim się odsunąłem od stołu, mama otworzyła
szkicownik na rysunku z Ivo. Zrobiła kwaśną minę i spojrzała na mnie.
- Skąd znasz Ivo?
- To mój nowy nauczyciel od muzyki. Dali
go nam na zastępstwo – odparłem, zaciskając pięści. Nie lubię, jak ogląda moje
rysunki. Wręcz nienawidzę.
- Serio? Ten facet nieźle się urządził.
No i przychodzi do nas dzisiaj na kolację – zaśmiała się – Jak na ironię,
będzie twoim profesorem od fortepianu, wiesz? Całe wakacje z ojcem myślałam, co
jeszcze mogłoby ci się przydać, a że kiedyś ćwiczyłeś już, to pomyśleliśmy, że
to byłoby wspaniałe rozwiązanie. Więc zadzwoniłam do Ivo i właśnie dzisiaj mamy
uzgodnić szczegóły – odparła
wesoło, a ja się kompletnie
załamałem.
Jak ja spojrzę mu w oczy po dzisiejszym
dniu? I jeszcze ma być u mnie w domu? Poczułem jak robi mi się słabo.
Zostawiłem obiad, wziąłem wszystkie swoje rzeczy i pobiegłem do swojego pokoju.
Tam otworzyłem szkicownik i spojrzałem jeszcze raz na twarz Ivo. Nie poradzę
sobie. Nie z nim.
***
Nienawidzę pracować z dziećmi. Są takie
niedojrzałe, nie mają w ogóle szacunku do innych. Studenci chociaż są w miarę
ogarnięci i przynajmniej pozwalają
mi normalnie poprowadzić wykład. I pomyśleć, że będę musiał tu być minimum trzy dni w
tygodniu. Na samą myśl brało mnie na wymioty.
- Jak było w pracy, kochanie? – zapytała,
próbując uśpić Dimitra. Nina latała gdzieś między jej nogami, ciągle o coś
prosząc.
- Daj spokój, Miri. Nie wytrzymam tam do
grudnia… - westchnąłem, kładąc swoje rzeczy na szafce – Jeszcze dzisiaj muszę
jechać do Lilith na kolację, bo poprosiła mnie, abym poprowadził zajęcia dla
jej syna i muszę omówić z nią wszystkie
szczegóły.
Moja
żona, Miriam, zjechała mnie wzrokiem i mocniej wtuliła do siebie nasze
dziecko.
- Tylko wracaj szybko. Nie lubię, kiedy
musisz się z nią spotykać – burknęła pod nosem niezadowolona. Pokręciłem tylko
głową.
- Moja kochana zazdrośnica – mruknąłem,
podchodząc do niej i całując ją w policzek. – Zabierz go na górę, a ja zajmę
się Niną. Miriam uśmiechnęła się i poszła do pokoju, zaś ja kucnąłem przy
dziewczynce.
- No to mów, co się stało.
- Mimi nie oddycha! – szepnęła, pokazując
mi rozprutą, szmacianą lalkę. – Upadła w pokoju i już nie oddycha!
- O cholera! Dawaj, trzeba ją reanimować!
– powiedziałem, klaskając w dłonie. Wstałem z podłogi i jak najszybciej udałem
się do kuchni, razem z Niną, która z przejęciem położyła lalkę na blat
kuchenny. Z górnej szafki wyjąłem nicie i igły, a z dolnej dwie maski na twarz,
które założyłem sobie i córce. Nina podsunęła sobie krzesło, aby widzieć lepiej
przebieg mojej operacji na Mimi. Ciągle mnie poganiała, krzycząc że Mimi zaraz
umrze. Uspokajałem ją, że wszystko jest pod kontrolą. Jedyna trudność, jaka
mnie spotkała, to nawlekanie nici na igłę. Za Chiny ludowe nie mogłem trafić w
dziurkę, mimo pieprzonych 25 lat
doświadczenia. Kiedy w końcu mi się udało, zacząłem zszywać pluszaka. Nina
spojrzała na mnie szklanymi oczkami, i przez chwilę się wystraszyłem, że
zacznie mi tutaj płakać i szlochać. Zszyłem lalkę i zdjąłem z twarzy maskę.
- Gotowe, Mimi już jest zdrowa –
oznajmiłem, udając ze wycieram z czoła pot. Nina przytuliła do siebie pluszaka
i zadowolona skakała wokół kuchni ze szczęścia, dziękując mi. W tym momencie do
pokoju weszła mama i spojrzała na moje dokonanie. Zakryła usta dłonią, próbując
powstrzymać śmiech.
- Jak ty żeś to zszył?...- spojrzała na
mnie z politowaniem, a ja wzruszyłem tylko ramionami.
- Wiesz, ze nie umiem szyć. Nawet guzika
ci nie przeszyje. No ale, liczy się efekt. Córka jest zadowolona - mruknąłem, opierając się o blat i patrząc
gdzieś w sufit, starałem się unikać wzroku Miriam, który automatycznie
doprowadziłby mnie do śmiechu.
- Pakuj się już. Zaraz musisz jechać.
Zerknąłem na zegarek na nadgarstku. Fakt,
było już za dwadzieścia siódma. Wypadałoby spakować już swój tyłek do samochodu
i pojechać do Millerów.
Na miejscu przywitałem się z Lilith. Dość
dwuznacznie, ponieważ mimo zakończonego
romansu, potrafiliśmy czasem przesadzić. Kobieta poprawiła swoje filigranowe
piersi i zgarnęła z twarzy rude włosy.
- Wybacz, Ivo. Mimo mi cię znowu widzieć
– mruknęła niewinnie, oblizując usta, które jeszcze przed sekundą całowałem.
Gestem zaprosiła mnie w stronę kuchni i odwracając się do mnie, poszła,
kołysząc ponętnie biodrami.
- Sama? – zapytałem, zawieszając płaszcz
na wieszaku.
- Nie, Luis jest w domu – odparła,
otwierając wino do kolacji – ale zapewne się uczy, więc – wzruszyła drobnymi
ramionami i uśmiechnęła się do mnie. Podszedłem do niej, delikatnie wysuwając
spod jej palców butelkę alkoholu. Jej włosy pachniały różami, podobnie jak
ciało . Ten zapach zawsze będzie kojarzyć mi się tylko z nią. Odsunąłem
krzesło, by Lili mogła usiąść, nalałem do obu kieliszków wina i usiadłem naprzeciwko niej. Zapalone świece
dodawały atmosferze bardzo namiętnego uroku, jednak nie mogliśmy już pozwolić
sobie na coś więcej niż delikatne pieszczoty swoich ust.
- Więc, jaki jest plan? – zapytałem w
trakcie posiłku. Lilith zamyśliła się na chwilę, aż w końcu odparła.
- Jestem świadoma faktu, że gra na
fortepianie wymaga wiele praktyki i poświęcenia. Jeżeli miałbyś czas
przynajmniej na 2 razy w tygodniu, po dwie godziny, byłabym niezmiernie
szczęśliwa. Wiesz , jak zależy mi na wykształceniu syna.
- To zrozumiałe. Sam mam plany co do
moich pociech. Mógłbym przyjmować Luisa
do swojego biura na Akademii Muzycznej od poniedziałku do piątku, od 18 do 20. Co o tym sądzisz?
- Naprawdę?! To wspaniale, Ivo. Nie wiem,
jak mogę ci dziękować. Jasne, że bardzo mi to pasuje. Akurat w poniedziałki,
środy i piątki Luis kończy szermierkę o tej porze, a we wtorki i czwartki wraca
od korepetytorów. Poradzi sobie – mruknęła rozpromieniona, upijając łyk
czerwonego wina.
- Szermierka? Korepetycje? Nie za dużo
tego? – pomyślałem przez chwilę, kończąc kolację. No cóż, nie moja sprawa, ale
mam wrażenie, że ten chłopak długo nie pociągnie…
- Mogę go poznać?
- Kogo? Luisa? Przecież miałeś z nim
dzisiaj zajęcia w szkole, czyż nie? – uniosła zdziwiona brwi, a ja zacząłem
sobie przypominać po kolei każdą z lekcji, które dzisiaj prowadziłem. Luis, Luis… Czy to aby nie ten chłopak, który był
szykanowany w klasie? I czy to nie on narysował moją podobiznę w zeszycie?
- Ah, on… no tak, masz rację. A mogę
chociaż nim porozmawiać?
- Oczywiście, jest na górze u siebie w
pokoju. Idź do niego, a ja posprzątam – odparła, dopijając wino w kieliszku.
Wstałem od stołu, idąc w stronę schodów.
Bardzo podobał mi się dom urządzony przez Lilith. Idąc na górę po krętych
schodach, ściany były ozdobione współgrającymi ze sobą obrazami. W jej domu
panował przepych. Wszędzie można było dopatrzeć się rzeźb, figur, obrazów,
licznych wazonów. To wszystko idealnie kontrastowało z ciepłym, karmazynowym
kolorem ścian i mimo wszystko było harmonijne. Zapukałem do domniemanego pokoju
chłopaka, zastanawiając się, czy to aby na pewno te drzwi. Usłyszałem ciche
‘’proszę’’ więc pociągnąłem za klamkę i wszedłem do pokoju.
Chłopak siedział za biurkiem i rysował
coś na wielkiej kartce. Wokół niego walało się pełno ołówków, długopisów,
przeróżnych mazaków i farb. Poczułem mimowolnie chłód. Pokój był cały szary.
Pojedyncze półki były albo beżowe, albo czarne. Zamiast zasłon – żaluzja na
oknie. Miałem wrażenie, że gdybym
położył się w jego łóżku, to bym zamarzł w nim na kość. Zero jakichkolwiek
ciepłych akcentów.
- Poszedł już? Mogę w końcu zejść na
kolację, mamo? – zapytał, pochylony
dalej nad kartką.
- Zaraz pójdę – odparłem, czując się
trochę jak śmieć. Na mój głos, chłopak podskoczył na krześle i natychmiast
wstał, lekko mi się kłaniając.
- Przepraszam. Myślałem że to mama…
znaczy, Lilith… - przełknął ślinę. Był strasznie zdenerwowany. Może faktycznie
zrobiłem coś, co wzbudzało w nim niechęć do mnie?
- Mogę usiąść? – zapytałem, rozglądając
się po pokoju. Dreszcz przebiegł mnie po plecach. Coś w tym pokoju jest nie
tak, i nie chodzi tutaj o kolor ścian, czy elewację. Poczułem się strasznie…
zdołowany. Smutny. Nostalgia pochłonęła moje ciało, nie wiedząc z jakiego powodu. Luis wskazał mi
swoje łóżko i czekając, aż ja usiądę, sam spoczął na fotelu.
- No więc… - zacząłem, patrząc na
chłopaka. Wyglądał prawie jak Lilith. Tak samo drobny i niewinny jak ona. Oczy
również duże i szmaragdowe, ozdobione bujnymi rzęsami, cera porcelanowa i usta
blade, jak u trupa. Czarne włosy, zapewne po ojcu, ukazywały skrajność pomiędzy bladą buzią, a
kruczoczarną barwą fryzury.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? W sensie,
chciałbym cię zapytać o twoje zdanie na twój temat. Masz jakieś prośby
skierowane do mnie, może uwagi? Wiesz, chciałbym zrobić plan tego, co mamy
ćwiczyć. Z czym masz trudności, co potrafisz? Twoja mama wspominała mi, że już kiedyś
grałeś, więc myślę, że bez sensu byłoby zaczynać od nowa.
-
Jeżeli moja mama tak chce, to nie mam wyboru. – wzruszył ramionami –
Największa trudność sprawia mi samo granie. Mylę klawisze, czasem nie mogę
któregoś dosięgnąć… Teorię w większości znam, poszczególne nuty i w ogóle, ale
praktyka…- szepnął ze skuloną głową.
- Patrz na mnie, jak mówisz w moją stronę
– poprosiłem go, na co chłopak delikatnie uniósł podbródek. – Będziesz miał
zajęcia 5 razy w tygodniu, po 2 godziny. Odpowiada ci to, czy mam ją
zmniejszyć? Wiem, że poza tym, masz jeszcze inne zajęcia. – odparłem prostując
się i łącząc ze sobą dłonie.
- Nie… pasuje mi. Tak może zostać –
westchnął. Coś czułem, że on wcale tego nie chce. Widziałem, jaki jest
zmęczony, mimo pierwszego dnia nauki .
- Będzie dobrze – szepnąłem, uśmiechając
się w jego stronę. Chłopak wyraźnie się zdziwił moją nagłą reakcją. Wstałem z
łóżka, poprawiając wgniecenie które zrobiłem i podszedłem do biurka zerknąć co
rysuje.
- Na rysunek też chodzisz?
- Nie. Tata uważa ze to bezowocne, a mama
kiwa tylko głową – odparł beznamiętnie. Cholera, muszę przyznać, że jest bardzo
dobry. Co prawda, nie widziałem innych rysunków oprócz mojej podobizny i
krajobrazu Londynu, ale uważam , że chłopak ma do tego talent.
- Szkoda, jesteś
w tym świetny – odparłem, uśmiechając się. – Ćwicz, może pójdziesz na
architekturę czy coś – mruknąłem w jego
stronę, na co chłopak się lekko zarumienił. - Dobra, skoro wszystko ustaliliśmy
to pójdę tylko ustalić z Lilith drobne szczegóły i już jutro zapraszam cię na
zajęcia do Akademii Muzycznej. Pokój 315. Na drzwiach będzie plakietka z moim
imieniem.
- Do widzenia..
- Trzymaj się. – Zamknąłem za sobą drzwi
i zszedłem na dół. Z Lilą ustaliłem szczegóły dotyczące kwoty zajęć i w
zasadzie to było już wszystko. Na pożegnanie, zostałem obdarowany naprawdę
gorącym pocałunkiem.
- Wiesz, że to ostatni raz? – zapytałem,
chcąc się upewnić.
- Wiem. Dlatego korzystam.
Pokręciłem zrezygnowany głową, dziękując
za miły wieczór i wyszedłem, kierując się do samochodu. Deszcz w końcu przestał
padać. Teraz, było już tylko wilgotno, przez co moje włosy się pokręciły w
śmieszne ślimaczki. Jadąc do domu, na
ulicy dostrzegłem wiele zakochanych par, błądzących od jednej alei do innej. I
pomyśleć, że ja i Miriam również tak kiedyś wyglądaliśmy…
***
Zerkałem co raz na zegarek wiszący nad drzwiami. Był kwadrans po szóstej, a młodego ni to widać, ni to słychać. Znużony oczekiwaniem, delikatnie pogłaskałem klawisze fortepianu i wykonałem pierwsze takty Sonetu Księżycowego Ludwiga Van Beethovena. Przymknąłem oczy. Za każdym razem doznawałem jakiejś nostalgii. Tęskniłem tak bardzo za czymś odległym, nieosiągalnym memu sercu. Palce same sunęły po instrumencie, jakby wiedziały, że chcę dowiedzieć się o moich niespełnionych pragnieniach. Oddałem się cały tej melodii, nie słysząc nawet otwierających się drzwi i skierowanych do mnie słów.
- Proszę pana?... - zapytał zmieszany, stojąc nade mną.
- Mhm?...
- To ja Luis Miller... ee... przepraszam za
spóźnienie, miałem problemy z komunikacją...
- Usiądź - poprosiłem, wskazując ruchem głowy
krzesło nieopodal. Kiedy wykonałem ostatni takt, usiadłem na przeciwko
chłopaka.
- Jak będziesz chciał zapalić, to po
prostu wyjdziesz tutaj na balkon, dobra? Nie chcę, abyś spóźniał się na
zajęcia. Czas jest bardzo cenny, a w ciągu tych piętnastu minut mógłbym z tobą
omówić kilka spraw, wiesz? -
powiedziałem, na co Luis wyraźnie się zdziwił. Nie wiem, czy był zszokowany
tym, że pozwalam mu palić siebie w biurze, czy tym, że dowiedziałem się, że
pali.
- Nie powiem o tym Lilith. Jak coś, to
będę cię krył. Najwyżej po zajęciach, jak poczuje od ciebie fajki, to mów że ja
paliłem. - Puściłem mu oczko i zaśmiałem się.
- Dziękuje Panu bardzo – odparł.
Widziałem, jak wielki kamień spadł mu z serca. Chłopak zdjął z siebie płaszcz,
ładnie wszystko powiesił na krześle i stanął naprzeciwko mnie, czekając na moją
decyzję.
- Zagraj coś.
Luis usiadł przy fortepianie. Pierwszą
melodią, którą zagrał, była melodia ‘’ Do Elizy‘’ Ludwiga Bethoveena. Początek
był bardzo ładny, ale z reszta pojawiły się pewne komplikacje. Tym bardziej, że
chłopak nie miał zbyt dużych dłoni, co było dużym minusem. Oczywiście, samo
przyłożenie dłoni do klawiszy było niepoprawne i aż mnie odrzucało.
- Kto cię wcześniej uczył grać? –
zapytałem, krzywiąc się.
- Profesor Hoffman – odparł, a ja
udusiłem w sobie śmiech.
- Wszystko jasne. Cóż, po pierwsze, początek wyszedł ci bardzo dobrze. Umiesz czytać z nut,
wszystko pięknie ładnie. Problemem natomiast jest cała praktyka. Źle układasz
palce. Zobacz – położyłem dłonie na klawiaturze
– one powinny być przyklejone. Palce nie mogą
sterczeć w różne strony. Sterczące palce
oznaczają bardzo brzydkie dźwięki, a tego nie chcemy – odparłem i zapisałem na kartce pierwszy
punkt.
- Kolejna rzecz, to wyraz twarzy. Pamiętaj, nie
osiągniesz sukcesu, jeżeli będziesz kręcił głową w różne strony, pokazując ‘’oh, jaka ta muzyka jest piękna’’. To nie
przechodzi, zwłaszcza na konkursach czy występach. Pianista powinien mieć
kamienną twarz. Nie wyrażać w zasadzie nic. Fortepian jest instrumentem dla
stanowczych i twardych mężczyzn. Nie
możesz być jak lalka, bo od razu odpadasz, pamiętaj.
- Teraz budowa fortepianu. Dzisiaj
przypomnę ci zwykłe durnoty, które niestety, ale trzeba znać. – Wstałem od pufy
i przystanąłem kolo instrumentu.
- Nakrywa górna – pogładziłem palcami
pokrywę instrumentu. – Ten pręt to podpórka
nakrywy, tutaj mamy obudowę, co jest chyba logiczne. Pulpit, to to na co
kładziesz nuty, też proste. Za pulpitem
są struny i mechanizm młoteczkowy,
oczywiście klawiatura, i pedały – Na ostatnie słowo, chłopak jakby się
wzdrygnął. - Coś nie tak?
- Nie, nie. Wszystko dobrze. Przepraszam,
zamyśliłem się – odparł, patrząc na cały
instrument.
- Powtórzysz?
- Jasne. Pokrywa górna, podpórka,
obudowa, klawiatura, pedały i pulpit. A, i jeszcze struny i mechanizm
młoteczkowy – odparł, wskazując wszystkie elementy.
Następną rzeczą, za którą się wzięliśmy, były ćwiczenia paliczków. Siedzieliśmy tak do
ósmej, robiąc głupie rzeczy z naszymi palcami. Na koniec Luis jeszcze raz
wykonał ‘’Dla Elizy’’ i wtedy puściłem go wolno do domu.
Pamiętnik zauroczonego nastolatka
Nie wierzę
w to, co właśnie przeżyłem. Jeszcze wczoraj
myślałem, że Ivo jest bardzo zgorzkniałą i ostrą osobą, ale dzisiaj? Nie dość,
ze poprowadził mi zajęcia w naprawdę fajny sposób, to jeszcze uśmiechał się do
mnie, a na koniec zajęć puścił mi jeszcze oczko. Nie wierzę w to. Po prostu nie
wierzę.
Fakt, na początku bardzo się bałem. Niby
wczoraj wieczorem, był miły, to jednak odniosłem wrażenie, że robi to na siłę.
Nawet przed zajęciami, musiałem wyjść zapalić <swoją drogą, cieszę się, że
odniósł się do tego bardzo łagodnie> Kiedy wszedłem do jego biura, moja
uwagę przykuł on. Grał, mając zamknięte oczy, a to wszystko było tak idealne i
perfekcyjne, że nie mogłem w to uwierzyć. Mama miała rację. On jest w tym
arcymistrzem. Spojrzałem na hebanowe biurko, na beżowe ściany pokoju i szafy,
również zrobione z hebanowego drewna. Obok biurka stały dwa, duże fotele ze
skóry, z prawej strony wielki, czarny fortepian. Za biurkiem Ivo, były wielkie,
czarne zasłony, a za nimi wyjście na balkon.
Rozmawiając z nim wstępnie, dostrzegłem
też wiele nagród w gablocie powieszonej obok drzwi. Podejrzewałem, że były to
tylko najważniejsze trofea, ponieważ na dole, również widziałem ich mnóstwo.
Potem wracałem do domu, czując, że żyję.
Co mi się w zasadzie stało? To tylko zwykłe zajęcia, ale ten mężczyzna po prostu wdarł we mnie jakieś powołanie.
Jestem tak cholernie podniecony cała tą sytuacją, że tylko marzę o tym, by znów
być przy nim.
" Tyle razy ci mówiłam, żeby nie zajmował się pierdołami" zjadłaś literkę :P
OdpowiedzUsuń" mruknąłem, opierając się o blat i patrząc gdzieś w sufit starałem się unikać wzroku Miriam, który automatycznie doprowadziłby mnie do śmiechu." nie wiem czy nie powinno być "starając", bo tak jak jest przydałby się przecinek :P
"uniosła zdziwiona brw,i a ja zacząłem sobie przypominać po kolei każdą z lekcji" taka literówka :P
"Nie wiem, czy był zszokowany tym, że pozwalam mu palić siebie w biurze, czy tym, że dowiedziałem się, że pali." zjadłaś literkę :P
" dostrzegłem też wiele nagród w gablocie powieszonym obok drzwi. " tutaj też masz błąd :P
Dzięki :D
UsuńO, rety!
OdpowiedzUsuńLavi, wyszło świetnie! Oby tak dalej!
Stokroć razy lepiej, niż przedtem, a długość rozdziału? Idealna.
Genialnie się spisałaś, jestem strasznie podekscytowana Twoim sukcesem.
Postacie również niczemu sobie, teraz sytuacja Luisa jest jaśniej przedstawiona.
Przytoczę także cytat, który strasznie mi się spodobał. Rozśmieszył mnie, a zarazem zdołował, gdyż takie sytuacje naprawdę mają miejsce: "Daj mi swoje zdjęcie, bo mój ojciec buduje rower i nie wie, jak wygląda pedał!".
Jeszcze raz - bardzo dobra robota! Życzę dalszej chęci do pisania i trzymam kciuki!
Dziękuję ci z całego serduszka za tak mile slowa i wsparcie! <3
UsuńLepsze niż poprzednie, czekam na wiecej!
OdpowiedzUsuńTo wydaje mi się jeszcze ciekawsze niż tamto, które też było ciekawe.
OdpowiedzUsuńPrzyczepie się tylko do bardzo głupiej rzeczy. Czcionka jak dla mnie jest za mała. W sumie nie wiem czy da się to zmienić bo jestem tempa jeśli o to chodzi ;P.No wiesz wada wzroku ,ślepota itd XD.
Ale rozdział świetny ,nie mogę się doczekać następnego. ^^
ctrl i + naciśnij, wtedy się strona powiększy
UsuńOj tam. Czcionkę też można powiększyć ^^ Czego się nie robi, żeby zadowolić czytelników ;D
UsuńUwielbiam cię ^^
Usuńzaczynam dopiero czytać ale już jestem podekscytowana kolejnymi rozdziałami :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za tak późny komentarz! Moja wina :_;
UsuńCiesze się, że Ci się podoba!
Pozdrawiam <3
Hej,
OdpowiedzUsuńno sam Ivo zauważył, że ma tych zajęć za dużo i to stanowczo, tak pokój bez wyrazu zupełnie, akcja operacji lalki cudna, szofer go nie podsozi do szkoły...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuje serdecznie Basiu! Mam nadzieję, że to opko cię nie zawiedzie!
UsuńPozdrawiam <3
Hej,
OdpowiedzUsuńtrafiłam tutaj autorko, i bardzo mi się podoba jak na razie przeczytałam ten rozdział, ale myślę, że szybko nadrobię zaległości... co do drugiego opowiadania, trochę się wahałam, czy czytać teraz czy iść tak jak publikowałaś, jak widać zwyciężyła ta druga opcja, ale powiem jedno, już wiem że mi się podoba, uwielbiam taką tematykę...
a co do rozdziału... sam Ivo zauważył, że ma tych zajęć stanowczo za dużo, a pokój całkowicie bez wyrazu, a ta akcja operacji lalki cudna, fajnie było zobaczyć Ivo w takiej roli, jak widać bardzo kocha swoje dzieci...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Miło mi widzieć nowe twarze ! ^^ Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba! Co do drugiego opowiadania - Nie mam pojęcia, kiedy wstawię następny rozdział... mam dopiero 11 stron, i połowę opisanych zdarzeń, niestety...
UsuńCóż, życzę miłego czytania!
Dziękuję i pozdrawiam!
ok, ok, droga autorko, przyznam się bez bicia od dawna już tutaj w miarę zaglądam, ale dopiero teraz komentuję (brak czasu), mam nadzieję, że w miarę będę regularnie tutaj czytała i komentowała...
OdpowiedzUsuńa co do samego rozdziału... Ivo zauważył, że Lucas ma tych zajęć stanowczo za dużo, a pokój jego jest całkowicie bez wyrazu, ta akcja Ivo operacji lalki cudna, fajnie było zobaczyć go w takiej roli, jak widać bardzo kocha swoje dzieci...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza