niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział XVII

       Cisza przerywana od czasu do czasu głuchym stukotem dochodzącym z ulicy Whitehall, ciągnęła  się w nieskończoność. Bałem się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, aby nie zdenerwować mężczyzny, który leżał w bezruchu na obitej brązową skórą sofie.
      Ivo nawet nie drgnął, gdy popiół z wypalonego papierosa spadł na jego nagi tors, prawdopodobnie delikatnie przypalając mu skórę. Był głęboko pochłonięty rozmyślaniem o sprawach, których jedynie mogłem się domyślać. Wzrok nauczyciela utkwił  w pustej przestrzeni na suficie, a rozczochrane włosy napuszyły się, sprawiając, że w każdy kosmyk zostało ‘’tchnięte życie’’, bo owe pasma były skierowane we wszystkie strony świata. Pomyślałem sobie o groteskowości tejże sytuacji. Nawet kąciki moich ust drgnęły niezauważalnie.
       Skuliłem się w fotelu, nie odrywając wzroku od Ivo. To wszystko było takie niezręczne. Choć od wielu miesięcy pisałem scenariusze, marząc o  nim, to teraz poczułem się zawiedziony. Gdzie podziała się aura namiętności? Czy przypadkiem nie powinno być tak, że dwoje kochanków pragnących się nawzajem nawet po stosunku dalej czują niedosyt i muszą się uzupełniać dodatkowymi pieszczotami? Jeśli tak właśnie powinno być to dlaczego Ivo leżał na kanapie i nie miał najmniejszego zamiaru wypowiedzieć chociaż jednego słowa?
      Pasmo bujnych blond włosów ozdabiało klatkę piersiową nauczyciela, która unosiła się i opadała, leniwie wciągając powietrze do płuc. Nadal nie oderwał wzroku od tańczących cieni na suficie.
     Choć  nie dał tego po sobie poznać, intuicja podpowiedziała mi, że był niespokojny i sfrustrowany tym co wydarzyło się miedzy nami.
Oparłem głowę o swoje kolana. Ta cisza była okropna.
- Ivo, powiedz coś…
- Po co? – usłyszałem tubalny głos nauczyciela. Serce ze strachu zatłukło mi w piersiach.
- Ponieważ lubię twój głos… - szepnąłem tak cicho, że przez moment zdawało mi się, że wcale nie wypowiedziałem tego głupiego zdania. Niestety, myliłem się. Ivo spojrzał na mnie dziwnie, przez co poczułem jak oblewam się szkarłatnym rumieńcem. Chwilę potem schowałem twarz w swoich kolanach. Ciche westchnienie mężczyzny wprowadziło mnie w jeszcze większe zażenowanie.
- Ile musimy trwać w tej ciszy? Ivo… - wyjęknąłem błagalnym tonem. Nie mogłem tego wytrzymać. Z każdą mijającą sekundą czułem presję czasu. Zaczęło we mnie wzrastać niepotrzebne napięcie emocjonalne.  Nauczyciel tym razem nic nie odpowiedział. Wyrzucił peta do popielniczki i wyciągnął do mnie dłoń ozdobioną grubymi żyłami.
- Chodź spać.
- Ale…
- Po prostu chodź – powiedział niespokojnie, łypiąc na mnie spode łba. Wydawało mi się, że wcale tego nie chciał. Jakby moja obecność tutaj zmuszała go do tego czynu. Wstałem, łapiąc się dłoni mężczyzny. Uścisnął mocno moją rękę i stanowczo zaprowadził mnie do sypialni, gdzie obaj  położyliśmy się na niedużym materacu. Nie było bata, abyśmy w czasie układania się nie otarli się o siebie z kilkanaście razy. Już nie chodziło o to, że byliśmy kompletnie nadzy, bo wstyd przeszedł mi w momencie, gdy kochaliśmy się w salonie.
    Odwróciłem się w jego stronę. Ivo leżał na plecach z ręką ułożoną pod głową. Znów nastało długie niezręczne milczenie.
- Żałujesz? – wymsknęło mi się. Blondyn westchnął ciężko, przymykając oczy.
- Trochę – odpowiedział zdawkowo. Zmienił pozycję i teraz obaj leżeliśmy naprzeciwko siebie, badawczo obserwując swoje twarze. Widziałem własne odbicie w jego zmarnowanych oczach. Mimowolnie zrobiło mi się przykro. Czułem, że to co się między nami wydarzyło było tylko i wyłącznie moją winą. Gdyby nie moja nachalność i natarczywość, skończyłoby się na zwykłych pocałunkach. Pogrążony w myślach zapomniałem, że Ivo ciągle mi się przyglądał. Wydawało mi się, że nauczyciel swoim świdrującym spojrzeniem był w stanie odczytać wszystkie moje refleksje. Gdy na niego zerknąłem, zauważyłem, że podkrążone oczy Ivo straciły charakterystyczny blask, a kilka zmarszczek, szczególnie wokół ust, wydawało się jeszcze głębszych niż zwykle. 
- Byłem aż tak zły?
- Nie.
- Więc dlaczego żałujesz?
- Ponieważ… - urwał, zamyślając się. Otulił dłonią swoje ramię i odwrócił wzrok. – Zrobiłem straszny błąd. Nie powinienem zgadzać się na seks, Luis. Moją aprobatą wyrządziłem ci tylko krzywdę, nie mówiąc już o tym, co zafundowałem sobie.
- A co sobie zafundowałeś?
- Okropne wyrzuty sumienia… - szepnął przez rozdygotane wargi – Jesteś jeszcze młody, nie chciałem cię zranić.
- Niczym mnie nie zraniłeś, Ivo – odparłem, uśmiechając się delikatnie. Niepewnie położyłem dłoń na jego policzku. Mężczyzna przymknął tylko oczy, powstrzymując tym samym pojedyncze krople łez cisnących się do kącików. Wiedziałem, że muszą być spowodowane niepotrzebnymi wyrzutami sumienia.
- Nie bądź śmieszny.Wyjeżdżam, prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczymy. Przecież to oczywiste, Lu – chyba pierwszy raz usłyszałem jak nazwał mnie zdrobniale.- Zakochałeś się, a ja wykorzystałem to do zaspokojenia własnych potrzeb… Dlaczego miałbym nie czuć się winny? Zależy mi na tobie. Od dawna miałem do ciebie dziwne skłonności. Czasami nawet wydawało mi się, że to coś więcej niż tylko przyjaźń, o ile możemy nazwać tak naszą niezdrową relację. Ale nie potrafię, Lu. Choć czuję do ciebie pociąg, choć wariuję, gdy nie ma cię przy mnie, to…
- Byłbyś w stanie odejść – przerwałem ze spokojem w głosie. - Ivo… - zacząłem, zmieniając pozycję swojego ciała. Oparłem głowę o swoją dłoń i czule spojrzałem na blondyna – Nie miej mnie za idiotę. Wcale nie czuję się wykorzystany. Mimo tego co do ciebie czuję rozumiem, że chcesz wyjechać. Postawiłeś mnie przed faktem dokonanym i szanuję twoją decyzję,  której nie masz zamiaru zmieniać. Tym bardziej, że ta zmiana miałaby się tyczyć mnie. Wcale nie wyobrażałem sobie, że między nami mogłoby cokolwiek zaistnieć. Mamy różne poglądy na świat, inaczej spostrzegamy rzeczywistość. Nie dogadalibyśmy się, gdybyśmy byli w związku. Obaj odczuwalibyśmy nieprzyjemną barierę, która naznaczyła nas w momencie naszego poznania – wyrzuciłem to z siebie. Ivo popatrzył na mnie oszołomiony i zszokowany. Przez moment nie wiedział co odpowiedzieć, więc tylko uśmiechnął się zdezorientowany i uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Korzystając z okazji, postanowiłem kontynuować swój wywód.
- Skoro obaj coś do siebie czujemy, dlaczego nie możemy wykorzystać czasu, który nam pozostał? Pełny tydzień...
   Nie odpowiedział. Poczułem tylko jak obejmuje mnie stanowczo w pasie i przyciąga do siebie, mocno w siebie wtulając.
- Idź spać, dzieciaku – mruknął, a kątem oka mogłem dostrzec jego zadowolony uśmiech.

                                                              ***

      Niewyraźnie usłyszałem dzwonek do drzwi. Na początku myślałem, że to tylko sen , lecz gdy znów rozniósł się ten charakterystyczny dźwięk, jak poparzony wyskoczyłem z łóżka. Szybko zbadałem sytuację – Luis leżał nagi na materacu, a w salonie były porozrzucane nasze ubrania. Klnąc pod nosem, narzuciłem na siebie wymiętą koszulę, zgarnąłem z podłogi ciuchy, następnie wrzucając je do kosza na bieliznę. Roztargniony i przepełniony strachem, otworzyłem drzwi.
- Miriam? – moje brwi same uniosły się na widok kobiety. Serce specyficznie drgnęło, a żołądek podskoczył do gardła.
- Cześć, Ivo – chrząknęła zmieszana. – Przepraszam, że przychodzę tak wcześnie, ale chciałabym z tobą porozmawiać… Mogę? – zapytała, zerkając na mnie podejrzliwie. Przez ułamek sekundy, dwie myśli tłukły się wzajemnie w mojej głowie. Jeżeli pozwoliłbym jej wejść, Luis mógłby się obudzić i wtedy byłoby po nas. Jednak z drugiej strony nie mogłem jej wyprosić. Pofatygowała się do mnie, chcąc zapewne poruszyć jakiś ważny temat. Oczywistym było też to, że mogłaby stać się nieufna wobec mnie. Więc summa summarum, gestem wskazałem jej krzesło przy blacie kuchennym.
Miriam z gracją weszła do salonu. Powiesiła swoją beżową torebkę na oparciu mebla i usiadła, zerkając na mnie przez cały czas.
- Kawy, herbaty? – zapytałem, od razu wstawiając wodę w czajniku.
- Herbatę. Najlepiej  zwykłą, z mlekiem – mruknęła. Po kilku minutach, które przesiedzieliśmy w ciszy, podałem jej filiżankę z napojem. Co jakiś czas spoglądałem w stronę drzwi od sypialni, modląc się w duchu, aby Luis nie wyszedł i  nas nie zdradził.
- Więc – zaczęła, upijając łyk herbaty. – Chciałam cię przeprosić za sytuację z Victorem. Nie zachowałam się jak należy, jednak chcę ci również uświadomić fakt, że nie byłam w najlepszym stanie.  Nie chce być egoistką… potrzebuje zrozumienia…
- Wiem. Może też byłem zbyt ostry, ale to co zrobił Dimitrowi…
- Byłam w szoku, kiedy mi o tym powiedziałeś. W ogóle, gdy po porodzie wróciłam do domu i zobaczyłam Victora… nawet nie wiesz jak się poczułam. Mimo, że go kocham to uważam, że postąpiłeś słusznie. Ale z drugiej strony…
- Nie powinienem był. Przepraszam. Siła wyższa.
- Nie… Nie przepraszaj. To moja wina. Nie skupiłam uwagi na naszych dzieciach. Zachowałam się infantylnie i bez rozsądku.  Pozwoliłam skrzywdzić naszego Dimitra… - westchnęła z bólem i schowała twarz w dłoniach. Widziałem, że żałowała  sytuacji, do której dopuściła. Odgarnęła włosy, które przylepiły się do jej twarzy i ze łzami w oczach spojrzała na mnie. Zacisnąłem usta w wąską linie, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Nie zostawię ich sam na sam z Victorem. Mama  będzie przyjeżdżać jeśli będę musiała coś załatwić -  dodała, dokończywszy herbatę.
- Cieszę się. Byłem taki rozbity przez te wszystkie dni. Jeszcze  nasza kłótnia wyprowadziła mnie z równowagi -  powiedziałem, czując wzbierający się we mnie gniew. Choć rozmawialiśmy spokojnie, sytuacja z Victorem mimowolnie podnosiła mi ciśnienie. – Szczerze? Nie wierzyłem do końca w to, co powiedziałaś. Zmieniłaś się, to widać, ale czułem gdzieś w środku, że nie jesteś taką suką na jaką wyglądałaś.
    Miriam wytrzeszczyła oczy i po chwili wybuchła śmiechem.  Wystraszyłem się, że jej chichot może obudzić Lu, który, nie wiedząc co się dzieje, zaraz wyszedł by z sypialni… Wystraszony, zmusiłem kąciki ust do uśmiechu.
- A tak z innej beczki. Wyjeżdżasz gdzieś? – zapytała, wskazując głową na wpół spakowaną walizkę. Przymknąłem oczy. Wiedziałem od ponad miesiąca, a nie raczyłem nawet jej o tym powiadomić.
- Cóż… zapomniałem ci powiedzieć… - przyznałem, wstydząc się za siebie – Wracam do Rosji. Dostałem coś w rodzaju awansu i od września będę tam na stałe – gwałtownie nabrałem powietrza.
   Mina Miriam nie wróżyła nic dobrego. Otępiała patrzyła na mnie, oczekując wyjaśnień. – Będę zarabiał więcej. Wiem, że skrzywdzę Dimę i Ninę w pewien sposób, ale nie mam wyboru. Będziesz dostawać ode mnie więcej pieniędzy. A ja… cóż. Będę przyjeżdżał co kilka miesięcy, aby się z nimi zobaczyć. Miriam… nie zrozum mnie źle. Zabrałaś mi wszystko co miałem. Ja nie mam tutaj czego szukać… - wyszeptałem, czując narastający smutek. Przez moment miałem wrażenie, że ktoś wyrywa mi serce z piersi. Miriam westchnęła głośno.
- Nie mogę cię zmusić, abyś został. Negatywnie wpłynie to na relację między nami wszystkimi. Jednak… chcę żebyś zaczął normalne życie. Zrobisz co uważasz za słuszne – wydukała. Jej głos drżał, gdy to mówiła, ale starała się nie pokazywać tego jak bardzo zszokowałem ją tą wiadomością. Wstała i poprawiając swoją bluzkę, zwróciła się do mnie.
- Muszę już wracać. Nie czuje się najlepiej. Odwiedź nas jeszcze przed wyjazdem… postaram się porozmawiać z dziećmi.
- Jasne, rozumiem. I dziękuję. – uśmiechnąłem się delikatnie. Odprowadziłem ją do drzwi i,ku mojemu zdziwieniu,  przytuliliśmy się do siebie. Gdy wyszła, oparłem się o ścianę, czując jak żołądek wracał na swoje miejsce, a strach momentalnie ulatniał się z mojego ciała.
Po uspokojeniu swoich napiętych nerwów, cichutko wszedłem do sypialni po swój telefon.  Widok ubranego Luisa trochę mnie zaskoczył.
- Cześć – mruknął, odkładając telefon i demonstracyjnie się przeciągając. – Ktoś był u ciebie?
- Cześć. Tak, Miriam przyszła na chwilę by porozmawiać. – odparłem, otwierając szafę. Przez moment zastanawiałem się jak typowa kobieta, w co się ubrać. Jednak wybór padł na pierwszą lepszą koszulkę i krótkie spodenki. Zdejmując z siebie narzuconą wcześniej koszulę, poczułem jak Luis obejmuje mnie w pasie i podpiera głowę o moje ramię. Zerknąłem na niego pytająco, a on tylko się uśmiechnął, wzmacniając uścisk.
- Rosyjski jest strasznie śmieszny. Miałem wrażenie, że coś śpiewacie – zaśmiał się wprost do mojego ucha, dłonią subtelnie przejeżdżając po moim torsie. Parsknąłem tylko pod nosem i położyłem rękę na jego dłoni, która nadal obejmowała mnie w pasie. Czułem się kochany, ale z drugiej strony było mi po prostu dziwnie. Z trudem odwróciłem się do niego, by móc go pocałować. Młody był odważniejszy ode mnie, ponieważ bez żadnych wewnętrznych oporów wpił się w moje usta.

Pamiętnik nastolatka

- Generalnie moja propozycja to imprezka.  Załatwimy jakieś panienki, wódeczkę, może maryśkę… - zaproponował Clayton, niedbale wydmuchując dym papierosowy z płuc.
- To ostatnie odpada. Nie mam zamiaru brać tego gówna – skrzywiłem się, wyrażając dezaprobatę. Clayton spojrzał na mnie, delikatnie unosząc brwi. Całą ekipą siedzieliśmy w jednym z opuszczonych budynków Londynu. To było miejsce, w którym  zawsze się spotykaliśmy, choć  budowla groziła zawaleniem. Swego czasu zdołaliśmy załatwić jakieś  stare meble, aby mieć gdzie posadzić nasze dupy.
- No skoro tak to tylko wódka i panienki. Kto jest za? – zapytał, a wszyscy, oprócz mnie, podnieśli dłonie. – Co ci znów nie pasuje?
- Panienki.
-… Zapomniałem. To nowa propozycja. Wódka, panienki i jeden pedał dla naszego Luiska – mruknął, a wszyscy wybuchli śmiechem. Sam również się uśmiechnąłem, bo ton jakiego użył do wypowiedzenia tych zdań był po prostu zabawy.
- Ustalone – skinąłem głową. – O 20 spotykamy się wszyscy u Mika, pasuje? –zapytałem, na co tamci przytaknęli głową.
Zastanawiałem się, czy powinienem zaprosić Lidię. Z jednej strony bałem się o nią, ale z drugiej miałem pełne zaufanie do chłopaków. Nie sądziłem, aby mogli zrobić jej jakąkolwiek krzywdę. Znałem ich i wiedziałem, że choć zdarzało im się odnosić przedmiotowo do kobiet, to spotykając tę jedyną zachowywaliby się jak gentlemani.

         W końcu takie są uroki dresów.

     Lidia była wprost zachwycona, gdy zaproponowałem jej wspólne wyjście. Na początku, co prawda, była lekko przerażona. Nie dziwiło mnie to. Imprezy kojarzyły jej się z ćpaniem i przeszłością, do której nie chciała wracać, więc gdy zapewniłem ją, że nie mamy zamiaru bawić się w takie rzeczy, odetchnęła z ulgą.
    Jej  nowe mieszkanie było małe – miało tylko jeden pokój, kuchnię i łazienkę, ale sposób w jaki urządziła lokum był nieziemski. Ściany, pomalowane na beżowy kolor, uspokajały człowieka i nadawały bajkowej atmosfery. Wokół pełno białych mebli – stały równiutko przy ścianach. Przy oknie ustawiono komódkę z wielkim lustrem ozdobionym kolorowymi lampkami. Aż  skusiłem się zapytać ją czy nie chciałaby iść na architekturę wnętrz. Rozbawiona uznała, że nie dałaby sobie rady, a chęć pomagania ludziom przebijała wszystkie inne plany.
    Czekałem więc, aż znajdzie w końcu ubranie, w którym zdecyduje się iść na imprezę. Wybrała czarną koszulkę na ramiączka z czaszką i szare, długie spodnie. Włosy delikatnie pokręciła lokówką i spięła w kok, który dodawał jej – według mnie – trochę powagi.
- Gotowa? – zapytałem, niecierpliwiąc się. Lidia przeprosiła mnie za swoją kobiecą naturę i skinęła głową, że możemy już iść. Wziąłem ją pod ramię i spacerkiem poszliśmy do Mika.
- Nie wyglądam źle?  Mam wrażenie, że za bardzo się wystroiłam... – jęknęła, przytulając się do mnie. Westchnąłem, delikatnie się uśmiechając i odpowiadając, że ‘’ jest śliczna i niech nie marudzi’’. Przez moment strzeliła focha, ale zaraz podziękowała.
 Gdy byliśmy coraz bliżej miejsca spotkania, dziewczyna zaczęła się stresować. Jej dłonie lekko się trzęsły. Na początku myślałem, że było jej zimno, ale dzień był dość gorący, więc jedyną odpowiedzią był lęk przed nieznajomymi ludźmi.
- Daj spokój. Dogadacie się – westchnąłem, gdy znów zaczęła jęczeć. Myślałem, że nie będzie taka, ale każdy ma prawo się pomylić. Wepchnąłem ją do klatki i prowadziłem ku najwyższemu piętru. Zapukałem do drzwi i to, co się wtedy wydarzyło na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
      Clayton stał jak wryty w progu. Jego usta były lekko uchylone i to nie dlatego, że chciał coś powiedzieć, tylko dlatego, że zobaczył Lidię. Wpatrywał się w nią jak na najpiękniejszą pałkę teleskopową na świecie. Co dziwniejsze, dziewczyna również wydawała się zatracona w chłopaku.  Z trudem wydusiła z siebie ‘’cześć’’. Na jej policzkach zdołałem zobaczyć kilka odcieni czerwieni. Gdy zaskoczony spojrzałem na Claytona, tak samo jak Lidia pokrył się szkarłatem. Odparł zawstydzony ‘’cześć’’ i pochylił się, by pocałować ją w dłoń.
    Moja mina mówiła sama za siebie. Czy to było to słynne zakochanie się w kimś od pierwszego wejrzenia? Kompletnie oszołomiony wszedłem do środka. Ta cała sytuacja sprzed kilku sekund wybiła mnie z równowagi. Przywitałem się ze wszystkimi, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.
  Przez całą noc ukradkiem zerkałem w stronę zakochanych. Lidia i Clayton ciągle trzymali się na uboczu i, zachwyceni sobą nawzajem, rozmawiali o jakiś rzeczach. Czasami chłopak przejechał palcami po jej dłoni, wywołując na twarzy Lidii ponowny rumieniec i zawstydzenie.
    Westchnąłem cicho, pijąc czwarte piwo. - Przyczyniłem się do chociaż jednej, dobrej rzeczy – pomyślałem, ale gdzieś w głębi duszy żałowałem, że tak się stało. Chciałem w końcu zapytać dziewczynę o Leo. Tylko ona mogła mi opowiedzieć wszystko, co się wtedy stało. Zawiedziony, otworzyłem kolejna puszkę alkoholu, doprowadzając się do ruiny.
Kiedyś poznam odpowiedź na dręczące mnie pytanie.

                                                            ***

     Nie było go zaledwie dwa dni, a ja już chodziłem jak na szpilkach, łkając i jęcząc w kółko jak bardzo za nim tęsknię. Więc co będzie jak wyjadę? Jeżeli wszystko się tak potoczy, będę zdychał w Moskwie z tęsknoty za Luisem. Nie chciałem tego. Ta cała relacja była chora, pozbawiona jakiegokolwiek sensu i przyszłości.
  Zgodziłem się. Poświęcę tydzień na bycie z Luisem. Będziemy robić wszystko na co mamy ochotę, bez wyrzutów sumienia. Żadnych zahamowań.  Będę gotów go pieprzyć beż żadnych skrupułów.
 Od jutra stanę się innym człowiekiem. Bo już jutro zacznie się pełny tydzień do mojego wyjazdu.

                                                            ***

- Nie macie nikogo innego? – zapytałem, czując jak ręką drży mi z nerwów, a żyłka na czole miała zamiar pęknąć.
- Przepraszam cię Ivo. Nie jestem w stanie. Chcę, aby nasz chór wypadł jak najlepiej, więc błagam cię, do licha, zgódź się i zastąp mnie. Bas w chórze jest za mało doświadczony. Potrzebują kogoś, kto by ich poprowadził, a Ty właśnie jesteś najlepszy!
- Ale to istne szaleństwo. Nie było mnie na żadnej próbie, więc jak miałbym nimi pokierować?
- Dzisiaj jest ostatnia, a po niej występ. Przepraszam, naprawdę nie mogę. Ledwo mówię, więc co dopiero mam wspomnieć o śpiewiu?
- Zwariowałeś? Nawet nie znam repertuaru, a mam od razu wyjść na scenę? To śmieszne i żałosne – odparłem z przekąsem. W tym momencie do salonu wszedł Luis. Najwidoczniej wysłał mi SMS-a, że wpadnie, a ja go nie odczytałem.
- Repertuar to O Clap your hands, Pieśń 1 I 33. Dasz radę, wiem, że to umiesz ! Proszę…
Chłopak uniósł delikatnie brew. Nie dziwiłem mu się, bo wyglądałem tak, jakbym miał kogoś za chwilę zabić.  Spojrzałem na niego, wywracając oczami.
- … Nienawidzę cię. Gdzie i o której mam być? – burknąłem w słuchawkę. Luis podszedł do mnie niepewnie i wyciągnął rękę, chcąc się przytulić. Pozwoliłem mu, samemu delikatnie obejmując go w pasie.
- Co się stało? – mruknął mi w uszko i przejechał nosem po mojej szyi, gdy się rozłączyłem. Odsunąłem się od niego, nie będąc w nastroju do amorów. Poza tym, jeszcze byłem sobą.
- Muszę jechać na próbę, bo imbecyl  musiał zachorować i powiadomić mnie o tym trzy godziny przed występem. To trzeba być kurwa debilem. Luis, znajdź mój garnitur i spakuj go ładnie do brązowej torby. Proszę – rzuciłem, idąc do łazienki. Przy odrobinie szczęścia wyrobię się na próbę.
- Mogę jechać z tobą? – usłyszałem głos Luisa zza drzwi toalety. Opłukałem swoją twarz.
- Tak, tylko będę zajęty i nie będę mógł poświęcić ci dużo uwagi. Będziesz się nudził! – krzyknąłem, bo woda mogła zagłuszyć mój głos. Luis coś odpowiedział, ale nie zdołałem go usłyszeć.
    Ubrałem się tak szybko jak tylko mogłem i wraz z młodym pojechaliśmy pod podany adres. Tak jak  się spodziewałem, był to dom kultury. Obaj wysiedliśmy z auta, trochę jak poparzeni,  i wbiegliśmy do środka. Zaczepiłem jakąś dziewczynę, przedstawiłem się oraz podałem cel swojej wyżyty. Przygruba kobieta od razu wiedziała, kim jestem więc z politowaniem wskazała mi miejsce próby.
    W salce nie było wiele osób. Tylko chórzyści i dyrygent. Wszyscy byli już przebrali w garnitury, więc gdy wszedłem w białej koszulce i spodenkach, poczułem się przygłupio. Prowadzący kazał mi iść się przebrać do jakiegoś pokoju, którego potem z Luisem szukaliśmy  po całym budynku.
 Westchnąłem zmęczony poszukiwaniami, gdy okazało się, że pomieszczenie było obok sali prób. Luis wykrzywił swoje usta, starając się ze mnie nie śmiać.
- Wejść z tobą? – zaproponował, opierając się o ścianę.
- A dlaczego miałbyś tego nie robić?
-Może się krępujesz czy coś – mruknął, zagryzając dolną wargę. Zmrużyłem oczy, popychając drzwi do  przebieralni. Luis zadowolony wszedł za mną i  z uśmiechem obserwował jak się rozbieram. Nie powiem, speszyłem się. Jego wzrok działał na mnie zawstydzająco.
- Podobają mi się twoje czerwone bokserki – powiedział zadowolony, utkwiwszy wzrok w na moich pośladkach.
- Luis… nie teraz – burknąłem, zakładając garnitur. Zaczynałem żałować, że w ogóle zgodziłem się na to wszystko. Mógłbym teraz leżeć w domu na kanapie, razem z Luisem i tylko Bóg wie, co byśmy teraz robili.
Młody pokręcił tylko głową i westchnął głośno. Doprowadziłem się do ładu i razem wróciliśmy na salę. Kazałem mu usiąść grzecznie na tyłku i czekać na mnie.
     Stojąc między chórzystami, basy okazały się najsłabsze z całego zespołu. Niektórzy fałszowali albo mylili zwrotki, więc razem z dyrygentem, który okazał się niekompetentny i ciągle prosił mnie o radę, ustaliliśmy, że mężczyźni z najniższego głosu postarają się nie śpiewać zbyt głośno i całą brudną robotę zostawią mi.
    Od czasu do czasu zerkałem w stronę Luisa. Młody siedział w pierwszym rzędzie i kompletnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Rozglądał się wokół, ziewał, bawił się telefonem albo prostował kości idąc na zewnątrz zapalić.
    Goście powoli zaczęli się schodzić. Większość z nich było w wieku moich rodziców, więc gdy Luis usiadł na swoim miejscu, wyglądało to dość zabawnie. Otoczony gromadką starszych pań w welonach, patrzył na mnie i błagał o ratunek.

                                                                 ***

- Myślałem, że zwariuję! Co druga baba pierdoliła o tym, jaki jesteś paskudny. Jedna nawet określiła cię jako ‘’ tego faceta z niewyjściową twarzą’’. Niech ta suka spojrzy na swój ryj i zobaczy jak sama wygląda! – krzyczał, zbulwersowany zachowaniem babć. Miotał się na siedzeniu w samochodzie i ciągle komentował postawę gości. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Mówił to z takim przejęciem i bólem. Bronił mnie wytrwale, prawiąc mi milion komplementów na raz.
- Daj spokój, dzieciaku – westchnąłem, czując jak łzy napłynęły mi do kącików oczu. – Czego się spodziewałeś po moherach?  Im nigdy nie dogodzisz – mruknąłem, skręcając w boczną uliczkę. – Co powiesz na wspólną kolację?
- Z chęcią. Jestem cholernie głodny – mruknął, przecierając twarz. Znużony wpatrywał się za okno i rzucał co raz to nową propozycję restauracji, z których moglibyśmy skorzystać.
 Wybór padł na McDonalda.  Co prawda nie lubiłem takiego jedzenia, bo uważałem je za niezdrowe, ale skusiłem się na jeden zestaw. Przez moment poczułem się jakbym miał Deja Vu. Dopiero potem przypomniałem sobie, że już kiedyś byłem z Lu w takim barze. Młody zamówił o wiele więcej ode mnie i znów czuł się zmieszany.
- Jedz – powiedziałem, biorąc się za swój posiłek. Nie był taki zły.
- Swoją drogą, świetnie ci poszło. Uwielbiam jak śpiewasz… - szepnął  zawstydzony. Zrobiło mi się miło na sercu, ponieważ całą trasę wychwalał mnie, doprowadzając moje uszy do orgazmu.
- Dziękuję, starałem się.
    W drodze powrotnej zdecydowaliśmy się zakupić wino musujące. Tak dla relaksu, po nerwach dzisiejszego dnia. Podczas jazdy Luis położył dłoń na moim udzie, zaczynając je machinalnie rozmasowywać. Poczułem jak penis drgnął mi w spodniach, ale to nie było nic większego.
- Więc dlatego tak mnie dzisiaj wychwalasz – rzuciłem złowrogo, zerkając na jego dłoń. – Znów masz wobec mnie niecne zamiary.
- To wcale nie tak! – zaprzeczył i spłonął rumieńcem. Zabrał dłoń z mojego krocza i  zdezorientowany skulił się na swoim fotelu. – Wcale nie o to mi chodziło, to po prostu… - zaczął się jąkać i wybraniać. Wiedziałem, że zrobił to niefortunnie, więc po chwili uniosłem swoje kąciki ust.
 Od razu po wejściu do domu rozebrałem się do samych bokserek. Pot ciurkiem spływał mi po plecach przez cały występ. Opadliśmy z Lu na kanapę. Chłopak zadbał wcześniej o szklanki, więc teraz nalewał do nich alkohol. Oparci o sofę, siedzieliśmy naprzeciwko siebie.
- Serio nie chodziło mi o seks. Po prostu chciałem, żebyś poczuł się miło. Miałem wobec ciebie dobre intencje – burknął, popijając zdrowo z naczynia. Wzruszyłem tylko ramionami. Poczułem się zbyt zmęczony. Gdybym poszedł do łazienki się umyć, zapewne zasnąłbym w wannie.
  - Przecież wiem.
  Oparłem głowę o poduszkę i badawczo obserwowałem Luisa. Jednego byłem pewny – kochałem jego szmaragdowe oczy. Może dlatego, że uważałem zieleń za najpiękniejszy kolor tęczówki, a może dlatego, że ich koci kształt fascynował człowieka.
    Siedzieliśmy spowici w mroku. Słońce już dawno skryło się za horyzontem, pozwalając zawładnąć nocy. Żadnemu z nas nie chciało się wstać i zapalić światła. Obecna sytuacja pasowała nam obu. Wpatrzeni w siebie, popijaliśmy czerwone wino, aż w końcu Luis wypełnił pokój swoim głosem.
- Ivo...
- Słucham?
- Jest minuta po północy…  - szepnął, spuszczając wzrok. Spojrzałem na zegarek. Chłopak miał rację, a to oznaczało tylko jedną rzecz. Właśnie zaczął się pełny tydzień do mojego wyjazdu. Tydzień, w którym odrzucę swoją moralność i niewinność. Tydzień, który poświęcę tylko Luisowi. 

18 komentarzy:

  1. O mój Boże!!! Ja nie wiem jak to zrobisz ,ale mówię Ci tylko ,że jeśli Ivo wyjedzie to będę miała focha. XDDDDD
    Nie chce żeby wyjeżdżał (gadam jak Luis ;-;). Ale no serio XDD
    Świetny rozdział tak btw ^^
    Nie mogłam się doczekać na ten rozdział i teraz nie mogę się doczekać na kolejny ;--;. Moje życie kręci się wokół czekania na nowy rozdział XDD. Jak to beznadziejnie brzmi ja nie mogę XDD. No dobra nie ważne XDDD. Pisz moja droga pisz ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie, jak Ivo wyjedzie to mam spierdalać stąd jak najdalej? XDD Bo Czasami zaczynam się bać, serio!
      Oczywiście stokrotne dzięki za wiarę <3
      Nie wiem co będzie z następnym ;_; JA W OGOLE NIC NIE WIEM I MNIE TO BOLI.
      Tak czy owak, kocham i dziękuję <3

      Usuń
    2. Dokładnie ,jak wyjedzie to możesz spierdalać na biegun północny a ja i tak Cię znajdę XDDDDD.
      No to jak nie wiesz to ja nie wiem XDDDD przejdź się po ulicy i popytaj przypadkowych ludzi co dalej XDDDD

      Usuń
    3. Kurwa, już nigdy nie będę bezpieczna!
      Zapytałam taty. Dał mi dwa pomysły.
      Nie skorzystam z nich...
      Ale się starał!

      Usuń
    4. AHhahahahahahahahahahahaha XDD No musisz coś wymyślić patrząc na to ,że np tortury stosowane w średniowieczu mam w małym palcu :p
      jestem dziwna wiem XDDDDDD

      Usuń
    5. Zaoferuj mi coś oryginalnego. Tortury Średniowieczne mnie nie przekonują, a poza tym wydają się płytkie xDDDDD

      Usuń
    6. Płytkie? Hmmmmm obiecuję ,że postaram się najbardziej jak będę mogła i wymyślę coś zajebistego XDDDDDDDD

      Usuń
  2. Tylko tydzień ;; O rany, o rany! Coraz bardziej jestem ciekawa, jak wszystko się potoczy. W dodatku cieszę się, że Luisowi i Ivo nareszcie się udało!
    Swoją drogą, wczoraj narzekalam, jak to bardzo mam ochotę przeczytać kolejny rozdział, ale pewnie jeszcze go nie ma, weszłam na bloga i co widzę? Tak, "XVII". Co za radość! Życzę weny! Wieeelu pomysłów na spędzenie tych 7 dni dla Ivo i Lu~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spełniam marzenia! Hah :D Nie no, cały dzień się męczyłam z nim także musiałam go dodać świeżo po północy. Krótki to krótki, ale może się zrehabilituję.

      Dziękuję serdecznie, miejmy nadzieję, że w ciągu tego tygodnia mnie natchnie i wszystko ładnie opiszę!!

      Usuń
  3. Boże, ale jestem teraz zła. Chamski Internet, cały piękny komentarz szlag trafił ;-;
    No w każdym razie!
    Umieram. Wykrwawię się przez nos, czytając to opowiadanie. Ivo, skarbie, przecież wszyscy wiemy, że nie będziesz mógł sobie tak po prostu wyjechać. Kochasz tego dzieciaka, deal with it! Na pewno nie będzie tak, jak im się wydaję. Enm... prawda? Mam nawet pewną teorię, co do tego wyjazdu, ale chyba lepiej się nią nie dzielić. Jeszcze się okaże, że chciałaś tak napisać i zawalę wtedy na całej lini xD Ale po prostu nie możesz skończyć tego jakoś smutno. Albo i możesz. Nie wiem, grunt, żebyś w ogóle pisała! ;-; Chociaż... dobra, chcę ten happy end xd Poza tym, to nie musi być jakieś przewidywalne, choć skoro Lu był "seme", to chyba słowo "przewidywalność" jest Ci obce XD Swoją drogą, lubię tego dzieciaka. Lubię też Ivo. I kilku innych OC... w tym swoich własnych... Chcę ich wszystkich do domu, no! :') Cała lista kochanych OC. To trochę jak z moim wybieraniem dakimakury (te duże poduszki z jakąś postacią). Tyle rzeczy do kupienia, tak mało pieniędzy <3
    Życzę dobrych kilku oceanów wypełnionych weną i różnymi marzeniami! C:
    /Adelaide

    P.S
    Mogą się pojawiać jakieś śmieszne błędy, ale to są właśnie uroki komentowania z telefonu </3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, nie chce cię mieć na sumieniu. Co zrobię, jak wykrwawisz się na mojej warcie?!

      Co do teorii,jestem cholernie ciekawa jaka ona jest :-; kto wie, może faktycznie domyśliłaś się co zamierzam uczynić xD

      No nie gadaj, że cię zaskoczyłam tym, że Luis był seme xD
      Ej to w sumie słodkie. Gdyby ktoś mogłby załatwić mi po poduszeczkę z Ivo, to nie potrzebowałabym chłopaka...

      Nie przejmuj się błędami. Każdy je popełnia, więc jebać :D Rozumiem przesłanie? Rozumiem. No i gitara gra!

      Dziękuję raz jeszcze za podtrzymywanie na duchu <3 KOCHAM WAS WSZYSTKICH :_;!!!!!!!!!!!!!!!!!!

      Usuń
    2. " Wykrwawię się przez nos" ja też

      Usuń
  4. Wiesz, że ja kocham Cię i twoje opowiadanie ale jak Ivo wyjedzie to spuszczę Ci wpierdol? XDDDDD
    Cudowny rozdział, naprawdę, widzę że idzie Ci coraz lepiej i doceniam wkład włożony w to co robisz. Oby tak dalej i czekam na następny bo jestem zniecierpliwiona co będzie:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie, zlitujcie się! Dajcie mi poprowadzić fabułę :_; trudno, najwyżej znajdą mnie za tydzień pod jakimś mostem z poobijanym ryjem XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

      Dziękuję kochana <3 Cieszę się, że mam tak wielu wiernych fanów. Aż serce mi pęka z waszej miłości! A komplementy sprawiają, że moje uszy dostają orgazmu <3

      Staram się jak mogę! Mam teraz wiele pracy, ale jakoś udało mi się napisać ten rozdział!

      Ps: Też się niecierpliwie XD

      Usuń
    2. Dobrze, nie krzycz, postaram się dać Ci rozwinąć akcję.
      Ale z tym, że Cię znajdą nie wątpię, masz teraz na karku pełno wkurzonych yaoistek XDDDDDDDD
      No właśnie z tego co wiem to ostatnio napisałaś, że będziesz rzadziej dodawać rozdziały a tu wchodzę z ciekawości, że a może nuż się coś pojawiło I PROSZĘ jest ukochany rozdzialik (mam twojego bloga na 2 chyba miejscu w przeglądarce i zaglądam co jakiś czas).

      Powodzenia, czasu i weny życzę!

      Usuń
    3. Ufff, więc jeszcze pożyje. Tak, wiem, miały być rzadziej, ale wygląda na to, że będę 2-3 dniowe opóźnienia, bo ja chyba nie potrafię dać sobie spokoju z tym opkiem xDDD

      O, naprawdę? Jeju, tak się cieszę! I pomyśleć, że byłam na początku negatywnie nastawiona na to wszystko, a tu proszę!

      Dziękuję raz jeszcze<3

      Usuń
  5. Hej,
    słodko, chwila bez Luisa ciężka, a ta rozmowa, a co ci znów nienpasuke, boska, ciekawe czy będzie dla niego jakiś chłopak :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń