W końcu udało mi się znaleźć kogoś, kto chciał pomóc mi ukończyć ten rozdział! Sumi, dzięki wielkie!<3
Niestety, mam też dla Was przykrą wiadomość. Od tego momentu posty nie będą już pojawiać się regularnie.
Przepraszam, ale siła wyższa mnie do tego zmusza.. :-;
Tak czy inaczej, zapraszam na upragniony rozdział!
Miłego!
Obudziłem
się późnym rankiem, czego sprawcą był nikt inny, jak Dimitr. Rozbawiony ciągnął
mnie za koszulkę, taczał się po moim ciele i bawił się moimi poplątanymi
włosami, śmiejąc mi się wprost do ucha.
- Cudownie jest być ojcem – pomyślałem, łapiąc
krnąbrnego dzieciaka za biodra. Natychmiast unieruchomiłem go przy swoim boku i
mocno wtuliłem do siebie, a potem
zacząłem łaskotać po całym ciele.
Młody wybuchł przenikliwym śmiechem na całą sypialnię i zaczął wić się w
pościeli, próbując wyrwać się z mojego uścisku. Naszą zabawę przerwała Nina. Gdy
wchodziła do pokoju, poprawiała swój niesforny kucyk masą spinek, które
ulokowała w różowych ustach. Gdy
skończyła, dłońmi przejechała po swojej ulubionej sukience, jakby miała nadzieję,
że wyprostuje w ten sposób materiał sukni.
- Tato, śniadanie już jest gotowe – mruknęła
zawiedziona tym, że ubranie nadal było
pogniecione w kilku miejscach. Wsparłem się na łokciach,
uprzednio wypuszczając Dimę na wolność. Młody przebiegł przez pokój jak
szalony, mrucząc coś słodko pod nosem. Spojrzałem na niego, nie mogąc
powstrzymać śmiechu.
- Już idę – odparłem, zerkając
ponownie na Dimitra, który właśnie krzyczał coś do swoich wyimaginowanych
wrogów. Przeciągnąłem się kilkakrotnie w łóżku, a potem wstałem. Lekko zaspany,
przeszedłem przez próg pokoju i zobaczyłem Luisa, który nakładał porcje świeżo
zrobionych naleśników na małe talerze. Ten widok sprawił, że poczułem się o
wiele spokojniejszy.
- Dzień dobry, Ivo. – Nastolatek uśmiechnął się do
mnie, gdy tylko zauważył moją sylwetkę.
I wtedy coś we mnie drgnęło. Poczułem specyficzne ciepło ulokowane blisko
serca, które przeszyło mnie tylko dwa razy w życiu. Za pierwszym razem, gdy zobaczyłem
Johna po raz pierwszy i za drugim, gdy po nocy poślubnej z Miriam ujrzałem ją
siedzącą na werandzie w zagmatwanej sukni ślubnej. Otworzyłem szczerzej oczy, a
z moich ust samoistnie wyrwał się subtelny głos, witający Luisa. Poczułem
napływające z mózgu hormony szczęścia, które rozbiegały się po każdym skrawku
mojego ciała.
To nie było możliwe. Oszukujesz mnie – pomyślałem,
nie chcąc dać się omamić umysłowi, wmawiającemu mi, że zauroczyłem się w tym
dzieciaku.
Westchnąłem cicho, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Przetarłem twarz bladymi dłońmi, czując się odrobinę zmieszany.
- Usiądź i rozbudź się. Zaraz zrobię ci kawę, o ile ja znajdę – mruknął speszony
Luis otwierając każdą szafkę po kolei. Zrobiłem, co kazał. Promienie słońca
wpadające do salonu przyjemnie ogrzewały moje plecy. Dzisiaj zapowiadał się
piękny dzień.
- Nie musiałeś. – Spojrzałem na niego, gdy postawił przede mną naleśniki i kubek
pełen kawy zmieszanej z mlekiem. Skąd on wiedział, że właśnie taką zawsze piję?
- Nie spałem całą noc. Poza
tym, twoja córka wcześniej wstała i dość przerażona poprosiła mnie o śniadanie.
Nie miałem wyboru, więc zrobiłem je dla wszystkich – odparł, wzruszając
bezradnie ramionami. Usiadł na podłodze, naprzeciwko mnie i zmrużył oczy pod
wpływem padającego światła.
- Mogłeś mnie obudzić.
- Miałeś wczoraj ciężki dzień. Wolałem abyś… wiesz… – mruknął, spuszczając głowę.
Momentalnie przypomniałem sobie wczorajszy wieczór i to, jak wtulałem się w
jego młode ciało. Przez moment poczułem rosnące
podniecenie, jednak szybko opadło, ustępując miejsca obrzydzeniu, gdy
uświadomiłem sobie, że Luis był jeszcze dzieckiem. Chwyciłem za kubek i
przełknąłem kilka łyków kawy, chcąc złagodzić suchość w gardle.
- Dziękuję – rzuciłem, delikatnie się uśmiechając. Ciepło wciąż otulało moje
serce. Zawołałem Dimę, a ten jak poparzony wleciał do salonu. Przez pięć minut tłumaczyłem mu, dlaczego musiał
jeść, bo chłopak uparcie twierdził, że jest samowystarczalny. Luis zaciskał
usta, nie chcąc wybuchnąć śmiechem, a ja na spokojnie próbowałem wyperswadować
mu tą głupią myśl z jego maleńkiej główki. W końcu poddał się i ugryzł kilka
razy mój posiłek. Moja mina mówiła wszystko, gdy zażenowany patrzyłem się na
Luisa.
Po
śniadaniu zapaliłem papierosa i oparłem się o kanapę. Chłopak, mimo mojego
sprzeciwu uparł się, że posprząta cały bałagan jaki narobił i polecił mi pójść
ogarnąć ‘’swój tyłek’’ do łazienki.
Nie
chcecie wiedzieć, jaka była moja pierwsza myśl.
W łazience ponownie opatrzyłem
okaleczoną dłoń. Zrobiło się na niej kilka strupów, ale całość nie wyglądała
zbyt dobrze. Jeżeli rany się nie zbliźnią, zostaną mi brzydkie szramy.
Przyglądając się im, przypomniałem sobie wczorajszą sytuację.
Gdy
przyjechałem wczoraj do domu Miriam i Victora, mężczyzna strasznie się zdziwił
moją niezapowiedzianą wizytą. Zaprosił mnie do środka, nawet zaproponował kawę.
Ale gdy powiedziałem mu o przyczynie mojej obecności natychmiast zbladł.
Najpierw doszło do ostrej wymiany słów a potem nie wytrzymałem. Gdzieś z tyłu
głowy moja podświadomość podpowiedziała mi, że dialog niewiele zmieni i trzeba
dobitnie pokazać mu co to są konsekwencje tak brutalnych czynów. Zaczęło się od
zwykłych przepychanek, potem jednak pierwszy uderzyłem go w twarz. I to
przyczyniło się do gwałtownych reakcji z obu stron. Rzuciliśmy się na siebie
jak dwa wilki żrące się o ofiarę. Oberwałem kilka
razy po żebrach i w twarz, on zaś tak dostał w nos, że prawdopodobnie mu go
połamałem. Między innymi dlatego miałem krew na swojej koszulce. Pobiliśmy też
kilka szklanek, dlatego moja dłoń była cała pocięta. Na koniec bójki nie
wytrzymałem i krocze Victora zapoznało się z
moim kolanem. Upadł, zaciskając zęby, a ja korzystając z okazji
wyszedłem z domu, kończąc to wszystko.
Znów
poczułem ten nieprzyjemny ciężar leżący gdzieś na dnie mojego żołądka
Wziąłem prysznic i właśnie miałem
przebrać się w podkoszulek, który nałożyłem na siebie podczas pobytu w
Hiszpanii, gdy okazało się że…
Był
na mnie przyciasny.
Zmarszczyłem
brwi, zaczynając przyglądać się swojej sylwetce w lustrze. Wydawało mi się, że
nadal byłem taki sam jak zazwyczaj, ale ubranie mówiło samo za siebie.
- Luis – mruknąłem, wychodząc z łazienki. Chłopak właśnie bił się z Dimitrem na
niewidzialne miecze. Spojrzał na mnie pytająco, a gestem poinformował mojego
syna, żeby przestał na chwilę się miotać. - Czy ja… przytyłem?
Luis
wyprostował się. Zmieszany zaczął przyglądać się mojemu ciału, wywołując tym
samym dziwny dyskomfort.
- Może trochę – odparł, nie do końca przekonany o tym co powiedział. Ponownie
zerknąłem na swoje odbicie, ale po chwili stwierdziłem, że nie powinienem się o
to martwić. Zacznie się rok szkolny i znów stracę kilka kilo.
W
szafie znalazłem jakąś czarną koszulę, która idealnie dopasowała się do mojego
ciała. Wziąłem kluczyki z szafki, a Nina ziewając, sięgnęła po swoją torbę z
Barbie.
- Dobra, muszę odwieźć dzieciaki do Miriam -
westchnąłem ciężko wiedząc, że spotkanie z Victorem było nieuniknione.
Poza tym, kobieta zapewne już była w domu, więc czekało mnie małe piekło. Ale
co to będzie w porównaniu z tym, co zrobił Victor? Sama myśl o tym mnie
uspokoiła i przyprawiła o dreszczyk podniecenia.
- Jasne – odparł, uśmiechając się słabo. Zauważyłem, że nie chciał nigdzie
wychodzić, jednak musiałem go wygonić. Najchętniej też siedziałbym z nim w
domu, ale cóż ja mogłem poradzić? Ciepło zawinęło się w kłębek wokół mojego
serca i zakuło, jakbym sprawiał Luisowi
przykrość celowo.
Gdy
Nina i Dimitr zbiegli na dół, spojrzeliśmy z Luisem na siebie. Obaj chcieliśmy coś powiedzieć, jednak żaden
z nas nie mógł znaleźć odpowiednich
słów. Zacisnąłem palce na kluczach, którymi odruchowo przekładałem przez
paliczki, aż w końcu uśmiechnąłem się do chłopaka. Zmieszany, odwzajemnił mój
gest.
- Dziękuję – tylko tyle zdołałem z siebie wykrzesać.
- Nie masz za co, Ivo. Na mnie zawsze możesz liczyć.
***
- Czy możesz mi to wytłumaczyć?! – wrzasnęła, a Nikołaj zaczął płakać w kołysce.
Natychmiast wziąłem go w swoje ramiona, próbując uspokoić jego nerwy
spowodowane krzykiem Miriam. Dzieci były w pokoju obok więc wszystko słyszały.
- Zamknij się – warknąłem, kołysząc chłopca. Tamara przyszła do domu, targając ze
sobą zakupy.
- Mamo, zabierz dzieci.
- Co się stało? – spytała, jednak gdy zobaczyła twarz Victora i mój wzrok,
natychmiast wykonała polecenie córki. Kiedy wychodzili, zobaczyłem jak Dimitr
zerka na mnie, a w kącikach jego oczu zbierają się łzy– niech to szlag..
- No, słucham – popędzała mnie. Była tak wściekła, że żyłka na jej czole
wyglądała, jakby miała za chwilę pęknąć.
- Zwracasz uwagę na dzieci, od kiedy się ze mną rozwiodłaś? Bo wydaje mi się, że
nie. Twój ukochany chłopaczek znęca się nad Dimitrem. NASZYM SYNEM.
- Znęcam się? Mówiłem ci już, sukinsynie, że nic nie zrobiłem. Ten dzieciak mnie
gówno obchodzi – wtrącił się. Ostatnie
zdanie powiedział ciszej, ale wszyscy zdołaliśmy je usłyszeć.
- Victor! – Spojrzała na niego. Jej ręce drżały ze wściekłości.
- Co? Napadł mnie w moim domu. Wierzysz w to co mówi? Robię wszystko, aby czuli
się jak najlepiej. Wiesz, jak się staram. Pewnie sam pobił Dimitra, a teraz
mści się, bo nie był w stanie zająć się rodziną. Czyli czymś, co ja doskonale
potrafię. Powinienem to zgłosić na
policję – prychnął, a moja mina była nie do opisania. Z jednej strony miałem
ochotę wyśmiać go na cały Londyn, z drugiej ponownie przywalić mu w ryj, aby na
wieki wieków zamilkł.
- Jaka szybka zmiana decyzji. Najpierw otwarcie
mówisz, że mój syn cie gówno obchodzi, a teraz zmieniasz swoją wcześniejszą
wypowiedź. Miriam, chyba nie jesteś aż tak głupia, by mu uwierzyć.
- Ivo, zrobiłeś to?
- Serio? Kobieto, czy cię pojebało?
- Nie takim tonem do mojej narzeczonej – warknął podchodząc do Miriam. W połowie
zasłonił jej ciało.
- Mało w ryj dostałeś? – zapytałem, podciągając mankiety koszuli – Zaraz możemy
to zmienić – syknąłem ze złości.
- DOŚĆ. Ivo, wynoś się z mojego domu. Natychmiast! – krzyknęła, stając pomiędzy
mną i Victorem. Cały płonąłem z wściekłości. Z trudem opanowałem impuls, który
chciał abym popchnął Miriam i zrobił Victorowi wielką krzywdę.
- Jak pani sobie życzy – mruknąłem, wymuszając uśmiech. Nie spuszczałem wzroku z tego sukinsyna.
Wściekły, zabrałem swoją torbę i wyszedłem, trzaskając drzwiami.
-
Narzeczona… - prychnąłem w samochodzie, pełen pogardy. Kilka razy walnąłem z
całej siły w kierownicę, a gdy uspokoiłem się na tyle, by być w stanie
prowadzić samochód, pojechałem do domu.
Pamiętnik Nastolatka
Gdy
wracałem do domu ulice były tak zatłoczone, że z trudem mijałem idących ludzi. Wkurzony, robiłem różne uniki rodem Geralta z Rivii, byle by tylko nie zostać
staranowanym. Moje wysiłki na nic się zdały , gdy zaczepiłem o torebkę pewniej dziewczyny.
Zderzyliśmy się ramionami i ku mojego zdziwieniu zobaczyłem…
- Luis? – Słodki, bardzo dobrze znany mi dziewczęcy głos obił się między moimi
uszami. Zdezorientowany, stałem naprzeciwko Lidii.
- Cześć.
- Boże, jak dawno się nie widzieliśmy! – Jej oczy rozbłysły tajemniczym blaskiem,
a na ustach pojawił się szeroki uśmiech.– Muszę ci tyle opowiedzieć! - rzuciła
i od razu wzięła mnie za rękę, prowadząc
wprost do pierwszej lepszej kawiarni, w której zamówiła kawę z miętowo-czekoladowymi
lodami. Zaskoczony jej nagłą reakcją,
nie opanowałem. Zmieszany, zamówiłem wodę z cytryną.
- Co tam u ciebie? – mruknęła uroczo, bawiąc się łyżeczką. Jej blond włosy podkręciły
się na końcówkach, gdy rozpuściła swój ciasno zawiązany kucyk.
- A bo ja wiem? – odparłem w nie najlepszym humorze. Choć dzisiejszy poranek
spędzony z Ivo był jednym z najwspanialszych chwil w moim życiu, to w tym
momencie czułem pustkę. Chciałbym spędzać z nim wszystkie wolne dni, które mu zostały
mu do wyjazdu. Na samą myśl o tym, że prawdopodobnie już go nigdy nie zobaczę, o
mały włos nie przewróciłem stolika.– Chyba w porządku. Zdałem egzaminy i
złożyłem papiery na studia architektoniczne.
- Och – westchnęła, nie odrywając ode mnie wzroku. – U mnie wiele się zmieniło… Od maja mieszkam
w samym sercu Londynu. Na chwilę obecną pracuję nad nowa płytą z moim nowym
zespołem i dorabiam jako kelnerka w jednym w tutejszych klubów, a już od
września rozpoczynam naukę w prywatnej szkole. Mam wiele zaległości, ale mam
nadzieję, że dostanę się na psychologię – mruknęła, posyłając mi uśmiech pełen
nadziei. Wzięła szklankę z kawą w swoje drobne dłonie i upiła z niej trochę
kawy. Jej paznokcie pomalowane na jasnobeżowy kolor, błyszczały pod wpływem
słońca. Dopiero teraz zorientowałem się, że była inna. Zrobiła się… bardziej
kobieca. Nie miała już na sobie wyuzdanej bluzki, ani krótkiej spódniczki oraz
zakolanówek czy glanów. Jej włosy nie
były już mieszaniną różnych kolorów, lecz
zwykłymi pasmami jasnego blond. Naprzeciwko mnie siedziała zupełnie inna
dziewczyna – z bladą, zdrową cerą, z białą bokserką i niebieską spódnicą
sięgającą do kostek.
- Cieszę się, że wyszłaś na prostą – Podsumowałem, delikatnie unosząc kąciki ust.
Dlaczego nie jesteś już w zespole Ethana? – zapytałem. Na to imię Lidia skrzywiła
się, jakby zobaczyła muchę topiącą się w
jej kawie.
- Dziękuję… a co do Ethana… To jest w więzieniu, razem z Markiem. – Przymrużyła
oczy. Poczułem dziwny ból w sercu i nagłą panikę, mimo że Ethan nie miał już
miejsca w moim życiu. Zacisnąłem palce na swoich spodniach, a Lidia unikając
mojego wzroku rozglądała się po sali jakby chciała powiedzieć ‘’ Patrz, jaki
piękny sufit’’ – Złapali ich, gdy sprzedawali narkotyki trzynastolatkowi –
dodała po chwili. Widziałem po niej, że była zmieszana. Ja czułem się podobnie.
- Cóż… – uciąłem, czując nagłą suchość w gardle. Wypiłem trochę wody.
- Mają za swoje – odparła, wymuszając uśmiech. Poprawiła kolorową bransoletkę na
swoim nadgarstku.
- Masz rację. Przepraszam, nie powinienem był o to pytać…
- Ależ nic nie szkodzi! – odparła rozbawiona.
Koniuszkiem palca wytarła łzy z kącików oczu – Miałeś prawo wiedzieć.
Gdy chciałem zapytać o nią i o
Jamesa, natychmiast uniosła dłoń, jakby czytała w moich myślach.
- Rozstaliśmy się gdy tylko dostałam propozycję o przyjeździe tutaj i rozpoczęciu
nauki. Ale nie żałuję. Wolał swoich kumpli, niż mnie. Poza tym, mieliśmy różne
perspektywy i rzadko się dogadywaliśmy… – westchnęła, choć widziałem żal, kryjący się gdzieś na jej twarzy. Zdziwiłem
się, ponieważ z tego co pamiętałem wyglądali jak dwie bratnie dusze.
Porozmawialiśmy
jeszcze chwilę. Ot, zwykła pogawędka dwójki znajomych, którzy dawno się nie
widzieli. Nie wiedzieć dlaczego, poczułem nagłą ulgę. Rozmowa z kimś w moim
wieku uspokoiła mnie, ponieważ nie musiałem zważać na swoje słowa, ani na
zachowanie. Chociaż przy Ivo również mogłem przeklinać i być chamski, ale mimo
to widziałem w jego oczach dziwny zawód.
Mieliśmy
właśnie skończyć i pójść w swoje strony, gdy przypomniałem sobie o okropnej
sytuacji, gdy pod wpływem jakiś substancji o mały włos nie zszedłem z tego
świata.
- Czy mogę cię o coś zapytać?
- Słucham? – Spojrzała na mnie spod gęstych, czarnych rzęs.
- Kim był… Leo i co się z nim stało? – zapytałem. Bałem się, że urażę ją tym
pytaniem, jednak dziewczyna uśmiechnęła się współczująco.
- Porozmawiamy o tym innym razem.
Pojechałem do Akademii
Muzycznej. Choć minęły dwa dni, złość
spowodowana słowami Victora nadal kipiała w moich żyłach. Na samą myśl o
nim miałem ochotę rozwalić wszystko, co znajdowało się w biurze i – o mały włos
– tego nie zrobiłem. Kilka kartek spadło na podłogę, zmuszając mnie do
pochylenia się. Poczułem nagłe ukłucie w okolicach skroni, a przed moimi oczami zatańczyły czarne plamy. Powoli, bez paniki
uniosłem swoje ciało, ale dolegliwość nie minęła. Wręcz przeciwnie, nasilił
się, siejąc spustoszenie pod moją czaszką. Skrzywiłem się z bólu, próbując się
opanować. Gdy myślałem, że wszystko wróciło do normy , mózg wysyłał mi sygnał,
że jednak byłem w błędzie.
- Witaj, Ivo – usłyszałem za sobą. Serce ze strachu podskoczyło mi do gardła.
- Nie strasz mnie, Jordan… - rzuciłem,
czując jak ciśnienie krwi wzrasta.
Ułożyłem rozsypane kartki na biurku i odwróciłem się w stronę
mężczyzny.- Cieszę się, że jesteś. Byłem pewny, że nie zgodzisz się na moją
propozycję…
- Przyznam szczerze, długo o niej myślałem – odparł basowym głosem. – Jednak
stwierdziłem, że nie miałbym nic przeciwko… Dobrze się czujesz? – dodał po
chwili, gdy zachwiałem się na własnych nogach.
- Nie bardzo – przyznałem się bez bicia. Oparłem się o biurko, mając wrażenie, że jakaś maszyna wierci
dziurę w mojej czaszce. – Ale nieważne. Choć, przedstawię cię chórzystkom i
twojemu nowemu uczniowi. Powinni już być na sali, więc nie widziałbym problemu…
- Zrób to, a potem wracaj do domu.
- Skąd ta nagła troska? – zakpiłem, nie ukrywając ostentacyjnego uśmiechu. Jordan
go odwzajemnił, wznosząc ręce w geście bezradności.
Ostatkiem
sił udałem się na salę prób, gdzie bez ładu porozmieszczane były chórzystki. Plotkowały
między sobą, niektóre śpiewały repertuar, a biedny chłopak siedział przy
fortepianie, znudzony towarzystwem pań. Luis opierał się o pokrywę instrumentu
i z rozmarzeniem patrzył w przestrzeń. Przez ten hałas migrena nasiliła się.
Miałem wrażenie, że w płacie ciemieniowym był jeden, wielki guz, który pulsował
z każdym dźwiękiem.
Nikt
nie zareagował. Nawet jak stałem tam dobrych pięć minut, nie usłyszałem żadnych
słów powitania. I będę szczery – zdenerwowało mnie to, tym bardziej, że obok
mnie był nowy dyrygent. Czułem kpiące spojrzenie na swoich plecach i poczułem
się jak blagier. Tak zachwalałem te dziewczęta, a one właśnie przyniosły mi
wstyd i upokorzenie…
Pamiętnik Nastolatka
W
sali było pełno kobiet, a ja jak debil siedziałem sam. Z rozmów dwóch dziewczyn
siedzących niedaleko mnie wynikało, że jakiś James spotykał się z Elizabeth i
już na pierwszej randce przespali się ze sobą. Z kolei cztery inne dziewczyny
zaparcie dyskutowały, który kosmetyk był lepszy. Ivo miał być dwadzieścia minut temu, a
tymczasem nawet nie pokwapił się, aby napisać mi wiadomość że się spóźni.
Gdybym wiedział, przyszedł bym odrobinkę później.
Westchnąłem,
kładąc głowę na czarnej pokrywie fortepianu. Gdy tylko przymknąłem oczy,
zacząłem wyobrażać sobie Ivo. Dokładnie zapamiętałem jego sylwetkę, gdy w samych
spodniach malował mieszkanie. Pisałem w swoim
umyśle wiele scenariuszy, jak owe malowanie mogło się skończyć. Nawet poczułem, jak mój penis przyjemnie
drgał w spodniach, gdy tylko pomyślałem
o Ivo zajmującym się mną na
swojej kanapie, dopieszczając każdy zakamarek mojego ciała. Im dłużej o tym
myślałem, tym bardziej czułem narastające podniecenie i gorąco, które wypełniało tę salę. Wszystko wydawało się takie realnie, czasami
złudzenie sprawiało, że dosłownie go czułem…
Wszystko
się rozmyło, kiedy usłyszałem głos, którego nie potrafiłem zdefiniować. To było
jak syk kota albo odgłos, gdy ktoś przejeżdża paznokciami po tablicy. Taki
nieprzyjemny, szorstki, straszny. Jak poparzony podskoczyłem na pufie i
zauważyłem że wszyscy umilkli i patrzyli w stronę źródła dźwięku. Ciarki
przeszły mi po plecach, gdy powoli odwracałem głowę ku wyjściu.
Stał
tam Ivo oraz jakiś koleś, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Obie dłonie nauczyciela spoczywały na
biodrach, sam zaś miał nie najlepszą minę. Miałem nieodparte wrażenie, że stało
się coś poważnego. Nie pytajcie skąd to wiedziałem – ja po prostu to czułem.
Ivo
rozejrzał się wokół. To on wytworzył ten specyficzny dźwięk, który zamroził
wszystkich obecnych. Gdy po sali
rozeszły się słowa „dzień dobry”, blondyn zachrząkał śmiesznie i oznajmił:
- Mam zaszczyt przedstawić wam nowego dyrygenta. Od jutra pan Harry Jordan zajmie
się dalszym kształtowaniem waszych głosów oraz organizowaniem wyjazdów
chóralnych. Jako że prawdopodobnie już
nigdy nie wrócę do Anglii, pan Jordan zastąpi mnie na stałe. Jest bardzo dobrym
muzykiem, więc mam pewność, że zostawiam was w dobrych rękach.
Wysłuchałem
go cierpliwie. Jego przemówienie nie trwało długo. Podziękował chórzystkom za
współpracę i wychwalał swojego zastępcę. Niektóre dziewczyny jęknęły
zawiedzione, inne uśmiechnęły się zwycięsko. Mnie raczej przeraził wygląd
mężczyzny – mimo że miał zakola i bardzo
pogodną twarz, wywołał u mnie jakiś niesmak. Ivo wtrącił jeszcze kilka słówek,
a potem wskazał na mnie dłonią, prosząc abym podszedł do niego i nowego
dyrygenta.
- Luis, to jest Harry Jordan, mój stary znajomy – na słowo „znajomy” Ivo
wykrzywił dziwnie wargi. Harry podał mi rękę, którą uścisnąłem. – Chciałbym,
aby kontynuował z tobą zajęcia. Jest naprawdę świetny i myślę, że będzie ci z
nim lepiej, niż ze mną – uśmiechnął się. Miałem wrażenie, że Ivo zaraz upadnie
– biel momentalnie pokryła jego twarz.
- Dziękuję. Miło mi pana poznać – mruknąłem niechętnie w stronę pana Jordana i
spojrzałem pytająco na Ivo. Co on miał na myśli, mówiąc mi, że lepiej będzie mi
z tym obleśnym facetem?
- Zaczniecie zajęcia od września, więc masz dużo czasu na przygotowanie – dodał
po chwili blondyn. – No, to na mnie już czas. Miłej próby – uśmiechnął się do
wszystkich dziewczyn i do nas. Delikatnie się ukłonił i zaczął iść w stronę
wyjścia.
- Ivo! – krzyknąłem. Pan Harry spojrzał na mnie
zdziwiony i zdegustowany tym, że nazwałem profesora po imieniu. Ale
gówno mnie to obchodziło. Blondyn odwrócił się delikatnie i pomasował swoją
skroń.
- Co się stało?
- Mogę z tobą pomówić?
Ivo
westchnął ciężko, ale skinął głową, abym poszedł za nim. Gdy byliśmy poza
zasięgiem wścibskich oczu, spojrzałem na niego współczująco.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej… - szepnąłem zmartwiony. Ivo
uśmiechnął się na te słowa i wplótł dłoń w moje włosy. Jego dotyk ukoił moje
skołatane nerwy, przy okazji insynuując pewną rzecz. Od kilku dni miałem
wrażenie, że nauczyciel zaczął się dziwnie zachowywać. Może to były moje
urojenia, ale wydawało mi się, że stał się troskliwy i częściej okazywał swoje
uczucia.
- Już myślałem, że masz zamiar mnie zbezcześcić za Jordana. Od dawna szukałem
kogoś z wysokimi kwalifikacjami. Zapewniam cię, że ten człowiek…
- Nie lubisz go, prawda?
- Fakt, nie przepadamy za sobą, ale zgodził się
mnie zastąpić i tylko to się teraz liczy. A teraz przepraszam. Tak jak
zauważyłeś, nie czuję się najlepiej i chcę wrócić do domu. Trzymaj się –
mruknął, zabierając dłoń. Szedł korytarzem, delikatnie chwiejąc się na boki.
- Może cię odprowadzę? – zapytałem, martwiąc się o jego stan. Miałem wrażenie, że
blondyn za chwilę się przewróci i upadnie na podłogę, robiąc sobie krzywdę.
- Nie trzeba. Już, zmykaj na salę – rozkazał, mrużąc oczy. Przetarł twarz dłonią,
zmęczony naszą rozmową.
- Przyjadę potem do ciebie.
- P... – zaczął, ale natychmiast umilkł. Widziałem, że chce wyperswadować mi
pomysł wizyty, ale po chwili westchnął, uśmiechając się ciepło w moją stronę.
- Będę na ciebie czekać.
Wróciłem
na salę, nie mogąc doczekać się chwili, gdy przyjadę do Ivo. Harry Jordan
właśnie zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu, ponieważ krzyczał na dwie
dziewczyny. Obie były na skraju płaczu. Zastępca Ivo spojrzał na mnie z
niesmakiem, a ja odwzajemniłem jego spojrzenie.
- Do fortepianu i pokaż mi czy jesteś wart mojej uwagi…
***
Charles
odwiózł mnie do domu, po tym jak posprzeczaliśmy się w jego gabinecie o stan
mojego zdrowia. Jako że ból nie minął, a wręcz nasilił się do tego stopnia, że
nie potrafiłem już zapanować nad swoimi myślami, zgodziłem się, aby zabrał mnie
do mojego mieszkania. Zasłoniłem wszystkie okna, czując nadwrażliwość na
światło i położyłem się na kanapie w salonie. Uprzednio wziąłem kilka tabletek,
bo wiedziałem, że jedna na pewno mi nie pomoże. Wtuliłem głowę w poduszki,
oczekując, że Luis niedługo przyjedzie.
Brakowało
mi go. Byłem wściekły za każdym razem, gdy Luis nie mógł poświęcić mi chwili
uwagi. Denerwowało mnie też, że miałem inne sprawy na głowie, przez co mój
kontakt z Luisem w moim odczuciu stawał się co raz bardziej odległy. Wiedziałem
już, że został dla mnie kimś więcej, niż tylko uczniem. Teraz, gdy między nami nie
było tej granicy zaczynaliśmy się stawać dla siebie szczególni.
Usłyszałem
zgrzyt zamka. Przyjechał… – pomyślałem szczęśliwy, tęskniąc za jego głosem.
Luis ostrożnie wszedł do domu, zważając na to, że się źle czułem. Położył coś
na stole w kuchni i podszedł do mnie, kucając przy kanapie.
- Dalej źle? – zapytał, kładąc rękę na moim czole. Poczułem przyjemne ciepło i
ból zaczął delikatnie znikać.
- Trochę – szepnąłem,
odwracając się w jego stronę. Uśmiechnąłem się, widząc czarne jak smoła
potargane włosy Luisa. Chłopak zabrał dłoń, mówiąc że nie mam gorączki. Wstał i
poszedł do kuchni.
- Co robisz? – mruknąłem prawie niesłyszalnie. Chłopak zerknął na mnie zza lady.
- Założę się, że nic nie jadłeś. Ugotuję ci coś, może poczujesz się lepiej. Leż i
odpoczywaj.
To
samo ciepło zacisnęło się jeszcze mocniej na moim sercu. Uśmiechnąłem się pod
nosem, czując jak endorfiny łagodzą mój ból głowy i przyjemnie rozchodzą się po
ciele. Tak tęskniłem za tym uczuciem, a
teraz, niespodziewanie zaczął wywoływać je Luis – młodszy o dwadzieścia dwa
lata syn mojej przyjaciółki, którego z dnia na dzień zaczynałem coraz
mocniej...
Kochać.
Choć
sama myśl o tym, co czułem do Luisa powodowała złość na samego siebie, roztargnienie
i ogólne obrzydzenie, gdy myślałem o nim
w kontekście erotycznym. To i tak nic nie zmieniało. Nie mogłem siebie już
dłużej okłamywać, więc z niechęcią przyznałem sobie tytuł pedofila.
- Brałeś jakieś tabletki? – Położył na stole mój obiad. Warzywa pomieszane z
kurczakiem, na które od tak dawna miałem ochotę. Przewróciłem się na bok. Luis
usiadł na podłodze koło kanapy i patrzył na mnie z troską.
- Tak. Zaczyna już przechodzić – skłamałem, nie chcąc go bardziej martwić. Choć
byłem głodny, z trudem przychodziło mi przełknąć jedzenie. Po kilku próbach, dałem za wygraną i opadłem ponownie
na sofę. Luis zabrał talerz i znów przysiadł koło mnie, mówiąc, że może byłby
lepiej, gdyby wrócił do domu.
- Nie!
– wyrwało mi się gwałtownie. Spojrzeliśmy na siebie – ja wystraszony, a Luis
zdziwiony. Uśmiechnął się zmieszany i położył rękę na mojej dłoni w chwili, gdy
nieświadomie wyciągnąłem ją w stronę chłopca.
Nie
chciałem, aby odchodził.
***
Rankiem
byłem sam w mieszkaniu. Luis prawdopodobnie
wyszedł późno wieczorem, bo nic nie wskazywało na to, że został tutaj na
noc. Ból praktycznie zniknął. Pozostawił po sobie tylko ślad, który pulsował
nieprzyjemnie od czasu do czasu.
Na
śniadanie zjadłem wczorajszy posiłek, który Luis mi przygotował. Wypiłem kawę,
ogarnąłem się w toalecie, a potem musiałem posprzątać dom. Niestety, na tym się
nie skończyło, bo trzeba było również się spakować. Zostawiłem wielką walizkę
na łóżku i zacząłem układać w niej swoje ubrania.
Nim
się obejrzałem, minęła już osiemnasta.
Zmęczony
i roztargniony usiadłem przy fortepianie. Dawno
na nim nie grałem, a i mistrz powinien ćwiczyć. Kilka utworów Bethoveena
przeleciało przez moje palce, wywołując jakąś melancholię w mojej duszy.
Zignorowałem to, odprężając się.
- Przepraszam, że tak późno, ale musiałem zanieść papiery na uczelnię – westchnął
Luis w progu moich drzwi. Przerwałem grę. – Jak się czujesz? Chyba lepiej,
skoro już grasz. Boże, to po co ja pytam… - Rozejrzał się zdezorientowany. Nie
potrafiłem powstrzymać śmiechu, widząc go w takim stanie.
- Zdążyłem zrobić wszystko, co potrzebne do wyjazdu – odparłem, a pierwsze krople
deszczu uderzyły w okna. Słońce schowało się za ciemnymi chmurami, wywołując
nieprzyjemną atmosferę w pokoju. – Już zaczynałem za tym tęsknić – parsknąłem,
słysząc pierwsze oznaki burzy.
- Nawet nic nie zapowiadali – westchnął nastolatek, rzucając swoje rzeczy na
kanapę. Choć atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, Luis usiadł koło mnie
na pufie przed instrumentem.
- Kiedy wyjeżdżasz? – zapytał z nutą żalu. Nie odważyłem się spojrzeć na niego.
- Za półtora tygodnia…
- Na zawsze?
- Chyba tak.
Luis
położył swoją dłoń na najniższych klawiszach. Palcami pogładził kilka z nich,
zaczynając grać jakąś wymyśloną przez siebie, elegijną melodię. Dołączyłem do
niego, jednak gdy pierwsze wyższe dźwięki zaczęły wypełniać pokój, Luis ucichł.
Miałem wrażenie, że był przybity, ale co mogłem na to poradzić? Nic…
Można
było by powiedzieć, że dźwięki, które zagrałem zakończyły się pytającym
znakiem. Luis zerknął na mnie, ponownie kładąc dłoń na instrumencie. Znów
zagrał swoją część – tym razem brzmiała jeszcze bardziej pogrzebowo, niż
poprzednio. Odchrząknąłem zmieszany, chcąc przerwać tą dramatyczną ciszę.
Najlepszym wyborem wydał mi się Mozart, a dokładniej Marsz Turecki. Gdy moje
palce z niezawodną szybkością zaczęły wykonywać ten utwór, Luis spojrzał na
mnie – trochę niedowierzając w to co właśnie robię, a trochę z wyrzutem, bo
jakim prawem miałem przerywać tę ciszę w tak drastyczny sposób? Mimo to, na
jego twarzy pojawił się uśmiech i wciął się w moje takty. Teraz obaj, skupieni
i z głupawymi uśmiechami, graliśmy Rondo Alla Turca.
Gdy
utwór się skończył zadowoleni z siebie spojrzeliśmy po sobie. I wtedy w obu z
nas coś drgnęło. Poczułem się jak w
transie, kiedy patrzyłem prosto w szmaragdowe oczy Luisa. Najpierw pustka wypełniła
moje ciało, a potem coś nieznanego przyszło na jej miejsce. Mimowolnie
uchyliłem swoje usta, a nastolatek przybliżył się do mnie, muskając je swymi
wilgotnymi wargami. Serce na chwilę przestało bić, a całe ciało zesztywniało
pod wpływem naszego nieetycznego zachowania.
Nasze
usta – choć nieśmiało i z pewnym dystansem – złączyły się w mocniejszym
pocałunku. Dreszcz podniecenia przebiegł po moich plecach, jakby ktoś
przejechał paznokciami po szkolnej tablicy. Nic nie odpowiedziałem. Obaj
spuściliśmy głowy, nie mając odwagi spojrzeć sobie prosto w oczy. Przez chwilę poczułem, jak Luis przejeżdżał
nosem po moim policzku, prowokując do dalszych działań. Nie wiedziałem, co
zrobić. Chłopak chciał więcej pieszczot podczas gdy ja miałem wyrzuty sumienia.
Mogłem ponieść za to konsekwencje, mogłem zranić jego dziecięcą psychikę, ale w
ostateczności wyraziłem aprobatę,
gdy sam musnąłem go wargami w brodę.
Czułem
się niezręcznie. Ciemność w pokoju dodawała romantyczności temu spotkaniu, a
jednocześnie powodowała jakiś strach. Na dodatek, byliśmy delikatnie oświetlani
ulicznymi latarniami i neonowymi
ozdobami wiszącymi na sąsiednim
budynku.
Luis
położył dłoń na moim udzie, gdy ponownie zbliżyliśmy się do siebie. Jednak tym
razem to on subtelnie uchylił swe usta oczekując ode mnie ingerencji. Czując,
jak trząsł się ze stresu, wsunąłem język między wargi chłopaka, domagając się
od niego współpracy. Nastolatek zacisnął palce na cienkim materiale spodni,
zwiększając tym samym produkcję testosteronu w moim ciele. Przez chwilę wystraszyłem się, że to może
zajść za daleko. Ale czy ja sam tego nie chciałem?
Nasze
wargi robiły się coraz wilgotniejsze, gdy bez
żadnej przerwy kontynuowaliśmy serię pocałunków, które z każdą chwilą
były co raz bardziej namiętne i gorące. Luis mruknął cicho, obejmując mnie za szyję
wolną rękę. Z jakąś nieznaną mi obawą, odgarnąłem z jego twarzy okalające go
kosmyki czarnych włosów. Chłopak
opuszkami palców pogładził mnie
po szyi, wywołując gęsią skórkę i tym samym mocniej doprowadzając mnie do
szału. Znalazł mój czuły punkt i bardzo chętnie z niego korzystał. Dłoń
powędrowała wyżej, dotykając mojego wybrzuszenia w spodniach.
- Czy nie powinniśmy przestać na tym?- zapytałem zmieszany tą całą sytuacją.
Zauważyłem, że policzki Luisa pokryły się szkarłatem, a oczy zaszły delikatną
mgłą, pobudzając mnie jeszcze bardziej.
- Jeżeli nie chcesz... Już i tak przesadziliśmy – westchnął, odrywając się ode
mnie. Przeczesał palcami swoje włosy.
- To nie tak, że nie chce… po prostu… nie wypada…
- Ivo… A czy w tym świecie coś wypada? – uniósł brwi, nie ukrywając rozbawienia.
Złapał mnie za skrawek koszulki i przyciągnął do siebie, wpijając się w moje
usta.
Po
krótkim przemyśleniu jego słów uznałem, że dalsze zgrywanie cnotki nie miało
sensu. Powinienem zrobić to, co chcę, a chciałem właśnie jego. Dlatego
wyczyściłem swój umysł, pragnąc skupić się na
tym co działo się w tej chwili. Równie nachalnie odwzajemniałem jego pocałunki
aż w końcu obaj przylgnęliśmy do siebie jak magnesy. Od tej chwili między nami
zaczął budować się nowy rodzaj zaufania. Próbowałem nie być zbyt uparty
aby go nie speszyć oraz pokazać mu, że czułość jest równie ważna, jak
sam akt. Luis z trudem opanowywał burzę hormonów, która gorliwie szalała w jego
wnętrzu i domagała się przyjemności.
Obaj zrzuciliśmy z siebie górne ubrania i łącząc się w mocnym uścisku, zaczęliśmy
się poznawać z zupełnie innej strony. Moje palce sunęły po jego plecach,
badając każdy skrawek napiętej skóry. Masowały wypukłości, lekko drażniły i
łaskotały powierzchnię. Nastolatek w tym czasie pieścił moją szyję, zostawiając
na niej licznie malinki i mokre ślady, a paznokciami kreślił na łopatkach
nieznane sobie wzory. Wydawałoby się, że to niby taka błahostka, ale jednak gdy
muskało się w ten sposób drugą osobę, dotyk nabierał zupełnie innego znaczenia.
Zyskiwał charakter, głębię, a nawet smak.
Nie mogłem się oprzeć tej
pokusie. Musiałem choć raz spojrzeć w jego piękne, szmaragdowe oczy. Blask
księżyca oświetlał je, nadając im jeszcze mocniejszy odcień, niż zwykle.
Chłopak odwzajemnił moje spojrzenie i zgarnął z mojej twarzy opadające kosmyki.
W ramach podziękowania, moje kąciki ust delikatnie się uniosły. I po raz
kolejny zbliżyliśmy się do siebie, łącząc
nasze wargi. Z początku pozostałem bierny. Jego język masował moje
podniebienie i wciąż zapraszał do wspólnego tańca. Nie mogłem mu odmówić.
Nawet
nie zorientowałem się, kiedy oparłem się o fortepian. Co dziwniejsze, zdążyłem
zamknąć pokrywę. Spod przymkniętych powiek obserwowałem każdy jego ruch. Mój
oddech był płytki, a serce waliło mi coraz mocniej. Długie, zwinne palce Luisa
rozpinały kolejne guziki moich jeansowych spodni, a mnie zaczęła ogarniać
panika. Czy powinienem….
- Rozluźnij się.. – usłyszałem jego szept. Chłopak przejechał językiem po mojej
szyi, chcąc odwrócić moją uwagę od tego, co działo się tam na dole. Jego dłoń
wsunęła się za materiał bokserek, pieszcząc sam czubek. Wydałem z siebie tylko
cichy świst. Tak dawno nikt mnie nie dotykał w taki sposób… Czułem jak Luis kąsa
moja skórę, badając jej smak i nie pozwalając przy tym pominąć żadnego jej
skrawka. Robiło mi się zbyt dobrze, więc bojąc się o wpadkę w postaci
przedwczesnego wytrysku, zabrałem jego rękę z mojego krocza. Luis objął moje
biodra i podsadził na instrument, gestem każąc mi się na niego położyć. Jak
piórko opadłem na instrument, marząc o
tym, aby chłopak w końcu przeszedł do rzeczy. Moje spodnie bardzo szybko
znalazły się na podłodze, obok naszych bluzek. Chłopak usadowił się między
moimi udami i sugestywnie ocierał się o mnie, masując moje pośladki. Jeżeli
nasz wspólny stosunek miał skupiać się na mnie – pasowało mi to. Potrafiłbym
poświęcić swoje ciało dla niego. Luis pochylił się nade mną i obsypał mój tors
licznymi pocałunkami. Jego włosy tak nieprzyjemnie łaskotały moją skórę, że nie
potrafiłem spokojnie leżeć na pokrywie. Wiłem się tylko, próbując uciec od
nich. Luis zerknął na mnie zza linii bokserek i z bezlitosnym uśmieszkiem
ściągnął moją bieliznę, zostawiając mnie całkiem nagiego na instrumencie. Ciepło rozlało się
gwałtownie po moim ciele, kiedy chłopak zanurzył mojego penisa w swoich ustach.
Z taką perfekcją wykonywał te wszystkie ruchy, że przez moment poczułem się
przerażony jego umiejętnościami. Zdążyłem już pomyśleć, że zaraz dojdę w jego
ustach i na tym skończy się nasz stosunek.
Miałem szczytować, gdy Luis gwałtownie
wyprostował się. Zdezorientowany, chciałem na niego spojrzeć lecz po
chwili usłyszałem zgrzyt zamka, który podpowiedział mi, że Luis wcale nie
zamierzał w ten sposób doprowadzić mnie do orgazmu. Przez moment moje wszystkie
mięsnie się spięły nie pozwalając
chłopakowi na żaden ruch. Zimne dłonie Luisa pogładziły moją delikatną
skórę na udach, powodując że rozchyliły się subtelnie. Jego pierwsze palce
zaczęły badać mnie od środka. Czułem na sobie jego wzrok – miałem wrażenie, że
śmiał się prosto w moją twarz, a w jego głowie były tylko myśli o tym, jak z
łatwością mu się oddałem. Ręką zakryłem twarz, nie chcąc, aby mnie obserwował.
Z
moich ust wydarł się niemy jęk, gdy Luis utorował we mnie drogę. Ciało
mimowolnie wygięło się w łuk, a dłonie powędrowały na krańce instrumentu, mocno
się ich chwytając, jakby w obawie, że organizm za moment stoczy się z
fortepianu pod wpływem pchnięć chłopaka. Dyskomfort wywołany penetracją powoli
przemijał i pozwolił mi zaczerpać trochę przyjemności. Luis szerzej rozwarł
moje uda, chcąc zrobić sobie więcej wolnej przestrzeni. Westchnąłem głośniej,
czując go całego w sobie.
Odważyłem
się spojrzeć na niego zza przymglonych oczu. Luis pochylał się nad moim ciałem,
a gdy poznał, że na niego zerkam, uczynił to samo. Jego czarne włosy otulały
jego twarz, a w oczach krył się dziwny blask. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod
nosem, widząc z jakim pragnieniem i żądzą porusza biodrami. Czasami z jego
uchylonych ust wypadały ciche jęki i westchnienia. Sprawiałem mu niesamowitą
rozkosz, co bardzo podnosiło moje ego.
Zmieniliśmy
pozycję. Otępiały zszedłem z instrumentu odwracając się do niego. Dłonie
oparłem o instrument i uniosłem wyżej swoje biodra, zapewniając mu tym samym
łatwiejszy dostęp do mojego ciała. Tak dawno brakowało mi tego rodzaju seksu,
że prawie zapomniałem, jakie to uczucie mieć coś w sobie. Luis bez problemu
wszedł we mnie, kładąc dłonie na mych ramionach. Dociskał go do samego końca, powodując
niekontrolowane jęki z mojej strony. Odwróciłem
głowę w jego stronę, domagając się choć
odrobiny czułości w postaci pocałunku. Jedna dłoń chłopaka, zsunęła się na moje
biodra, a drugą mocno objął mnie za szyję, dociskając do siebie. Mruknął w moje
usta, a potem popieścił je językiem. Wyglądaliśmy śmiesznie – w takiej pozycji,
powyginani i uprawiający seks. Jego tempo zrobiło się szybsze i zdołałem
poczuć, jak robi się twardy, co mogło świadczyć tylko o jednym – zaraz miał się
spełnić.
Nie
chcąc zostać w tyle, złapałem swojego
członka w dłoń zacząłem nim gwałtownie poruszać. Czując podwójną przyjemność,
nie musiałem długo czekać. Przyjemne, dobrane ruchy, które masowały moje
rozluźnione mięśnie i ręka spowodowały, że spuściłem się z donośnym jękiem na
fortepian, ponieważ to, co poczułem, było nie do opisania. Osiem miesięcy bez
seksu podarowało mi jeden z najlepszych orgazmów w całym moim życiu. Nie
dowierzając, spojrzałem na swoją dłoń umazaną lepką, klejącą się cieczą. W
pewnym momencie Luis złapał mocno moje gęste blond włosy i odchylił moją głowę
gwałtownie do tyłu. Nie potrafiłem zdusić w sobie głosu. Wydawałem z siebie
głośne, nieopanowane dźwięki przyjemności i zaskoczenia. Ta pozycja była jedną
z tych, gdzie człowiek nie mógł się opanować. Chłopak dyszał mi nad uchem, aż w
końcu jego ruchy stały się wolniejsze, a na koniec ustały.
Serce
waliło mi jak młot, gdy skończyliśmy. Nie dowierzając w to wszystko, mocniej
oparłem się o fortepian, chcąc utrzymać na dłoniach swój ciężar ciała.
Wpatrywałem się w lepką spermę, ale tylko dlatego, że nie miałem wyboru, aby
spojrzeć gdzie indziej. Próbowałem się uspokoić, wyrównać oddech lecz nie dałem
rady. Luis położył dłoń na moim rozgrzanym ramieniu i delikatnie go pomasował.
Gdy zmieszany i zawstydzony, odwróciłem głowę w jego stronę, zostałem
obdarowany delikatnym a zarazem ostatnim pocałunkiem tej nocy.
Ivo jednak chce wyjechać?? Pozwoli żeby jakiś koleś wychowywał jego dzieci ... i zostawi Luis'a ... WTF Jest jakakolwiek szansa na szczęśliwe zakończenie ?? Pozdrawiam i bardzo dziękuje za kolejny cudowny rozdział. Karo
OdpowiedzUsuńJednak chce. Postaram się wszystko wyjaśnić w następnym rozdziale... A szczęśliwe zakończenie? Zobaczymy. Nic nie mogę obiecać. Dziękuję za odzew! Teraz wiem chociaż co was dręczy! hehe :D
UsuńOBOŻEORGAZM XD Normalnie cudny rozdział <3 Jestem strasznie ciekawa co się stało z Leo i to pewnie się wyjaśni w kolejnym rozdziale :D Jestem również pozytywnie zaskoczona co wydarzyło się Ivo,a Luisem *.* cudnecudnecudne <3 Wyczekuje wiernie kolejnego rozdziału! ;)
OdpowiedzUsuńOrgazmy są fajne :D A dziękuję! Też się zastanawiam, co się stało z Leo... Cholernie mnie on ciekawi...
UsuńNie, Ivo nie może wyjechać. Sprawa z dziećmi nie może się tak skończyć, nie może zostawić Luisa...
OdpowiedzUsuńAle rozdział był cudnny, nie ma co. Nareszcie coś się między nimi zadziało, nawet nie marzyłam, że ten rozdział potoczy się w tym kierunku <3 Myślę, że wszystko się teraz trochę zmieni. Chociaż właśnie sobie uświadomiłam, że jest też opcja, że zrobisz z tego taki stuprocentowy angst i... O Boże, nie ;___; Do tego jeszcze pierwszy raz czytam na komputerze i teraz włącza mi się muzyka. "Another love" tak idealnie pasuje do tego opowiadania </3
Dobra, jednak będę płakać. Przez Ciebie zaczęłam lubować się w angstach. Odzywa się we mnie masochistka.
Może i ten rozdział nie był tak smutny, ale nadal jest ten klimat... Boże, ja kocham ten klimat.
Życzę mnóstwo weny i więcej takich masochistów jak ja :')
*pobiera sobie "another love", idzie okryć się jakimś kocem i sobie popłakać*
/Adelaide
Szczerze, ja też nie wiedziałam, że Ivo da dupy. To tak samo się napisało... XD Tak, piosenka Toma najbardziej skojarzyła mi się z tym opkiem. Czasami sobie myślę, że w sumie Ivo mógłby ją śpiewać xD
UsuńTeż uwielbiam takie klimaty, o których mi napisałaś...Są cudne ^w^
Dziękuję za komentarz, moja Masochistko :D
Przeczytałam rozdział dwa razy i kurcze....to opowiadanie jest cudowne. Naprawdę, zakochałam się w nim. Zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i wchodzę po kilka razy dziennie sprawdzić czy już czegoś nie dodałaś! Jest to jedno z moich ulubionych opowiadań. Ciekawie napisane,poprawnie ortograficzne i interpunkcyjnie. Do tego z pomysłem! Strasznie podobało mi się to w jaki sposób ukazałaś stosunek Luisa i Ivo,to było po prostu świetne *-* ogólnie całe opowiadanie jest cudowne (nie zwracaj uwagi na to,że w kółko piszę to samo XD,nie jestem dobra w pisaniu komentarzy) mam nadzieję że rozdziały nadal będą się pojawiały w dość krótkich odstępach czasu, bo po prostu usycham bez tego opowiadania xD ale rozumiem że poza pisaniem masz też swoje życie. ŻYCZĘ DUUUŻO WENY I CZEKAM NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ!!! <3 <3 <3 powodzenia *>*
OdpowiedzUsuńOMÓJBOŻE, dziękuję :_; Ale dzięki wam dostałam motywację, uf!
UsuńCieszę sie, że trafiłam w mój gust i że z taką chęcią odwiedzasz moją stronę! Jestem taka szczęśliwa, dzięki waszym komentarzom! Laski, kocham was :-;
Dziękuję, że tak mnie chwalisz.. Rozwaliłaś mi serducho, bo pisanie poprawie ciężko mi idzie..
Co do odstępów czasowych - myślę, że po prostu będą co dwa tygodnie.... I fakt, moje życie prywatne również... agrr
Jeszcze raz dziękuję! Kc <3
Heh...cieszę się że mi odpowiedziałaś... chyba zacznę Cię stalkować na fb xd ja też kc za to opowiadanie
UsuńA proszę bardzo! XD Jestem otwarta na nowe znajomości, więc jak chcesz to nawet mnie dodaj xD Kc kc kc <3
UsuńJuż myślałam ze sie nie doczekam kolejnego rozdziału ale tak jak podejrzewałam nie zawiódł mnie oby następny był jeszcze lepszy od tego i z niecierpliwością czekam na następnym rozdział
OdpowiedzUsuńJa też! Serio, już tak miałam dość oczekiwania na kogokolwiek... No ale znalazła się jedna dobra duszyczka, która mi pomogła ^w^ I dzięki niej w końcu wrzuciłam tu posta i mogę poczuć się wolna! xD
UsuńDziękuję kochanie, będę się starać <3
Dziewczyno to co ty potrafisz stworzyć jest nie do opisania. Oficjalnie zaliczam to yaoi do moich-kurwa-ulubionych.Emocje zapewne nie opuszczą mnie przez kilka następnych dni a ta scena będzie śniła mi się po nocach! Nie wiem czy będzie smutne czy szczęśliwe zakończenie, a może mieszane? Ale wiem na pewno to, że jest wyjątkowe i niepowtarzalne. Trudno będzie mi się pogodzić z odejściem bohaterów i mam ochotę płakać jak nigdy. Chciałabym też, żeby kolejny rozdział był tak genialny jak ten chociaż miałabym czekać na niego milion lat.
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ I WENY ŻYCZĘ W JAK NAJSZYBSZYM TEMPIE!
Obiecuję, że dam z siebie wszystko!!! Dziękuję za taką wiarę i za dodanie tego opka do ulubionych :-; Tak się cieszę! Nigdy, przenigdy nie pomyślałabym, że ludziom się to spodoba ;_; Kocham was, i sama mam ochotę właśnie rozpłakać się ze szczęścia!
UsuńJeszcze raz dziękuję!!!!! Chyba zabiorę się za pisanie następnego rozdziału, agrr! kc <3
Łaaaaaaaaaaaa czekałam na to przez CAŁY czas
OdpowiedzUsuńNareszcie ^^
Jejku xD
Świetne no po prostu wow wow
Hahahha i pomyśl, że będzie tego więcej! xD Dziękuję za komentarz kochana <3
UsuńTak długotu wchodziłam i czekałam, aż dodasz next, a tu nic i nic.. A jak w końcu coś dodałaś straciłam internet i dopiero teraz mogę to przeczytać T-T
OdpowiedzUsuńJiaaaa *-* Rozdział jest od dziś moim ulubionym. Ivo ,Luis. Luis, Ivo. Awww ^^ Nic więcej nie powiem, ponieważ nie umiem wygłaszać opinii, więc tylko zaserduszkuje wszystkich! <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
Hej,
OdpowiedzUsuńpięknie ich zbliżenie, a może Luis pojedzie z nim? mam nadzieję, że temu nowemu pokazał compotrafi, Miriam stanęła po stronie Victora...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, to ich zbliżenie ach, a może jednak Luis pojedzie z nim? mam nadzieję, że temu nowemu pokazał co potrafi, ech Miriam stanęła po stronie Victora...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, wspaniale opisałaś to ich zbliżenie, Luis pojedzie z nim?
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza