sobota, 5 marca 2016

Rozdział XII

Obudziłem się w wielkim łóżku, przykryty jasnobeżową kołdrą ozdobioną w rogach abstrakcyjnymi wzorami. Subtelnie wygiąłem swoje ciało, rozciągając wszystkie mięśnie. Pociągnąłem nosem, poprzewracałem się z boku na bok, czując jak aksamitna pościel miło pieści mnie po nagiej skórze. Alkohol zdemolował mi cały organizm – ból głowy dokuczał mi z każdym ruchem, usta spierzchły, a żołądek dawał mi się we znaki. Z drugiej strony, nie chciałem wstawać. Było mi zbyt dobrze, gdy tonąłem w tym miękkim materacu. Chociaż przez chwilę, mogłem poczuć się jak prawdziwy król.
Nie chciałem przypominać sobie wczorajszej nocy. Zbyt duży natłok stresu w końcu musiał kiedyś ujrzeć światło dzienne, jednak czułem się głupio po tym, jak zachowywałem się przy Williamie. 

Mimo to, w głębi duszy wiedziałem, że nie powinienem się tak czuć. Zrozumiał mnie, był w końcu moim przyjacielem, a ja zawalałem swój umysł takimi pierdołami, jak te.

Leniwie wygramoliłem się z łóżka. Na szafce stał dzban napełniony wodą, a koło niego szklanka. Boże, Will, jesteś cudowny. – pomyślałem, upijając łyk chłodnej wody. Od razu poczułem się lepiej.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się słonecznie, choć po ostatnich kaprysach pogody mogłem sądzić, że na wszelki wypadek lepiej wziąć parasol.

W samych bokserkach, skierowałem się do łazienki. Pozłacany kran napełniał wannę gorącą wodą, a ja w tym czasie rozkładałem swoje wczorajsze, wygniecione ubrania na drążkach do ręczników.  Zerknąłem też na siebie w lustrze – włosy na całej głowie skręcały mi się w śmieszne ślimaczki. Ciekawe, czy William dysponował prostownicą, bo nie wiedziałem, czy dałbym radę wyjść w czymś takim na ulicę.
Po ogarnięciu swojej osoby, zszedłem na dół do jadalni. William siedział przy długim, drewnianym stole i jadł śniadanie
- Hehe, a kto to wstał? Oj, Ivo, Ivo, jak tam grzanie swojej dupy w moim łóżku?- zapytał, krojąc kotlet.
- W Twoim łóżku? Nie mogłeś mnie zanieść do gościnnego? – zapytałem zdziwiony. Usiadłem obok niego, dostając swoją porcję. – Zupa na śniadanie?
- Uznałem, że lepiej ci będzie spać w mojej sypialni. W pokoju gościnnym są zbyt twarde materace, a poza tym, firany są za brzydkie – mruknął, studząc swoje jedzenie – Ah, byłbym zapomniał. Jest 16 po południu, więc wstałeś idealnie na obiad.
- 16? Żartujesz sobie ze mnie?! – zbaraniałem. Spałem aż 13 godzin? Natychmiast odskoczyłem od stołu – Jezu, w pracy mnie zabiją – powiedziałem i zatrzymałem się na chwilę. Gwałtownie wstawanie na kacu, nie było najlepszym pomysłem.
- Spokojnie, Ivo. Usiądź, zjedz, zalecz kaca, hehe – odparł rozbawiony Will.– Poleciłem lokajowi, aby zadzwonił do twojej pracy i zwolnił cię z dzisiejszego dnia. Podobno dyrektorowi ulżyło i kazał ci porządnie wypocząć, hehe, a ty spinasz poślady, jakby mieli cię za to powiesić, hehe.
- Z-zwolniłeś mnie?
- Tak.
Odetchnąłem z ulgą. Boże, nadal czułem jak serce mocno wali mi w piersi. William był aniołem i nigdy, przenigdy nie powiem, że tak nie było. Spokojny, usiadłem na tyłku i w spokoju zjadłem przystawkę.

Spojrzałem na kwiaty, zdobiące środek hebanowego stołu, myśląc przez chwilę. W końcu, odwróciłem wzrok na Will’a i zapytałem:
- Serio zaniosłeś mnie do swojej sypialni tylko i wyłącznie dlatego, że aranżacja ci się nie podobała?

Uniósł tylko ramiona w geście bezradności.


Dwa dni później zastanawiałem się, jak to działa.W Londynie było ponad pięć tysięcy pianistów, oczywiście tych doświadczonych i obeznanych w zakresie muzyki, ale jednak żaden z nich, nie miał zamiaru prezentować naszego akademickiego chóru na międzynarodowej arenie. Chciałbym, aby ktoś mi to wytłumaczył.

Poukładałem wszystkie swoje notatki i ładnie ułożyłem je w kupce, na skraju biurka.  Usłyszałem pukanie, więc z przyzwyczajenia, powiedziałem ‘’proszę’’. Do pomieszczenia wszedł Luis, ubrany w wąskie, jeansowe, lekko wytarte i poszarpane spodnie oraz w lekką kurtkę.

I dopiero wtedy mnie olśniło.

Skoro nie miałem pianisty, a bardzo go potrzebowałem, dlaczego miałbym nie wykorzystać Luisa? Nie gra tak źle, czasem myli palce i nuty, ale gdyby go tak wyuczyć? Podejrzliwie lustrowałem chłopaka. Widziałem, jak delikatnie unosi brwi, nie wiedząc jeszcze, jak bardzo zaczyna podobać mi się plan wyedukowania jego osoby. Wystarczyłoby ustalić jak najszybciej repertuar, zagonić go do fortepianu i kazać mu łamać godzinami palce. Te myśli wywoływały u mnie niebezpieczne podniecenie.

- Ivo? – zapytał, stojąc już dobre pięć minut przed moim biurkiem. Uśmiechnąłem się do niego, może odrobinkę zbyt wyzywająco czy lubieżnie. Zastukałem palcami o polerowaną powierzchnię biurka, rozmyślając, jak mogę rozegrać tę partyjkę.
- Wiesz co, Luis? Cholernie mi się podobasz i mam wobec ciebie pewne zamiary – odparłem, nie ukrywając zadowolenia ze swojego genialnego umysłu.
- Eee, to … znaczy? – Luis natychmiast spłoną rumieńcem i zaczął błądzić wzrokiem po pokoju, byle by nie patrzeć na mnie. Natychmiast wstałem od biurka i można by powiedzieć, że niebezpiecznie, zbliżyłem się do chłopaka. Delikatnie objąłem go ramieniem, na co Luis kompletnie zesztywniał.
- Mam dla ciebie propozycję. Ostatnimi czasy, nie mogę nikogo znaleźć do pewnego wyjazdu. Nie ukrywam, potrzebuję pianisty. Niestety, nikt nie może poświęcić mi chwili, więc summa summarum, postanowiłem, że ten zaszczyt przypadnie tobie. Oczywiście, nie będę wspominał o tym, jak bardzo mi zależy byś się zgodził… wiesz.. jesteś kimś w rodzaju mojego koła ratunkowego… - mruknąłem, patrząc wprost w jego zielone oczy.- Zgadzasz się, prawda?
- Yyyymm.. Tak, chyba tak… - jęknął, a ja poczułem w końcu motywację do pracy. Nareszcie, udało mi się znaleźć kogoś, kogo mógłbym zabrać ze sobą.
- Jutro masz być u mnie o 15. Postaram się załatwić repertuar na występ i zaczniemy zabawę! -odparłem rozpromieniony.Dlaczego nie wpadłem na to wcześniej?!
- Co to za występ? – zapytał, dopiero teraz zdejmując z siebie ubrania. Nadal pozostał czerwony i dziwnie speszony. Może nawet i zawiedziony.
- Lecisz ze mną w czerwcu do Hiszpanii. Mamy, zatem dwa i pół miesiąca do przygotowań!
- Ale ja mam zaliczenia za dwa miesiące…

Entuzjazm jak szybko przyszedł, tak i wyszedł, dając mi porządnego kopa w dupę. Spojrzałem na niego nie dowierzając, że nawet on, LUIS nie mógłby ze mną wyjechać.
- Masz papierosa? – tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. Szlag by to wszystko.
Chłopak wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę fajek. Poczęstował mnie jedną.Wyszedłem na balkon. Kurwa, wszyscy mnie muszą zawieść, wszyscy. Czułem, jak chłopak spogląda na mnie w ciszy. Nie miałem jak go namawiać – ważniejsze były egzaminy do szkoły wyższe, niż jakiś konkurs, który i tak przegramy.
- Bardzo ci zależy na tym? – usłyszałem. Wzruszyłem tylko ramionami, zaciągając się papierosem.
Młody westchnął.
- Obiecuję, że pojadę z tobą do Hiszpanii. Będę się uczył do egzaminów, jak i do konkursu. Postaram się.
- Nie chce cię obciążać. Lilith i tak daje ci niezły wycisk.
- Już nie. Mogę odwołać wszystkie zajęcia pozalekcyjne, a wtedy… wtedy będę mógł przychodzić do ciebie.
Odwróciłem się w jego stronę. Zgadzać się, czy nie? Jeżeli wyrażę aprobatę, zakatuje go. Z drugiej strony, nie mam nikogo innego…
- Zdajesz sobie sprawę, że to nie będzie takie proste?
- Dam z siebie wszystko, Ivo.

‘’Dam z siebie wszystko, ponieważ robię to dla ciebie’’ – pomyślał.

Przez pierwszy miesiąc, wszystko szło jak po maśle. Młody umiał już zagrać dwie pieśni z czterech, jednak czasem popełniał naprawdę głupie błędy. Byłem nim zachwycony i pojawiła się jakaś nadzieja, że może faktycznie, mamy jakąś szansę. Kto wie, może nawet staniemy na podium?
Problemy pojawiły się w kwietniu, kiedy Luis zaczął poświęcać więcej czasu na naukę do egzaminów. Nie mogłem go wtedy w ogóle złapać, więc mieliśmy dwutygodniową przerwę w zajęciach. Mogłem,  co prawda, poświęcić więcej czasu próbom chóralnym, jednak zarówno Luis, jak i dziewczyny były niezwykle ważne.
- Zajmiesz się dziećmi? – zapytała Miriam, gdy wróciłem po szesnastej do domu. Dimitr i Nina leżeli na podłodze w salonie, bawiąc się klockami lego.
- Jasne, a co, wychodzisz gdzieś?
- Umówiłam się z Victorem. – odparła, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Z kręconych, czekoladowych włosów upięła zgrabny kok i przyozdobiła go masą spinek i wsuwek. Miała na sobie fioletową, dopasowującą się do jej figury  bluzkę, z głębokim wycięciem w biuście, a spodnie, czarne, opinały jej pośladki. Wyglądała niezwykle seksownie i pociągająco.
- Rozumiem, ale proszę, zmień ubranie. Wyglądasz aż nazbyt pociągająco, a ja nie chcę żyć z myślą, że pójdziesz z nim do łóżka, znajdując się w tym stanie – odchrząknąłem, a ona zerknęła na mnie. Zmieszana, pomasowała swój kark i przyznała mi rację. Rozebrałem się i poszedłem do sypialni, w której Miriam zrobiła garderobę. Patrzyła się na rządek równo ułożonych bluzek i nie wiedziała, którą wybrać.
- Weź tą szarą, z długim rękawem. Będzie ci chociaż ciepło – poleciłem, wskazując jej palcem bluzkę. Nie miała żadnego wcięcia, była raczej prosta.  Jedyną jej ozdobą, były kokardki wzdłuż ramion.. Przebrała się przejrzała się w lustrze, najwyraźniej zadowolona z mojego wyboru.
- Znalazłeś już mieszkanie? – zapytała w trakcie dobierania biżuterii.  Poskładałem swoje dzisiejsze ubrania do szafy i odpowiedziałem tylko ‘’nie’’.

Zszedłem na dół do dzieciaków. Oparłem się o kanapę i złączyłem obie dłonie.
- Jak tam moja brygada? Na co macie dzisiaj ochotę? – zapytałem. Nina krzyknęła, że chce zjeść podwieczorek w mcdonaldzie, a Dimitr mruknął, że ma zamiar iść do zoo, więc po chwili zaczęli się między sobą sprzeczać.
- Ej, spokojnie. Zrobimy tak – najpierw pójdziemy do zoo, a potem coś zjeść, dobra?
Spojrzeli po sobie, i jedno z drugim zaczęło biec do swojego pokoju, by się przebrać. Słyszałem tylko ich śmiech  i pisk na schodach.

Co ja z nimi mam.

Pamiętnik  nastolatka

Byłem przyzwyczajony do masy obowiązków, ale widząc przykładowe testy egzaminacyjne, doszło do mnie, że jestem kompletnym idiotą. Siedziałem czasami do trzeciej w nocy, rozwiązując głupią matmę i fizykę. Wiedziałem już, że chcę iść na architekturę. Czułem to. Nie chciałem nikomu mówić o swoich planach – nadal miałem złe wspomnienia dotyczące mamy, jak  karciła mnie za każdy rysunek, uważając to za stratę czasu.

Chwilami, przypominałem sobie słowa Ivo. ‘’ Podobasz mi się, mam wobec ciebie pewne zamiary’’.Gdy to wypowiadał, brzmiał całkowicie serio i pomyślałem o niemożliwym. Byłem zły na siebie, że początkowo całkiem inaczej odebrałem te słowa. Wyszedłem przy nim na debila, ale dziękowałem bogu, że nie pisnąłem słówka, dopóki on nie dokończył swojej wypowiedzi.
Czasami  też wychodziłem  z Claytonem i paczką na miasto. Zdarzało nam się wypić jedno piwo, mimo ich diety. Dwa razy w tygodniu spotykaliśmy się również na siłowni, a wtedy bezsilny wracałem do domu.

Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale czasami, widząc się w lustrze miałem wrażenie, że nabrałem trochę ciała. Mięśnie ramion uwidoczniły się, a na brzuchu delikatnie zarysował się kształt ‘sześciopaka’.
Nawet nie zauważyłem, kiedy nadszedł dzień egzaminów. Cały oblany zimnym potem stałem wraz z pozostałymi na szkolnym korytarzu, oczekując nauczycieli, którzy wpuściliby nas do klas. Clayton w ogóle się nie przejmował – zapytałem się wiec go, dlaczego w ogóle przystępuje. Oparł tylko – Bo matka się przypruła.  Poczułem wibrację telefonu w kieszeni. Zerknąłem szybko na wiadomość.
- Powodzenia J
Uśmiechnąłem się. Dzięki, Ivo.
Z sali wyszedłem cały mokry i klejący. Napisałem wszystko, co potrafiłem, ale wciąż miałem wrażenie, że było tego za mało. Jeszcze tylko przetrwać jutro i wszystko okaże się w lipcu.
- Idziemy na browara? – zapytał Clayton, podbijając do mnie.
- Więc jednak się stresowałeś? – zaśmiałem się – Nie, nie mogę. Wyjeżdżam za dwa tygodnie i muszę iść na lekcję fortepianu.
- No, może trochę. Trudno, powodzenia!
- Dzięki – odparłem, odpalając papierosa. Dzisiejszy dzień był słoneczny i bezwietrzny.

Przyjechałem do biura Ivo, ale okazało się, że go w nim nie ma. Jakaś uprzejma staruszka, w garsonce i wysokich szpilkach skierowała mnie do sali prób. Jak ona może w tym chodzić? – zapytałem, jakby sam siebie w myślach. Jeszcze raz ukradkiem, spojrzałem na kobietę, a potem już szedłem prosto korytarzem ozdobionym licznymi obrazami i nagrodami. Byłem niedaleko wskazanego pomieszczenia, aż moją uwagę przykuła wielka antyrama z napisem ‘’ Najlepsi Absolwenci Akademii Muzycznej’’. Wisiały na niej fotografie osób, które osiągnęły wysokie nagrody i  zasługi w dziedzinie artystycznej. Wśród nich rozpoznałem znanych artystów i instrumentalistów. Przedostatnią osobą na wiszącym artykule był Ivo. Jego zdjęcie zostało zrobione wiele lat temu, mógł wówczas mieć z 24 czy 25 lat.  Zauważyłem, że niewiele się zmienił przez ten czas. Był dalej tym samym Ivo, jakiego poznałem.

No, z wyjątkiem tych kilku uroczych zmarszczek.

Już stąd słyszałem jego krzyk. Nauczyciel najwidoczniej nie był w humorze, bo zdarzało mu się przeklinać i podnosić swój głos o kilka tonów wyżej. Ze strachem, wszedłem do sali prób. Stał na środku niewielkiej sceny, w towarzystwie kilkunastu chórzystek.

- Dzień dobry – uśmiechnąłem się delikatnie. Ivo spojrzał na mnie w ten sam sposób w jaki patrzył, widząc mnie pierwszy raz w szatni, podczas kłótni z Claytonem. Tak samo ostry i złowrogi.
- Fortepian, pieśń 144 i 148, ale już! – warknął, a ja jak poparzony podbiegłem do instrumentu.
- Ja naprawdę nie chce tam wyjść na debila, więc nie mogłybyście się postarać i przychodzić na te zasrane próby? Ja wiem, że mówię to do osób, które są praktycznie zawsze, ale kogoś do cholery opierdolić muszę. Rozstawić się i zaczynać. – westchnął poirytowany. Dał mi znak, abym zaczął grę. Widziałem, jak przeciera oczy ze zmęczenia, a potem przyjmuję pozycję, zaczynając kierować ich głosem.
Nie wiedziałem, dlaczego tak je karcił. Śpiewały wyśmienicie, ale Ivo, co chwilę, im przerywał i pokazywał im, tonując głos, jak powinny to zaśpiewać.
Zagrałem ten utwór dokładnie 16 razy, zanim profesor uznał, że MOŻE BYĆ. Boże, Ivo jesteś głuchy czy jak? Były takie świetne… Rozluźniłem palce – nie miałem kompletnie siły na kolejne przeskakiwanie klawiszy.
- Za dwa tygodnie wyjeżdżamy, więc jutro mają być wszyscy i gówno mnie obchodzi, że któraś z was ma wizytę u fryzjera czy kosmetyczki, zrozumiano?!

                                                               ***

Wstałem o piątej rano. Samolot do Hiszpanii miał być o dziewiątej, a obiecałem Luisowi, że po niego zajadę. Wskoczyłem pod zimny prysznic, spakowałem resztę osobistych rzeczy, zjadłem śniadanie, a o siódmej czekałem już pod jego domem. Luis,  ospałym krokiem szedł w moją stronę, taszcząc za sobą ogromny bagaż. Wyszedłem z taksówki i pomogłem mu zanieść to do samochodu – co on tam do cholery spakował?

Na lotnisku byliśmy o wpół do ósmej.  Sprawdziłem obecność wszystkich dziewczyn – dwóch z nich brakowało, więc musieliśmy przed odprawą na nie poczekać. Spóźniły się na zbiórkę o całe dwadzieścia minut i dostały niezły opieprz od dwóch opiekunek, lecących razem z nami.
Podróż była męcząca. Siedziałem razem z Luisem, który smacznie spał w fotelu. Czasami zerkałem na niego i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że był jakiś inny. Dopiero po jakimś czasie spostrzegłem, ze jego rysy twarzy się wydłużyły, a ciało przybrało trochę masy. Jego klatka piersiowa unosiła się w powolnym tempie, a ja im dłużej mu się przyglądałem, tym bardziej stwierdzałem, że był przystojny.

W końcu kiedyś musiał stać się mężczyzną.

Otworzyłem portfel i przyjrzałem się zdjęciu Dimitra i Niny. Choć widziałem ich rano, już brakowało mi ich wrzasków. Ostatnio, Dimitrowi wypadł kolejny ząb i znowu chodził po domu, pokazując wszystkim brak swoich jedynek.

Rozdzieliliśmy się na lotnisku. Popołudnie było tak parne i gorące, że nim dotarłem z Luisem do hotelu w Barcelonie, obaj spociliśmy się jak świnie. Załatwiłem wszystkie formalności w recepcji, a następnie chłodziłem już dupę w wannie. Z ręcznikiem przepasanym na biodrach, spojrzałem na widok morza za oknem. Oparłem się o ścianę, uśmiechając się w głębi duszy. Miasto było piękne z tej perspektywy. Mogłem również dostrzec w oddali świątynie pokutnej świętej rodzinny oraz skrawek Muzeum usytuowanego  w Palau De Mar. Muszę się tam wybrać – pomyślałem, czując rosnącą ekscytację. Jednak w tej chwili widok na morze sprawiał, że miałem ochotę pospacerować po plaży.

Ubrałem się w krótkie, jeansowe spodnie z dziurami na udach oraz w zwykłą białą bokserkę. Włosy uczesałem na szybko w kucyk i wyszedłem z hotelu. Zerkałem na mapę, aby zorientować się w topografii miasta. Nic nie wskazywało na to, że idę w złym kierunku. Po chwili dłuższego marszu, ujrzałem rządek palm a potem schodki i piach. Poczułem się zrelaksowany, mogąc podążać przed siebie po brzegu plaży. Woda obmywała moje kostki, chłodząc przy okazji całe ciało. 

Usiadłem niedaleko wody. Widziałem, jak kilka par leżało gdzieś w dali, obściskując się czule czy rozmawiając. Ten widok przestał mi się podobać od momentu rozstania z Miriam, a mieszkanie z nią pod jednym dachem, umacniało mnie w przekonaniu, że nie zasługuję ani na nią, ani na nikogo innego. Chociaż z drugiej strony, miłość do niej powoli zaczynała wygasać.
Westchnąłem rozżalony. Byłem prawie na wakacjach. Powinienem odpocząć i zrelaksować się, a nie martwić się o coś, co ma już swój koniec i nic nie może tego zmienić.

                                                              ***

Pamiętnik nastolatka

Widok za oknem był taki cudowny! Nie mogłem nacieszyć się atmosferą tego miejsca. Natychmiast, po przybyciu do pokoju, przebrałem się w  letnie ciuchy i wyskoczyłem na miasto. Czarna, zwiewna koszula z trójkątnym wycięciem na torsie, pozwalała letniemu wiatrowi ochładzać moje ciało, a białe, krótkie spodnie łagodziły żar słońca.

Chodziłem zazwyczaj w cieniu, podziwiając architekturę. Anglia zawsze pozostanie dla mnie najpiękniejszym krajem, ale Barcelona.. to też było coś!  Rozejrzałem się, zauważając stragany poustawiane w rządku na placu. Podszedłem bliżej, widząc masę przeróżnych wypieków, biżuterii i pamiątek. Skusiłem się na jedną, małą babeczkę, a potem pooglądałem różne wisiorki. Jeden szczególnie mi się spodobał. Był to brązowy rzemyk z zawieszką głowy byka. Nie mogłem sobie go odmówić, więc poprosiłem uroczą dziewczynę sprzedającą biżuterię, by mi go podała.
Słońce powoli już zachodziło. Niebo stało się pomarańczowo-purpurowe, więc musiałem  przejść się po plaży i nabawić swoje oczy tym pięknym widokiem. Bo co, jak nie zachodzące słońce na tle wielkiego morza jest piękniejsze na tym świecie?

Spacerowałem sobie po uboczu plaży. Znalazłem kilka kolorowych kamyków, jedną  pękniętą muszelkę i trochę szkieł, które o mały włos nie poraniły moich stóp. Plaża była wyludniona, czasem widziałem pary lezące na piasku, czy przechodzące wzdłuż brzegu, tak, jak ja. I pomyśleć, że spędzę tu cały tydzień!
Idąc dalej zauważyłem przypominającego mi kogoś mężczyznę. Leżał na plaży, ze zgiętą prawą nogą i patrzył w niebo. Dopiero podchodząc bliżej, widziałem długie, złote włosy mieszające się z piaskiem. To był Ivo.

Nauczyciel był ubrany w białą bokserkę i zwykłe, jeansowe spodnie. Pierwszy raz w życiu mogłem go zobaczyć w normalnych ubraniach, a nie w koszuli z podwiniętymi mankietami, garniturowych spodniach czy derbach. Zmiana ubrań sprawiła, że wydawał mi się jeszcze bardziej seksowny, niż zazwyczaj. Poza tym, nie sądziłem, że Ivo ma tak szczupłe łydki i zgrabne, chude kostki.
- Cześć – mruknąłem niewinnie. Mężczyzna spojrzał na mnie znad ciemnych przeciwsłonecznych okularów, a potem całkowicie odłożył je na bok, delikatnie mrużąc oczy.
- Cześć, jak tam? – zapytał.
- Zwiedzałem trochę miasto, a u ciebie? – odparłem, siadając koło niego. Miałem nadzieję, że mu w niczym nie przeszkodziłem. Ivo wydawał mi się zmartwiony.
- Całe popołudnie spędziłem na plaży.
- Chyba mocno się denerwujesz, co? – zapytałem.
- Czym mam się denerwować? Występem?
- Mhm… wydajesz się taki nieobecny, pesymistyczny… nie wiem, jak to nazwać. – wzruszyłem ramionami. I tak by mi o niczym nie powiedział. Gdy uczeń wyżala się nauczycielowi, to jest w porządku, jednak, jeśli dzieje się na odwrót, wtedy coś nie gra.
- Daj spokój. Mam złe przeczucia.  Założę się, że jutro wyjdę na idiotę, podczas występu. – odparł, przecierając twarz dłońmi.
- Nie miej ich. Jesteś naprawdę świetny! Myślę, że trochę przesadzasz. Przecież byłem z tobą na próbach, dziewczyny radzą sobie bardzo dobrze, więc nawet nie myśl, że tego nie wygramy!
- Nie mamy szans. Tu są chóry z wieloletnim doświadczeniem – odparł, jednak uśmiechnął się, gdy powiedziałem mu, że wygramy. Pokręciłem zrezygnowany głową.
-Poza tym – kontynuował. – Większość chórów biorących udział, przygotowuje się na te wydarzenie od kilkunastu miesięcy. Nie żartuję. A spójrz na nas. Trzy miesiące pracy i tak wszystko pójdzie w dupę.
-Nawet, jeśli nie wygramy, to przecież możemy być w takim miejscu, jak to! Zawsze są jakieś plusy – wzruszyłem ramionami.  Zacząłem lepić z piasku coś podobnego do budynku, lecz nie wiem, czy nim w ogóle było.
- Nie mówiłeś nic o egzaminach. Jak ci poszło? – zapytał, wzdychając pod nosem.
Zaśmiałem się tylko.
- Mam wrażenie, że zawaliłem. Mogłem się bardziej postarać – mruknąłem pod nosem, wodząc opuszkami palców po ciepłym piasku. Czułem zapach soli dochodzący z morza.
- Co zdawałeś? – usiadł, krzyżując nogi. Nauczyciel patrzył przed siebie, a palcami zgarniał piach w garść i przesypywał go między opuszkami palców.
- Matematykę i fizykę. – odparłem, budując babki z piasku. Powoli zaczynałem się w to wkręcać. Ivo popatrzył na mnie z politowaniem, ale niedługo po tym sam zaczął coś tworzyć.
- Nienawidziłem matematyki. W zasadzie, dalej jej nie cierpię. Według mnie, matma do niczego nie jest potrzebna. – zaśmiał się. Zauważyłem, że lepił coś, co niczego nie przypominało. – Kiedy byłem w twoim wieku, robiłem wszystko, byleby tylko zdać. Potem okazało się, że zmienili egzaminy i matematyka stała się obowiązkowa. Nigdy nie miałem takiego ciężkiego okresu, jak wtedy. – pokręcił głową na te wspomnienia. Nawet kąciki jego ust delikatnie się uniosły.
Przez chwilę milczeliśmy, zajęci lepieniem swoich tworów. W pewnym momencie, złączyliśmy nasze budowle i tak powstał pomysł o zbudowaniu czegoś na wzór miasta. Zupełnie jak małe dzieci, zaczęliśmy rozbudowywać naszą fortecę – od czasu do czasu, Ivo chodził po glinę, chcąc umocnić konstrukcję.

Spojrzałem na niego. Nie był w stanie uwierzyć w to, co właśnie robił. Chłodny wiatr targał jego złotymi kosmykami włosów, a bokserka delikatnie powiewała. Uśmiechał się – może sam do siebie, może do mnie. W pewnej chwili, kiedy obaj dokończaliśmy swoją robotę, Ivo zorientował się, że na niego patrzę. Jego zielone oczy, otoczone jasną, zóltą obwódką spojrzały na mnie pytająco. Na początku miał tylko lekko rozchylone, lśniące wargi, lecz później kąciki ust delikatnie się uniosły, posyłając mi subtelny uśmiech. Słaby blask słońca, oświetlał jego prawą stronę twarzy. Nie obchodziło mnie to, że miał już swoje lata, i że jego skóra nie była już tak napięta jak dawniej. Podobał mi się, taki, jak był i właśnie w tym momencie miałem ochotę go pocałować.
- Luis? Jesteś tam jeszcze? – uniósł brwi i roześmiał się, a ja ocknąłem się z tego transu.
- Co? Ah, tak. Przepraszam – mruknąłem pod nosem i obaj wstaliśmy podziwiać nasze dzieło.

Wkrótce po tym słońce schowało się za horyzontem, pozwalając nadejść chłodnej nocy. Wracaliśmy do hotelu, stąpając po chodniku bardzo blisko siebie. Nie chciałem się zgubić w tłumie ludzi, którzy przechadzali się po centralnym placu miasta. W pewnej chwili, miałem ochotę złapać go za rękę i nie puszczać – poczuć się bezpieczniej.

Odprowadził mnie do mojego pokoju. Przed samym pożegnaniem, pochylił się jeszcze nade mną. Moje serce zabiło mocniej, a przed oczyma miałem obraz Ivo, całującego mnie na dobranoc. Choć brzmiało to absurdalnie – naprawdę to sobie wyobraziłem.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Słucham – odparłem, a  przyjemny dreszcz przeszedł mi po ciele.
- Piszesz jeszcze z Ethanem? – powiedział to jakby z trudem. Zacisnąłem dłonie, a wzrok odwróciłem gdzieś w bok. Bolało za każdym razem, kiedy ktokolwiek o niego spytał.
- Nie. Pisał, dzwonił, ale… nie. Nie utrzymuję z nim kontaktu. – spojrzałem teraz na nauczyciela. Ulżyło mu, ponieważ przymknął oczy a potem się uśmiechnął.
- Cieszę się.
Na pożegnanie, porozmawialiśmy jeszcze chwilkę o jutrzejszym występnie, a  potem Ivo delikatnie położył swoja dłoń na moim ramieniu, mówiąc ‘’dobranoc’’.

Przez resztę wieczoru, leżałem zawinięty w pościel i za wszelką cenę chciałem zatrzymać w sobie obraz uśmiechającego się Ivo, podczas zachodu słońca.


9 komentarzy:

  1. Kiedy wreszcie miedzy nimi cos sie wydarzy??????????????????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wy jesteście niecierpliwi! Wszystkim tylko jedno w głowie ;<< Dajcie im trochę czasu! Miłość jest ciężka, szczególnie gdy dzieli ich tak wielka różnica wieku! W tym rodziale widać już małe zainteresowanie Luisem w kontekście seksualnym, a dzieciak zaczyna zauważać więcej i coraz częściej myśli o Ivo. Obaj mają ciężkie przeżycia. Muszą odbudować więź między sobą...
      Pocieszę cię i wielu innych - To opowiadanie będzie miało około 20 rozdziałów. Rozdział 13 jest już napisany, zostało ich już niewiele i możliwe, że będę teraz je dodawać co 3-4 dni. Poczekajcie, bo to wydarzy się niedługo :D

      Usuń
  2. Moim zdaniem to bardzo dobrze że histora idzie swoim tempem a, nie gna jak szalona zmierzając do jednego... Dzieki temu można sie wczuć w nią poznac oraz przywiązać się do postaci.

    Jest to mój pierwszy komentarz mimo ze twe opowiadanie droga autorko czytam od pierwszego że tak napisze "podejścia,, . Bardzo spodobał mi sie twój styl pisania a także orginalność fabuły. Niewiele jest tego typu opowiadani powiazanych z muzyką... Osobiscie kocham ( <3 bardzo kofam) muzykę jakiego rozdzaju by ona nie była wiec naturalnie pokochalam też i twą twórczość. Jesli chodzi o jakieś błędy to takowych nie widziałam ( jak pewnie widać po tym zaiście pięknym komentarzu ;-; nie jastem asem z polaka ). Ale dobra koniec pitolenia bez ładu i składu. Sorry za ten "cudny,, komentarz.
    A na koniec życzę ci dużej ilości weny...
    Sora12

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, też nie jestem dobra z polaka!
      Dziękuję, że się ujawniłaś.Właśnie ludzie tacy jak ty, dają mi motywację i wiarę w siebie!
      Miło jest czytać komentarze takie, jak twoje. Również jestem zdania, że wszystko powinno toczyć się powoli, dojrzewać...Choć przyznam, że miałam chwilowe załamania, typu ''A może jednak coś powinno się już wydarzyć?''.W końcu napisałam dwanaście rozdziałów. Chociaż stworzyłam między nimi specyficzną więź, nie było żadnych wzmianek o zainteresowaniu Ivo młodszym Luisem.
      Dziękuję, że pomimo mojego pierwszego podejścia, nie zrezygnowałaś z historii! Cieszę się, że pamiętam je jak przez mgłę, ponieważ tamten początek był totalną katastrofą! ( Nadal zastanawiam się, dlaczego chciałam z Miriam zrobić wariatkę O_o)

      Usuń
  3. Aaaa! Scena na plaży, scena na plaży, scena na plaży! Czytałam bite trzy razy i wciąż nie mogę złapać oddechu. Wspaniałe! Ciekawe, jak im pójdzie? Trzymam kciuki!
    PS. Informacja o tym, że będzie jeszcze około ośmiu rozdziałów mnie zniszczyła. XD Wyobrażam sobie tysiące wspaniałych możliwości zakończenia. Na pewno zrobisz to najlepiej!
    Życzę weny i powodzenia! Znakomita robota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ahhaahha! Dziękuję dziękuję dziękuję!
      Spokojnie, będa jeszcze inne opowiadania ( mam nadzieje o_o)
      Zobaczymy jak mi pójdzie, może nie wyrobie z historią i będzie o kilka więcej xD
      Wyobraźni nikt ci nie zabierze! Jestem ciekawa, jakie zakończenie by ci się najbardziej podobało! :D

      Usuń
  4. Hej,
    oięknie, ciekawe jak pójdą te egzaminy, no i się teraz zakumplował z Clytonem, Ivo jak ten pomysł realizował...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    cudowny rozdział, ciekawe jak pójdą te egzaminy, Luis teraz to zakumplował z Clytonem
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniale, zastanawiam się jak pójdą  egzaminy, no pięknie, pięknie Luis teraz  zakumplował z Clytonem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń