niedziela, 20 marca 2016

Rozdział XIV


Lot nie należał do przyjemnych. Pewnie dlatego, że sam nienawidziłem podróżować samolotem i bałem się tego jak cholera. Na szczęście, mój koszmar trwał cztery godziny, więc mogłem to jeszcze przeżyć. Gorzej by było, gdybym miał lecieć z Barcelony do Moskwy – wtedy musiałbym zaopatrzyć się w leki usypiające.
Z moich obserwacji wynikało, że Luis niczym się nie przejmował. Nonszalancko siedział na fotelu i nie obchodziło go nic, co działo się wokół. Wydawał się czymś zachwycony. Odkąd w południe odwiedził ze mną muzeum, delikatny rumieniec nie schodził mu z policzków. A może po prostu się opalił?

Nie było co mówić o przylocie. Czekanie około godziny na swój bagaż, żegnanie się z chórzystkami i odwiezienie chłopaka do domu, to było nic w porównaniu z tym, jaki szok przeżyłem przekraczając próg domu.

- Miriam? – rzuciłem na korytarzu. Kobieta była ubrana w zwykłe dresy, a włosy  miała spięte w niezgrabny kucyk. Właśnie pakowała do wielkiego pudła ozdoby z naszego domu.
- Słucham? – westchnęła przecierając pot z czoła. Uniosłem dłonie nie wiedząc, co mam w ogóle powiedzieć. W domu było… pusto. Większość mebli zniknęła, zdjęcia ze ścian również, obrazy, wazony, kwiaty….
- A, o to ci chodzi. Miałam do ciebie zadzwonić, ale miałam taki kocioł, że kompletnie zapomniałam. Znalazł się kupiec. Za nasz dom zapłaci nam około dwustu tysięcy funtów. Musiałam pozbyć się większości mebli, bo coś tam gadał, że chce nie potrzebuje wyposażenia…. Ale nie martw się, zostawiłam dla ciebie kilka najważniejszych rzeczy.
- Chcesz mi powiedzieć, że, podczas, gdy ja byłem w Barcelonie ty zdążyłaś sprzedać dom i meble? - wydusiłem to ledwo z siebie.
- No.. mniej więcej. Przepraszam, to wszystko wyszło tak niefortunnie… Musiałam załatwić wiele rzeczy, jeździłam po mieście byłam u notariuszy…
- Ale chwila. Co ja mam teraz zrobić? Wiesz, że nie mam nic na chwilę obecną – odparłem, wchodząc w butach do salonu. W rogu stała tylko kanapa i dwa fotele, a obok mój fortepian. Poczułem ukłucie żalu zmieszane ze wściekłością, że nie uzgodniła tego ze mną. No i oczywiście było mi przykro, ponieważ spędziłem w tym domu połowę mojego życia…
- Nie? Widziałam twoje notatki, myślałam, że…
- Ale nic  z tym nie zrobiłem. – szepnąłem oschle. – Czy oprócz tego, coś jeszcze mi zostawiłaś? – zapytałem z ironią.
- Na górze dwa regały, komodę i wyposażenie z kuchni. W sumie pralkę też możesz zabrać, nam nie będzie potrzebna. – westchnęła, siadając na krzesełku barowym.
- Dobre i to… - mruknąłem. Przez ten szok kompletnie zapomniałem się rozebrać. Zdjąłem z siebie wierzchnie ubrania i poszedłem do kuchni napić się wody. Choć było już lato, temperatura ledwie sięgała 22 stopni. – Myślałem, że odpocznę, a tu proszę. Muszę znaleźć sobie jakieś mieszkanie, bo zostanę bez niczego. – zaśmiałem się nerwowo. Miriam spojrzała na mnie współczująco.
- Dzieciaki już śpią?
- Tak. Były dzisiaj z Victorem na meczu. Tak się wymęczyły, że już o 20 leżały w łóżkach
Spojrzałem na nią, próbując wymusić uśmiech. Czułem jak powieka mi drga z nerwów. Zabiera moje skarby na mecze. Co za wspaniały człowiek… - pomyślałem, zaciskając pięści na szklance.
Pobiegłem na górę do pokoju  Dimitra i Niny. Oboje smacznie spali w swoich łóżkach, więc tylko ich ucałowałem w czoła  i poszedłem do sypialni po notatki ze spisem mieszkań.
Byłem sfrustrowany zachowaniem Miriam. Zrozumiałbym, gdyby zadzwoniła, napisała czy cokolwiek, ale nie, postanowiła sama wszystko załatwić. A ja jestem dopiero na mecie…
Szczerze, przeglądając swoje zapiski zastanawiałem się nad jednym mieszkaniem. Centrum miasta, nie za drogo, jeden pokój, salon, kuchnia i łazienka… w sam raz dla rozwodnika. Oglądając zdjęcia, stwierdziłem, że nie mam wyboru. W sumie, wystarczyłoby je trochę odnowić i problem z głowy.. Między innymi dlatego, postanowiłem z rana zadzwonić do właściciela i omówić szczegóły. Nie miał nic przeciwko obejrzeniu skromnego mieszkania, a i ja byłem zadowolony. W końcu miałem szansę coś kupić.
Szkoda tylko, że nie wyobrażałem sobie reszty swojego życia bez kobiety i dzieci przy boku.


                                                                ***

Budzik zadzwonił dokładnie o 7 rano. Zaspany, zjadłem śniadanie, wziąłem prysznic i leniwie założyłem ubranie na swoją dupę. Dimitr wstał zaraz po mnie i powolutku zszedł ze schodów, przecierając śpiące oczka. Widziałem jeszcze, jak biedny delikatnie kiwa się na boki i idzie w moją stronę prostując swoje rączki.
- Idź spać mały… po co tak wcześnie wstałeś? – szepnąłem, kucając. Przytuliłem go mocno do siebie. Młody słodko pogładził mnie po szyi palcami, wzmacniając swój uścisk.
- Chciałem cię zobaczyć – mruknął wprost do mojego ucha. Jezu, zawsze się rozczulałem nad nim i nad Niną, ale teraz moje serce po prostu pękało.  Podniosłem go – zrobił się o wiele cięższy.
Dla niego mogłem spóźnić się do pracy. Mało mnie teraz obchodziła, zwłaszcza, że myśl o straceniu Dimitra powodowała olbrzymi ból. Młody z całej siły  przytulał się do mnie aż w końcu usnął w moich ramionach. Ucałowałem go i zaniosłem do pokoju. Byłem już spóźniony.
Zaparkowałem swoje auto i, w dość nie najlepszym humorze, wszedłem do budynku.  Szatniarka uśmiechnęła się do mnie podejrzanie informując mnie, abym stawił się na sali prób. Odwzajemniłem powitanie. Naszły mnie złe przeczucia. Mimo normalnych godzin, nikogo nie spotkałem ani na korytarzu, ani w biurach. Co się tu dzieje? – pomyślałem.

Zmęczony, uchyliłem drzwi od sali, gdy…

- Gratulację Ivo! – usłyszałem głos wszystkich pracowników akademii. Szczęśliwi, bili mi brawa i składali wyrazy szacunku. Dość zszokowany patrzyłem na nich wszystkich. Każdy po kolei ściskał mi dłoń mówiąc jakieś ciepłe słowa, choć wiedziałem, że tak naprawdę większość z nich mną gardziła.
- Cóż.. dziękuję – odparłem, uśmiechając się słabo. Fakt, udało im się mnie zaskoczyć, ponieważ nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Mój przełożony podszedł do mnie i pocałował mnie w oba policzki ze szczęścia.
- No, Ivo, nie ma, co się wstydzić! Częstuj się, częstuj! – odparł wesoło. Faktycznie, wokół sali były rozstawione stoliki z drobnym poczęstunkiem, jednak ja nie miałem ochoty nic jeść.
- Jest pewna sprawa… - odparł po chwili, gdy zdecydowałem się jednak wypić filiżankę kawy.
- Musiałem powiadomić prasę. Redaktorzy byli zachwyceni, że mają coś na nowy materiał, dlatego też umówiłem cię na kilka małych wywiadów…
- W pełni to rozumiem – odchrząknąłem. Jeszcze teraz mi tego brakuje… rozgłosu…
- Nawet nie masz pojęcia, jak dumny z ciebie jestem! Mieć kogoś takiego jak ty w naszych szeregach to prawdziwy skarb! – mruknął wesoło.
Uśmiechnąłem się tylko ironicznie w jego stronę. Jakbym mało miał problemów – przeszło mi przez myśl.

                                                                  ***

Stałem właśnie u progu swojego nowego lokum.  Moje mieszkanie miało około 40 metrów kwadratowych i czułem się w nim trochę nieswojo. No, ale wszystko jeszcze przede mną. Teraz najważniejszym elementem było przenieść meble ze starego mieszkania i  voila! Mam gdzie spać…
Ciężarem było wytłumaczenie dzieciom całej tej sytuacji. Postanowiliśmy z Miriam dłużej już tego nie ukrywać, więc wszyscy, we czwórkę, zebraliśmy się w kuchni, przy stole. Jako głowa rodziny, musiałem  zacząć tę trudną rozmowę. Opowiedziałem im, z jakiego powodu się rozstajemy i dlaczego muszę się wyprowadzić. Nina zrozumiała, choć widziałem jak jest jej przykro. Dimitr przeżył tę wiadomość o wiele mocniej. Tak się rozpłakał, że przez całe po południe musiałem trzymać go w ramionach i pocieszać, że będziemy się widywać codziennie i że nic nie zmieni między nami stosunków.

Jak się domyślacie – nie pomogło.

Wieczorem przyjechała firma, która miała mi pomóc w przewozie wyposażenia.  Na szczęście nie musiałem wracać  do starego domu – wszystko zostało zrobione za jednym razem.  Ustawiłem byle jak meble i od razu położyłem się na kanapę. Byłem wykończony psychicznie i fizycznie. Ciągle rozmyślałem o Dimitrze i o tym, przez co teraz musi przechodzić.  Bałem się też, że wraz z Niną będą obwiniać siebie i długo żyć z myślą, , że to oni rozwalili rodzinę, bo byli niegrzeczni.
Otuliłem się kocem – noc była bardzo zimna. Nie miałem tu ani telewizora, ani laptopa. Została mi tylko komórka, która spokojnie ładowała się na stoliku.
W tym małym mieszkaniu poczułem się niezwykle samotny. Mocno ściskałem koc i wyobrażałem sobie kogoś, kto mógłby spędzić ze mną te najtrudniejsze chwile. Kogoś, kto mógłby mnie przytulić albo ze mną porozmawiać.
Gdy już zasypiałem, telefon zawibrował. Sięgnąłem niechętnie po niego dłonią, czując jak zimno nieprzyjemnie drażni moją skórę.
- Jutro normalnie mam przyjść na zajęcia?
- Nie, masz wolne do 15 czerwca. Nie mówiłem ci?
- Nie. Zapomniałeś :D
Patrzyłem się na ekran telefonu. Skoro nie mam w tej chwili nikogo, to dlaczego miałbym nie zapytać Luisa o to, czy nie pomógłby mi,  na przykład, z pomalowaniem mieszkania? Przecież pracuję prawie cały dzień, a drobna pomoc by mi nie zaszkodziła. Poza tym miałbym z kim pogadać… nawet o durnotach. Oderwać się od tej brutalnej rzeczywistości.
- Przepraszam, już nie ten wiek :D Młody, masz jutro czas?
- No, po 15 kończę. A co?
- Potrzebuje pomocy. Muszę pojechać do sklepu po farby. Pomógłbyś mi je wybrać?
- Jasne! Z wielką przyjemnością :D
- Przyjadę po ciebie pod szkołę po twoich zajęciach. A teraz lecę spać dobranoc.
- Dobranoc Ivo :*
Zmarszczyłem brwi. Z buziakiem? Serio? Odłożyłem telefon i mocniej zawinąłem się w koc. Jutro będzie ciężki dzień…
                       
                                                                 ***

- Jak było w szkole? – zapytałem z udawanym zainteresowaniem. Miałem znów zły dzień.
- Serio? Jak moja matka… - odparł zapinając pasy w samochodzie. – Nic. Siedzimy i nic  nie robimy… Więc się już przeprowadziłeś? – zagaił, spoglądając na mnie.
- Nie poruszajmy tego tematu. To wyszło zbyt niefortunnie – westchnąłem. Zakręciliśmy w alejkę, na której był sklep z artykułami.
- A masz w ogóle jakąś koncepcję tego, jak chcesz urządzić mieszkanie?
- Nie. Nie myślałem o tym.
Wysiedliśmy z auta. Dzień był upalny – byłem w samej bokserce i krótkich, jeansowych spodniach.
- To jak ty chcesz kupić te farby? – uniósł delikatnie brwi.
- Zdam się na ciebie – uśmiechnąłem się subtelnie.
Półki były wypełnione przeróżnymi odcieniami kolorów. Zastanawiałem się, co wybrać – czekoladowy brąz czy jednak korzeń kurkumy. Luis rozbawiony do łez czytał po kolei każdą nazwę kolorów.
- Kto to wymyśla? – zapytał, patrząc na mnie. W kącikach jego oczu zebrały się łzy.
- Nie wiem, ale co sądzisz o Niebanalnym arbuzowym? Nie myślisz, że pasowałby do sypialni? – mruknąłem, robiąc głupią minę i demonstracyjnie pokazując następujące kolory o głupich nazwach. Luis nie wytrzymał. Próbował uspokoić swój śmiech, jednak z marnym skutkiem. A i ja nie byłem smutny. Czytając po kolei każdą okładkę, zaczynałem podzielać humor dzieciaka.
- Dobra, na poważnie. Które wybrać?
- No ja bym stawiał na złote piaski albo słoneczny patrol…
- A tak po ludzku?
- Pomarańcz albo żółty.
- Nie. Za nim w świecie nie pomaluje pokoju na żółto. Patrz coś ciemniejszego…
- Brąz? Ten, czekoladowy jest ładny…
- No właśnie nad nim się zastanawiam..
- To go bierz. A do sypialni weź jakiś czerwony i po robocie. Ładnie będą kontrastować...
- Dobra. Podoba mi się twój tok myślenia. Ciuchy na zmianę masz?
- A po co mi?
- Nie pomożesz mi? – uniosłem delikatnie brwi.
- Nie no, pomogę. Zapomniałem…
- To nago będziesz robił. Chodź do kasy. – odparłem, na co młody się speszył. Pokręciłem z rozbawienia głową płacąc za farby, które wybraliśmy.

Pamiętnik nastolatka

- A więc to tutaj teraz mieszkasz? – mruknąłem, wchodząc do nowego mieszkania nauczyciela. Pomijając kanapę i kilka nieustawionych jeszcze szafek, to faktycznie, nie było tutaj za przyjemnie. Widząc masę pudełek, które prawdopodobnie miałem rozpakować z Ivo, już mnie przyprawiało o zawroty głowy.
Ivo skinął niezbyt zadowolony głową. Położył nasze zakupy na blacie kuchennym.
- Ej, Lu, pomóż mi poprzestawiać meble do tamtego pokoju i rozwinąć folie na podłodze – mruknął. Po raz pierwszy od początku naszej znajomości nazwał mnie zdrobniale… Westchnąłem, łapiąc pierwsze pudła i niosąc je prawdopodobnie do sypialni.
To  nie był przypadek, że tu byłem. Ivo musiał czuć się samotny, ale dlaczego wybrał mnie? Nie ma żadnych znajomych, którzy mogliby mu pomóc w przeprowadzce i postawieniu na swoim?
Gdy przenieśliśmy wszystko, Ivo zdjął z siebie koszulę. Nie powiem, na ten widok też zrobiło mi się gorąco.  Chociaż, przyznam szczerze, wyobrażałem go sobie zupełnie inaczej. Ivo faktycznie należał do grupy szczupłych mężczyzn, jednak myślałem, że ma trochę mięśni. A tu proszę...  dość płaski brzuch, ozdobiony paseczkiem brązowych włosów. Co ja bym dał, aby tak…
- Słuchasz ty mnie? Podaj mi ten wałek – burknął.  Pospiesznie zrobiłem to, o co mnie prosił.
- Wybacz. Zamyśliłem się… -westchnąłem, na co Ivo tylko pokręcił zrezygnowany głową.
Malowaliśmy na zmianę. Im dłużej to trwało, tym ja więcej robiłem, ponieważ nauczyciel bardzo szybko się męczył i skarżył na bóle kręgosłupa. Poczęstowałem go też kilkoma papierosami, aby mógł się rozluźnić. Ogólnie, rozmawialiśmy o zwykłych pierdołach, czasem któryś z nas rzucił sprośnym żartem.

W pewnej chwili, Ivo przez przypadek pomazał mnie pędzlem. Miałem na policzku, jak to nazwał nauczyciel - barwy wojenne. Jasne, że musiałem mu oddać. Profesor spojrzał na mnie krytycznie, a potem złapał mnie mocno za ramiona i przytrzymał, abym mu nigdzie nie uciekł. Poczułem jego gorące ciało, które mnie rozgrzewało oraz koniuszek pędzla, który przyjemnie łaskotał mnie po szyi. Robiłem wszystko, byle by nie jęknąć… Trwałem, wraz z nim, w tym szalenie mocnym uścisku. Choć nie było w nim żadnego zabarwienia erotycznego, poczułem się bezpieczny i szczęśliwy. Udawałem próby wyrywania się, aby Ivo nie nabrał żadnych podejrzeń, jednak z każdym szarpnięciem mocniej ocieraliśmy się o siebie. Doprowadzało mnie to do szału, a niektórych momentach czułem, jak moja krew pompowana jest tam, gdzie nie trzeba. Już nie wspomnę o chwilach, gdy  przez przypadek zahaczałem tyłkiem o jego krocze, czując go.  Nie zmieniało to jednak faktu, że nade wszystko chciałem się odwrócić i wtulić w jego ciało. Pozostać w tym uścisku przez całą wieczność.

- Jezu, nie wytrzymam – rzucił, wykrzywiając śmiesznie swoje ciało. Bóle były coraz częstsze i z tego, co zauważyłem, coraz mocniej się męczył. Robiło mi się go szkoda…
- Może na dziś już skończmy? Wykąp się i połóż, najlepiej na podłodze… albo zrób kompres… - poleciłem, podchodząc do niego. Ivo spojrzał na mnie, delikatnie się uśmiechając.  Opierał się o blat w kuchni i patrzył na podłogę, mrużąc oczy z bólu.
- Masz rację… zaraz coś zrobię. – westchnął poirytowany. Położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Co ja bym dał, aby ktoś mi je wymasował, jezuu – jęknął przeciągle, idąc w stronę łazienki – to będziesz już lecieć? Może pierwszy idź się ogarnij. Tam masz mydło, w szafce są moje ręczniki. Możesz z nich skorzystać.
- Jasne. Kompletnie bym o tym zapomniał – wyleciało mi to z głowy. Poszedłem do łazienki i wykąpałem się. Myślałem, że ciężko będzie zmyć tę farbę z ciała, ale schodziła bez najmniejszego oporu. Wytarłem się ręcznikami Ivo – były przesiąknięte jego zapachem do tego stopnia, że dłużej czasu siedziałem w nim, niż w kabinie prysznicowej.
Wszedłem do salonu. Ivo siedział pod jedną,  nieumalowaną jeszcze, ścianą  i palił kolejnego papierosa. Gestem przeprosił mnie, ale ja tylko się uśmiechnąłem.
- Nadal boli?
- Jak cholera.
- Mogę spróbować ci je rozmasować, jeśli chcesz… - zaproponowałem, dość otwarcie. Myśl o dotykaniu jego ciała przyprawiała mnie o dreszcze… Niestety Ivo tylko zmarszczył nos i pokręcił z uśmiechem głową, mówiąc – nie trzeba.
Wzruszyłem tylko ramionami, łapiąc swoją torbę. Ivo ociężale wstał i choć miał dwa kroki do drzwi i tak mnie odprowadził.
- Dzięki za dzisiaj… - szepnął, opierając głowę o  framugę drzwi. Jego oczy były delikatnie podkrążone i ogólnie, wyglądał gorzej niż zazwyczaj. Jednak wiedziałem, że jego wygląd to tylko efekt przemęczenia i w ogóle mi on nie przeszkadzał.
- Nie ma, za co – uśmiechnąłem się ciepło – jutro też wpaść?
- A chcesz?
- Widząc, w jakim stanie jesteś… - powiedziałem niepewnie. Ivo speszył się trochę, ale po chwili skinął głową i odparł.
- Chcę.

                                                                    ***


 1 lipca 2010 roku, w dniu swoich czterdziestych urodzin, stałem w sali rozpraw słuchając orzeczenia sądu. Suchość w gardle nie pozwalała mi wyksztusić z siebie żadnego słowa. Przez ten cały stres z ledwością opanowywałem strach i drżenie nóg. Miałem nadzieję, że nie ugną się pod ciężarem mojego ciała i nie upadnę, mdlejąc.
Miriam stała naprzeciwko mnie. Jak zwykle, miała na sobie ubranie podkreślające jej kształty. Z ośmiomiesięcznym brzuszkiem wyglądała  niezwykle urodziwie. Chwilami, ciężko było mi uwierzyć, że  nie jest już moja.
- Po rozpatrzeniu sprawy, sąd rozwiązuje małżeństwo Ivo Pavlichenko i Miriam Pavlichenko z obustronnej winy. Jednocześnie stanowi, że małoletni Dimitr Pavlichenko, lat 5 i małoletnia Nina Pavlichenko, lat 9 pozostaną pod opiekę Miriam Pavlichenko, oraz zobowiązuje Pana Ivo Pavlichenko do płacenia  alimentów w wysokości…
Nie miałem szans. Choć zeznawała, że nasze małżeństwo było udane przez 16 lat, jej świadkowie oczerniali moją osobę, zarzucając mi między innymi brak czasu dla rodziny, oraz złe traktowanie dzieci.
Nie było sensu się kłócić. Nigdy nie uważałem siebie za złego człowieka, teraz, ogarnięty wypowiedzianymi słowami byłych znajomych, popadałem w jakąś swoistą zmianę poglądów na swój temat.
-… Ivo Pavlichenko ma prawo widywać się ze swoimi dziećmi trzy razy w tygodniu…
Słowa sędziego z trudem do mnie docierały. Wiedziałem, że jeżeli tylko wyjdę z budynku, rozpłaczę się jak małe dziecko, i będę wyć, do momentu, gdy moje łzy się nie skończą.
Sprawa została zakończona. Poczułem jak mój adwokat klepie mnie po ramieniu, mówił, że nie dał rady mi pomóc. Pocieszał, że mogę się odwołać do wyroku, że mam szansę cos jeszcze zmienić.
Wychodząc z budynku, widziałem, jak Miriam wpada szczęśliwa w objęcia nowego partnera. Widziałem, jak całują się namiętnie na środku ulicy, widziałem jak wsiada do jego samochodu. Widziałem, jak odwraca się w moją stronę a jej uśmiech  powoli schodzi z twarzy. Widziałem, jak bez najmniejszego żalu, odwraca się i jedzie, zabierając mi wszystko, co miałem.
Ale każda sytuacja ma jakieś plusy i minusy.

Na przykład nigdy już nie zobaczę swojej teściowej.

Wróciłem do domu. To się już stało. Znów jestem wolny. Znów jestem sam.  Przetarłem zmęczone powieki i otworzyłem puszkę piwa. Skończyłem z Luisem malowanie mieszkania. Teraz zostały tylko pudła do rozpakowania, ale zanim się za to zabiorę minie sporo czasu.
Oparłem głowę o ścianę, zastanawiając się, co mam ze sobą zrobić. Rok szkolny minął, więc nie będę miał za dużo do roboty w pracy. Otworzą kursy letnie i tyle, dwie godzinki na dobę będę poza domem.
Może powinienem poznać kogoś nowego? Albo zająć się czymś nowym? Sam nie wiedziałem…
Lilith jako jedyna osoba zadzwoniła do mnie i złożyła mi życzenia. Ucieszyłem się, że chociaż ona o nich pamiętała. Dziwnie się czułem. Czterdzieści lat tak szybko minęło…


                                                                     ***


- Ivo! Pozwól tu do mnie! – mruknął, zerkając tylko do mojego gabinetu. Jego ton był ostry, co  mnie wystraszyło. Przeleciało mi przez myśl milion sytuacji, w których mogłem polec, jednak żadna nie wydawała mi się poważna. Zwlokłem się z fotelu, odkładając wszystkie zapiski na biurko. W drodze do gabinetu dyrektora nerwowo zaciskałem pięści – kto wie, co do cholery mogło się wydarzyć.
- Jestem – mruknąłem, stojąc w progu. Gestem zaprosił mnie do środka. Chwilowo rozmawiał z kimś przez telefon, ale nie krył się z tym. Gdy odłożył słuchawkę, spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Dostałem list z Moskwy. Chcą cię powrotem w kraju. – odparł niezbyt zachwycony.
- Co? Dlaczego? – zapytałem, siadając naprzeciwko niego. Mężczyzna podał mi list z zawartością kilkunastu kartek i kazał mi je przeczytać.
W owym liście zawarto dość ciekawą propozycję. Mianowicie, szkoła muzyczna w samym centrum Moskwy ofiarowała mi pozycję dyrektora. Do tego, dorzucała mieszkanie, trzy razy większą pensję niż moja, w przeliczeniu na ruble. Całość brzmiała bardzo zachęcająco i była mi na rękę. Miałbym okazję spotkać się z rodziną, starymi znajomymi. Byłbym wśród bliskich, bo tutaj nikt mi nie pozostał.
- Nie powiem, że… jestem zaskoczony – westchnąłem z delikatnym uśmiechem. – Nie spodziewałem się czegoś takiego…
- Rezygnujesz? – zapytał wprost. Jego oczy dosłownie płonęły ogniem.
- Jeszcze nie. Boże, Charles, daj mi czas. To, że oferują mi tyle rzeczy nie znaczy, że wsiądę w samolot i od razu do nich polecę. Termin odpowiedzi mam do końca sierpnia, więc zdążę się zastanowić.. – syknąłem. Charles westchnął ciężko, jednak widziałem w nim jakąś nadzieję. W końcu, gdy zaczęły oblegać mnie media, on również został doceniony. Nie dziwiłem mu się – mógł stracić kogoś tak obiecującego jak ja.
Nie ukrywałem, że byłem przychylnie nastawiony na tę ofertę. Wszystko wskazywało na to, że zgoda to najlepszy wybór, jakiego mogłem dokonać w ciągu tych miesięcy.


Pamiętnik nastolatka

Udało mi się! Kurwa, nie zawaliłem! Stałem właśnie w sekretariacie szkoły i podziwiałem swój piękny wynik egzaminów. Matematyka rozszerzona 98% i fizyka na 91%. Poczułem nawet jak mi drgnął.  Poważnie. Teraz wystarczyło złożyć dokumenty na wymarzone studia i tyle! Koniec ze wszystkim!
Spakowałem teczkę do torby tak delikatnie, aby nie pogiąć rogów a przede wszystkim – jej nie zgubić. Ten dzień był chyba jednym z najlepszych dni w moim życiu, bo na dodatek byłem umówiony z Ivo. Na czas wakacji zajęcia miały odbywać się u niego w domu, dlatego czym prędzej pobiegłem na autobus, nie chcąc się spóźnić i pojechałem do jego mieszkania.
Wchodząc do rezydencji pana Pavlichenko od razu  zacząłem się dusić. Z moich domyśleń i obserwacji sylwetki nauczyciela, otwierającego wszystkie okna, wynikało, że sam próbował ugotować obiad. Spalił cały garnek wraz z zawartością.
- Psia mać – syknął tylko pospiesznie. Spojrzałem na niego z politowaniem.
- Masz… - jęknąłem. Choć z Ivo znaliśmy się od roku, nadal nie wiedziałem, ile ma lat – ileś tam lat, a nie umiesz obiadu ugotować?
- Mieszkaj większość życia z babcią, potem wyjedz do innego kraju  i ożeń się, to zobaczysz jak to jest. - burknął pod nosem. Wytarł czoło szmatką i niezbyt zadowolony spojrzał na swoje ‘’dzieło’’.

I tyle by było z jego obiadu.

Rzuciłem torbę na ziemię, koło stosu pudeł, których jeszcze nie rozpakowaliśmy. Dym ulotnił się z mieszkania, dzięki czemu mogłem normalnie odetchnąć. Zerknąłem na Ivo i przypomniałem sobie o wynikach.
- Właśnie! Zapomniałem ci o czymś powiedzieć! Odebrałem dzisiaj wyniki egzaminu.
- I jak? – zapytał,  wyrzucając spalone jedzenie z garnka.
- Zdałem wszystko na ponad 90%.  – odparłem dumnie. Mężczyzna spojrzał na mnie z podziwem.
- Gratuluję. Gdybym ja dostał tyle z matmy to świat by się skończył – mruknął rozbawiony. – Jeśli już się chwalimy to ja ci się czymś pochwale – odłożył garnek i oparł się o blat kuchenny.
-  Wyjeżdżam do Moskwy, prawdopodobnie na stałe. To coś w rodzaju awansu, który dostałem w pracy – zagryzł dolną wargę zadowolony z siebie… a ja?
A ja patrzyłem na niego w osłupieniu. Mój uśmiech zszedł z twarzy, cała radość dnia zniknęła. Wszystkie kolory stały się czarne, nawet słońce skryło się za chmurami  i otuliło pokój szarością.  Zacząłem się dusić, a gula w gardle nie pozwalała mi nawet  przełknąć śliny, wypowiedzieć jakiegokolwiek słowa, wydać z siebie choćby dźwięku  zaprzeczenia. Stałem tak, naprzeciw niego – Ivo, w którym się zakochałem od pierwszego wejrzenia. W człowieku, który pomógł mi w moich dziecięcych urojeniach. W nim, który był wyrozumiały i który mnie zrozumiał. W Ivo, który w moich wspomnieniach cały czas patrzy na mnie, oświetlany przez zachodzące, pomarańczowo-fioletowe słońce.
Ból zadrą wyrywał mi w piersiach kolejne rany. Ivo, nie umiałem żyć bez ciebie. Teraz chciałeś odejść i zostawić mnie samego, tu, w tym mieście?
Nie pozwolę na to. Nie wypuszczę cię z mych ramion.
 Nie myślałem racjonalnie. Impuls  wywołany mieszaniną uczuć popchnął mnie to takiego czynu. Zacisnąwszy pięści, podszedłem do blondyna. Jego nic nierozumiejące spojrzenie zniknęło w chwili, gdy  złapałem go za włosy i mając kompletnie wyjebane w to, co się stanie między mną a nim…
Wpiłem się w jego usta, chcąc wydrzeć z nich kolejne niewypowiedziane słowa Ivo, które mogły mnie zranić. Kolejne słowa, których nie chciałem usłyszeć.

Mogłem go już przecież nigdy nie zobaczyć i nie wyznać tego, co czuję. Dłoń, którą wplotłem w jego włosy zacisnąłem mocniej, dosłownie dociskając go do siebie. Niestety, nie poczułem nic. Ivo nie uchylił swoich  ust, ale też nie oderwał się od moich. Co to mogło oznaczać? Im dłużej to przeciągałem tym atmosfera robiła się bardziej gęsta i gęsta. Mimo słodkiego smaku mężczyzny musiałem w końcu przestać.

- Kontynuujmy zajęcia.
- Kontynuujmy zajęcia? Po tym, co zrobiłem? - wypaliłem zdezorientowany. Nic nie powiesz? Nic z tym nie zrobisz?
- A co zrobiłeś? - uniósł brwi przyglądając mi się.
- Pocałowałem cię? - skrzywiłem twarz. Przed chwilą wyznałem ci miłość, a ty po prostu to przemilczysz?
- Nie zauważyłem. Możesz usiąść na tyłku? Wieczorem muszę jechać, więc nie mamy zbyt wiele czasu na ćwiczenia - odparł oschle. Zacisnąłem pięści, czując jak serce mi dosłownie pęka. To dla niego nic nie znaczyło.Wyrzucił to z pamięci, udawał, że nic się nie stało. Nie darowałem mu tego.
- Nie, nie mogę. Nie dociera to do ciebie czy specjalnie mi to robisz?
- Luis, zostawmy to. Udajmy, że nic się takiego nie wydarzyło. Poniosły cię wodze fantazji, to wszystko, a teraz bierz się do roboty.
- Nie wezmę się do żadnej roboty! - prawie to wykrzyczałem. Widziałem, jak usta Ivo niezauważalnie drgają, jak ręka trzymające nuty trzęsie się z nerwów. W końcu,  nie wytrzymał. Podszedł do mnie bliżej, starając się opanować resztkami sił.
- Dlaczego stawiasz mnie w takiej sytuacji? - usłyszałem. Zamarłem. W mojej głowie była kompletna pusta... Bo co niby miałem mu powiedzieć? Impuls spowodował tę sytuację. Nie myślałem logicznie, nie rozważyłem, co może się stać. Spojrzałem tylko w jego piękne zielone oczy z żółtą obwódką, które zawsze kojarzyły mi się ze spokojną łąką pełną narcyzów. Nie potrafiłem odpowiedzieć
Ivo nie był wobec mnie cierpliwy. Zacisnął mocniej usta i wydusił tylko:
- Wynoś się.




W wolnej chwili zapraszam na bloga mojej znajomej, na którym pojawiają się świetne recenzje książek, filmów i innych ''dzieł'' o tematyce yaoi. Warto, ponieważ jej testy są bardzo intrygujące i możecie znaleźć tam  kilka perełek. Co prawda, blog dopiero się rozkręca, ale pomóżmy jej i komentujmy!

http://okiem-yaoistki.blogspot.com

Zapraszam też do udziału w rozdaniu, do którego sama też się zgłaszam. < Przeczytajcie opis, a też będziecie chcieli mieć tę książkę ! >


14 komentarzy:

  1. Generalnie rozdział miałam czytać wieczorem, ale przypadkiem na końcu zobaczyłam zdanie "Wynoś się." i musiałam go zobaczyć tu i teraz. XD W tym rozdziale dusiłam się ze śmiechu, a dziesięć minut później ryczałam, jak dziecko w agonii. Ty to potrafisz wywołać emocje w czytelniku. To było wspaniałe, zresztą jak zwykle! Zrobiło się naprawdę bardzo ciekawie. Tak więc czekam na kolejne rozdziały i życzę dalszej weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję dziękuję <3 Biorę się już za następny rozdział! Ale przyznam, miałam problem ze sceną pocałunku ;< Kocham <3

      Usuń
  2. TEN ROZDZIAŁ ROZPIERDOLIŁ MI MÓZG NA KAWAŁKI, BOŻE DZIEWCZYNO NIE WIEM CZY ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ ALE PISZESZ FAN TA STY CZNIE! Ja chce juz kolejny rozdział :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdy pozytywny komentarz sprawia, że moja wena wraca i po prostu rozpieprza mi dupę dosłownie tak, jak Ethan rozpieprzał dupę Luisowi. Naprawdę! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3

      Usuń
  3. JEZU ;_________; Boskie :C Ale przyznam szczerze smutno mi się zrobiło jak czytałam o tej sprawie w sądzie bo w ogóle jak czytam Twojego bloga to wszystkie napisane przez Ciebie słowa wywołują u mnie emocje i chciało mi się płakać jak usłyszałam orzeczenie sądu :c Wgl mi się podobał jakoś ten związek Miriam i Ivo no serio ;_: Dalej mi smutno jest XD I to co napisałaś na koniec o tym pocałunku *-* Bałam się jak Ivo zareaguje i taki poker face na ryju jak powiedział ''bierzmy się za zajęcia'' XD Czekam na następny <333333 ZRÓB COŚ ŻEBY IVO I MIRIAM ZNÓW BYLI RAZEM :C XD ;_:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, dziękuję! Myślałam, ze opisy są moją słabą stroną...No i tak dopisuje...hah. Przykro mi, ale Ivo i Miriam nie będzie już nic łączyć ;< Teraz zamykam wszystkie ścieżki, żeby móc złączyć Ivo i Luisa. W końcu, ej, mają się chyba ruchać, no nie? A większość już nie może się doczekać tego momentu! Wiec robie wszystko, aby zagonić ich tyłeczka do sypialni :D Kocham <3

      Usuń
    2. Wszystko fantastycznie Ci wychodzi naprawdę :) I no masz racje liczy sie Ivo i Luis :D Najlepsza ♥

      Usuń
  4. Takie zakończenie rozdziału ehhh no nie "mów", że młody dał się wyrzucić. Ivo nie miał najmniejszych szans w sądzie, nawet gdyby nie miał tak WSPANIAŁYCH znajomych. Świetny rozdział, czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, przepraszam... niestety miałam z nim dużo problemów i tak musiało się skończyć ;-; Lu dał się wyrzucić z domu. Raczej nie dyskutowałby z silniejszym od ciebie facetem, a na dodatek swoim mentorem, czyż nie? Ale mam też dobrą wiadomość. Następny rodział liczy sobie ponad 13 stron i prawdopodobnie zostanie dodany jutro! :D <3

      Usuń
  5. Droga Autorko,
    Jeśli to możliwe, prosiłabym Cię o kontakt, więcej wyjaśnię w mailu.
    Mail do mnie:
    avatar.of.kaela.mensha.khaine@gmail.com

    Pozdrawiam świąteczne i z góry dziękuję,
    Kaela Mensha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skontaktowałam się z Tobą. Czekam zniecierpliwiona na odpowiedź

      Usuń
  6. Hej,
    to było do przewidzenia, że Miriam dostanie opiekę nad dziećmi, przyjaciele odwrócili się od Ivo, jak dzieci zniosą to wszystko, Dimitr naśladował we wszystkim ojca, Luis wyznał swoje uczucia a ten je zdeptał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniale, to było całkiem do przewidzenia, że Miriam dostanie opiekę nad dziećmi... no i co? przyjaciele odwrócili się teraz od Ivo, jak dzieci zniosą to wszystko? Dimitr we wszystkim naśladował zawsze ojca, buu Luis wyznał swoje uczucia, a ten co? je zdeptał... buu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniale, tego to w zasadzie się spodziewałam, że Miriam dostanie opiekę nad dziećmi... co za przyjaciele odwrócili się teraz od Ivo... a jak dzieci znioszą to wszystko? jedno wielkie buu Luis wyznał swoje uczucia Ivo, a ten je zdeptał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń